Zbrodnie Londynu
Cały teren przy Tamizie był odgrodzony, po tym gdy z wody wypłynęły zwłoki. Scotland Yard już od dawna badał miejsce zbrodni. Oczekiwali na parę najlepszych detektywów (i nie tylko detektywów) w Anglii - Sherlocka Holmesa i Johna Watsona.
Nagle na miejsce przyjechała czarna taksówka, z której wysiadło dwoje mężczyzn. Ci dwaj detektywi. Oczy inspektora Lastrade od razu trafiły na dwójkę, z których jeden podejrzanie szczęśliwie wyglądał jak na fakt, że ktoś zmarł. John kulturalnie powitał inspektora, co pominął Holmes, gnając do ciała. Lastrade jednak nie spuścił oczu z bruneta, który badał ciało a bawił się przy tym jak małe dziecko co dostało nową zabawkę. Greg przeprosił Watsona i razem podeszli do wstającego od zwłok Sherlocka Holmesa.
- Kobieta, Ginny Daniels, w wieku około dwudziestu, dwudziestu pięciu lat. Studentka medycyny. W związku z kobietą. Lubi książki, często bywa w pewnym sklepie z jogurtami, prawdopodobnie wraz z partnerką, z którą dobrze żyje. Dwa koty. Nie jest stąd, mieszka w Liverpoolu, tutaj zaś mieszka u swojej partnerki przynajmniej na czas studiów. Ta jej dziewczyna mieszka na Garden Street cztery i nazywa się Ann Stark. Co do moich podejrzeń, chodziło o pieniądze, mieli u niej długi lub sama była zadłużona u kilku osób, ma w portfelu listę tych osób. Zamordowano ją prawdopodobnie wczoraj. Więc, morderca spotkał się z nią, groził nożem, lub innym ostrym narzędziem. Mogły ponieść go emocje i wtedy ją zabił lub zrobił to naumyślnie. Był wystraszony krwią, dlatego wrzucił ją do wody i przez utonięcie zmarła. Bał się krwi, zwymiotował, widziałem jak jechaliśmy, zamordował ją na tamtym moście, o! Nie może więc studiować tego samego kierunku co ona, ona studiuje neurochirurgię. Kobieta jest niska, nie cały metr sześćdziesiąt i prawdopodobnie wielką niedowagę jak nie anoreksje, więc zabić mógłby ją każdy niezależnie od wzrostu i wagi.
- To było... - zaczął John.
- Gdzie byłeś w nocy i czy masz alibi? - przerwał mu inspektor na co obaj się zdziwili.
- Byłem w domu, raz wyszedłem na krótki spacer, po co Ci to?
- Bo na kartce jest napisane "Sherlock Holmes- pięćset funtów." Najwięcej na liście.
- Sugerujesz coś? - spytał przez zaciśnięte zęby.
- Gdzie poszedłeś na spacer i co tam robiłeś?
- Odwal się! Przeszedłem się tylko odetchnąć i zapalić, chodziłem tylko po Baker Street. I tak wróciłem po chwili - Inspektor jak i detektyw spojrzeli na zmieszanego Watsona.
- Przepraszam Sherlock, ale nie pamiętam tego...
- Zawieźcie go na komisariat! - wrzasnął inspektor na co w mig zjawiło się kilkoro policjantów.
Skuli jego dłonie. Holmes się szarpał. Krzyczał "ktoś mnie wrabia" lub "nie znam jej." John patrzył na to, nie wiedział chociaż ufał swojemu przyjacielowi. Bał się, że popełnił błąd. Dopiero gdy zobaczył jak wpychają jego najbliższego przyjaciela do samochodu policyjnego, ruszył za nim. Nie mógł pozwolić by go aresztowali, był niewinny. Samochód jednak odjechał a on musiał sam znaleźć mordercę kobiety. Na własną rękę.
*
Dotarł na komisariat skuty kajdanami. Pierwsze co to go przeszukali. Zabrali mu płaszcz. Przegrzebali kieszenie. W kieszeni płaszczu znaleźli małe czarne pudełeczko, po otworzeniu go zobaczyli srebrny pierścionek z małym diamentem. Zajmująca się tym Donavan spojrzała na Holmesa i zjechała go wzrokiem.
*
John przejrzał listę dłużników, bądź tych, u których Ginny była zadłużona. Imię Sherlocka było napisane zupełnie innym pismem niż pozostałe trzy nazwiska- Jack Smith, Linda Rogers i Stephen Harrison-Lang. Postanowił więc swoje poszukiwania rozpocząć od niejakiego Jacka Smitha.
Johnowi szybko udało się ustalić, że chłopak też był studentem. Znalazł uczelnie do której chodziła dziewczyna i wypytał jednego z profesorów o całą trójkę, jak się szybko okazało każdy z nich studiował na tej samej uczelni co ułatwiło mu sprawę.
Jack, jak się okazało był na tym samym kierunku, co skreślało go jeśli Holmes miał racje. Linda nie była na tym kierunku, dodatkowo nie były do siebie przyjaźnie nastawione. Stephen o dziwo był wykładowcą co bardzo zdziwiło Johna. Ginny była u niego zadłużona ze względu na to, że ten często pożyczał jej pieniądze na kawę, bo jak później się okazało, znali się i to całkiem dobrze. Stephen był dalekim wujkiem Ginny. John zainteresował się też Ann Stark, która dowiedziawszy się o śmierci swojej partnerki wpadła w płacz, była to już druga śmierć w tym miesiącu bliższych jej osób. Jakiś czas temu zamordowano jej matkę.
*
John złożył meldunek swojego śledztwa Gregowi. Kilkoro policjantów wraz z Johnem złożyło wizytę Lindzie. Wtargnęli do jej pokoju w akademiku, dokładnie przeszukując każdy ślad. Siedząca na łóżku blondynka była wystraszona, krzycząc, że nic nie wie. Nagle inspektor poprosił blondyna by ten pojechał do Ann, sprawdzić czy nic jej nie grozi. Jak go poproszono tak zrobił. Zawołał pierwszą lepszą taksówkę, podał adres i zajechał do Garden Street.
Zapukał w drzwi kilka razy. Otworzyła mu ta sama kobieta z którą rano rozmawiał.
- Cześć, mogę wejść? - spytał, widząc, że kobieta trzyma drzwi tak, aby John nic przypadkiem nie zobaczył. Ubrana była tylko w szlafrok. John szybko nabrał podejrzeń.
- Nie sądzę, że to właściwy moment...
- Jest ktoś w środku? Podobno może Ci grozić niebezpieczeństwo.
- Co? Skąd ten pomysł w ogóle?! Wszystko gra, możesz sobie iść.
- Ann?! Wszystko okej?! Ile mam czekać?! - krzyczał z mieszkania dziewczęcy głos. John przepchnął kobietę w drzwiach, wchodząc do mieszkania.
Ann go zatrzymała, celując do niego z pistoletu. John stał na środku pokoju, kiedy to dziewczyna miała pistolet wycelowany w jego głowę. Wtedy się rozejrzał po pokoju. Zdjęcia matki stały w dużej ilości miejsc a zdjęcia Ginny nigdzie. Przy zlewie leżał idealnie pasujący nóż do ran dziewczyny.
- Zabiłaś ją i wrobiłaś Sherlocka. Nie pomógł Ci z morderstwem matki jak go prosiłaś. Zabiłaś ją bo kochałaś inną i dlatego, że nie chciałaś mieć problemów przez jej długi. Mam rację?
- Tak.
- To dobrze - rzucił się w jej stronę, próbując wyrwać jej broń. Ona jednak zdążyła strzelić.
*
Obudził się z wielkim bólem w brzuchu, który jakoś uśmierzała morfina. Leżał na szpitalnym łóżku. Rozejrzał się dookoła i dość szybo zobaczył piszącego na komórce detektywa.
- Sherlock? - zdziwiony mężczyzna rozejrzał się po czym spojrzał na lekarza. Zdziwiony, co był rzadkim widokiem.
- John! - odłożył komórkę i klęknął przed łóżkiem. - Wszystko okej? Boli Cię coś?
- Nie, dzięki. Aresztowali ją?
- Tak, jej kochanka zadzwoniła na policję. Gdyby nie ona, ty byłbyś martwy a ja bym dalej siedział.
- Rozwiązałem zagadkę - powiedział z uśmiechem, jeszcze nie rozumiejąc co się dzieje.
- Zgadza się, rozwiązałeś.
- A, wiesz? Jednej rzeczy nie rozumiem.
- Jakiej?
- Po co wyszedłeś wtedy, wieczorem. Niby na spacer - Sherlock westchnął. Wyjął z kieszeni małe pudełeczko, które podał przyjacielowi. John otworzył je niepewnie. Spojrzał raz na zawartość, raz na Sherlocka.
- Taak... wiem, że to głupie ale myślałem, że może się nam... uda? Czy coś wiesz, tworzymy zgraną, dobrą parę, nie tylko w robocie i wiesz... no... chciałem spytać czy wiesz... no... za mnie...
- Tak.
~~~
Turururu, tak wróciłam po miesiącu. Napisze wam też świąteczny specjał i sylwestrowy. Co do definicji, jeśli wszystko wyjdzie po mojej myśli (a nie wyjdzie) to opublikuje go jeszcze przed nowym rokiem, jednak wątpię w to i raczej pojawi się w styczniu lub lutym. Wszystko powiem w świątecznym specjale. Pamiętajcie tylko żeby ***** ***
NAURAAA, miłego dnia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro