Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miłosne Perypetie Gryfonów

Tytuł: Miłosne Perypetie Gryfonów
Parring: Deamus - Dean i Seamus ze świata Harry'ego Pottera
Długość: 1,8k słów
Pomysł od: vesteneris
Opis: Akcja dzieje się na szóstym roku, kiedy Dean zaczyna chodzić z Ginny. Seamus przez te kilka lat nie zauważał znaków, kiedy Dean łapał go za rękę, szturchał itp. Dopiero kiedy zobaczył jak ten całuje się z Ginny za portretem Grubej Damy, zdał siebie sprawę, że te wszytkie szturchnięcia nie były przypadkowe. Wraca do dorminatorium i tam czeka. Potem przychodzi Dean i wybucha coś na kształt kłótni o Ginny, którą jeden z nich przerywa pocałunkiem. To miniaturka bez seksów, ale może tam być zdjęcie koszulek i rozmowa w stylu: Jesteś pewien? Mam na myśli Ginny, to złamie jej serce! - Tak, jestem. I w tym momencie miniaturka się kończy.

Dzięki za cierpliwość i mam nadzieję, że ci się spodoba :))

Miłosne Perypetie Gryfonów (Deamus)

Początek roku w Hogwardzie był długo wyczekiwanym momentem dla Seamusa Finnigana. Spędził on wakacje w towarzystwie swojego irytującego kuzyna Fergusa, który wciąż wykorzystywał każdą możliwą okazję do tego, żeby pochwalić się możliwością teleportacji (na którą niestety Seamus wciąż był za młody). Dodatkowo przez powrót Voldemorta, czarodziejska poczta była pod ciągłym nadzorem i systematyczne wysyłanie sów było utrudnione. Już nie wspominając o fakcie, że jego matka naprawdę nie chciała teraz spuszczać go z oka nawet na sekundę, wciąż wciskając mu do rąk ulotki z Ministerstwa dotyczące zachowania bezpieczeństwa.

Wszytko to jednak nie miało większego znaczenia w porównaniu do najboleśnijszej ze strat, z którą musiał się pogodzić, a mianowicie praktyczny brak kontaktu z jego najlepszym przyjacielem od jedenastego roku życia (na całe dwa miesiące!). Chłopak jak jeszcze nigdy w życiu, odliczał czas do końca wakacji. Nikogo więc nie powinien dziwić fakt, że kiedy wreszcie znalazł się w Ekspresie Hogwardu, odetchnął z głęboką ulgą.

- Cześć Seamus! - Zawołał do niego Neville, gdy chłopak przepchnął się obok niego na przejściu. Czarodziej machnął mu różdżką na przywitanie, wiedząc, że jedyne miejsce, gdzie może spotkać Deana to trzeci przedział od tyłu, w którym zwykli podróżować.

Finnigan przyspieszył krok jeszcze bardziej, a przyjemna myśl o spotkaniu przyjaciela po tak długiej rozłące, wzbudziła w jego piersi radosny okrzyk. (Nawet jeśli kilka czwartoklasistek, które minął w biegu, dziwnie się na niego patrzyło, chłopak naprawdę miał to gdzieś.)

- Dean? - Wpadł do przedziału, wiedząc, że jego najbliższy przyjaciel z pewnością będzie już tam na niego czekał. Jednak zanim dostrzegł chłopaka o ciemnej skórze, która zawsze kojarzyła mu się z czymś wyjątkowo miękkim i delikatnym, usłyszał głośny dźwięk. Było to coś na kształt odrywania przyssanej rurki od odkurzacza, a to mogło oznaczać tylko jedno.

- Hej, Seamus! - przywitała się z nim głośno Ginny. Policzki dziewczyny były różowe, jakby właśnie przebiegła maraton, a usta wydawały się opuchnięte i gryfon nie miał wątpliwości, że to właśnie one wydały z siebie ten okropny dźwięk.

- Cześć. - Dorzucił swoje przywitanie jakby speszony Dean, mający swoje ramię owinięte wokół smukłej talii dziewczyny.

A wizja powrotu do Hogwardu, z jakiegoś zupełnie nie znanego Seamusowi powodu, nagle przestała być taka zachęcająca.

Sporo czasu później:

Bycie Seamusem Finniganem było najgorszą rzeczą jaka mogła mu się przytrafić. Do takiego właśnie wniosku doszedł szesnastoletni czarodziej, siedząc samotnie w Pokoju Życzeń.

Jego trampki, które były tak zakurzone, że nawet nie pamiętał ich pierwotnego koloru, dyndały w powietrzu przed nim, ale nie zwracał na to uwagi. Siedział w ciemnościach na jakiejś starej szafce, ruszając swoją różdżką na oślep i starając się wyłączyć wszytkie źle myśli.

Przez złe myśli miał na myśli coś innego, niż chęć zepchnięcia ze schodów młodszej siostry Rona. Znaczy, tak, to też. Jednak za zdecydowanie gorsze uważał wszytkie wizje tego, co stałoby się potem.

Wyobrażał sobie załamanego Deana, który zaczyna płakać z powodu tej strasznej straty (jednak nie za bardzo. Są to łzy bardziej w stylu "Och, naprawdę lubiłem tą dziewczynę" niż "właśnie utraciłem miłość życia"). Oczywiście widząc to, Seamus (jako jego dobry przyjaciel) zaczął by go pocieszać. Być może jego ramiona otoczyłyby wysportowane ciało młodego czarodzieja. Być może Finnigan zacząłby cicho szeptać słowa otuchy do jego ucha. Może nawet w pewnym momencie Dean odwróciłby swoją głowę nieco w bok. Ich oddechy mogłyby wtedy się ze sobą pomieszać, a Seamus nie miałby nic przeciwko scałowaniu łez na jego...

Dość! Różdżka gryfona szarpnęła dziko, powodując, że mały strumień światła uderzył w coś z hukiem. Uczeń jedynie wywrócił oczami, takie wpadki były dla niego typowe. W końcu nie jest jakimś przemądrzałym, niskim, młodszym o rok rudzielcem, któremu wszytko się udaje.

Chłopak potrząsnął swoją głową, chcąc wyrzucić z niej wizję siebie i swojego przyjaciela. To już zdecydowanie była zła myśl.

Gwałtownie wstał z szafki i ruszył w kierunku wyjścia. Spędził tu już i tak wystarczająco dużo czasu (chociaż znając życie, Dean nawet tego nie zauważył). Jednak w drodze do drzwi, jego spojrzenie zatrzymało się na srebrnym diademie leżącym na podłodze. Pewnie to w niego walnął.

Podszedł spokojnie do przedmiotu i obejrzał go z ciekawością. Następnie jego spojrzenie pokierowało się w kierunku wiążącej obok zasłony. Jej lewa cześć lekko opadła i jeśli Seamusa wzrok nie mylił, miał przed sobą lustro.

Wiedział, że to głupie i zdecydowanie nie ucieszyłoby jego ojca, jednak teraz nie było tu nikogo poza nim. Potrzebował jedynie ułamka sekundy, na podjęcie decyzji. Szybkim ruchem narzucił diadem na głowę, w tym samym momencie odsłaniając kotarę.

Usta mojego gryfona otworzyły się szeroko na widok przed nim.

Jego pierwszym odruchem było odwrócenie się za siebie. Z przerażeniem rozglądał się wokół, jednak nie ujrzał tam niczego. Wrócił więc spojrzeniem do lustra i uważniej przyjrzał się widzianej wizji.

Był on. Ale nie sam oczywiście.

On i Dean stali w sowiarni otoczeni małymi piórami wirującymi w powietrzu. Ich ręce znajdowały się na tyle blisko, że praktycznie się stykały, a oczy dwójki przyjaciół wpatrywały się w siebie z czułością. Nagle ciemna dłoń Thomasa uniosła się nieco i wylądowała na talii chłopaka. Dopiero w tym momencie do Seamusa dotarło, że oboje mają na sobie szaty wyjściowe. Dokładnie takie same, jak w noc balu Bożonarodzeniowego, dwa lata temu podczas Turnieju Trójmagicznego.

Seamus uświadomił sobie, że stoi tak od kilku minut i że wciąż wpatruje się w szklaną taflę. Jednak zamiast radości, jaką być może powinien odczuwać, czul jedynie zazdrość. Czy to nie głupie zazdrościć swojemu własnemu odbiciu?

Ręka gryfona sięgnęła w kierunku jego głowy, z której zrzucił ten głupi diadem, po czym cisnął nim daleko. Odwrócił się plecami do lustra i z wściekłością wymaszerował z Komnaty Tajemnic.

W czasie żwawego przemierzania korytarza wpadł na Malfoya, co jeszcze bardziej pogorszyło jego nastrój. Ślizgon warknął do niego coś niemile, a Seamus nie miał nawet sił opowiedzieć mu jakim równie złośliwym tekstem. Teraz chciał jedynie znaleźć się w swoim dorminatorium i w spokoju pokrzyczeć ze złości w poduszkę.

Jednak wredny los nie pozwolił mu nawet na to.

Bo kiedy już znalazł się na odpowiednim piętrze, spotkała go nieprzyjemna niespodzianka. Niespodzianka z rodzaju tych, które rozrywają wasze wnętrzności na strzępy i sprawiają, że macie ochotę się ropłakać.

Ponieważ oto przed nim zobrazował się jeden z jego najgorszych koszmarów.

Za obrazem Grubej Damy stała wciśnięta w siebie para. Dean i Ginny całowali się, a ich ciała były przesunięte bliżej, niż Seamus byłby gotów zaakceptować.

Gryfon patrzył na ten smutny dla niego obraz z mieszanką myśli. Z jednaj strony chciał już pójść, schować się w salonie wspólnym i tym samym zaoszedzić sobie ból. Z drugiej zaś nie widział sposóbu w jaki miałby zrobić to, bez minięcia ich i dania się zauważyć.

Po chwili smutnego wpatrywania się w nich, chłopak dosłyszał coś, czego chyba wolałby nie usłyszeć. Z ust Deana uciekło jedno, maleńkie słowo, drobnostka, która złamała serce Seamusa na milion części.

- Orzeszku*... -  szepnął między pocałunkami chłopak. Jego oczy wciąż pozostawały zamknięte, co może i było dobre, zważywszy na zbolałą minę jego przyjaciela stojącego kilka metrów dalej.

Seamus nie mógł uwierzyć, że Dean naprawdę się do tego posunął. Nie chciał wyjść na histeryka, ale Orzeszek był sprawą między ich dwójką. Przezwisko to było jednym z ulubionych i wspomnień noszonych w sercu Finnigana.

Dean zaczął nazywać go tak kiedy mieli po dwanaście lat, a wzięło się to z powodu koloru włosów Seamusa. Kiedy chłopak pierwszy raz usłyszał to przezwisko, zaczął się śmiać. Później oczywiście nie chciał przyznawać się do tego, że to pieszczotliwe określenie sprawia mi tyle radości, więc udawał irytację, ilekroć je słyszał. Oczywiście wewnątrz siebie miał przez to na myśli "proszę, nigdy nie przestawaj mówić do mnie w ten sposób". Jednak Dean najwyraźniej nie zrozumiał tego subtelnego przekazu, ponieważ pod koniec piątego roku, przestał nazywać tak Seamusa.

A teraz zabiera mu i to. Ostatnią rzecz, która na zawsze miała pozostać tylko między nimi, należącą wyłącznie do ich nierówno bijących serc.

- Ty dupku. - Wyrywa się z jego ust, nim ma czas dobrze to przemyśleć. Słowa po prostu wyrwały się spod jego kontroli i Seamus nic nie mógł na to poradzić (co nie zmienia faktu, że poczuł się dzięki temu nieco lepiej).

- Seamus? - Jako pierwsza odzywa się Ginny, która odrywa swoje usta od zdziwionej twarzy Deana. Oboje wyglądają na zaskoczonych, jednak oczy chłopaka skrywają coś więcej. Coś leży gdzieś pomiędzy wstydem, a poczuciem winy i pachnie jak rozpacz.

- Seamus! Nie rozumiesz, poczekaj... - zaczyna, ale jest już za późno. Jego przyjaciel przepycha się między nimi, aż do portretu.

- Gile motyle. - Chłopak wyrzuca z siebie hasło i jego głos brzmi niepokojąco.

- Seamus! - woła ciemnoskóry, przechodząc za nim przez dziurę.

- Dean, co jest grane? - Pyta jeszcze zaskoczona dziewczyna, ale żaden z nich nawet się nie odwraca.

Kiedy Seamus dociera w końcu do dorminatorium, chciałby powiedzieć, że jest dzielny i nie płacze. Chciałby, ale szloch rozdzierający jego pierś, nie pozwala mu na wymuszenia ani jednego słowa.

Nagle czuje na swoim ramieniu chłodną dłoń przyjaciela i czuje się jak głupi dzieciak. Stara się więc skryć swoją twarz i odetchnąć gryfona, jednak Thomas wydaje się silniejszy. Przyciąga ich ciała do siebie i przytula rozdygotanego młodzieńca.

- Przepraszam Seamus, przepraszam... Ja... - Mówi do pleców przyjaciela, co tylko go wkurza.

- Idź do swojej dziewczyny i jej to powiedz! - Nastolatek odrywa się od towarzysza i rucha mu wściekłe spojrzenie. - Czy nie ją powinieneś teraz przytulać?!

Na twarzy Deana znów pojawia się zaskoczenie, tym razem jakby nieco inne. Niestety Seamus jest zbyt wściekły, żeby dostrzec na czym polega ta różnica.

- Jesteś zazdrosny o Ginny?

- A jakie to ma teraz znaczenie?! - Wyrzuca z siebie gryfon, zły na to, że był zbyt oczywisty. - Nie o to chodzi! To tylko i wyłącznie twoja wina, że teraz się kłócimy! Gdybyś nie ignorwał mnie od miesięcy i mógł skupić się na czymś innym niż głupi czubek jej rudego nosa...!

Nagle bezsensowne wrzaski chłopca zostają zatrzymane. Chciałby wciąż się kłócić i wyrzucić z siebie w końcu całą tą złość, którą tak długo gromadził, ale... Usta Deana, którymi ten postanowił go uciszyć, są po prostu niemożliwe do odrzucenia.

Na początku oboje wydają się równie spięci i zaskoczeni. Ich wargi pozostają złączone, przez co w pomieszczeniu zalega całkowita cisza. Patrzą sobie w oczy i oboje wyglądają jakby nie mogli uwierzyć w to co się właśnie wydarzyło.

Wtem do Deana jakby dociera co zrobił i próbuje się odsunąć, lecz  ręka Seamusa w jego włosach, skutecznie mu to uniemożliwia. Tym razem pojawia się pocałunek, który z początku jest pełen ostrożności i rezerwy. Jednak kiedy oboje zdają sobie sprawę z faktu, że żaden nie ma zamiaru się odsunąć, przemienia się w pełen pasji.

Ich ciała zaczynają napierać na siebie nawzajem i nagle wydaje się jakby jakakolwiek przegroda między nimi była bardzo irytująca. Dean nie ma pojęcia skąd bierze na to odwagę, ale niespodziewanie dla samego siebie, chwyta dół koszulki Seamusa i podnosi ją do góry.

Kiedy Seamus utyka z głową w materiale, oboje zaczynają chichotać. Gdy w końcu uporali się z problemem, patrzą na siebie radośnie i nie mogą powstrzymać szerokich uśmiechów na ich twarzach. Dean znów pochyla się do twarzy, pięknego chłopca przed nim, nie mogąc nasycić się jego smakiem, ale Seamus zatrzymuje go w ostatniej chwili.

- A co z Ginny? - pyta.

- Co z nią? - Twarz Deana wygląda na mocno zdezorientowaną, jakby w ogóle nie rozumiał, dlaczego Seamus poruszył ten temat.

- To złamie jej serce... Jesteś pewien, że tego chcesz?

- Bardziej niż czegokolwiek, Orzeszku. - Odpowiada chłopak i bez zbędnej chwili namysłu, całuje swojego przyjaciela.


Orzeszek * - Tak, zmyśliłam to. I chodzi o to, że włosy Seamusa są koloru orzechowego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro