Ja też
Dwa słowa.
Dwa.
Czy to dużo? Nie.
Dwa słowa to tak bardzo mało, tylko jedne są prostsze a drugie trudniejsze do powiedzenia. Problem jest jednak wtedy, kiedy te prostsze są trudniejsze.
Kiedy jedna osoba powie już te trudniejsze, ty masz najłatwiejszą robotę. Ona przejmuje inicjatywe a ty po prostu mówisz prawdę.
- Kocham Cię- powiedział nagle. Patrzyłem się w jego jasne oczy i nie wiedziałem co powiedzieć. Zatkało mnie.
Teraz była moja kolej. Miałem powiedzieć „ja też" tak chciałem zrobić. Bo to było najprostsze, prostsze niż wyznawanie teraz wszystkich uczuć. On i tak ich przecież nie rozumie. Mogłem powiedzieć „ja też" i wszystko by było dobrze.
Patrzyłem na niego. Nie wiedziałem co powiedzieć. Ten pokiwał głową na znak zrozumienia. Wstał, złapał za płaszcz i wyszedł z mieszkania. Siedziałem na swoim fotelu, nie wiedząc co zrobić.
Tak proste, tak proste a jednak tak trudne. To mógł być eksperyment ale nie był. Wolałbym żeby to był eksperyment. Nie wiedziałem co zrobić ale dopiero gdy wyszedł, zrozumiałem, że to wcale nie było jego kolejne badanie nade mną. Powiedział to szczerze, ten jeden raz i akurat tym razem też nie mogłem odpowiedzieć szczerze.
Siedziałem, patrząc w pusty fotel, na którym jeszcze nie dawno siedział brunet. Przęłknąłem ślinę i spojrzałem na drzwi. Nie stał tam, czekając na mój ruch. Po prostu wyszedł.
Dwa pieprzone słowa. Te dwa słowa mogły zmienić wiele.
Wiele w naszej relacji.
Wiele we wszystkim.
Siedziałem na korytarzu szpitalnym. Nie wiedziałem nawet jak się tam znalazłem. Po prostu siedziałem i czekałem. Nasłuchiwałem. Białe ściany odbijały echo chodzących po korytarzach lekarzy. Było późno, ludzi było mało, ja po prostu czekałem.
Bluzgałem na siebie. Klnąłem. Ty idioto jak mogłeś! Czemu to wszystko zrobiłeś? Czemu mu to zrobiłeś?!
Podchodzi pielęgniarka. Zatrzymuje mi się dech w piersi.
Błagam, Panią.
Uśmiecha się smutno, tylko na pocieszenie.
Idiota, idiota, idiota.
Serce mi szybko bije. Ona tylko patrzy, układając słowa w głowie.
Błagam, proszę, nie mów tego...
- Przykro mi... - powiedziała a ja poczułem jakby ktoś właśnie wyjął mi serce.
Nie żyje. Przez Ciebie. To wszystko twoja wina.
Oparłem się o oparcie krzesła, stojącego na korytarzu. Poczułem się bezsilny.
Zabił się. To twoja wina.
- Nie udało się... przyjął śmiertelną dawkę...- powiedziała, przełykając ślinę.
Chcę mieć drugą szansę...
Spojrzałem w niebieskie oczy detektywa, który właśnie wstawał z fotela. Patrzyłem jak powoli bierze płaszcz.
- Ja też!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro