I won't forget you #2
Cześć! Co wy na to, żebym kiedyś w dalekiej przyszłości napisała coś swojego? W sensie nie fan fiction a taką normalną powieść. Można prosić o waszą opinie?
Zapraszam do czytania.
~~~
Sherlock powoli otworzył oczy. Rozejrzał się po jasnej sali szpitalnej. Był zmuszony do co chwilowego przymykania oczu aby światło słońca go nie oślepiło. Po chwili drzwi sali się uchyliły a do środka wszedł niski blondyn.
John, zestresowany całą sytuacją czuł jak kamień spada mu z serca na widok przyjaciela. Uśmiechnął się lekko i szybkim tempem podbiegł do łóżka Holmesa.
- Sherlock! Nic Ci nie jest? Wszystko okej? O Boże, nie puszczam Cię nigdzie więcej samego...
- Kim jesteś?
John patrzył na chwile, nie dowierzając w słowa przyjaciela. Mrugnął kilka razy i przetarł oczy by upewnić się, że się nie przesłyszał a Sherlock faktycznie leży przed nim.
- Co? - tylko na tyle było go stać.
- Kim jesteś? - brunet powtórzył pytanie.
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? Proszę powiedz, że tak.... - zapytał, czując jak pod powiekami pojawiają mu się łzy.
- Nie, nie żartuje.
- Nie pamiętasz mnie? - westchnął, nie dowierzając. - pamiętasz cokolwiek?
- Nie.
John westchnął i usiadł na fotelu tuż przy łóżku detektywa. Spojrzał na niego jeszcze raz. Po długim milczeniu zebrał się na odwagę by coś powiedzieć.
- John. Nazywam się John Watson. Ty jesteś Sherlock Holmes. Jesteś moim... chłopakiem?
- Oh... - westchnął. - przykro mi...
- Nie ma za co. Zdarza się tak... zadzwonie do twojego brata. Pewnie się o Ciebie martwi- oznajmił.
- Oczywiście.
John wyjął swój telefon i wyszedł z gabinetu, wybierając numer do Mycrofta.
Dwa dni później.
Czarna taksówka zajechała pod Baker Street 221b. Z niej wysiedli John i Sherlock. Brunet chwycił za torbę i obaj udali się do budynku. Na wejściu powitała ich Pani Hudson, która od razu wypytywała Holmesa o zdrowie.
Weszli na górę, do swojego mieszkania. John opadł na swój fotel, podążając wzrokiem za rozglądającym się po mieszkaniu Sherlockiem. Mężczyzna oglądał dokładnie całe mieszkanie, w szczególności zaciekawiły go ślady po postrzałach w ścianie.
- Co to?- spytał, wskazując na ślady. - kto to zrobił?
- Ty- zaśmiał się John.
Sherlock zmrużył oczy i wrócił do analizowania każdego miejsca w pokoju. Nagle ze schodów słychać było tupanie. Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się mała dziewczynka o blond włosach, dosięgających jej do ramion. Ta przytuliła Holmesa w talii.
- Cześć, Sherlock!- krzyknęła uradowana. - dobrze, że wróciłeś! Ja, tata i pani Hudson baaardzo się martwiliśmy! Tatuś mówił, że masz... an.... annezje! - odsunęła się od detektywa, przyglądając się mu.
- Amnezje- poprawił Watson.
- Oh...- mruknęła blondynka. - co to znaczy?- odwróciła się do ojca.
- Zanik pamięci, Sherlock ma amnezje wsteczną, nie pamięta nic przed wypadkiem.
- Ojej!- krzyknęła dziewczynka. - ja jestem Rosie Watson! Moje pełne imię to Rosamunda ale nie mów tak. Nie lubię go. Chodź oprowadzę Cię po domu!- uśmiechnęła się i złapała detektywa sa ręke, prowadząc go za sobą.
- Ile masz lat, Rosie?- spytał Holmes.
- Osiem! Chodź! Spójrz, to jest kuchnia, tutaj robiłeś eksperymenty i tatuś na Ciebie zawsze krzyczał. O! A tam są twoje skrzypce, często grałeś w środku nocy bo nie lubiłeś spać. Z resztą ja też nie lubie, nudne to jest. Ale wtedy przychodził tatuś i przerywał Ci granie. Umiesz dalej grać?
- Chyba tak- przęłknął ślinę i kątem oka spojrzał na Johna, który obserwował ich przez cały czas z uśmiechem na twarzy.
Sherlock chwycił za skrzypce i stanął na środku pokoju. Przeczekał aż Rosie zajmie miejsce na fotelu i wtedy zaczął grę. Muzyka była piękna jak zwykle, to się nie zmieniło. Otworzył oczy by spojrzeć na dziewczynkę, która kołysała się w rytm melodii. Gdy zakończył utwór, otrzymał ciepłe brawa od Watsonów.
Uśmiechnął się delikatnie i odłożył instrument. Chciał usiąść na kanapie jednak Rosie mu w tym przeszkodziła. Podbiegła do detektywa, złapała go za ręke i przeciągnęła w swoją stronę.
- Sherlooock! Nie pokazałam Ci wszystkiego! Zanim usiądziesz muszę Ci pokazać pokój twój i Johna i mój!
- Rosie, chyba wystarczy. Daj mu odpocząć...- przerwał John.
- Nie, niech pokazuje. Nic się nie stało- uśmiechnął się Sherlock.
Dziewczynka podskoczyła kilka razy i zaciągnęła Holmesa po schodach do swojego pokoju. Weszli do pokoju, który niegdyś należał do Johna.
Przy ścianie stało jednoosobowe łóżko, po drugiej stronie pokoju było biurko z krzesłem. Pod oknem stało pudełko z zabawkami a przy drzwiach szafa z ubraniami i książkami. Podłoga przykryta była szarą wykładziną.
Rosie usiadła na miękkiej podłodze i uśmiechnęła się szeroko do detektywa.
- To mój pokój- oznajmiła. - usiądź.
Sherlock wzruszył ramionami i usiadł obok niej na podłodze, opierając się o drewniane łóżko.
- Rosie?
- Hm?- mruknęła.
- Mógłbym Ci zadać kilka pytań? Nic nie pamiętam a bardzo chciałbym coś wiedzieć o sobie i o was...
- Jasne! Pytaj śmiało!- krzyknęła radośnie.
- Gdzie jest twoje mama? Twoi rodzice się rozwiedli?
- Tato mi mówi, że mamusia jest w lepszym świecie. W niebie i, że lata tam z aniołami. I, że mnie pilnuje, jest moim aniołem. Nigdy jej nie poznałam, ale wiem, że nazywa się Mary i jest śliczna! Tatuś mówił, że była wyjątkowa i piękna. Kiedy się was spytałam, dlaczego jej nie ma, odpowiedziałeś mi, że Cię uratowała i jesteś jej bardzo wdzięczny.
- Oh...- mruknął Holmes, od razu, żałując pytania. - wiesz ile się znam z twoim tatą? Lub ile jesteśmy razem? - zmienił temat.
- Znacie się około dwunastu lat, a jesteście razem od sześciu! Ale tatuś mówi, że jakieś dwa lata się nie liczą, bo uciekłeś.
- Uciekłem? - dopytał Sherlock.
- Tak! Skoczyłeś z dachu i uciekłeś! A wszyscy myśleli, że byłeś martwy... Tatuś był baaardzo smutny. Opowiedział mi, kiedy Cię nie było akurat w domu, że miał wtedy de... de... derpresje, tak mu powiedziała terapeutka.
- Wiesz? Może lepiej chodźmy. Chcę jeszcze zobaczyć mój pokój. Ej, jesteś może głodna? Bo ja tak- ponownie zmienił temat.
Rosie uśmiechnęła się i wstała z podłogi. Razem ruszyli po schodach na dół. Kiedy byli już na dole, dziewczynka wskoczyła na fotel Johna, który usiadł przy stole w kuchni.
- Tatoooo! Jesteśmy głodni! - krzyknęła dziewczynka.
- Jak dobrze, - zaczął John. - że zamówiłem właśnie pizze.
*
Sherlock stał przy półce sklepowej, szukając właściwej herbaty, którą kazał mu kupić John. Przebierał w pudełkach aby znaleźć odpowiednią.
- Sherlock! Nic Ci nie jest? - rozległ się za nim znajomy głos.
Holmes odwrócił się i ujrzał za sobą wysokiego bruneta o jasnej cerze.
- Emm... - jęknął zmieszany.
- Słyszałem o twoim wypadku, nie pamiętasz mnie, prawda?
- Przykro mi. Nic nie pamiętam, kim jesteś?
- Nic nie szkodzi. Tak się zdarza... - mruknął, stawiając mokrą od deszczu parasolkę na podłodze. Uśmiechnął się do niego ale ten uśmiech zniknął po chwili i przyćmiła go maska obojętności. - pewnie, nawet gdybyś nie stracił pamięci byś mnie nie pamiętał - prychnął. - w ogóle do mnie nie dzwonisz ani nie piszesz.
- Przepraszam, ale czy można wiedzieć kim jesteś? Naprawdę Cię nie pamiętam.
- Ah tak, nie przedstawiłem Ci się. Gdzie są moje maniery? - parsknął. - byliśmy sobie kiedyś dość bliscy jednak teraz, jesteśmy sobie obcy...
- Jak się nazywasz?- spytał lekko poirytowany Holmes.
- James. James Moriarty. Przepraszam, jestem lekko roztargnięty. Dałbyś się może wyciągnąć na piwo? Chciałem z tobą odnowić kontakt.
- Nie wiem... niech będzie. Podasz mi swój numer?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro