Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

- Ja po prostu... - Eliot czknął - nie mogę zrozumieć jak to się stało.

Ayano spojrzała na niego spod zmrużonych powiek. Była czwarta nad ranem i zdecydowanie chciała spać, jednak Eliot (który wypił o kilka drinków za dużo) najwyraźniej nie miał tego w planach. Dlatego rozsiedli się na kanapach w salonie w jej domu i z - jak miała nadzieję Ayano - ostatnim drinkiem kontynuowali rozmowę. Miała wrażenie, że Eliot chce wiedzieć dosłownie wszystko co kiedykolwiek wydarzyło się w jej życiu.

- To nie jest specjalnie skomplikowane. Gdy w końcu wyszłam ze szpitala i  zaczęłam rehabilitację, uczyłam się w domu. Potem poszłam do zupełnie innego liceum niż oni. Potem na inne studia. Potem wybrałam miejsce pracy, w którym nie pracował żaden z nich, bo żaden nie jest prawnikiem. Nie mieliśmy powodu żeby się widywać - wyjaśniła po raz kolejny.

- Ale przecież ty jesteś super! - zawołał z oburzeniem. - To znaczy ja wiem, że jesteś odpowiedzialna i poważna, i w ogóle... ale jak już się ciebie pozna to od razu widać, że jesteś super! 

Ayano wywróciła oczami.

- Dzięki, Eliot.

- Jesteś straszna tylko na początku.

- Dobrze wiedzieć.

- I nikt cię nie odwiedził w szpitalu? - dociekał dalej, a Ayano westchnęła cierpiętniczo.

- Tylko Kuroko. Nigdy nie byliśmy ze sobą blisko, ale on jako jedyny w całej tej sytuacji sprawdzał co u mnie - powtarzała to po raz kolejny. Z jakiegoś powodu ten fakt nie potrafił utkwić Eliotowi w pamięci.

- Który z nich to Kuroko? - Eliot zmarszczył brwi. W myślach próbował przywołać twarze kolejnych członków Pokolenia Cudów, ale alkohol krążący w żyłach znacznie mu to utrudniał.

- Ten, którego nie pamiętasz.

- Skąd wiesz, że go nie pamiętam?! - oskarżycielsko wycelował w nią palec.

- Większość ludzi go nie zauważa. Jeśli go nie zauważyłeś, pewnie też go nie zapamiętałeś - wyjaśniła ze znudzeniem.

- Dlatego spryskałaś Aomine gazem pieprzowym? - spytał nieoczekiwanie.

Ayano zaczęła mrugać zdezorientowana. 

- Co?

- W twoje urodziny - wyjaśnił. - Spryskałaś go gazem pieprzowym.

- Tak.

- Dlaczego to zrobiłaś?

Ayano zmusiła swój mózg do skupienia uwagi na słowach Eliota. Czy to możliwe, że rozproszyła się na chwilę i zmienili temat, a ona nie zauważyła? Coraz trudniej było jej się skupić... ona najprawdopodobniej też wypiła za dużo.

- Zobaczyłam wielkiego faceta idącego w moją stronę - powiedziała powoli, wsłuchując się w swój głos. Czy brzmiał inaczej niż zwykle? - Po prostu zareagowałam. Nie wiedziałam, że to on.

- Czyli to całkowity przypadek, że padło na twojego byłego? - zaśmiał się Eliot.

- Dokładnie tak.

Ayano zamrugała.

Przez okna do salonu wlewało się poranne światło. Siedziała oparta o Eliota, w rękach trzymała niemal pustą szklankę. 

- No i generalnie jej nie lubię. To znaczy nie w ten sposób - mówił bełkotliwie mężczyzna. - Dobra z niej przyjaciółka, ale nic więcej. Pocałowała mnie, więc ja też ją pocałowałem. A potem...

- Stop! - stwierdziła gwałtownie Ayano. 

Eliot spojrzał na nią z zaskoczeniem. Ayano nie była w stanie stwierdzić jak długo mówił, ale zdecydowanie nie planował kończyć historii w tym momencie.

Kobieta zmrużyła oczy usiłując się skupić. Byli pijani. Już w tym momencie nie była sobie w stanie przypomnieć większości tego o czym rozmawiali. 

- Wystarczy - powiedziała. - Idziemy spać.

Eliot nie widział twarzy Ayano. Była oparta o jego ramię, a jej twarz była skierowana w stronę wyjścia z salonu. Kiedy na nią patrzył widział jedynie jej jasne, delikatnie rozczochrane włosy. O czym rozmawiali? Pamiętał, że przed chwilą o czymś mówił, ale nie był w stanie wystarczająco się skupić by przywołać przerwany wątek.

- Mhm - mruknął w końcu. - To chyba dobry pomysł - odchylił głowę do tyłu i oparł się o kanapę.

Jego ciemne włosy opadły na jasne włosy Ayano i kobieta po chwili usłyszała jak cicho zachrapał.

"Gdyby tylko wszyscy się tak słuchali" - przemknęło jej przez głowę. 

To była jej ostatnia świadoma myśl.



Gdy Kagami w końcu dotarł do swojego mieszkania w pierwszym odruchu chciał zadzwonić do Kuroko. Nie wiedział co robić ze zdecydowanie niezręczną sytuacją, w której się znalazł i potrzebował pomocy. Najlepiej od kogoś kto zna wszystkich zamieszanych i stanie po jego stronie.

Tylko że wiedział co usłyszy, gdy już opowie o wszystkim co się wydarzyło w barze. Że nie powinien tam iść, a sprawa między nimi a Shimą jest właśnie tym. Sprawą między nimi a Shimą. On nie powinien brać w niej żadnego udziału. Znał też Kuroko na tyle by wiedzieć, że nie wyciągnie z niego żadnej historii, o tym co wydarzyło się między nimi wszystkimi w gimnazjum. Jego przyjaciel rzuci tylko kilka tajemniczych zdań, które dadzą mu jedynie więcej pytań.

Tak naprawdę tylko kilka razy, jeszcze w liceum, udało mu się namówić Kuroko na zwierzenia. Ale nawet wtedy, mimo że opowiadał o czasie, w którym oni wszyscy znali Shimę, nie wspomniał o niej nawet słowem. Zupełnie jakby jej tam nie było. Wątpił, żeby teraz udało mu się  dowiedzieć czegoś więcej.

Postanowił odłożyć tę sprawę do następnego dnia.

Dlatego, gdy wszyscy wychodzili z treningu, złapał Kuroko za ramię i odciągnął od pozostałych. 

- Musimy porozmawiać - stwierdził stanowczo.

Kuroko zmierzył go zrezygnowanym spojrzeniem.

- Zapewne o tym co stało się wczoraj wieczorem? - spytał.

- No jasne, że tak!

- Podejrzewałem, że do tego dojdzie. Zwłaszcza, że wszyscy dowiedzieli się, że Shima słyszała tamtą rozmowę. A przynajmniej jedną z nich - Kuroko pokręcił głową. - Od początku mówiłem Akashiemu, że to zły pomysł. Ale on jak zwykle wiedział lepiej.

- Skąd wiesz co wczoraj powiedziała Shima?

- Kise do mnie zadzwonił - wyjaśnił spokojnie Kuroko. - Jeśli jest jedna osoba, która nie może znieść tego całego zamieszania wokół Shimy to zawsze jest to Kise.

Kise zadzwonił do Kuroko? Kagami nie miał pojęcia kiedy ci dwaj zbliżyli się do siebie na tyle by rozmawiać przez telefon po nocach.

Razem wyszli z budynku i skierowali się w stronę stołówki.

- Okej, to co dalej? - spytał Kagami.

- A co ma być? - zdziwił się Kuroko. - Kagami, to nie jest twoja sprawa. Nie powinieneś się w to wtrącać.

- Ale to nie w porządku! - zaprotestował Kagami. - Na tym etapie Akashi po prostu nachodzi Shimę w każdym możliwym miejscu! Byliśmy w jej domu, znaleźliśmy ją w barze... nie wyobrażam sobie jak ona musi się z tym czuć! Mówiła już o zakazie zbliżania!

Kuroko uśmiechnął się pod nosem.

- Czyli widzę, że daje sobie radę - uznał.

- Żartujesz sobie?! - warknął Kagami. - To jest dla ciebie oznaka tego, że daje sobie radę?

- Dokładnie tak - przytaknął Kuroko. - Shima nie jest bezbronna i z tego co widzę wie co robi. 

- I to według ciebie znaczy, że my nie musimy już nic robić? - prychnął ze złością Kagami.

Kuroko westchnął.

- Na ten moment widzę jedynie trzy powody, dla których mógłbyś chcieć jej tak bardzo bronić. Po pierwsze, jest kobietą, więc uważasz, że sobie nie poradzi. Po drugie, jest niepełnnosprawna, więc uważasz, że sobie nie poradzi. Lub po trzecie, jest bardzo ładną kobietą, więc chcesz jej po prostu zaimponować. Nie muszę ci chyba mówić jak nieodpowiednie są dwie pierwsze opcje, a trzecia zwyczajnie głupia - mówił Kuroko. Musiał jak najszybciej pozbyć się Kagamiego z całej tej sprawy, zanim Akashi i Shima wytoczą ciężkie działa i mężczyzna oberwie rykoszetem. Bo Kuroko miał wrażenie, że żadne z nich nie będzie nawet zwracało uwagi na ofiary postronne, gdy przyjdzie co do czego.

-Hej! - zaperzył się Kagami. - Wcale nie o to chodzi, że jest słabsza z jakiegokolwiek powodu...

- Dokładnie - wszedł mu w słowo Kuroko. - Bo nie jest, chociaż niektórzy ludzie, głupi ludzie, tak sądzą, gdy ją widzą. Ale to sprawia tylko, że jej przewaga nad nimi jest większa, rozumiesz? Ale skoro nie chodzi ani pierwsze, ani o drugie, to chodzi o trzecie. Nie rób sobie nadziei, Kagami. Nie myśl sobie, że kiedy Akashi... my wszyscy damy jej spokój, to będziesz mógł zaprosić ją na randkę... powiedzieć, że ją kochasz... czy co tam sobie uroiłeś - głos Kuroko stwardniał, a w jego oczach pojawiła się niechęć. Kagami rzadko słyszał Kuroko mówiącego tak długo i tak dużo, i to jeszcze w takim tonie - najlepiej będzie jeśli po prostu dasz jej spokój, rozumiesz?

- A ty skąd niby możesz to wiedzieć, co?! - warknął ze złością Kagami. - Po za tym... mi wcale nie o to chodzi! Próbuję być po prostu przyzwoitym człowiekiem!

- Więc zostaw tę sprawę w spokoju. Udawaj, że Shima nie istnieje. Uwierz mi, że jeśli chociaż ty przestaniesz za nią wystawać w ciemnych alejkach, to już będziemy mówić o jakimś progresie w tej sprawie. A resztę zostaw mnie.

I nie czekając na odpowiedź przyjaciela, Kuroko zostawił go pod drzwiami stołówki i zniknął za najbliższym zakrętem. Kagami go nie gonił. Wiedział, że już niczego więcej się nie dowie, co więcej i tak Kuroko powiedział mu więcej niż się spodziewał. 

Niestety żadna z tych informacji w żaden sposób nie rozwiązywała jego problemów.



Gdy Ayano otworzyła oczy, w salonie panował półmrok. Wspomnienia z poprzedniego wieczora wirowały w jej głowie, ale stanowczo odsunęła je na bok. Później się z nimi upora.

Z cichym jękiem usiadła na kanapie i się rozejrzała. Za nią, w dalszym ciągu, spał Eliot. Jego odrobinę przydługie włosy zasłaniały mu oczy, a usta miał delikatnie otwarte. Rozejrzała się w poszukiwaniu telefonu - leżał na podłodze. Z wysiłkiem przechyliła się w stronę krawędzi kanapy i po chwili trzymała telefon w rękach.

 Była godzina osiemnasta trzydzieści siedem. Przez wczorajsze wyjcie straciła cały dzień. Dzień, w którym miała szukać pracy, dowiedzieć się co się dzieje z jej obecną firmą... który powinna spędzić na odbudowie swojego życia, a nie odsypianiu całonocnego chlania. Z dnia na dzień jej życie coraz bardziej traciło strukturę, którą nadawała mu przez lata.

Miała dosyć.

Dlatego, zamiast brać się za odbudowę swojego życia zaczęła układać plan jak chronić to co z niego zostało. A to w pierwszej kolejności, oznaczało pozbycie się Akashiego i reszty.

Poprzedniego wieczoru powiedziała Akashiemu, że jeśli nie da jej spokoju, dostanie zakaz zbliżania. I wiedziała, że jest to rozsądna opcja. Złożyłaby wniosek do sądu, który by uzasadniła ich obecnym zachowaniem, ale wiedziała, że Akashi nie pozwoli, żeby to doszło do skutku. Najpewniej wyciągnął by ich historię z przed lat i kłamał, jak to chcieli po prostu porozmawiać z dawną przyjaciółką. Miała znajomych sędziów, ale nie chciała, by ktokolwiek wiedział, że ma takie problemy, a nie miała wątpliwości, że to ta sytuacja rozniesie się echem w ich środowisku. Już i tak jej kancelaria ma problemy, nie chciała dawać nikomu więcej amunicji przeciwko samej sobie. 

Nie, potrzebowała czegoś lepszego.

Zwłaszcza, że spryskała Aomine gazem pieprzowym. 

Nagle uświadomiła sobie coś ważnego. Przecież miała coś lepszego. Coś co nie tylko sprawi, że oni wszyscy znikną z jej życia, ale sprawi, że jej kariera wróci na dobre tory.

Uśmiechnęła się pod nosem.

Przecież Akashi sam jej to podsunął.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro