Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Poza schematem

Słońce wpadało do pokoju przez otwarte okno. John przeciągnął się i spojrzał na budzik. Obudził się 10 minut przed ustawioną porą budzenia. Nie było sensu kłaść się z powrotem, więc udał się na dół zrobić śniadanie.
Ten ranek wydawał się jakiś inny. Żadnych odgłosów gry na skrzypcach, ani oparów wydobywających się z kuchni. Zamiast woni różnego rodzaju eksperymentalnych wyziewów, John poczuł przyjemny zapach kawy i świeżo zrobionych tostów.

– Pani Hudson, co pani...? – przerwał, gdyż w kuchni jej nie było, a jedyną osobą przebywającą w pomieszczeniu był Holmes. Zalewał właśnie drugi kubek z kawą.
– Sherlock? Co...?

– Dzień dobry, John – odparł, stawiając kubki na stole.

– Dobry – wybąkał, przyglądając się w lekkim szoku uprzątniętemu stołowi i stojącym na nim talerzom z tostami z żółtym serem. Usiadł, zerkając to na Sherlocka, to znów na kanapki. Holmes usiadł obok, rozkładając trzymaną pod pachą gazetę. Zaczął ją przeglądać, pogryzając chrupiącego tosta. Watson bezwiednie wbijał wzrok w zaczytanego detektywa. Po chwili Sherlock odłożył gazetę i pytająco spojrzał na Johna.

– Coś nie tak?

– Eeemm... Nie. – Wrócił myślami do rzeczywistości. – To znaczy tak. Co to ma być? – dokończył, wskazując ręką zastawiony stół. Sherlock upiwszy łyk kawy, odezwał się spokojnym tonem.

– Śniadanie, mój drogi Johnie. Przepraszam, ale niestety skończył nam się dżem, więc zrobiłem z serem.

Watson zaczął pośpieszenie analizować to co właśnie zobaczył i usłyszał.
Dobrze, że nie jadł w tym momencie przygotowanych dla niego tostów, bo niechybnie zadławiłby się nimi. Może jeszcze śpi i zaraz się obudzi, bo przecież to nie może być rzeczywistość, pomyślał.
„Chwila moment, czy on powiedział „mój drogi Johnie"? Nie, może mam jakieś omamy słuchowe... A jednak, powiedział. Może uderzył się o coś w głowę, gdy spałem albo to jakiś kolejny, dziwny eksperyment." – Mętlik w jego głowie stawał się coraz większy.

– W porządku? – Z chaosu myśli, wyrwało go lekkie potrząśnięcie za ramię i głęboki ton głosu detektywa.

– Co? A tak – rzucił, starając zebrać się w sobie i wyjaśnić to niecodzienne widowisko.
– Dobra, przyznaj się kim jesteś i co zrobiłeś z Sherlockiem?
Brunet popatrzył na niego z miną wyrażającą niezrozumienie.
– Zrobiłeś nam śniadanie, tak bez powodu? – dodał. Holmes przytaknął. – A do tego użyłeś dwóch słów, których normalnie byś nie powiedział.

– Jakich słów? – spytał, unosząc lekko brwi.

– Jak to jakich? Powiedziałeś „przepraszam" i... – przerwał na chwilę, zastanawiając się czy aby na pewno słowo to zostało użyte – ... „drogi Johnie" – dokończył, opuszczając „mój", gdyż sytuacja była i tak wystarczająco dziwna.

– Tak, rzeczywiście. Sądziłem, że nic w tym złego, ale być może przesadziłem z tym „moim drogim", bo widzę, że poczułeś się niezręcznie. W takim razie, jeśli nie chcesz, nie będę tak mówił.

– Ja... – Znowu nie mógł się wysłowić. – ... Nie o to chodzi. Chciałem wiedzieć, co się stało? Dlaczego zachowujesz się dzisiaj tak dziwnie. To znaczy inaczej niż zwykle – sprecyzował.

– Ależ nic w tym dziwnego, przecież zwykli ludzie robią sobie śniadania i zwracają się do siebie uprzejmie.

– Ale ty nie jesteś zwykły. Jesteś, jak sam mówisz, wysoko funkcjonującym socjopatą, a to się chyba wyklucza, nie?

– Zgadza się, według podstawowych teorii i opisów takich przypadków, ale sądzę, że nie da się zamknąć kogoś w jeden ustalony schemat. Każdy z nas w pewien sposób wykracza poza niego i nie da się jednoznacznie przyporządkować do danego przypadku. To my wybieramy w jakim kierunku zmierzamy. Pewne cechy są ustalone genetycznie, ale resztę kształtujemy przez całe życie, a pewne korekty można wprowadzać w każdej, odpowiadającej nam chwili.

– Czyli mam rozumieć, że chcesz się zmienić, być bardziej przeciętny?

– Nie, nie chcę się zmieniać, dokonuję tylko małych poprawek. Jeżeli uznam, że są one korzystne pozostaną na dłużej.

John usiłował zrozumieć logikę Sherlocka, ale jakoś nie za bardzo mu to wychodziło.

– Na dłużej? Czyli?

– Do czasu, aż mi się to znudzi.

Watson odetchnął głośno i poklepał Holmesa po ramieniu, po czym podniósł się, zbierając pusty kubek i talerz, w celu odstawienia ich do zlewu.

– No, przez moment się bałem, ale wrócił mój dawny Sherlock – powiedział z uśmiechem.


~~~~~~

To w sumie mój pierwszy one-shot jaki napisałam. ^^ Mam nadzieję, że się Wam spodoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro