Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I won't forget you #2

Cześć! Co wy na to, żebym kiedyś w dalekiej przyszłości napisała coś swojego? W sensie nie fan fiction a taką normalną powieść. Można prosić o waszą opinie?
Zapraszam do czytania.
~~~

Sherlock powoli otworzył oczy. Rozejrzał się po jasnej sali szpitalnej. Był zmuszony do co chwilowego przymykania oczu aby światło słońca go nie oślepiło. Po chwili drzwi sali się uchyliły a do środka wszedł niski blondyn.

John, zestresowany całą sytuacją czuł jak kamień spada mu z serca na widok przyjaciela. Uśmiechnął się lekko i szybkim tempem podbiegł do łóżka Holmesa.

- Sherlock! Nic Ci nie jest? Wszystko okej? O Boże, nie puszczam Cię nigdzie więcej samego...

- Kim jesteś?

John patrzył na chwile, nie dowierzając w słowa przyjaciela. Mrugnął kilka razy i przetarł oczy by upewnić się, że się nie przesłyszał a Sherlock faktycznie leży przed nim.

- Co? - tylko na tyle było go stać.

- Kim jesteś? - brunet powtórzył pytanie.

- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? Proszę powiedz, że tak.... - zapytał, czując jak pod powiekami pojawiają mu się łzy.

- Nie, nie żartuje.

- Nie pamiętasz mnie? - westchnął, nie dowierzając. - pamiętasz cokolwiek?

- Nie.

John westchnął i usiadł na fotelu tuż przy łóżku detektywa. Spojrzał na niego jeszcze raz. Po długim milczeniu zebrał się na odwagę by coś powiedzieć.

- John. Nazywam się John Watson. Ty jesteś Sherlock Holmes. Jesteś moim... chłopakiem?

- Oh... - westchnął. - przykro mi...

- Nie ma za co. Zdarza się tak... zadzwonie do twojego brata. Pewnie się o Ciebie martwi- oznajmił.

- Oczywiście.

John wyjął swój telefon i wyszedł z gabinetu, wybierając numer do Mycrofta.

Dwa dni później.

Czarna taksówka zajechała pod Baker Street 221b. Z niej wysiedli John i Sherlock. Brunet chwycił za torbę i obaj udali się do budynku. Na wejściu powitała ich Pani Hudson, która od razu wypytywała Holmesa o zdrowie.

Weszli na górę, do swojego mieszkania. John opadł na swój fotel, podążając wzrokiem za rozglądającym się po mieszkaniu Sherlockiem. Mężczyzna oglądał dokładnie całe mieszkanie, w szczególności zaciekawiły go ślady po postrzałach w ścianie.

- Co to?- spytał, wskazując na ślady. - kto to zrobił?

- Ty- zaśmiał się John.

Sherlock zmrużył oczy i wrócił do analizowania każdego miejsca w pokoju. Nagle ze schodów słychać było tupanie. Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się mała dziewczynka o blond włosach, dosięgających jej do ramion. Ta przytuliła Holmesa w talii.

- Cześć, Sherlock!- krzyknęła uradowana. - dobrze, że wróciłeś! Ja, tata i pani Hudson baaardzo się martwiliśmy! Tatuś mówił, że masz... an.... annezje! - odsunęła się od detektywa, przyglądając się mu.

- Amnezje- poprawił Watson.

- Oh...- mruknęła blondynka. - co to znaczy?- odwróciła się do ojca.

- Zanik pamięci, Sherlock ma amnezje wsteczną, nie pamięta nic przed wypadkiem.

- Ojej!- krzyknęła dziewczynka. - ja jestem Rosie Watson! Moje pełne imię to Rosamunda ale nie mów tak. Nie lubię go. Chodź oprowadzę Cię po domu!- uśmiechnęła się i złapała detektywa sa ręke, prowadząc go za sobą.

- Ile masz lat, Rosie?- spytał Holmes.

- Osiem! Chodź! Spójrz, to jest kuchnia, tutaj robiłeś eksperymenty i tatuś na Ciebie zawsze krzyczał. O! A tam są twoje skrzypce, często grałeś w środku nocy bo nie lubiłeś spać. Z resztą ja też nie lubie, nudne to jest. Ale wtedy przychodził tatuś i przerywał Ci granie. Umiesz dalej grać?

- Chyba tak- przęłknął ślinę i kątem oka spojrzał na Johna, który obserwował ich przez cały czas z uśmiechem na twarzy.

Sherlock chwycił za skrzypce i stanął na środku pokoju. Przeczekał aż Rosie zajmie miejsce na fotelu i wtedy zaczął grę. Muzyka była piękna jak zwykle, to się nie zmieniło. Otworzył oczy by spojrzeć na dziewczynkę, która kołysała się w rytm melodii. Gdy zakończył utwór, otrzymał ciepłe brawa od Watsonów.

Uśmiechnął się delikatnie i odłożył instrument. Chciał usiąść na kanapie jednak Rosie mu w tym przeszkodziła. Podbiegła do detektywa, złapała go za ręke i przeciągnęła w swoją stronę.

- Sherlooock! Nie pokazałam Ci wszystkiego! Zanim usiądziesz muszę Ci pokazać pokój twój i Johna i mój!

- Rosie, chyba wystarczy. Daj mu odpocząć...- przerwał John.

- Nie, niech pokazuje. Nic się nie stało- uśmiechnął się Sherlock.

Dziewczynka podskoczyła kilka razy i zaciągnęła Holmesa po schodach do swojego pokoju. Weszli do pokoju, który niegdyś należał do Johna.

Przy ścianie stało jednoosobowe łóżko, po drugiej stronie pokoju było biurko z krzesłem. Pod oknem stało pudełko z zabawkami a przy drzwiach szafa z ubraniami i książkami. Podłoga przykryta była szarą wykładziną.

Rosie usiadła na miękkiej podłodze i uśmiechnęła się szeroko do detektywa.

- To mój pokój- oznajmiła. - usiądź.

Sherlock wzruszył ramionami i usiadł obok niej na podłodze, opierając się o drewniane łóżko.

- Rosie?

- Hm?- mruknęła.

- Mógłbym Ci zadać kilka pytań? Nic nie pamiętam a bardzo chciałbym coś wiedzieć o sobie i o was...

- Jasne! Pytaj śmiało!- krzyknęła radośnie.

- Gdzie jest twoje mama? Twoi rodzice się rozwiedli?

- Tato mi mówi, że mamusia jest w lepszym świecie. W niebie i, że lata tam z aniołami. I, że mnie pilnuje, jest moim aniołem. Nigdy jej nie poznałam, ale wiem, że nazywa się Mary i jest śliczna! Tatuś mówił, że była wyjątkowa i piękna. Kiedy się was spytałam, dlaczego jej nie ma, odpowiedziałeś mi, że Cię uratowała i jesteś jej bardzo wdzięczny.

- Oh...- mruknął Holmes, od razu, żałując pytania. - wiesz ile się znam z twoim tatą? Lub ile jesteśmy razem? - zmienił temat.

- Znacie się około dwunastu lat, a jesteście razem od sześciu! Ale tatuś mówi, że jakieś dwa lata się nie liczą, bo uciekłeś.

- Uciekłem? - dopytał Sherlock.

- Tak! Skoczyłeś z dachu i uciekłeś! A wszyscy myśleli, że byłeś martwy... Tatuś był baaardzo smutny. Opowiedział mi, kiedy Cię nie było akurat w domu, że miał wtedy de... de... derpresje, tak mu powiedziała terapeutka.

- Wiesz? Może lepiej chodźmy. Chcę jeszcze zobaczyć mój pokój. Ej, jesteś może głodna? Bo ja tak- ponownie zmienił temat.

Rosie uśmiechnęła się i wstała z podłogi. Razem ruszyli po schodach na dół. Kiedy byli już na dole, dziewczynka wskoczyła na fotel Johna, który usiadł przy stole w kuchni.

- Tatoooo! Jesteśmy głodni! - krzyknęła dziewczynka.

- Jak dobrze, - zaczął John. - że zamówiłem właśnie pizze.

*

Sherlock stał przy półce sklepowej, szukając właściwej herbaty, którą kazał mu kupić John. Przebierał w pudełkach aby znaleźć odpowiednią.

- Sherlock! Nic Ci nie jest? - rozległ się za nim znajomy głos.

Holmes odwrócił się i ujrzał za sobą wysokiego bruneta o jasnej cerze.

- Emm... - jęknął zmieszany.

- Słyszałem o twoim wypadku, nie pamiętasz mnie, prawda?

- Przykro mi. Nic nie pamiętam, kim jesteś?

- Nic nie szkodzi. Tak się zdarza... - mruknął, stawiając mokrą od deszczu parasolkę na podłodze. Uśmiechnął się do niego ale ten uśmiech zniknął po chwili i przyćmiła go maska obojętności. - pewnie, nawet gdybyś nie stracił pamięci byś mnie nie pamiętał - prychnął. - w ogóle do mnie nie dzwonisz ani nie piszesz.

- Przepraszam, ale czy można wiedzieć kim jesteś? Naprawdę Cię nie pamiętam.

- Ah tak, nie przedstawiłem Ci się. Gdzie są moje maniery? - parsknął. - byliśmy sobie kiedyś dość bliscy jednak teraz, jesteśmy sobie obcy...

- Jak się nazywasz?- spytał lekko poirytowany Holmes.

- James. James Moriarty. Przepraszam, jestem lekko roztargnięty. Dałbyś się może wyciągnąć na piwo? Chciałem z tobą odnowić kontakt.

- Nie wiem... niech będzie. Podasz mi swój numer?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro