Rozdział 2 - Pustka
Po przekonaniu lekarza, że John jest w stanie obejrzeć zwłoki żony, udali się do kostnicy. Pierwszy do środka wszedł Peeterson, za nim John z determinacją wypisaną na twarzy. Sherlock trzymał się z boku. Kiedy lekarz wskazał na jedno z ciał znajdujących się w pomieszczeniu, Watsonowi mocniej zabiło serce. Spod prześcieradła okrywającego ciało wystawały tylko gołe stopy. Peeterson podszedł do noszy, na których leżały zwłoki i odsunął kawałek materiału. Watson przysunął się, aby spojrzeć lepiej na odkrytą twarz kobiety, która miała być jego żoną.
„Błagam, niech to nie będzie ona" – pomyślał, kierując wzrok z prześcieradła na twarz kobiety.
Lekarz odsunął się robiąc miejsce Johnowi. Blondyn zacisnął usta w wąską linię i zamrugał kilkakrotnie, gdy jego spojrzenie spoczęło na zastygłej twarzy Mary. Sherlock stał z tyłu, przyglądając się Johnowi. Napięte mięśnie i lekko drżąca dłoń zdradzały, że pod prześcieradłem bez wątpienia leży Mary.
– Jak coś, proszę mnie zawołać. Będę za drzwiami – odezwał się lekarz, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając ich samych w prosektorium.
Blondyn zbliżył się do ciała przykrytego prześcieradłem. Drżącą ręką odsunął bardziej materiał, odsłaniając szyję i kawałek ramion. Zastygła krew na policzku, lekko rozchylone, blade usta. Zamknięte powieki, skrywające pozbawione już blasku szare tęczówki. Nie mógł wytrzymać dłużej. Do oczu znowu napłynęły mu łzy. Zacisnął mocniej usta, a pojedyncze krople zaczęły spływać mu po policzkach. Nachylił się i dotknął chłodnej twarzy swojej żony. Załkał, tracąc ostatnie resztki samokontroli.
Sherlock wciąż stał z tyłu. Czuł się jakby ktoś wypompowywał powietrze z pomieszczenia. Widok cierpiącego Johna był nie do zniesienia. Odwrócił się po cichu i skierował do wyjścia, chcąc odetchnąć i jednocześnie zostawić Watsonowi chwilę prywatności. Tak należało zrobić.
– Sherlock... – Ledwo słyszalny głos zatrzymał go w połowie drogi. Holmes odwrócił się w stronę przyjaciela. Ten wciąż pochylony nad Mary, ściskał jej rękę.
– Zostań, proszę – dodał odrobinę głośniej. Brunet wrócił bez słowa na miejsce. Byli tam jeszcze przez kilka minut. W całkowitej ciszy, przerywanej tylko odgłosami tłumionego płaczu. W końcu John złożył pocałunek na czole Mary i dotknął dłonią jej brzucha. Odsunął się od ciała, zachwiawszy się lekko. Sherlock drgnął, widząc całą sytuację, ale blondyn podniósł rękę w powstrzymującym geście.
– Nic mi nie jest – wyszeptał i ruszył do drzwi. Holmes podążył za nim.
W szpitalnym holu znalazł ich Lestrade. Jego zmartwiona mina, pogorszyła się kiedy ujrzał bladego Johna, który siedział na poczekalnianym krzesełku, trzymając w dłoniach plastikowy kubek z wodą.
– Przyjechałem jak tylko się dowiedziałem. – Chciał zapytać co z Mary i dzieckiem, ale sam widok Watsona nasunął mu najgorszą z możliwych odpowiedzi. Sherlock milczał, wpatrując się w inspektora smutnym wzrokiem.
– John, ja... Tak mi przykro – dodał Greg po chwili niezręcznej ciszy. Blondyn oderwał wzrok od podłogi i spojrzał zaczerwienionymi oczami na policjanta. Nie był w stanie się odezwać, więc wygiął usta w coś na kształt uśmiechu, przypominającego bardziej grymas, po czym znów spuścił wzrok. Lestrade zwrócił się do Holmes stojącego obok.
– Sherlocku, musimy porozmawiać. – Zerknął wymownie na Watsona i dyskretnie pociągnął detektywa za ramię. Holmes niechętnie oddalił się od przyjaciela. Gdy stanęli za rogiem, inspektor zaczął mówić.
– Mam dla ciebie ważną informację. Na pewno cię zainteresuje.
– Lestrade, nie teraz. Nie mogę zajmować się sprawami, kiedy...
– Ależ nie! Źle mnie zrozumiałeś. To właśnie dotyczy Johna... i Mary. Dowiedziałem się, że to nie był wypadek. Ktoś chciał, żeby tak to wyglądało, ale to było morderstwo.
Detektyw zamarł na chwilę. Jego nieobecny wzrok wciąż utkwiony w Gregu, zaniepokoił Lestrade'a.
– Sherlock?
– Wiem kto to zrobił – odezwał się w końcu. Ton jego głosu sprawił, że inspektorowi przeszły ciarki po plecach.
– Chyba nie myślisz, że to on? – odparł, akcentując niepewnie ostatni wyraz. Holmes nic nie odpowiedział, ale jego oczy i zaciśnięta szczęka zdradzały, że inspektor trafił. – Nie chciałem tego mówić przy Johnie. Nie wygląda najlepiej, a to mogłoby tylko pogorszyć sytuację. Jak myślisz, powinienem mu teraz o tym powiedzieć?
Sherlock westchnął z rezygnacją.
– Ja mu powiem – odrzekł. – Dowiedz się wszystkiego i prześlij mi informacje.
Lestrade przytaknął i obaj wrócili do Johna, który wyglądał jakby nie zauważył ich zniknięcia. Pogrążony w ciszy, ściskał pusty kubek.
Gdy inspektor wyszedł, zostali sami w pustym korytarzu. Holmes usiadł obok przyjaciela, cały czas układając w głowie przemowę. Nic nie wydawało mu się odpowiednie. Nie teraz, kiedy John wyglądał jak duch, ale przecież i tak się kiedyś dowie. Musi wiedzieć. Lepiej jeżeli usłyszy to od niego, a nie jakiegoś pierwszego lepszego policjanta albo co gorsza z wiadomości.
– John... – zaczął niepewnie – ... muszę ci coś powiedzieć, ale to może pogorszyć twój stan. Nie chciałbym...
– Może być gorzej? – mruknął Watson, podnosząc na niego wzrok. W niebieskich oczach widniała tylko rozpacz. Brunet zawahał się przez moment, starając się na nowo ułożyć odpowiednie zdanie.
– To nie był wypadek. – Blondyn spojrzał na niego bardziej przytomnym wzrokiem. – Wszystko upozorowano, żeby tak wyglądało. – Niedowierzanie na twarzy Johna przerodziło się w napad gniewu.
– To on, prawda?! To wszystko jego wina! – wrzasnął, podrywając się z krzesła.
– John, uspokój się, proszę. To nic nie da. Powinieneś jechać do domu i odpocząć.
– Do domu?! Odpocząć?! – Watson zaśmiał się histerycznie i opadł na krzesło, chowając twarz w dłoniach.
– Dopadniemy go. Obiecuję.
– Dlaczego? – jęknął, nie odrywając dłoni od twarzy.
– Moriarty to szaleniec. Uderzył w najczulszy punkt, żeby złamać nas psychicznie.
– Udało mu się – mruknął, przecierając ręką twarz.
Sherlock milczał przed dłuższą chwilę. Mary miała być bezpieczna, przecież Mycroft mu obiecał. Zawiódł Johna. Miał ich chronić.
– To nie miało się tak skończyć. Wszyscy mieli być bezpieczni. – Wyrzucił to z siebie, mierzwiąc loki na głowie. Watson spojrzał na niego ze zdziwieniem.
– O czym ty mówisz?
– John, nie wiem dlaczego, ale się dowiem. Już nikt więcej nie zginie.
– Wiedziałeś, że coś nam grozi? Że ten psychopata coś planuje i nic mi nie powiedziałeś?!
– Nie chciałem cię martwić – odparł, po czym dodał szybko: – Wszystko miało być załatwione. Ty, Mary, pani Hudson, Molly, także Lestrade mieliście być chronieni przez ludzi Mycrofta.
Watson podniósł się gwałtownie z krzesła.
– Dość!! Mam dosyć twoich pieprzonych gierek! Tych cholernych sekretów! – wykrzyczał na cały korytarz. Sherlock nie widział go nigdy tak zdenerwowanego. – Myślałem, że mi ufasz, ale widzę, że nic się nie zmieniło. Masz rację, jesteś niebezpieczny i wszystko wokół ciebie. Wreszcie to zrozumiałem, ale jest już za późno. Straciłem ją przez ciebie. – John wziął głębszy oddech i dodał: – Nie chce cię więcej widzieć.
– John, ja...
– Zamknij się! Po prostu się zamknij.
– Przemawia przez ciebie złość... – Holmes starał się go uspokoić, tak jak wcześniej, ale blondyn odepchnął jego rękę.
– Zostaw mnie! Odejdź. – Wściekłość w oczach Johna zdawała się narastać. – Wyjdź!! – wrzasnął, gestykulując przy tym żywo.
Detektyw stał w miejscu, nie mogąc pozbierać myśli. John mówił to śmiertelnie poważnie. Pod wpływem emocji, ale świadomie. Przełknął nerwowo ślinę, czując, że zaschło mu w gardle. Coś ścisnęło mu żołądek, a puls osiągnął zawrotne tempo. Ostatni raz miał spojrzeć Johnowi w oczy. Oczy przypominające ocean w czasie burzy. Pałające wściekłością i żalem. Nie chciał zapamiętać go w ten sposób. Spuścił wzrok i szybkim krokiem wyminął Watsona, kierując się do wyjścia.
John stał przez kilka chwil bez ruchu. Wypuścił powietrze, które wstrzymał po ostatnim wykrzyczanym słowie.
Zaczął się koszmar, który miał nie mieć końca. Najgorszy w jego życiu. Koniec wszystkiego co kochał. Co było dla niego ważne.
Oparł się o zimną ścianę i osunął na podłogę. Spojrzał szklistymi oczami w kierunku, w którym odszedł Sherlock. Przed nim rozciągała się pustka korytarza. Tylko pustka.
Moriarty osiągnął swój cel.
~~~~~~
Jestem w mega dobrym humorze, więc dodaję przed czasem kolejną część opka. :D Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Ogromnie się cieszę, że mój fanfik został tak mile przyjęty. Nie sądziłam, że będę miała tylu czytelników. Dziękuję za wszystkie komentarze, bo jak wiadomo, to najlepsze paliwo dla autora. ;)
Czysto techniczna kwestia: Nie ogarniam pisania w wattpadzie, robię przerwy a mi się nie wyświetlają albo raz robią się pauzy a raz półpauzy. Wie ktoś o co kaman?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro