Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

„Błądzę w ciemnościach wspomnień i w rezultacie mylę się w rzeczach bardzo zasadniczych."


Urodzinowe przyjęcie udało się, sądząc po rozemocjonowanej i uśmiechniętej solenizantce, która zmęczona nadmiarem wrażeń szybko zrobiła się senna.

– Czas do łóżka – stwierdził John, przyglądając się zwiniętej na kanapie córce.

– Nie chcę – wyjęczała, podnosząc głowę znad poduszki.

– Właśnie widzę – westchnął, zerkając na przyjaciela, który przemknął przez salon, dzierżąc w rękach swój futerał ze skrzypcami. – Uparta jak ty – rzucił do detektywa.

– Jak ja? – Holmes przystanął zaskoczony sugestią. – Skąd te przypuszczenia?

– Naprawdę mam zacząć wymieniać?

– Ty też jesteś uparty – odparł brunet, wpatrując się prosto w niebieskie oczy doktora.

Blondyn także zawiesił spojrzenie na szaroniebieskich tęczówkach i po chwili uśmiechnął się pod nosem. Holmes odwzajemnił powściągliwie uśmiech, zerkając na dziewczynkę.

– Jutro czeka cię niespodzianka, więc czym szybciej zaśniesz, tym szybciej minie ci czas oczekiwania – oznajmił detektyw, zwracając się do Rosie.

– Niespodzianka? – zapytał zdziwiony Watson.

– Wujek Myc ma przyjechać jutro z Francji i obiecał mi coś przywieść – wtrąciła, podnosząc się do siadu resztkami energii. Następnie przetarła zaspane oczy, ziewając.

– Mam nadzieję, że nie będzie tak jak ostatnio – mruknął, spoglądając na współlokatora. – Wiesz ile było odkręcania z poprzednim „prezentem"?

– Być może Mycroft trochę przesadził, ale przecież małe dziewczynki lubią kucyki.

– Trochę? – prychnął. – A zresztą, skąd wiesz co lubią małe dziewczynki?

– Czytałem.

– Jeszcze tylko brakowałoby tu kucyka – westchnął pod nosem. – Wystarczy mi, że muszę się opiekować waszą dwójką.

– Niedługo już nie będziesz musiał – odezwał się cicho brunet, zerkając na pannę Watson, która znowu zaczęła podsypiać na kanapie. W jego spojrzeniu na moment zagościł cień smutku, który starał się cały czas skwapliwie ukrywać. Zanim doktor zdołał się odezwać, Holmes obrócił się na pięcie, rzucając w przestrzeń krótkie „dobranoc" i zniknął za drzwiami swojej sypialni.

Watson stał przez chwilę, wpatrując się w zamknięte drzwi. Zacisnął szczękę, starając się odgonić z głowy wizję wyprowadzki. Rosie wyrwała go z zmyślenia, przekręcając się na kanapie.

– Tato?

– Tak, króliczku?

– Pójdziemy jutro do parku?

– Oczywiście – odparł z uśmiechem, po czym wziął podsypiającą córkę na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Mała na wpół śpiąca mamrotała, że wcale nie jest zmęczona, lecz jej zamykające się mimowolnie oczy, nie czyniły tej deklaracji zbyt wiarygodną. Doktor położył ją do łóżka i usiadł na brzegu, odgarniając blond loczki, które opadły na jej rumiany policzek.

– Dobranoc, moja mała różyczko – odezwał się cicho, całując ją w czoło. Następnie okrył ziewającą córeczkę szczelniej kołdrą.

– Branoc, tato. – Dając za wygraną w walce ze zmęczeniem, wtuliła policzek w poduszkę, patrząc na niego spod przymykających się powiek. – Ko-ooo-cham cię – wymamrotała, prawie ziewnąwszy, nie będąc w stanie powstrzymać ogarniającej ją senności.

– Ja ciebie też – szepnął, uśmiechając się pod nosem. Widząc, że odpłynęła już w objęciach Morfeusza, wyszedł po cichu z pokoju, uprzednio gasząc światło.

***

„Nie potrafiłem jej zrozumieć. Powinienem sądzić ją według czynów, a nie słów. Czarowała mnie pięknem i zapachem. Nie powinienem nigdy od niej uciec. Powinienem odnaleźć w niej czułość pod pokrywką małych przebiegłostek. Kwiaty mają w sobie tyle sprzeczności. Lecz byłem za młody, aby umieć ją kochać."


Z dołu nie dobiegł go żaden dźwięk, sugerujący, że Sherlock zabrał się za sprzątanie. John westchnął pod nosem, nie spodziewając się, że zastanie Holmesa ze ścierką w ręku. W ogóle nie spodziewał się go zobaczyć w salonie, ani w kuchni. Detektyw  po ostatniej wymianie zdań ulotnił się do swojej sypialni i nie wyściubił stamtąd nosa nawet na chwilę. Nie mając wielkiego wyboru, Watson samemu dokończył zmywanie brudnych naczyń, które piętrzyły się w zlewie.

Jak tylko uporał się ze wszystkim, usiadł w fotelu, spoglądając na puste miejsce naprzeciwko. Prawie dekadę swojego życia spędził, przebywając w czterech ścianach mieszkania na Baker Street, które zawsze traktował jak dom. Ale wiedział przecież, że to nie za murami będzie tęsknił. Wzdrygnął się na wspomnienie pustego, pogrążonego w ciszy mieszkania. Wtedy każdy centymetr znajomej przestrzeni przypominał mu o Holmesie, a on nie potrafił tego znieść. Zaczął omijać je szerokim łukiem. Kiedy w końcu odważył się pożegnać z przeszłością i oznajmić pani Hudson, że rusza naprzód, stojąc w „ich" salonie i wpatrując się w iskrzące się w słońcu drobinki kurzu, zrozumiał, że wraz z wysłużonym fotelem i innymi rzeczami tak bardzo przypominającymi mu o przeszłości, zostawia w nim cząstkę siebie. Tą część, która już nigdy nie będzie w stanie znaleźć sobie innego domu. Ktoś kiedyś powiedział, że dom jest tam, gdzie twoje serce. A jego dawno już znalazło swoje miejsce. Myśl, że miałby ponownie to stracić, ścisnęła mu żołądek. Nie mógł dłużej się oszukiwać. Wyprowadzka była ucieczką przed tym, czego tak bardzo się obawiał. Czym dłużej tkwił w miejscu, tym trudniej było mu zaprzeczać. Nie miał już siły, ale strach wciąż ciążył nad nim, tłumiąc odwagę.

Przymknął powieki, przypominając sobie uśmiechniętą Rosie wtulającą się w Sherlocka. Jego najlepszego przyjaciela, współlokatora, ojca chrzestnego jego córki. Osobę, która nadała jego życiu sens i jednocześnie sprawiła największy ból. Nie potrafił zapomnieć widoku zakrwawionej twarzy przyjaciela i szkarłatnej kałuży rozlewającej się po szarym betonie. Zacisnął dłonie na podłokietnikach fotela na wspomnienie najgorszych chwil w jego życiu. Czasem miał wrażenie, że wszystko, co miało miejsce po pamiętnym „skoku" Holmesa, było tylko złym snem. Jednak Rosie była żywym dowodem, że to nie senna mara, przypominając mu o trudnej przeszłości. Mimo wszystkich życiowych przeciwności i turbulencji wrócił do początku. Zatoczył koło, znów wylądowawszy w swoim fotelu, dzieląc każdy dzień z niesamowitym detektywem-konsultantem. Długo nie potrafił wytłumaczyć sobie, dlaczego wciąż wracał. Czemu ciągnęło go do niebezpiecznych przygód, równie mocno co do zwykłych wieczorów przy herbacie, spędzanych przed kominkiem. Teraz już wiedział, lecz w dalszym ciągu bał się do tego przyznać. Bał się stracić tego, co miał. Bał się zbyt długo.

~~~~~~

A jednak wyszło na to, że zamiast jednego będą dwa rozdziały. Co oznacza, że dobijemy do sześciu części.

Dziękuję za Wasze komentarze, Kochani. <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro