Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Kiedy do Ciebie wróci, jest Twoje. Jeśli nie, nigdy Twoje nie było."


Przygotowania do urodzin Rosie oficjalnie uległy zakończeniu, gdy John zaczepił ostatnie niebieskie balony nad kominkiem. Pani Hudson godzinę przed jego powrotem z pracy oznajmiła, że wszystkie pyszności są już gotowe, a stół zastawiony. Prezent, opakowany w kolorowy papier ze złotymi gwiazdkami, spoczywał ukryty w sypialni Sherlocka, na dnie szafy.

– Myślę, że wystarczy – oznajmił blondyn, zerkając na swoje dekoracyjne dzieło.

– Nie zapomniałeś o czymś? – rzucił detektyw, wyjmując z szafki kilka kolorowych, stożkowatych czapeczek.

John zaśmiał się na widok przyjaciela, poprawiającego na głowie swoją złoto-niebieską czapeczkę.

– Nie wierzę, że się zgodziłeś – parsknął, obracając w ręku srebrną czapkę.

– Wiesz, że zrobię dla niej wszystko – odrzekł poważnie.

– Wiem – powiedział z melancholijnym uśmiechem.

Dzwonek do drzwi przerwał chwilę ciszy, która zapadła w salonie.

***

Rosie wpadła do holu z uradowaną miną, nie czekając na Molly i Grega, którzy przywieźli ją z eskapady po wesołym miasteczku.

– Tato, zobacz, co dostałam od cioci Molly! – wykrzyknęła, wymachując fioletową apaszką w kolorowe motyle, gdy tylko zobaczyła schodzącego po schodach Watsona. – A to od wujka Grega – dodała, wskazując na wielkiego, pluszowego psa, którego inspektor niósł ze sobą.

– Cudowne – stwierdził John, na powitanie całując córkę w policzek. – Podziękowałaś ładnie?

– Oczywiście! – potwierdziła, spoglądając niecierpliwie na piętro, po czym sprawnie wyminęła blondyna i wskoczyła na pierwszy stopień. – Chodźcie! – zawołała podekscytowana, wbiegając na górę.

– Niecierpliwa – zaśmiał się Lestrade.

– Zgadnij po kim to ma – zawtórował mu John, wdrapując się za małą po schodach.

– Sherlock! – zawołała z radością, zauważając detektywa. Zatrzymała się przed wejściem do salonu, które brunet taktycznie jej zagrodził. Holmes złapał ją i podniósł do góry, robiąc przy tym obrót wokół własnej osi. Mała zaśmiała się radośnie. – Ładna? – Przysunęła apaszkę na wysokość oczu detektywa.

– Dla ciebie idealna – stwierdził, uśmiechając się pod nosem.

Twarz Rosie rozpromieniała jeszcze bardziej, gdy dostrzegła na głowie bruneta złoto-niebieską czapeczkę, pobłyskującą w świetle żyrandola.

– Kupiłeś czapeczki! – Uściskała go mocno.

– Jak mógłbym nie kupić – odrzekł, przytulając ją do siebie. – Jaki chcesz kolor? – zapytał, postawiwszy małą na podłodze, a następnie sięgnął do szafki stojącej w przedpokoju.

– Fioletowy – odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Sherlock podał  jej upragnioną czapeczkę, która sekundę później spoczywała już na jej blond główce.

– Widzę, że już jesteście gotowi – zauważył John, sięgając po swoją czapeczkę.

– Mogę? – zapytała z niekrytym entuzjazmem, łapiąc klamkę od drzwi prowadzących do salonu. Watson kiwnął głową i dziewczynka nie czekając ani chwili dłużej, wkroczyła do pokoju.

– Wow! Jest super! – Rozejrzała się po udekorowanym balonami i serpentynami salonie. Pośrodku stał stół, zastawiony przygotowanymi przez panią Hudson pysznościami.

Watson uśmiechnął się, widząc rozemocjonowaną córeczkę i kliknął wyłącznik światła. W pokoju zapanował półmrok. Grube zasłony, częściowo zasunięte na okna, skutecznie powstrzymywały, próbujące się przedrzeć ostatnie promienie zachodzącego słońca.

– Niech nam żyje sto lat! Niech nam żyje sto lat! – Usłyszeli głos pani Hudson dochodzący z kuchni, zanim kobieta wkroczyła do salonu z trzywarstwowym tortem, na środku którego tkwiło siedem kolorowych świeczek, rozpraszających zapadły w pomieszczeniu półmrok.

Rosie pisnęła z radości. Uwielbiała moment zdmuchiwania świeczek i wypowiadania w myślach życzenia. Oczywiście miała już je gotowe od dłuższego czasu.

Kiedy pani Hudson ustawiała tort na stole, pozostali dołączyli do niej, śpiewając solenizantce sto lat.

– Niech nam żyje, nasza Rosie! Niech nam żyję sto lat!

Dziewczynka wdrapała się szybko na krzesło i przybliżyła do tortu, zerkając na swojego ojca i Sherlocka, stojących po drugiej stronie stołu. Greg wyciągnąwszy wcześniej telefon, nagrywał wszystko dla potomności.

– Pomyśl życzenie, kochanie – powiedziała pani Hudson, przysuwając paterę z tortem w jej stronę.

Panna Watson przybrała skupiony wyraz twarzy, wpatrując się w małe płomienie świeczek, wetkniętych pomiędzy czekoladowymi różyczkami. Zamyśliła się przez kilka sekund, po czym wzięła głęboki wdech i zdmuchnęła wszystkie świeczki za jednym zamachem.

– Brawo, króliczku! – odezwał się John, włączając światło, po czym przybliżył się do córki. – O czym pomyślałaś?

– Nie mogę powiedzieć na głos, bo się nie spełni – stwierdziła z powagą, choć oczy błyszczały jej wesoło.

– To może na ucho? – zapytał, nachylając się do niej.

Mała przymrużyła oczy, zastanawiając się moment nad odpowiedzią.

– No dobra – szepnęła, zerkając na pozostałych członków przyjęcia, którzy zajęci byli swoimi sprawami. Pani Hudson wyciągała świeczki z tortu, próbując nie naruszyć ozdób. Greg i Molly oglądali jak nagrało się wideo, a Sherlock zniknął gdzieś w swojej sypialni. – Zażyczyłam sobie psa – wyszeptała do ucha doktora. – No i jeszcze, żeby zawsze było tak jak teraz.

– To znaczy? – dopytał lekko zaniepokojony.

– Ja, ty i Sherlock, zawsze razem. Wiem, że powinno być tylko jedno życzenie, ale zaznaczyłam, że to drugie jest ważniejsze, jakby co – dodała.

John spojrzał na córkę, starając się zamaskować zdenerwowanie uśmiechem.

– Skarbie, wiesz dobrze, że zawsze będę przy tobie – odparł, całując ją w czoło. – Sherlock też – dodał, starając się, aby nie zauważyła przygnębienia w jego spojrzeniu.

– Chyba czas na pozostałe prezenty? – Usłyszał głos Holmesa za plecami.

Rosie zeskoczyła z krzesła i nim się obejrzał, trzymała w rękach zapakowany w ozdobny papier prezent.

– To od taty – oznajmił detektyw, kiedy blondynka zaczęła rozdzierać papier.

– Dziękuję, tatusiu – rzuciła się mu na szyję, gdy tylko zauważyła, że pod papierem spoczywa atlas nieba, który upatrzyła sobie dwa miesiące wcześniej, gdy byli na zakupach w centrum handlowym.

– Cieszę się, że ci się podoba. – Przytulił ją mocno, spoglądając na Sherlocka, który ewidentnie chował coś za plecami.

– To nasz wspólny prezent, mój i Sherlocka – zaczął, ale brunet przerwał mu, wyciągając kolejny pakunek zza pleców, tym razem znacznie większy niż poprzedni prezent.

– Racja, ale pomyślałem, że to będzie dobre uzupełnienie do atlasu – rzucił detektyw, zerkając na Johna.

– To chyba nie jest...? – John został zagłuszony przez radosny okrzyk Rosie, która dopadła do drugiego prezentu, odpakowując go z zawrotną szybkością. Watson rzucił przyjacielowi spojrzenie w stylu: „Mogłeś mnie uprzedzić."

Po kształcie prezentu Watson od razu domyślił się, co kryje kolorowy papier, tak samo zresztą, jak jego córka, będąca w euforii.

– Teleskop, serio? – szepnął, przybliżając się do Holmesa.

– Przyda się jej – odrzekł detektyw, obserwując, jak Rosie z zachwytem wypisanym na okrągłej twarzyczce ogląda swój prezent.

Watson miał już oznajmić przyjacielowi, że taki zakup powinien najpierw uzgodnić z nim, a nie samemu wydawać kupę forsy, ale radość Rosie, która przylgnęła do Sherlocka, niczym mała ośmiorniczka i uśmiech detektywa, który ten starał się ukryć przed obecną w salonie widownią, sprawiły, że westchnął tylko z rezygnacją. Nie potrafił gniewać się na przyjaciela za jego ekscentryczne zachowanie, szczególnie, że sprawiło ono tyle przyjemności jego córce. Zacisnął usta, wpatrując się w dwójkę najważniejszych w jego życiu osób, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że jakaś niewyjaśniona siła ściska jego serce. „Ja, ty i Sherlock, zawsze razem." – Słowa córki zadźwięczały mu w uszach, potęgując uczucie zwątpienia w słuszność wyprowadzki. Jeśli miał być ze sobą szczery, to sam nie był pewien, czy jest na to gotowy. „Nie jestem. Zdecydowanie nie" – pomyślał. Ale tu nie chodziło o niego, tylko o dobro Rosie.

– Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – powtarzała blondynka, wciąż ściskając Holmesa. – Jesteś najlepszy. Kocham cię – dodała ciszej, wtulając się w bordową koszulę. Brunet przebiegł wzrokiem po zgromadzonych, zauważając, że Lestrade znowu nagrywa wszystko swoim telefonem. Poczuł, że robi mu się niebezpiecznie duszno. Napotkawszy spojrzenie szafirowych oczu doktora, zamarł na moment, niczym jeleń oślepiony światłami reflektorów. Próbował nie myśleć o wczorajszej rozmowie z przyjacielem, ale poczucie, że to ostatnie takie chwile, które spędzają razem na Baker Street, nie dawało mu spokoju. Nie potrafił wyobrazić sobie życia bez Johna i małej panny Watson. Poranków bez popędzania jego i Rosie w konsumowaniu śniadań, kiedy byli już spóźnieni, zarówno do szkoły jak i do pracy. Wypadów do parku, kiedy obaj, siedząc na ulubionej ławce, obserwowali małą, bawiącą się na placu zabaw. Wieczorów, gdy czytał jej i całował w czółko na dobranoc, a Rosie mamrotała już na wpół zasypiając, że go kocha, a potem oglądania z Johnem durnych filmów do późna. Uczucia, które rozpierało go, kiedy tuliła się do niego, tak jak teraz i ciepłego wzroku przyjaciela, który rozrywał mu serce na drobne, dając złudną nadzieję na szczęśliwe zakończenie.

– Czas chyba na tort, prawda, Rosie? – odezwała się pani Hudson, ratując go przed zbliżającym się atakiem paniki. – Pomożesz mi kroić, kochanie?

– Taaak! – Dziewczynka oderwała się od Holmesa i wdrapała ponownie na krzesło.

Detektyw zamrugał szybko, zdając sobie sprawę, że stał bez ruchu przez co najmniej dziesięć sekund. Dotyk dłoni Johna, która na moment znalazła się na jego ramieniu, przywrócił go całkiem do rzeczywistości.

Uśmiechnął się minimalnie, na powrót zakładając maskę szczęśliwego ojca chrzestnego. 

Nie mógł pozwolić, by egoistyczne pragnienia i sentymenty zepsuły ostatnie wspólnie spędzone z Johnem i Rosie chwile.    

~~~~~~

Prawdopodobnie przed nami jeszcze jeden rozdział. Dziękuję wszystkim, którzy przetrwali dość długą przerwę w publikacji. Mam nadzieję, że nie rozczarowałam. ;)

Przy okazji, życzę Wam, aby w Nowym Roku spełniły się Wasze najskrytsze marzenia, żeby nie zabrakło Wam siły i wytrwałości w dążeniu do obranych celów, żebyście mieli odwagę być sobą i cieszyć się z życia u boku bliskich osób. <3 Najlepszego, Kochani! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro