I won't forget you #3
Sherlock wrócił do domu a siatkę z zakupami postawił na stole w kuchni. Nalał sobie wody do szklanki i wyszedł z kuchni do salonu. Spojrzał na Watsona, który ścielił sobie kanapę, przykrywając ją kocem i kładąc na niej poduszkę.
- Co robisz?- spytał Holmes, przyglądając się Johnowi.- w sensie, ścielisz kanapę ale czemu?
- Nie znasz mnie, nie będe Ci się wtryniał do łóżka. Zasnę na kanapie - oznajmił, prostując plecy.
Sherlock mruknął coś sam do siebie i odwrócił się do kuchni. Zaczął rozpakowywać zakupy.
- Kupiłeś mleko?
- Nie.
- Jak zawsze... myślałem, że robisz mi to zawsze na złość ale okazuje się, że ty po prostu taki jesteś- burknął.
- Nie rozumiem.
- Oh... em... nigdy nie kupywałeś mleka. Taki miałeś zwyczaj...
Detektyw zaśmiał się pod nosem i wrócił do wkładania zakupów do lodówki. Kiedy skończył wrócił do salonu i usiadł na fotelu.
- Wychodzę jutro.
- Gdzie? - zapytał lekko zdezorientowany lekarz.
- Na piwo, z jakimś Jamesem. Mówił, że kiedyś dobrze się znaliśmy.
- Nie znam gościa chyba... nigdy nie mówiłeś mi o swoim dzieciństwie, czasach liceum czy studiów.
- Szkoda, może wiedziałbym coś więcej. Bo ten cały „Mycroft" nie ma zamiaru do mnie napisać czy zadzwonić...- burknął, siadając w pozycji embrionalnej co nie umknęło uwadzę Johna.
- Zawsze tak siadałeś. To też u Ciebie nie zniknęło- zaśmiał się i usiadł na swoim fotelu.
- Wiesz? Czuje się jakby zamknięto mnie w czyimś ciele. Bo nie czuje się, jakby to wszystko co mówicie było moimi wspomnieniami. Czuje się jak ktoś zupełnie inny i wy opowiadacie o kimś mi obcym. I za każdym razem jak mówicie, że coś zrobiłem, mam ochotę poprawić was, że to on zrobił a nie ja. Czuje jakby Sherlock Holmes, nie był mną, jakbym odbierał mu życie a on zginął kiedy uderzono go w głowę, jakby Sherlock Holmes był martwy a ja wstąpił w jego ciało. Chociaż wiem, że to ja nim jestem, wolałbym żeby leżał teraz te dwa metry pod ziemią niż żył, nie wiedząc kim on jest- oznajmił nie wzruszony, przyglądając się Johnowi, któremu w oczach nagle pojawiły się łzy.
- Nie mów tak, proszę. Sh-sherlock ja robię wszystko co mogę! Nie widzisz tego? Staram się jak cholera a ty mi mówisz, że wolałbyś być martwy?- załkał. - ja cię potrzebuje! Ja- ja nie wiem co czujesz, nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić ale robię wszystko na co mnie stać!
- Przepraszam- powiedział, wstając z fotela. - lepiej już pójde spać. Dobranoc John.
Odwrócił się na pięcie by po chwili zniknąć za drzwiami swojego pokoju i zostawiając Watsona samego.
*
Sherlock szedł mokrymi, jak zwykle, ulicami Londynu. Kierował się na podany mu wcześniej adres przez „dawnego kolege". Umówieni byli w jego mieszkaniu. Mieli zamiar wypić piwo lub kilka oraz porozmawiać i lepiej się poznać.
Dotarł na podany adres. Zapukał trzy razy w brązowe drzwi. Po chwili ten sam brunet, z którym widział się poprzedniego dnia otworzył drzwi.
- Wejdź- powiedział, przepuszczając Holmesa w drzwiach.
Obaj weszli do środka, na małym stoliku stoliku kawowym leżały dwa piwa.
- A więc? Co robimy? Chciałem Cię poznać, może przypomniałbym coś sobie...- zaczął Holmes, odwracając się do Jamesa.
- Usiądź, mogę Ci coś opowiedzieć, znam ciekawą historię- zaproponował, wskazując ręką kanapę.
Sherlock usiadł i wziął do ręki jedną butelkę, otworzył ją otwieraczem a kapsel wystrzelił. Wziął łyka i przeniósł wzrok na Jamesa.
- Można by rzec, że kiedyś miałeś wroga, takiego... prawdziwego. Strasznie chciał twojej śmierci. Przechytrzył Cię ale ty jego też. Zabił się żebyś ty musiał zrobić to samo. Upozorowałeś swoją śmierć ale nie wiedziałeś, że on zrobił to samo...- przyglądał się Holmesowi, który przymróżył oczy i zaczął mu się również przyglądać. - wszystko okej? Wyglądasz słabo...
- Tak... tak wszystko okej... j-jak on się nazywał?
- James Moriarty- uśmiechnął się szeroko, Sherlock szybko wstał z kanapy. Był oszołomiony. Kiedy wstał zakręciło mu się w głowie i upadł na ziemię.
James wstał z kanapy, nie wzruszony sytuacją. Kucnął nad leżącym mężczyzną. Przyjrzał mu się po czym wyjął mu telefon z kieszeni ciemnego płaszcza. Wstał i napisał wiadomość sms.
Tęskniłeś, John?
JM
Wysłał po czym schował telefon do kieszeni spodni.
- Oh, Sherlock- powiedział do leżącego na podłodze mężczyzny.- Nie uczono Cię żeby nie brać nic od nie znajomych?
*
Watsonowie siedzieli w kuchni mieszkania. John pomagał swojej córce w odrobieniu pracy domowej.
- Nie rozumiem tego! - krzyknęła.
- Uspokój się. Jeszcze raz, to jest przeciwieństwo mnożenia. Musisz policzyć tutaj ile trójek mieści się w dwónastce. Trzy plus trzy to sześć, plus trzy to dziewięć i jeszcze plus trzy to dwanaście. Ile wyszło?
- Cztery? - zapytała bardziej niż stwierdziła.
- Właśnie tak, teraz kolejne, ile dziewiątek jest w osiemnastce?- spytał. Nie dostał jednak odpowiedzi, ponieważ przyszedł do niego sms. - poczekaj chwile, sprawdze kto to.
Sięgnął po telefon, leżący na drugim krańcu stołu.
Sherlock
Jedna nie odczytana wiadomość.
Kliknął w powiadomienie. Czuł jakby go zamurowało.
- Cholera!- klnął i natychmiastowo wstał od stołu.
- Wszystko okej?- zapytała zdezorientowana Rosie.
- Pójde po Panią Hudson, ona Cię przypilnuje. Muszę iść- wypluwał słowa niczym karabin maszynowy, po czym wybiegł z mieszkania.
*
Sherlock obudził się w ciemnym pomieszczeniu. Zmrużył oczy i poczuł jak kręci mu się w głowie. Próbował wstać jednak coś nieustannie przyciągało go z powrotem do ziemii. Rozejrzał się po pokoju jednak nie zdołał nic ujrzeć. Po kilku sekundach byciu w pozycji na wpół leżącej, zrozumiał, że jego ręka jest przykuta do wystającej ze ściany rury.
Jęknął po cichu, próbując znów się podnieść jednak nie dał rady. Jak ja mogłem się tak podejść, pomyślał, kretyn, kretyn kretyn, skarcił się w głowie.
Po chwili do ciemnego pomieszczenia zawitało światło, które pojawiło się z właśnie otworzonych drzwi. Do pokoju wszedł Jim, uśmiechając się.
- Przepraszam za to, chciałem tylko z tobą pogadać- uśmiechnął się, kucając przy Holmesie.
- To po co mnie tu zamykasz, Jim?
- Jim?- powtórzył. - a to dziwne... przedstawiałem Ci się jako James.
Sherlock zmarszyczył brwi, przyglądając się zdezorientowany brunetowi.
- Ojej? Czyżby wspomnienia wracały? I dobrze, bo rozmawiając z tobą w ten sposób czuje się jakbym mówił do kretyna... - westchnął. - pamiętasz coś?
- Nie... zdaje się, że nie... - odpowiedział niepewnie na pytanie.
- A pamiętasz może Rudobrodego?- uśmiechnął się paskudnie.
- C-co?- zająkał się.- tak ale skąd ty... kto...?
- Czyli pamiętasz. Proszę...
- Tak pamiętam, będe musiał też pamiętać żeby jak się uwolnie, zastrzelić Cię!- krzyknął, próbując przysunąć się do Moriarty'ego, lecz kajdanki mu nie pozwoliły.
- Uspokój się. Tylko rozmawiamy- przewrócił oczami. - dobrze, skoro wszystko pamiętasz to mogę Cię teraz zabić.
- Czemu teraz?
- Bo taką mam ochotę!- wrzasnął, po czym uśmiechnął się delikatnie, jakby próbując uspokoić tym Holmesa. - bo mam ochotę, się pobawić twoimi uczuciami i Johna.
Wstał i odwrócił się plecami do Sherlocka. Wyjął z kieszeni telefon.
George Street.
JM.
Wysłał wiadomość do Johna i uśmiechnął się do telefonu. Na wiadomość zwrotną nie musiał długo czekać.
Wiem.
Przeczytał i zmarszczył brwi. Szybko uniósł głowę. Ujrzawszy Johna, celującego do niego z pistoletu czuł jak nagle robi mu się gorąco. Uśmiechnął się jednak, by nie pokazywać tego jak bardzo się teraz stresuje.
- Pociągnij- zaśmiał się.
- Co?
- Pociągnij za spust.
John nie odpowiedział, jednak dalej mierzył do niego z broni. Trzymał palec na spuście gotowy w każdej chwili strzelić.
- Pociągnij za ten cholerny spust!- krzyknął, wtedy rozległ się strzał.
Ciało opadło na ziemię, powodując na podłodzę plame krwi.
John spojrzał na leżącego na podłodze Sherlocka, który wydawał się być lekko przerażony.
- Co ty zrobiłeś?!- krzyknął po kilku sekundach ciszy.- mógł trafić do więzienia i tam powiedzieć mi skąd to wie! Skąd on wie o Rudobrodym! O Victorze Trevorze!
- Wystraszył mnie i...- przerwał. - pamiętasz Rudobrodego?
- Żeby tylko- prychnął. - pamiętam wszystko. Dobra, dobra, tylko się nie porycz. No, rozkuj mnie.
- Nie cierpię Cię, wiesz?- powiedział przysuwając się do Holmesa by zdjąć z jego nadgarstka kajdanki.
- A ja Cię kocham- oznajmił, po czym przysunął się do swojego lekarza żeby go pocałować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro