Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Moja sytuacja nie wygląda za dobrze, to pamiętacie, tak? Skończyliśmy ostatnio w moje urodziny, pojawili się moi dawni znajomi, spryskałam Aomine gazem pieprzowym... wszyscy nadążają?

Super.

Napisałam do Eliota, ale on nie odpisał.

A ja z niepokojem patrzyłam jak Aomine czuje się coraz lepiej, co oznacza, że wkrótce przejdziemy do momentu, w którym powiedzą po co tu przyszli a sądząc po torcie nie planowali wyjść od razu, gdy Aomine będzie w stanie widzieć cokolwiek.

W ogóle - właśnie mi przyszło do głowy - jeśli ktokolwiek się zastanawia czy czuję się źle z tym co się stało. Wyjaśnijmy sobie tę kwestię od razu żeby później było jasne, bo jeszcze do tego wrócimy - nie czuję się z tym źle. Moja reakcja była w pełni uzasadniona. Pomijam już fakt, że należało mu się za to co się działo to wszystkie lata temu, przepracowałam to, żyję dalej. Ale jeśli jest się dość drobną kobietą, która nie jest w stanie stawić czoło sporemu, wysportowanemu facetowi, która do tego jest w połowie sparaliżowana, to co innego mogłam zrobić? W innej sytuacji to naprawdę mógł być ktoś kto chciał mnie w jakiś sposób skrzywdzić.

Dobra, to wyjaśnione.

Po jakichś dziesięciu minutach, Aomine, wciąż w kiepskim stanie, odłożył ściereczkę i spojrzał w moją stronę.

- Coś ty sobie do cholery, myślała? - warknął.

- Że obcy, wielki facet czai się na mnie przed domem. A tak w ogóle to kim ty jesteś? - zerknęłam na czerwonowłosego.

- Znasz nas - zaczął Kuroko, ale weszłam mu w słowo:

- Was, tak. Jego - wskazałam ręką na czerwonowłosego - już nie. Więc kim jesteś?

- Oh! - zmieszał się. - Nazywam się Kagami Taiga! - skłonił się lekko w moją stronę. - Gram w jednym zespole z chłopakami.

- To mój kolega z liceum - wyjaśnił Kuroko. - Opowiadałem ci o nim, pamiętasz?

- Kagami Taiga... - kiwnęłam głową. - Tak coś mi się obiło o uszy. Ja jestem Shima Ayano, ale zakładam, że to ci powiedzieli, zanim cię tu zaciągnęli. Dwukrotnie. Prawda?

- Tak. Sprawdzałem cię w internecie i twoje osiągnięcia są imponujące - powiedział szybko. - Jesteś jednym z najlepszych prawników w Tokio. 

- Daj mi jeszcze parę lat i będę najlepsza - mrugnęłam a chłopak parsknął śmiechem.

Zerknęłam kątem oka na resztę. Większość z nich wpatrywała się we mnie jakby zobaczyła mnie po raz pierwszy. No co? Mam poczucie humoru. I potrafię być miła. Po prostu nie dla nich.

- Dobrze to skąd się wzięliście pod moim domem? - zapytałam.

Rozbijmy ten bank, miejmy już to z głowy.

- No jak to - Momoi, do tej pory ukryta za plecami znacznie wyższych od niej chłopaków (to się nie zmieniło przez te lata) przepchnęła się na przód - dziś masz urodziny!

- To wiem - powiedziałam - ale to nie wyjaśnia czemu czailiście się pod moim domem.

- Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę - tym razem odezwał się Kuroko. - Wiem, że zazwyczaj nie obchodzisz zbyt hucznie urodzin, więc wpadliśmy z wizytą.

Nie wiem co się działo z resztą z nich, ale przez ostatnie piętnaście lat, Kuroko nie doznał silnego urazu głowy, który wyjaśniłby ten kompletny brak logiki. Jedynie z nim miałam przez te lata kontakt i też nie taki, że widywaliśmy się zbyt często. A teraz postanowili "wpaść z wizytą"? No chyba nie.

- Po piętnastu latach - zmierzyłam spojrzeniem każdego z nich - postanowiliście złapać obcego typu, nie żebym miała coś do ciebie Kagami, ale cię nie znam, i mnie odwiedzić? Po raz drugi?

Mieli do mnie prośbę wtedy, zapewne mają ją teraz. No proszę was, przecież nie jestem na tyle głupia żeby uwierzyć, że nagle chcą odnowić przyjaźń.

Gdybym nie siedziała, to pewnie teraz opadłabym teatralnie na krzesło, by zastanowić się nad ich głupotą.

- Zdaję sobie sprawę, że minęło sporo czasu odkąd ostatnio ze sobą rozmawialiśmy - zaczął Akashi. Jego głos był chłodny i wyważony. Niezabarwiony nawet najmniejszą emocją. - Moim zdaniem za dużo. Dlatego postanowiliśmy przyjechać tu osobiście, żeby złożyć ci życzenia.

Oh, wow. Jego zdaniem minęło za dużo czasu. Jakbym to ja postanowiła, że więcej się do nich nie odezwę a nie oni kompletnie zignorowali fakt, że okłamywali mnie przez całą naszą znajomość, a potem, gdy leżałam w szpitalu żaden z nich nawet nie wysłał sms-a, nie wspominając o odwiedzinach. Tak, to kompletnie moja wina, nie wiem co sobie myślałam.

Na szczęście, zanim zdążyłam odpowiedzieć w dosadnych słowach co myślę o jego umywaniu rąk od odpowiedzialności, usłyszeliśmy jak otwierają i zamykają się z trzaskiem drzwi frontowe.

- Kochanie, wróciłem! - zawołał wesoło Eliot od progu.

Akashi zmarszczył brwi, ale się nie odezwał.

Po chwili usłyszeliśmy jak coś ciężkiego upada na podłogę (zapewne buty Eliota) i po kilku głośnych tupnięciach chłopak pojawił się w kuchni.

- Mamy gości! - zawołał z teatralnym zdziwieniem, rozglądając się po zgromadzonych. - I jednego rannego - dopowiedział, gdy zauważył w jakim stanie jest Aomine. - Tylko jeden?! Ayo, masz dzisiaj słabszy dzień! - zaśmiał się. - Z tobą już wszystko w porządku? - spytał, zabierając miskę z mlekiem i ściereczkę. Obie wrzucił do zlewu. - W takim razie najlepiej będzie jak wszyscy przejdziemy do salonu. Wy już idźcie, my z Ayo zaraz dołączymy!

Kim był ten człowiek i co zrobił z Eliotem?

Ja tego nie wiem, ale oni chyba też nie wiedzieli, bo po tym chłopaku, który przywitał ich ostatnio nie było śladu. Teraz wyglądał jakby chodził na pełnych obrotach, a sytuacja, w której się znalazł była zupełnie normalna.

Wszyscy nieproszeni goście rzeczywiście wyszli z kuchni i słyszałam jak kręcą się po salonie, gdy Eliot do mnie dopadł:

- Stara, co się tutaj dzieje? - zapytał szeptem, łapiąc mnie za ramiona.

- Czekali na mnie pod domem, spryskałam Aomine gazem pieprzowym...

- Brawo! Należało się skurwysynowi - zaaprobował.

Parsknęłam śmiechem.

- Weszli w zasadzie tylko dlatego, że nie chciałam go zostawiać w takim stanie. Jeszcze by mnie pozwał czy coś... - na ostatnie stwierdzenie Eliot wywrócił oczami. 

Co się stało, przyjacielu? Nie wierzysz mi? Spokojnie, ja też nie do końca rozumiem, co we mnie wstąpiło.

- I teraz jesteśmy tu - zakończyłam.

- Ale po co przyszli?

- Podobno "wpadli z wizytą" - zakreśliłam w powietrzu cudzysłowie - bo mam urodziny.

- No tak! - pacnął się w czoło. - Wszystkiego najlepszego, Ayano.

- Dzięki. W ramach prezentu urodzinowego możesz tu zostać i pomóc mi się ich pozbyć, bo nie są zbyt chętni do wyjścia, a na zamknięcie im drzwi przed nosem jest już trochę za późno.

- To się da zrobić. Wypijemy wszyscy po drinku, a potem powiemy, że jesteśmy zmęczeni i do widzenia! - wciąż mówiliśmy szeptem. - Co ty na to?

- Postaram się przeżyć.

- Zuch dziewczynka!

Prychnęłam.

A potem uzbrojeni w szklanki do drinków wkroczyliśmy do salonu.

- Kto ma ochotę na drinka? - zawołał natychmiast Eliot.

Spojrzałam na nich, pousadzanych na dwóch kanapach i fotelu. Gdyby piętnaście lat temu sprawy potoczyły się inaczej może takie spotkania były by zupełnie normalne. Ot, grupka przyjaciół, która spędza ze mną urodziny. Może fakt, że zastałam ich pod drzwiami, by mnie ucieszył. Obecnie sobie tego nie wyobrażałam, ale przecież gdyby sprawy potoczyły się inaczej, mogłoby tak być. Pewnie wtedy nie byłoby tu Eliota. Ale wtedy nie byłby potrzebny, bo ich obecność nie sprawiałaby mi dyskomfortu. Ich widok nie sprawiałby, że mam ochotę wydrapać sobie oczy. Kto wie co jeszcze wtedy byłoby inaczej?

Eliot pełnił funkcję barmana. Pytał kto ma ochotę na wino, a kto na coś mocniejszego. Czy ktoś ma ochotę na czystą whisky czy woli z napojem. Po prostu wcielenie dobrego gospodarza. Ja milczałam i patrzyłam w przestrzeń. 

Kątem oka zauważyłam jak Kuroko nachyla się do Eliota i mówić coś cicho. Eliot odpowiedział i Kuroko wyszedł. Może pytał o łazienkę? Może o...

Kuroko wrócił z talerzykami i małymi widelcami. No tak, tort.

- Robiłam go z Murasakibarą - powiedziała Momoi - mam nadzieję, że będzie ci smakować.

Zdezorientowana spojrzałam w jej stronę. Mówiła do mnie. Cholera, wypadało by odpowiedzieć. I "dzięki, szkoda, że nie pamiętałaś o mnie kiedy walczyłam o życie w szpitalu", nie było najlepszą odpowiedzią.

- Miło z twojej strony - powiedziałam tylko. Momoi uśmiechnęła się szeroko. Boże, zapomniałam jak ta dziewczyna szeroko się uśmiecha.

Wszyscy dzielnie odśpiewali sto lat, ja dzielnie to zniosłam. Pokroiliśmy tort. Sielanka. Gdybym tu weszła jako obca osoba, naprawdę mogła bym pomyśleć, że jest miło i przyjemnie. 

A nie było.

Nie wiem czy to ja, czy co, ale atmosferę można by było nożem kroić.

Eliot usadowił się w moich nogach, na podłodze więc dosłownie miałam ludzką tarczę, co odrobinę poprawiło mój humor. Nie na tyle by było miło i przyjemnie, ale przynajmniej nie uciekałam z krzykiem, a to już coś prawda?

Dopiero potem, gdy wszyscy zjedli swój kawałek tortu (Kagami poprosił o dokładkę) zrobiło się naprawdę niezręcznie. Czemu? Niespodzianka, nie mieliśmy o czym rozmawiać.

- Wujek mówił, że trzęsiesz firmą - odezwał się w końcu Midorima. - Podobno wszyscy się ciebie boją.

- Póki dobrze wykonują swoją pracę, nie mają się czego bać - odpowiedziałam, upijając łyk wina.

- Kto by się spodziewał, że z małej Shimy wyrośnie twarda prawniczka, co? - Aomine pokręcił głową.

No tak, w czasach kiedy on mnie znał pewnie do głowy by mu nie przyszło, że mogę mieć własne zdanie.

"Czy nie miałam?" - zastanowiłam się. Jasne, czasem im ustępowałam, chodziłam na kompromisy. Ale czy naprawdę było ze mną aż tak źle? Nie mogłam sobie tego przypomnieć. I nie chciałam. Pokręciłam głową. Było, minęło. Nie ma co tego rozgrzebywać.

- Shima zawsze chciała studiować prawo - stwierdził Midorima. - Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek mówiła o prawie gospodarczym, ale to zawsze miało być prawo.

- Ty chciałeś grać w koszykówkę, więc chyba też ci się udało - mruknęłam.

Popatrzyłam po nich wszystkich. Twarz Kise nie wyrażała niczego. Po prostu patrzył w ścianę. Kuroko z kolei próbował odnaleźć sens istnienia w swoim drinku. Coś było nie tak.

 - Ale dobrze, skoro już odhaczyliśmy motyw urodzinowy, to po co tu przyszliście? - miejmy to za sobą.

Przez chwilę nikt nie odpowiadał. W końcu głos zabrał Kise:

- Wiesz, że w sporcie na emeryturę przechodzi się znacznie wcześniej na emeryturę niż w innych zawodach - zaczął. - Nasza też zbliża się wielkimi krokami.

- Ale - wtrącił się Aomine - ktoś chce żebyśmy odeszli ze skandalem.

- Wielki przekręt dopingowy - mruknął Kise.

-Shima, znasz nas od lat i wiesz, że nasze zdolności to wyłącznie nasza praca. Nigdy niczego nie braliśmy, żeby lepiej grać - dodał Akashi.

- Dlatego chcemy pozwać naszych oskarżycieli. Chcemy udowodnić, że nigdy niczego nie braliśmy.

Zamrugałam. Rzadko mi się zdarza czytać strony plotkarskie czy sportowe, dlatego o tym "skandalu" nie wiedziałam nic. Nawet mi się to o uszy nie obiło. Jednak nie zależnie od tego czy o tym słyszałam czy nie:

- A co to ma ze mną wspólnego?

Na większości twarzy pojawiło się zdziwienie. Och, czyżby myśleli, że jak uraczą mnie swoją smutną historią, to coś zmieni?

Szczerze w to wątpię.

- Liczyliśmy na twoją pomoc z prawną stroną całego przedsięwzięcia - powiedział Akashi. 

- Dlaczego po prostu nie zatrudnicie prawnika? Jestem pewna, że nie macie problemu z funduszami.

- Nie - przyznał Akashi - nie mamy. Ale chcemy żeby tą sprawą zajął się ktoś kogo znamy, komu... - zawahał się - możemy zaufać.

Powstrzymałam się przed parsknięciem śmiechem. Ktoś komu mogą zaufać? I to mamy być ja? Ktoś tu zdecydowanie sobie wszystkiego nie przemyślał. A przecież jest tu i Midorima, i Akashi. Tych dwóch zawsze przemyślało i zaplanowało wszystko. Teraz z jakiegoś powodu po przemyśleniu sprawy, uznali, że mogą mi zaufać, bo ja z chęcią podejmę się ich sprawy. No ktoś tu chyba jednak wszystkiego nie przemyślał. Już pomijając fakt, że to w ogóle nie jest moja specjalizacja.

- Nie mogę wam pomóc - odpowiedziałam w końcu.

Na większości twarz pojawiło się zaskoczenie. Tylko Kuroko smutno pokiwał głową. On nie był zaskoczony. Jako jedyny utrzymywał ze mną kontakt i wiedział cokolwiek o mojej osobie. Więc nie był zdziwiony.

- Dlaczego? - spytał po chwili ciszy Midorima.

- Nie muszę się wam tłumaczyć - bezwiednie sięgnęłam ręką w dół aż napotkałam ramię Eliota.

Dalej, dalej, tarczo Eliota. 

- Nie pomogę wam - powtórzyłam żeby do wszystkich dotarło. - Więc jeśli to jest sprawa, z którą do mnie przyszliście, to możecie się...

- Nie tylko o to nam chodziło! - oburzyła się Momoi.

Zerknęłam w jej stronę. Siedziała wciśnięta między Kise a Aomine, a na jej twarzy zaczęły pojawiać się kolory.

- To o co jeszcze?- spytałam umęczona.

Nagle poczułam, że mam wszystkiego dość. Moja praca nie jest tak stresująca jak radzenie sobie z tymi ludźmi. Chciałam dzisiaj po prostu odpocząć. Miałam jedno życzenie co do swoich urodzin. Jedno, małe życzenie. Chciałam trochę spokoju.

- To twoje urodziny i... - zaczęła Momoi, ale wtrącił się Eliot.

Zerknęłam w jego stronę. Szklanka z drinkiem była pusta. No tak, brak alkoholu sprawił, że zaczął znów zwracać uwagę na otoczenie. Ten jego problem z alkoholem powinien zacząć kogoś martwić.

- I dlatego myślę, że powinniście już iść. Bez urazy, jestem pewien, że świetni z was ludzie, ale jest już późno - położył swoją rękę na mojej.

- To naprawdę pilna sprawa, dlatego...

- Więc lepiej szybko zatrudnijcie prawnika - powiedziała spokojnie. - Kogoś innego niż ja.

Gdy po kolejnych kilku minutach wyszli, odetchnęłam z ulgą, a Eliot dolał nam alkoholu.

W przyszłym roku proszę o wykreślenie piętnastego marca z kalendarza.

Nie cierpię moich urodzin.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro