Rozdział 3
Tak, więc na czym to skończyliśmy?
Powiedziałam wam już o tym że mam fantastyczną karierę, którą rozwijam w błyskawicznym tempie, o starym znajomym i jego absurdalnej propozycji oraz paru rzeczach, które wydarzyły się gdzieś po drodze.
Nadążacie?
Super.
W takim razie lecimy dalej.
Po powrocie do domu, zabrałam się do pracy. Sprawa Tanaki nie była jedyną, którą wtedy prowadziłam, a że nie udało mi się zrobić zbyt wiele kiedy rzeczywiście był na to czas, najlepszym sposobem na przywrócenie mojego życia na właściwe tory, było nie tylko nadrobienie zaległości z całego dnia, ale również wyprzedzenie kalendarza i przygotowanie pozwu, w sprawie, którego będę rozmawiać z klientem dopiero za tydzień.
To w ogóle też jest ciekawa sprawa. Ale o niej opowiem wam potem, wiecie, kiedy spotkam się z samą klientką.
W każdym razie pracę skończyłam koło drugiej nad ranem. Powiedziałabym, że dzięki temu następnego dnia będę miała więcej wolnego, ale... pewnie nie. Nie żebym potrzebowała do czegokolwiek czasu wolnego. Wydawałoby się, że mogłabym już położyć się spać, ale, hej! Na co komu sen? Przecież mogę dokończyć porządki w szafie!
Aktualnie jestem na etapie rozrzucenia jej zawartości. Sporo rzeczy wylądowało na podłodze, co znacząco utrudniało poruszanie się po pokoju. Zwłaszcza kiedy nie możesz nad niczym przejść, przeskoczyć ani generalnie zgrabnie tego ominąć. Nie żeby był to dla mnie jakiś ogromny problem, w końcu funkcjonuję w ten sposób już prawie połowę mojego życia.
Z nowo odkrytym zapałem zabrałam się za układanie ubrań. Zupełnie jakby moje życie mogło być na powrót idealnie poukładane jeśli tylko w mojej szafie będzie panował porządek. Wiecie jak to jest, w teorii wszyscy wiemy, że to tak nie działa, ale bądźmy ze sobą szczerzy - chyba wszystkim nam zdarzyło się zmienianie swojego życia zaczynać od porządków wokół siebie, prawda?
No właśnie.
Na moje nieszczęście, zapał, który mam do pracy, nie przenosi się na inne dziedziny mojego życia. Więc moja chęć do sprzątania potrwała jakieś dziesięć minut. Potem dałam sobie spokój. Sprzątanie to walka na inny dzień. Co mnie w ogóle podkusiło żeby się za to brać?
Nieważne.
Co w takim razie mogę ze sobą zrobić?
Mogłabym iść spać. To brzmi jak dobry pomysł, ale... wiem! Napiję się kawy!
Położyłam ręce na kołach wózka i odsunęłam się od szafy. Potem wykręciłam w stronę drzwi i wyjechałam z pokoju. Ruszyłam do kuchni. Kawa o drugiej w nocy jest jak najbardziej na miejscu.
"Może i jest na miejscu, ale w twoim przypadku każdy zły nawyk jest jak najbardziej na miejscu." - odezwał się jakiś głos w mojej głowie.
Czyli to jedna z tych nocy. Tak naprawdę mogłam się domyślić, że to jedna z tych nocy, kiedy zamiast położyć się spać po powrocie, zdecydowała się zarwać noc i rzucić się w wir pracy.
Włączyłam czajnik i wyjęłam telefon. To zła pora na dzwonienie do kogokolwiek. Ale Eliot mówił, żebym dzwoniła o każdej porze dnia i nocy... schowałam telefon. Nie. Wlepiłam wzrok w czajnik, jakbym w ten sposób mogła przyśpieszyć jego działanie.
Generalnie mój mózg, jak pewnie większości osób, ma pewną okrutną funkcję - w momentach, gdy jestem zmęczona, mam zły dzień albo po prostu ten dzień wypadł z losowej maszyny losującej - staje się moim największym wrogiem. I po prostu postanawia, że o to nadszedł dzień, w którym dokopie mi każdą możliwą sprawą z mojej przeszłości. Czasem gra coś nowego, ale co do zasady skupia się na starych hitach. W moim przypadku to:
Wypadek - bo halo, jestem kobietą na wózku, oczywiście, że jeśli odpowiedzialny jest za to wypadek, to będzie grał pierwsze skrzypce.
Rozwód rodziców - byłam dzieckiem, a przecież każde dziecko na jakimś etapie albo nienawidzi przynajmniej jednego z rodziców, albo nienawidzi siebie, bo to na pewno jego wina. Ja w tym przypadku zgarniam całą pulę - jak byłam dzieciakiem to winiłam siebie. Jak podrosłam przestałam ich po prostu lubić. Nie za rozwód - za całą resztę.
Ale skoro rozwód to i :
Kiepskie relacje z rodzicami.
Po za tym na liście stałych hitów mamy:
Nieudane związki.
Lata samotności.
Brak samoakceptacji.
Nienawiść do samego siebie.
Perfekcjonizm.
To wszystko tylko słowa hasła, ale... mam wymieniać dalej? Lepiej nie? Tak myślałam.
W takim stanie nie można po prostu iść spać. Twój mózg nie da ci spać. Każe ci rozpamiętywać każdy kiepski moment twojego życia.
Ale nie chciałam rozpamiętywać. Zostawiłam to wszystko za sobą, gdy zdecydowałam po liceum nie mogę się więcej nad sobą użalać, że muszę wziąć życie we własne ręce.
Na moje usprawiedliwienie - ostatni dzień nie był najłatwiejszy, więc mój mózg miał jeszcze łatwiejsze zadanie z atakowaniem mnie wrednymi wspomnienia. Ale ja nie dam się tak łatwo.
Wyjęłam z szafki tabletki nasenne, położyłam je sobie na kolanach i ruszyłam w kierunku sypialni. Nie dam wygrać lękom. Koszmarom, które tylko czekają na najmniejszą słabość, dzięki której wrócą do mojego życia.
Gdy już udało mi się usiąść na łóżku (nie żeby było to jakoś nie do zrobienia, człowiek nabiera wprawy, w funkcjonowaniu z niesprawnymi nogami) wyjęłam dwie tabletki i sięgnęłam po wodę.
Wtedy zadzwonił telefon.
Zerknęłam na wyświetlacz. Eliot. To ja tu nie chcę do niego dzwonić, bo pewnie śpi i w ogóle to po co go martwić moimi problemami, a on postanawia się odezwać? Pewnie poszedł na imprezę i jest pijany. Tak to na pewno to.
- Halo?
- Ayano - czknął - jak dobrze cię słyszeć! Chciałem powiedzieć widzieć, ale przecież cię nie widzę! - zaśmiał się.
Westchnęłam. Czasami lepiej nie mieć racji.
- Eliot, słońce ty moje wiecznie zaciemnione - powiedziałam spokojnie - czy cegła ci dzisiaj spadła na głowę?
- Co? Eee... nie? - wybełkotał. - A co? Moje włosy tak wyglądają?! - wystraszył się.
Westchnęłam. Jest kompletnie napruty. Cudownie.
- Gdzie jesteś? - spytałam.
- Niee - czknął - wiem. Poszedłem do tego klubu, wiesz którego... - nie wiedziałam - i tam był taki chłopak... i teraz jesteśmy u niego - zaśmiał się.
- W takim razie dlaczego do mnie dzwonisz?
- Gdzieś wyszedł... dawno - znowu czknął - temu. I się nudzę.
To brzmiało podejrzanie. Kto zaprasza do siebie faceta i zostawia go w swoim mieszkaniu? Z drugiej strony, chłopak mógł wyjść do łazienki piętnaście sekund temu. Eliot w tym momencie nie był najbardziej wiarygodnym źródłem informacji.
- Może w takim razie wrócisz do domu? - zasugerowałam delikatnie. - Albo przyjedziesz do mnie, co? Prześpisz się na kanapie.
- Nie! - zaprotestował gwałtownie. - Ja chcę się jeszcze bawić!
Powstrzymałam się od cierpiętniczego westchnienia.
- W porządku - zgodziłam się - ale może włącz w telefonie lokalizację, co? Gdybyś chciał żeby cię potem ktoś odebrał.
- Jasne.
- To zrób to teraz - podpowiedziałam.
- Okej! - w jego głosie słychać było zniecierpliwienie, ale usłyszałam ruch po drugiej stronie.
Odsunęłam od siebie telefon i zerknęłam w aplikację do śledzenia Tak, mam taką aplikację. Ale to tylko dlatego, że za często muszę się martwić, gdzie ten głupek się podziewa.
Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy tylko zobaczyłam jak na ekranie wyświetla się kropka podpisana jego zdjęciem. Wcale nie znajdował się tak daleko.
- Dziękuję - powiedziałam, po przyłożeniu telefonu do ucha.
- A co w ogóle porabiasz? - spytał, przeciągając "o" w ostatnim słowie.
- Właśnie skończyłam pracę i robię sobie kawę.
- O tej godzinie? Powinnaś się bawić! - znów przeciągnął "o".
- A ty powinieneś spać - odgryzłam się. - Czy ty przypadkiem nie idziesz rano do pracy?
- Nie! - w jego głos wkradła się jakaś dziwna żałość. - Znudziło mi się, więc zrezygnowałem.
- Eliot! Znowu? - jęknęłam.
Przysięgam, gdyby ten facet miał się charakteryzować wyłącznie jedną rzeczą, była by to jego postawa nie chcę i nie będę.
- Bo ja jestem artystą, Aya! - odpowiedział z zapałem. - Potrzebuję pasji i namiętności, a nie nudy!
Westchnęłam. Uspokój się, Ayano. To nie jest pora na tego typu dyskusje. On i tak jest pijany więc nie ważne ile mądrych rzeczy mu powiesz, jest duża szansa, że ich nie zapamięta.
- A ten chłopak, u którego jesteś? - zmieniłam temat.
- Co z nim? - burknął Eliot.
Oho, humorki mu się włączają.
- Nie wrócił jeszcze?
- Gdyby wrócił, to bym z tobą nie gadał!
Słychać było, że nie jest zadowolony z sytuacji.
- To może zamówię ci taksówkę, co? - podjęłam ponowną próbę. - Jaki jest sens żebyś siedział tam sam?
Nie widziałam sensu w tłumaczeniu mu, że jego towarzysz równie dobrze może właśnie przygotowywać się do zamordowania Eliota. Wiecie, wyciągać noże, zafoliowywać pokój... to zajmuje trochę czasu.
- Ale ja chcę się bawić!
- A bawisz się? - prychnął w odpowiedzi. Fantastycznie, trafił mi się cudowny egzemplarz pięciolatka. - No właśnie. Zamówię ci taksówkę, dobrze? - naciskałam dalej.
- No dobra! - burknął w końcu.
- W takim razie nie rozłączaj się ze mną, ale zabierz swoje rzeczy i wyjdź z budynku.
Przełączyłam telefon na tryb głośnomówiący i szybko zamówiłam taksówkę przez odpowiednią aplikację. Eliot cały czas burczał coś pod nosem, ale słyszałam ruch.
Tak się proszę państwa, wygrywa z dziećmi.
Poczekałam na linii do momentu, w którym Eliot wsiadł do taksówki i odetchnęłam z ulgą. Ten głupek w końcu przyprawi mnie o zawał. Poszedł do obcego człowieka, pijany, do mieszkania. Przecież ja go rano zabiję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro