Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7 - Uciekający czas

– Halo? – Odebrał.

– Słuchaj uważnie – odezwał się poważny, męski głos. – Zostały ci dwie godziny życia. Jeśli będziesz robił co ci każę, może przeżyjesz. Za chwilę podjedzie taksówka. Wsiądziesz do niej, kierowca wie gdzie jechać. Skontaktuję się z tobą jak dojedziesz na miejsce. Masz nikomu nic nie mówić. Żadnej policji. Zrozumiałeś?

Mike stanął jak wryty na środku chodnika, nie dowierzając w słowa, które przed momentem usłyszał.

– Zrozumiałeś? – powtórzył mężczyzna zniecierpliwionym tonem.

– Tak – wydusił z siebie ciche potwierdzenie, wciąż nie wierząc w to co się dzieje.

Mężczyzna rozłączył się, a kilka sekund później przy krawężniku zatrzymała się czarna taksówka. Kierowca wychylił się i zawołał przez uchyloną szybę:

– Pan Stamford?

Mike przytaknął, czując że robi mu się słabo. Telefon to nie był głupi żart.

– Chwileczkę – powiedział do taksówkarza, starając się brzmieć spokojnie, choć głos drżał mu, a ręce trzęsły się, kiedy próbował wystukać numer do Johna.

„On na pewno mi pomoże" – powtarzał sobie dla otuchy w myślach.

Pierwszy sygnał oczekiwania na połączenie, a potem cisza. Rozłączyło go. Spojrzał na ekran i zamarł, widząc nową wiadomość nadesłaną z numeru, z którego przed momentem oznajmiono mu, że prawdopodobnie umrze. Kliknął na nią dygocącym palcem. Lepka od potu dłoń ściskała kurczowo komórkę.

'To moje ostatnie ostrzeżenie. Jeżeli jeszcze raz spróbujesz się z kimś skontaktować, twoja rodzina gorzko tego pożałuje. Nie chciałbyś stracić żony i dzieci tak jak Watson, prawda? Wsiądź do taksówki.'

Stamford poczuł, że kręci mu się w głowie, a nogi ma jak z waty. Mimo tego udało mu się dojść powoli do samochodu i wsiąść do środka. Taksówka ruszyła w ustalonym kierunku.

***

Pani Hudson weszła do salonu, rozglądając się po pobojowisku, które stworzył detektyw.

– Trzeba tu trochę posprzątać – powiedziała do siebie, podnosząc z podłogi talerz z gnijącą już kanapką. Popatrzyła na nią, krzywiąc się i zaniosła do kuchni, stawiając obok kosza na śmieci.
„Nie będę tego wyrzucać, bo znowu będzie histeryzował, że zepsułam mu eksperyment" – pomyślała.
Dobiegły ją odgłosy z sypialni Sherlocka. Nie zwracając uwagi na dźwięki sugerujące, że brunet szuka czegoś, przekopując swój pokój, wróciła do salonu celem jego dalszego ogarnięcia. Na stole oprócz masy papierów, mikroskopu i książek, powitały ją trzy puste kubki po kawie i jeden po herbacie, plus jeden z na wpół wypitą zimną cieczą, która kilka godzin temu była herbatą. Westchnęła tylko i zaczęła zbierać naczynia, żeby odstawić je do zlewu. Nagle rozległo się głośne łupnięcie. Pani Hudson wzdrygnęła się na ten dźwięk i niechcący potrąciła kubek z niedopitą herbatą.

– O mój... – jęknęła, widząc, iż część napoju rozlała się na dokumenty. Odstawiła kubki na stół i poszła szybko po ścierkę. W tym samym momencie drzwi do sypialni gwałtowne się otworzyły i w progu stanął Holmes.

– Zaraz posprzątam – rzuciła, dostrzegłszy detektywa. Sherlock spojrzał na nią z obojętnością, która momentalnie zmieniła się w lodowate spojrzenie. Gospodyni zaczęła wycierać ścierką pozostałości herbaty. Detektyw przemknął przez salon jak strzała i wyrwał jej z rąk kartkę, którą próbowała osuszyć. Atramentowe litery rozmyły się na papierze. Smugi niebieskiego barwnika ściekały w dół zostawiając cienkie plamy.

– Przepraszam, chciałam tylko posprzątać. Taki tu bałagan – zaczęła się tłumaczyć, widząc zaciśniętą szczękę i przymarszczone wściekle brwi Holmesa.

– Jest pani bezdennie, nieograniczenie, porażająco i niewyobrażalnie... – Pani Hudson wstrzymała oddech, patrząc na wściekłego detektywa przerażonym i zranionym wzrokiem, domyślając się jak zakończy swoją wypowiedź. Holmes przerwał nagle zdanie, wpatrując się w przemoczony list. Niektóre litery rozmyły się, ale kilka pozostało dość wyraźnych. Wyraźniejszych niż inne. Intensywniejszy kolor pozostały w niektórych miejscach, nie mógł być dziełem przypadku.
Błysk w oku bruneta i ledwie dostrzegalny uśmiech sprawiły, że pani Hudson jeszcze bardziej się przeraziła. Holmes spojrzał na nią z ekscytacją i radością malującą się w oczach.

– Przepraszam... – zaczęła z zakłopotaniem.

– Genialna – dokończył przerwane zdanie, po czym cmoknął zszokowaną gospodynię w policzek.

– Słucham? – szepnęła ze zdziwieniem.

– Jest pani genialna – oznajmił, po czym westchnął demonstracyjnie z udawanym niezadowoleniem, że musi się powtarzać. Widząc jednak, że pani Hudson jest wciąż w szoku, uśmiechnął się ciepło.

– Genialna? – powtórzyła nieśmiało. – Och, Sherlocku – dodała z rozczuleniem w głosie.

– Herbata byłaby mile widziana – rzucił brunet, wracając do analizowania listu, który trzymał w ręku.

Gospodyni uśmiechnęła się radośnie i powędrowała do kuchni.
W tym czasie Holmes zebrał próbki atramentu i sprawdził je pod mikroskopem. Ich skład różnił się odrobinę. Z usatysfakcjonowanym wyrazem twarzy ponownie wrócił wzrokiem do rozmazanego tekstu.
Zapisał po kolei na kartce litery, które były wyraźniej widoczne : Z, A, G, P, Ł, U, E, N, S, I, C, Y, M, S.
Spojrzał na nie uważnie i po chwili był już w swoim świecie. Skupiony nad rozszyfrowaniem wiadomości, nie zwrócił uwagi na przyniesioną przez panią Hudson herbatę. Kobieta, widząc jego skoncentrowany wyraz twarzy i zastygłą pozę na krześle, postanowiła wrócić do siebie.

„Szyfr podstawieniowy, przestawieniowy, Cezara, Vigenère'a, AtBash, Playfaira..." – Jego myśli goniły z zawrotną prędkością. Sprawdzał najróżniejsze kombinacje i możliwości, ale nic nie przynosiło efektu.

– To musi być coś innego – mruknął pod nosem.

„– Czas ucieka, Sherlocku. Skup się. – Usłyszał za sobą głos Mycrofta.

Westchnął z irytacją na widok brata, który nachalnie pojawił się w pałacu myśli.

– Próbuję – warknął, pocierając skronie.

– Widać za mało.

– Nie pomagasz – burknął.

– Nie zawsze mogę za ciebie myśleć – odparł spokojnie straszy z Holmesów. Sherlock starał się zignorować denerwującego brata i skoncentrować na ukrytej wiadomości. Nagle zastygł w bezruchu, spoglądając w tekst. Źrenice rozszerzyły się, błądząc po literach.

– Czy to może być takie proste? – wymamrotał pod nosem. – Czas ucieka? Czas... czas płynie. S.M. – dodał głośniej. – Ug, gu? – Zmierzwił włosy, nie spuszczając wzroku z listu.     – Wisley, kod pocztowy GU23. 23 godziny."

Poderwał się z krzesła i spojrzał na zegarek.

– Dwadzieścia jeden godzin od zgonu Sholto – powiedział do siebie. – Zostały więc dwie godziny do kolejnego morderstwa. Ale kto jest następnym celem? – Przeszedł się po pokoju w tę i z powrotem, ściskając w ręku list. Zatrzymał się przy kominku i zerknął na lustro wiszące nad nim.

– S.M., Sebastian Moran... A może M.S.... Mike Stamford – Poczuł przypływ energii i ekscytacji. Szybko chwycił za telefon i napisał smsa do Mycrofta.

'Następny będzie Mike Stamford. SH'

Wybrał numer Lestrade'a i wysłał kolejną wiadomość:

'Przyjedź natychmiast. SH'

Następnie odkopał laptop spod poduszek, leżących na kanapie i zaczął szukać informacji o Stamfordzie. Kiedy tylko znalazł numer do jego żony, prychając z pogardą na ludzką głupotę zostawiania takich danych na portalach społecznościowych, wystukał go i po chwili czekania, po drugiej stronie odezwał się miły kobiecy głos.

– Słucham?

– Dzień dobry, Sherlock Holmes. Jestem kolegą Mike'a. Jest może w domu? – zaczął uprzejmie.

– Nie, nie ma go. Nie wrócił jeszcze z pracy.

– Szkoda, a nie wie pani gdzie może teraz być? – zapytał, udając zawiedzenie w głosie.

– Swoją drogą, to powinien już być w domu – dodała jakby do siebie. – Chyba umówił się z jakimś kolegą na piwo. Nie pamiętam gdzie – odparła.

– A wie pani co to za kolega?

Kobieta zastanawiała się przez moment, aż w końcu się odezwała:

– Zdaje mi się, że Wanson, a nie Watson. Tak, Watson.

– Dziękuję, była pani bardzo pomocna – odparł i rozłączył się.

***

Kilka minut później, w progu mieszkania na Baker Street, pojawił się inspektor. Lekko różowawe policzki i przyspieszony oddech świadczyły o tym, że bardzo się spieszył, a na dworzu znowu się ochłodziło.

– Sherlocku, wszystko w porządku? – zapytał, rozglądając się po mieszkaniu.

Brunet wychylił się zza drzwi sypialni, analizując na szybko postawę policjanta.

– Musimy znaleźć Mike'a Stamforda. Mamy – spojrzał na zegarek – półtorej godziny. Widząc pytający wzrok Grega dodał: – To kolejny cel. Nie ma czasu na wyjaśnienia. Dzwoń do Johna – nakazał, wyjmując telefon z kieszeni płaszcza inspektora.

– Czemu ty... – nie dokończył pytania, gdyż Sherlock wręczył mu komórkę z wybranym już połączeniem.
Po chwili oczekiwań usłyszał głos po drugiej stronie, ale nie był to głos Watsona.

– Halo?

– Eeemm, Inspektor Greg Lestrade, mogę prosić Johna do telefonu? – Holmes przymarszczył brwi, przysuwając się do Grega.

– Kto to? – zapytał brunet, starając się zachować spokój.

Lestrade wzruszył ramionami. Sherlock wyrwał mu telefon i wcisnął głośno mówiący.

– Przykro mi, ale chwilowo nie jest w stanie odebrać.

– Z kim rozmawiam? – rzucił chłodnym tonem Holmes.

– Gary Truman, jestem barmanem w "Lowlander", a pański znajomy właśnie obślinia mi blat baru.

Greg uniósł w zdziwieniu brwi i spojrzał na Sherlocka z nadzieją, że ten wytłumaczy mu co się tutaj dzieje, ale on zignorował go, skupiając się na rozmowie z barmanem.

– Co to znaczy obślinia blat? – zapytał brunet ze śmiertelną powagą w głosie.

– Dokładnie to co powiedziałem. Upił się i śpi – wyjaśnił zrezygnowanym tonem. – Będę wdzięczny, jeżeli pan go stąd zabierze i odstawi do domu.

– No to ładnie się urządził – mruknął Greg.

– Proszę go zatrzymać, gdyby chciał wyjść. Już jedziemy – odparł Holmes i zakończył rozmowę.
– Rusz się. 36 Drury Lane – zwrócił się do Lestrade'a, w pośpiechu zarzucając na siebie płaszcz.

~~~~~~

Ach, ta poczciwa pani Hudson. Anglia bez niej by upadła. ❤

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. ^^ Piszcie co sądzicie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro