Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dusza za Duszę

Dobra, to będzie NAJGŁUPSZY one shot ever, okej? Co wy na to, żeby walnąć sobie Sherlocka do universum marvela? No... to, to jest właśnie to.

Marvelock xd

~

Vormir

Wspinali się po górze a wiatr wiał prosto w nich. Z każdym krokiem byli coraz bardziej zmęczeni. Nie wiedzieli co czeka ich na górze, po prostu musieli to zrobić, dla dobra świata. Byli to winni wszystkim, których nie ma.

Sherlock szedł przodem, mówiąc co chwile towarzyszowi jak ma iść i jak stawać by nie spaść.

- Uważaj, ta skała ledwo się trzyma- powiedział chłodnym tonem.

- Na taką wygląda... jak myślisz, co będzie na szczycie?

- Liczę, że kamień, który po prostu weźmiemy i zejdziemy na dół. Chociaż wątpie, że byłoby to takie proste. Pewnie jest jakiś haczyk, ba, raczej napewno. Uważaj! - wrzasnął.

- Nie dramatyzuj, noga mi się tylko zsunęła- westchnął.

- „Nie dramatyzuj"? Tylko ty mi już zostałeś! Jak się nie uda, znowu będe sam... - zacisnął zęby i odwrócił się od niego by dalej iść.

Szli dalej w ciszy. Nie mieli sił by iść dalej ścieżką, która wydawała się robić wszystko by ich pozabijać.

- Przepraszam- odezwał się prawie przy szczycie. - nie chodzi mi tylko o to, że będe sam. Po prostu zrozum, może ty nikogo nie straciłeś ale... ale ja straciłem zbyt wiele.

- Też się o Ciebie martwie. Może i nie straciłem nikogo, ale gdybym stracił Ciebie, straciłbym wszystko.

- Od kiedy jesteś taki uczuciowy, Mycroft? - prychnął.

- Od kiedy, przychodzisz do mnie, powiedzieć mi tylko, że nie masz już siły i chcesz się zabić. Rozumiem, jak ważny był dla Ciebie John, ale błagam, nie rób nic głupiego jeśli się nie uda.

Młodszy Holmes przełknął ślinę i ruszył dalej.

Dotarli na szczyt. Widok stamtąd zapierał dech w piersi. Rozejrzeli się po platformie, która miała okazać się szczytem góry. Sherlock podszedł do skraju, góra od tej strony była idealnie wyszlifowana a na dole był zwykły asfalt.

- Wysoko... - oznajmił po czym odwrócił się do brata. - i co? To już wszystko? Gdzie ten kamień?

- Jest tu.

Obaj odwrócili się w strone głosu. Z cienia wyłoniła się czerwona istota w czarnej szacie, wyglądająca jak sama śmierć. Jej głowa miała krztałt czaszki a ubranie było podarte u stóp.

- Sherlocku i Mycrofcie Holmesie, ja jestem Red Skull, strażnik kamienia dusz. Prowadzę do niego tych, którzy chcą go posiąść- powiedział niskim tonem, mrożącym krew w żyłach.

- Jak go posiąść? - spytał Mycroft, siadając na kamieniu.

- Cena jest wysoka.

- Nie obchodzi mnie to. Powiedz jaka jest! - krzyknął Sherlock.

Upiór podleciał w stronę przepaści, pokazując na nią ręką.

- Musisz oddać to co jest Ci najbliższe i najcenniejsze. Dusza za duszę.

Sherlock podszedł do zjawy i spojrzał w dół. Zacisnął usta w cienką linię, wiedząc co będzie trzeba uczynić. Podszedł do swojego brata, który zbladł na twarzy.

Zaczął krążyć w tą i z powrotem, mamrocząc coś do siebie.

- To głupota! - odezwał się Mycroft. - napewno jest jakieś inne wyjście...

- Nie ma. Mycroft, jeden z nas będzie musiał zginąć.

- Racja- wstał i stanął na przeciwko swojego brata. - ale mam wrażenie, że myślimy o innych osobach.

- Możliwe.

- Sherlock, nie dam Ci tu zginąć - powiedział z wyczuwalną troską w głosie.

- Obiecałem. Obiecałem sobie, że pomogę ich tu przywrócić za wszelką cenę. Jeśli życie Johna, będzie równało się mojej śmierci, zrobię to, rozumiesz? Zginę tu dla niego. A wiesz czemu? Wiesz? Bo go kocham do cholery. Przywróce go tu, ile mnie to nie będzie kosztować. Za wszelką cenę- mówił, niemalże, powstrzymując łzy.

- Nie mogę Ci na to pozwolić, Sherlocku. Nie musisz się poświęcać. Moja śmierć, sprawi, że mu to powiesz. Po za tym jestem starszy. Ja decyduje.

Stali przez chwilę, wpatrując się w siebie w zupełnej ciszy.

- Mycroft, tak musi być.

- Naprawdę? Jeśli dasz mi umrzeć, zobaczysz go, zobaczysz go znowu, powiesz mu to wszystko co mi mówiłeś. Będziesz z nim szczęśliwy, Sherlocku. Ja nie mam nic do stracenia, ty masz, bo on wróci.

Sherlock podniósł głowę, przypatrując się bratu z wyższością. Po chwili szybko się obrócił i zaczął bieg w stronę urwiska. Mycroft praktycznie nie zdążył zareagować. Sherlock zwolnił tuż przy urwisku i pochylił się do przodu.

Spadł, zniknął z oczu Mycrofta.

Uderzył w ziemię, zimną glebę.

Przestał widzieć, czuć czy słyszeć. Wszystko zniknęło, utracił świadomość, zasnął.

Krew zaczęła rozchodzić się od ciała po asfalcie.

- NIE! - wrzasnął Mycroft, patrząc na odległe od niego zwłoki brata.

Zacisnął oczy. Gdy je otworzył był już gdzie indziej. Nie wisiał na skraju urwiska a siedział w wodzie. Rozejrzał się po miejscu, w którym się znajdował. Po chwili poczuł coś w ręce. Wyjął dłoń z wody i ją otworzył a wtedy ujrzał mały, pomarańczowy kryształ.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro