Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Choć wracali w ciszy niemal słyszeli buzującą wściekłość Akashiego. Gdy zamawiali taksówkę, każdy z nich (może z wyjątkiem Murasakibary, który wydawał się nie zdawać sobie sprawy z sytuacji w jakiej się znaleźli) starał się zmieścić do pojazdu, do którego nie wsiadł Akashi. Brak obecności czerwonowłosego dałby im możliwość natychmiastowego omówienia sytuacji. 

Najlepiej ta sztuczka udała się Kise - wsiadł do taksówki, jeszcze zanim ta na dobre się zatrzymała na poboczu. Kierowca zaczął na niego krzyczeć, ale blondyn zupełnie się tym nie przejął. Ze zwycięskim uśmiechem patrzył jak na miejsce obok niego wsuwa się Midorima, a następnie Aomine zatrzaskuje drzwi przed nosem Kagamiego. Ten ostatni pokazał im środkowy palec i z ponurą miną powlókł się do drugiego pojazdu, gdzie w milczeniu czekali na niego Akashi i Murasakibara. 

Gdy ruszyli, Kagami chciał się odezwać. Czuł napięcie, złość i zupełnie nie rozumiał sytuacji, w której się znalazł. Informacje, które uzyskał były wyrwane z kontekstu i naprawdę nie chciał żeby jego podejrzenia okazały się prawdą - że Pokolenie Cudów albo przynajmniej Akashi, Midorima i Aomine jeszcze w gimnazjum prowadzili jakąś chorą grę, eksperyment, czy cokolwiek innego to było na swojej koleżance, przyjaciółce czy kim tam wtedy była dla nich Shima.  Bo to brzmiało naprawdę źle. Z jednej strony Akashi zachowywał się jakby to był jakiś stary żart, którego nikt nie traktował poważnie. Ale reakcje reszty, zwłaszcza Eliota, opowiadały inną historię.

Co prawda Kagami wiedział, że mógłby zapytać Akashiego co się wtedy stało. Wiedział, że mógłby po prostu wybuchnąć, kiedyś nawet próbował. Ale wiedział też, że takie rzeczy nie działały na Akashiego. Ten by go po prostu zignorował albo w brutalny sposób stłamsił wszelkie oznaki buntu na pokładzie. 

Kiedyś uważał, że skoro nie tylko gra w jednym składzie ze sławnych Pokoleniem Cudów, ale też został jednym z nich, to jest to jakieś wyróżnienie. Że to dobrze o nim świadczy. Jednak im dłużej ta sytuacja się utrzymywała, tym bardziej miał wrażenie, że jest wręcz przeciwnie. Po liceum Kuroko był pewien, że się zmienili. I może tak było. Ale cała ta sytuacja z Shimą... Kagami miał wrażenie, że zmienia ich w najgorsze wersje ich samych. I nie podobało mu się to. Nawet Kuroko, który zazwyczaj był ich pochodnią nadziei się zmienił. Stał się ponury i milczący. Starał się spędzać z nimi jak najmniej czasu. Kagami podejrzewał, że niebieskowłosy po prostu dostrzega znacznie więcej niż on (głównie ze względu na fakt, że zna pewne fakty z przeszłości, o których on nie ma pojęcia. No i może trochę z powodu ciągłego obserwowania ludzi) i też nie jest zadowolony ze zmian, które zaszły.

A wszystko to przez Akashiego, który teraz intensywnie zastanawiał się jak naprawić to co się stało w barze. Był pewien, że ma ją w garści. Jasne, Akashi widział niechęć Shimy do niego i pozostałych, ale nie uważał tego za wielką przeszkodę. Myślał (bazując na informacjach z ich przeszłości), że kobieta dość szybko da się przekonać, że powinna im pomóc. Teraz, kiedy straciła pracę, wręcz nie ma innego wyjścia. Ona musi zarabiać, a on jej właśnie oferuje pomocną dłoń. Teraz musiał jednak wziąć pod uwagę fakt, że Shima wiedziała więcej niż pierwotnie zakładał, a on nie ma możliwości sprawdzić jak wiele. Nie wiedział jak głęboko sięga jej uraza do niego i pozostałych. Co mógł zrobić w takiej sytuacji?

Murasakibara zasnął niemal od razu, gdy taksówka włączyła się do ruchu. Był zmęczony i nie miał zamiaru zmuszać się do czegokolwiek ani minuty dłużej. Zadowolony, że nikt już niczego od niego nie oczekuje zamknął oczy i oparł głowę o szybę. W końcu miał chwilę spokoju.


W drugiej taksówce nie panowała tak spokojna atmosfera. 

- Co teraz wymyśli Akashi? - spytał Kise, gdy tylko Kagami zniknął z ich pola widzenia. - Każe nam zasypać ją kwiatami? Czy pisać listy?

Dla niego cała ta sprawa wydawała się być delikatnie przesadzona, co mówiło wiele, ponieważ Kise uwielbiał dramatyzm. Z początku nawet podobał mu się ten pomysł pozwu. Oto oni, bohaterzy, którzy walczą o swoje dobre imię. Fakt, że Akashi chciał by to Shima została ich adwokatem nie wzbudzał już w nim takiego entuzjazmu. 

- Myślę, że coś znacznie gorszego - stwierdził ponuro Midorima. - Tylko jeszcze nie wiem co.

- Naprawdę myślisz, że ktokolwiek ci uwierzy?! - prychnął Aomine. - Ty zawsze twierdzisz, że nic nie wiesz. I przeważnie wiesz więcej niż reszta z nas razem wzięta.

- Obserwacja i wnioskowanie nie bolą, Aomine - odpowiedział jedynie Midorima. - Mógłbyś czasem spróbować.

Daiki jedynie prychnął w odpowiedzi. Mógłby odpowiedzieć Midorimie, ale to najprawdopodobniej prowadziło by jedynie do słownej potyczki. A ta z kolei do całkiem realnych czynów. I o ile w innych okolicznościach Aomine bardzo chętnie wytłumaczyłby Midorimie co o nim sądzi za pomocą pięści, to wiedział, że teraz nie mają na to czasu.

 "Następnym razem." - obiecał sobie.

Aomine nie znosił, gdy musiał być jedyną rozsądną osobą w towarzystwie. Za każdym razem dziwiło go jak często jest do tego zmuszony.

- Jak rozwiążemy problem z Shimą i Akashim? - spytał w końcu, gdy już zmusił wszystkie nerwy w ciele do pozostania w bezruchu i nie rozdarcia Midorimy na strzępy.

- Mówisz jak byśmy mogli cokolwiek zrobić - stwierdził Midorima, kręcąc głową. - Żaden z nas nie wybije Akashiemu z głowy tego co wymyślił. Skoro nie wiemy co to, to nie możemy nawet próbować racjonalnie z nim rozmawiać. 

- Nie wygląda też na to żeby Shima miała zmienić zdanie - dodał Kise lekkim tonem. - Zwłaszcza teraz, gdy okazuje się, że wie o waszym podejściu do niej. Nie żeby wyglądała jakby ją to bolało, ale... "nie jesteście dla mnie zbyt wiele warci" - pokręcił głową. - W końcu zaczęła być interesująca. Nie wiem czy to wózek, czy fakt, że w gimnazjum byliście gnojkami, ale coś ewidentnie jej pomogło.

Midorima i Aomine spojrzeli na niego z obrzydzeniem. Kiedy Kise stał się taki obojętny? Obaj pamiętali jak jeszcze nie tak dawno był najbardziej otwartą i towarzyską osobą jaką znali. Z czasem coraz bardziej skupiał się na swojej karierze modela - konkretnie na liczbach wyświetleń pod swoimi zdjęciami - i przestawał odzywać się do kogokolwiek prócz swojego menadżera.

- Faktycznie, Shima się zmieniła - przyznał w końcu Midorima. - Widziałem ją w trakcie pracy. Jest zimna i rzeczowa. Zupełnie inna niż kiedyś.

Midorima nawet pokusiłby się o stwierdzenie, że Shima Ayano jest zupełnym przeciwieństwem jego przyjaciółki z dzieciństwa. Rozumiał, że ludzie dorastają i się zmieniają. Ale czy to możliwe by stać się kompletnie inną osobą? Przez kilka sekund Midorima zastanawiał się co się jej przydarzyło przez te ostatnie piętnaście lat. Czy to możliwe, że wypadek i wylądowanie na wózku ją tak zmieniło? Czy stało się coś jeszcze o czym on nie ma pojęcia, bo od lat nie był częścią jej życia?

- Czyli nie istnieje według was żaden sposób, by zmienić zdanie którekolwiek z nich? Chociaż trochę?  - spytał zrezygnowanym tonem Aomine. 

Nikt mu nie odpowiedział.

Mógł się powstrzymać od bójki albo nawrzucania komuś, ale wiedział, że próba zmiany zdania socjopaty albo byłej dziewczyny, która na dzień dobry spryskuje cię gazem pieprzowym to nie jest coś z czym jest sobie w stanie poradzić.

Resztę drogi spędzili w ciszy.


Gdy Eliot i Ayano oddalili się na bezpieczną odległość od baru, Ayano poczuła jak schodzą z niej emocje. Z tego wszystkiego zrobiło jej się słabo i zobaczyła mroczki przed oczami. Była niemal pewna, że nie czułaby też nóg w tej sytuacji, gdyby nie fakt, że... cóż, nie czuła ich już wcześniej. Na stałe.

 Jej usta rozciągnęły się w słabym uśmiechu. Przynajmniej nie straciła poczucia humoru.

- Chyba możemy uznać, że ten wieczór nie poszedł do końca tak jak planowaliśmy - odezwał się w końcu Eliot.

- Nie - Ayano pokiwała głową. - Nie tak go sobie wyobrażałam.

- Ale to jeszcze nic straconego! - zapewnił ją Eliot. - Noc jeszcze młoda i jeśli wypijemy wystarczająco dużo absyntu, może wspomnienia tego co się stało przed chwilą, po prostu znikną!

Ayano rzuciła mu pobłażliwe spojrzenie.

- Myślę, że nie do końca tak działa absynt.

- Skąd wiesz? Piłaś kiedyś? - spytał od razu Eliot.

- Nie - przyznała Ayano.

- A widzisz! A ja piłem! Wiem co mówię! Koniecznie musisz nadrobić ten brak w twojej edukacji alkoholowej!

- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - Ayano pokręciła głową. - Skoro już mamy z głowy upierdliwe towarzystwo możemy wracać do domu.

Eliot zerknął w jej stronę i uśmiechnął się lekko.

- Chyba że chcesz iść się gdzieś zabawić. Nie będę cię powstrzymywać, ale ja wolałabym po prosto wrócić do siebie.

- Nie no chyba nie myślisz, że cię teraz zostawię? - oburzył się. - A co jeśli wrócą? Jeśli zapukają do twoich drzwi w środku nocy po prostu ich rozstrzelasz. A potem cię za to wsadzą. Jestem za przystojny żeby odwiedzać się w więzieniu. 

- Cóż za troska! - uśmiech na twarzy Ayano się rozszerzył. - Możemy na trochę gdzieś jeszcze pójść, ale na twoim miejscu nie wybierałabym żadnych klubów.

Na studiach potrafili się dobrze bawić, ale wyjścia do klubów wydawały się być po za zasięgiem jej możliwości. Nie mogła tańczyć, wszędzie było pełno ludzi, którzy na nią wpadali albo rzucali dziwne spojrzenia. Kluby nie były miejscami dla osób na wózkach. 

Ayano nie dziwiła się, że ludzie tak na nią reagowali. Co niby miała tam robić skoro nie mogła tańczyć? To nie tak, że ludzie w klubach chętnie zawierają nowe znajomości z kimś takim jak ona.

- Ja naprawdę sądzę, że gdybyś w końcu do jakiegoś poszła to byś zmieniła zdanie - stwierdził Eliot.

Znali się już od kilku dobrych lat i Eliot czasem zapominał, że dziewczyna na wózku nie jest wymarzonym towarzystwem na całonocną imprezę w klubie. Generalnie Eliot często zapominał, że wózek jakkolwiek utrudnia życie Ayano. Poznał ją gdy już na nim siedziała i nie wyobrażał jej sobie innej, nawet w tym aspekcie. 

- Tak, wszyscy się ucieszą, gdy będę zajmować na parkiecie tyle miejsca co jakieś trzy osoby - powiedziała z ironią. - Pewnie adoratorów też będę miała na pęczki.

- "Adoratorów"? - Eliot się zaśmiał. - Kto tak mówi? Po za tym do klubu nie idzie się szukać "adoratorów"!

- A gdzie niby ty poznałeś większość swoich jedynych prawdziwych miłości? - ironizowała dalej.

- Żadna z nich nie trwała dłużej niż parę dni - Eliot wzruszył ramionami - więc wątpię żeby to było dobre miejsce do szukania miłości swojego życia. Chociaż kto wie może do ciebie akurat los by się uśmiechnął.

- Och, bo tak desperacko przydałoby mi się kogoś znaleźć? - parsknęła śmiechem.

Ona w związku... zastanowiła się przez chwilę. To nie była perspektywa, którą zbyt często przyjmowała. Wręcz przeciwnie - gdy tylko w jej głowie pojawiła się jakakolwiek myśl na ten temat, spychała ją na krawędź świadomości. 

- Nie zaszkodziłoby ci to. Ale twój wybór. Tak właściwie... czy ty kiedykolwiek się z kimś umawiałaś? - spytał. - Nigdy nie widziałam cię z chłopakiem, dziewczyną czy kimkolwiek w romantycznym kontekście w sumie. I zawsze dzielnie unikałaś odpowiadania na tego typu pytania.

- Ale teraz, skoro wypiłam trzy drinki, myślisz, że masz szanse na poznanie odpowiedzi na te wielce trapiące cię pytanie?

- Jesteś młoda i ładna. Trochę nie rozumiem czemu miałabyś się nie spotykać, chociaż przelotnie? - dociekał.

- Zapomniałam o tej kolejce, która się do mnie ustawia!

- No ty chyba sobie żartujesz! - zawołał, zatrzymując się. - Pamiętam przynajmniej dwóch ze studiów, którzy próbowali cię gdzieś zaprosić, a ty zrównałaś ich z ziemią! Potem już nikt nie miał odwagi nawet próbować!

- Nieprawda! Zdecydowanie pamiętałabym, gdyby ktoś próbował zaprosić mnie na randkę! 

- Wychodzi na to, że jednak nie pamiętasz! - zaśmiał się Eliot. - Bo to się zdecydowanie zdarzyło! Pamiętam, bo byłem trzeźwy!

Ayano mu zawtórowała śmiechem.

- Ty i ja pamiętamy nasze studenckie lata zupełnie inaczej!

Ruszyli dalej wzdłuż ulicy.

- To spotykałaś się kiedyś z kimkolwiek czy nie? - spytał znowu Eliot.

- Nie odpuścisz mi, co? 

- Nie tym razem. Wypiłem wystarczająco żeby być upierdliwym, ale nie wystarczająco żeby szybko stracić wątek - wyjaśnił ze zwycięskim uśmiechem.

- Czyli mówisz, że powinnam ci postawić drinka?

- To jest zawsze mile widziane - zapewnił. - Ale najpierw opowiedz mi historię swego życia miłosnego.

- Miłości to w tym wszystkim nie było - uśmiechnęła się niewesoło. 

- To opowiadaj.

- Byłam na kilku randkach, ale nigdy nic z tego nie wyszło - wzruszyła ramionami. - Nie wiem czy chodziło o nich czy o mnie.

- Nigdy nie spotykałaś się z nikim na poważnie?

- Raz, dawno temu - w jej głos wkradła się melancholia.

- To opowiadaj!

- Nie za bardzo jest o czym. Byliśmy wtedy dzieciakami.

- Młodzieńcza miłość?! Teraz to chcę wiedzieć wszystko!

Ayano westchnęła cicho. Znała Eliota i wiedziała, że może mu się zwierzyć. Nawet jeśli historia jest nieprzyjemna.

Mężczyzna jej nie poganiał. Czekał aż zbierze myśli i znajdzie odpowiednie słowa.

- To było w gimnazjum - zaczęła w końcu. - Przyjaźniłam się z Midorimą, a on bardzo szybko dostał się do drużyny koszykówki, do pierwszego składu. I zaczął spędzać z nimi coraz więcej czasu. Siłą rzeczy przychodziłam na jego treningi i też spędzałam z nimi czas. Wtedy był zupełnie inny niż teraz.

Eliot zesztywniał. Skoro Ayano twierdziła, że się zmienił to znaczy, że widziała go w ostatnim czasie. A z tego co mu było wiadomo nie utrzymywała kontaktu z nikim kogo znała w gimnazjum. Oprócz tych byłych przyjaciół, którzy znienacka pojawili się w jej życiu i uporczywie nie chcieli zniknąć. 

Ayano spotykała się z jednym z nich.

- Był taki szczęśliwy. Zawsze uśmiechnięty. Bardzo zależało mu na ludziach, którzy go otaczali - uśmiechnęła się smutno. - Pamiętam, gdy go zobaczyłam po raz pierwszy. Było już po treningu, wpadłam tylko spytać czy Midorima wraca ze mną do domu. Ale on odezwał się pierwszy.


- Cześć wszystkim - grupa, do tej pory wesoło się przekomarzająca, zamilkła. Ayano nieśmiało pomachała w ich stronę. - Shintaroo, wracasz już do domu? Czy masz jeszcze coś w planach?

- Ty musisz być Shima Ayano! - granatowowłosy chłopak poderwał się z ławki i zrobił krok w jej stronę. - Przyjaciółka Midorimy!

Ayano spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Tak, to ja... - powiedziała z wahaniem. - Skąd...

- Przyjaciele Midorimy są moimi przyjaciółmi! - zaśmiał się chłopak. - Bardzo miło mi cię w końcu poznać! - uśmiechnął się szeroko. - Chcieliśmy wszyscy razem iść na obiad, jak już się trochę ogarniemy. Masz ochotę dołączyć?

Ayano spojrzała pytająco w stronę Shintaroo. Nie chciała bez jego zgody wciskać się w jego wyjście z nowymi znajomymi. Ale chłopak pokiwał głową a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. 

Oczywiście, że był za tym pomysłem. Dlaczego miałby nie być?

- Jasne - przytaknęła. - Bardzo chętnie.

- Super! - granatowowłosy złapał ją za rękę i pociągnął w stronę reszty grupy. - W takim razie koniecznie musisz wszystkich poznać!


- Nigdy wcześniej ani nigdy później nie poznałam kogoś takiego - mówiła Ayano. - Był taki... pełen światła. Gdziekolwiek się pojawiał ludzie do niego lgnęli. Gdy widział, że ktoś jest w najmniejszym stopniu zagubiony brał za tę osobę odpowiedzialność. Robił wszystko by pomóc jej się odnaleźć. Wtedy nie można było go nie kochać. Im byliśmy starsi tym bardziej to światło znikało. Aż w końcu zupełnie nie przypominał człowieka, w którym się zakochałam. Stał się gruboskórny i oschły. Nieczuły. Zamykałam oczy na tę zmianę tak długo jak tylko mogłam - Ayano zatrzymała się i przymknęła oczy. - On i Midorima wciągnęli mnie w swoje życie i po za nim nie miałam nic swojego.

Eliot patrzył jak zmienia się jej wyraz twarzy. Melancholia, która sprawia cierpienie, bo jest wspomnieniem szczęścia powoli przeobrażała się w zwykły ból. Bo ostatecznie w tych wspomnieniach nie było nic szczęśliwego.

- A potem, któregoś dnia, przypadkiem usłyszałam jak o mnie rozmawiają. Nie miałam tego słyszeć. To była już końcówka gimnazjum. Chłopcy szli do różnych szkół i zastanawiali się gdzie ja pójdę. Bo przecież nie mogę pójść za każdym z nich. Nawet do głowy im nie przyszło, że mogę wybrać jakieś inne liceum, z uwagi na samą siebie. Nie, dla nich to była kwestia tego, na rzecz którego z nich oddam kolejne trzy lata swojego życia - pokręciła głową. - Mój chłopak - wypowiedziała te słowa z ironią - uznał, że pójdę za nim, bo robię wszystko czego on sobie zażyczy. Kiedy jego gust się zmieniał, ja się zmieniałam. Ubiór, fryzura, nawet sposób mówienia. Wszystko dostosowywałam do niego. Więc uznał, że pstryknie palcami i teraz też tak będzie. Nie mogłam słuchać ich przechwałek. Wybiegłam ze szkoły. Prosto na ulicę, pod koła samochodu. Gdy w końcu otworzyłam oczy dowiedziałam się, że żaden z nich ani mój chłopak, ani ci których uważałam za najlepszych przyjaciół, nie odwiedzili mnie nawet raz. Nie widziałam Aomine przez następne piętnaście lat.

Eliot milczał. To nie była tylko historia pierwszej miłości Ayano. To była też historia dnia, w którym doszło do jej wypadku i wylądowała na wózku. Tej historii też nigdy nie znał szczegółowo. Nie spodziewał się, że tej nocy dowie się tak dużo.

- Najlepsze jest to że ja byłam gotowa puścić to wszystko w niepamięć. Gdyby tylko się pojawił. Zadzwonił. Napisał. Cokolwiek. Ale jak widać był to dla niego zbyt duży kłopot i nigdy się nie pofatygował - wzruszyła ramionami.

Pamiętała każdą minutę tamtego nieszczęsnego dnia. Tyle razy odtwarzała go w głowie, że miała wrażenie, że te wspomnienia będą z nią już zawsze. Kiedyś zastanawiała się co musiałoby się wydarzyć żeby ten dzień nie skończył się tak jak się skończył. W końcu doszła do ponurego wniosku - ludzie, na których jej zależało - im również musiałoby zależeć na niej. A to była przeszkoda nie do przezwyciężenia.

Ayano chciała ruszyć dalej, ale poczuła dłonie Eliota na ramionach. Zerknęła na niego. Chyba wzruszyła go jej historia, bo uznała, że wygląda jakby miał się rozpłakać.

Eliot kucnął naprzeciwko niej i ją przytulił.

Ayano spięła się w sobie. Nigdy nie byli przyjaciółmi, którzy się przytulali. A ostatnio jakikolwiek kontakt fizyczny znacząco się zwiększył i bez tego.

- Co za gnojek - powiedział cicho Eliot. - Oni wszyscy. Jak mogli...

- Raz się przejechałam, więcej nie powtórzyłam tego błędu - stwierdziła Ayano, starając się by jej głos brzmiał obojętnie. Nigdy nie opowiadała nikomu tej historii. Była zaskoczona jak bardzo wstrząsnęła ona Eliotem. - Dostałam po prostu szybką lekcję życia.

Mężczyzna odsunął się od niej trochę, ale ich twarze wciąż pozostawały na jednej wysokości. 

- Chociaż muszę przyznać, że nie potrafię sobie wyobrazić ciebie latającej za jakimś chłopakiem - stwierdził, uśmiechając się lekko. - Nigdy nie wydawałaś się tego typu dziewczyną.

- Oh, kiedyś byłam zdecydowanie taka - zapewniła. - Ale hej, przynajmniej rozwinęła mi się jakaś osobowość po tym wszystkim więc jest to jakiś plus!

Oboje się zaśmiali.

- No na brak osobowości to ty nie możesz narzekać - zgodził się Eliot.

W końcu wstał i ruszyli dalej. 

- To co powiesz na bar? - zapytał, gdy minęli kolejne skrzyżowanie.

- Myślę, że jeszcze jeden drink dobrze nam zrobi.

- Tylko jeden?

- Może dwa. 

- Trzy?

- Nie przeginaj!

- Dwa i odsłonisz jeszcze jedną tajemnicę z przeszłości?

- Eliot!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro