Rozdział 15 - Opowieść Wigilijna (o pięknie, seksie i pocałunkach)
Richie odwzajemnia pocałunek. Jest w tym lepszy ode mnie, ale stwierdzam, że i tak mój pierwszy raz jest naprawdę dobry. Trzymam dłonie we włosach Richie'go, a on w moich. Rozpływam się. Ignoruję fakt, że Azjaci z wagonika dalej pewnie mają niezły widok. To nasza chwila - moja i Richie'go.
- Nawet nie wiesz jak długo kazałaś mi czekać - szepcze gdy na chwilę się od siebie odrywamy.
Przyciąga mnie do siebie i zbliża swoje usta do moich. Przypiera mnie do szyby, swoją dłoń trzyma na moim policzku. Po chwili stwierdzam, że mam niepowtarzalną okazję to zrobić.
Gryzę go w dolną w wargę.
- Niezła jesteś - śmieje się. - Idziemy do mnie?
Zamieram. Rozumiem, że przed chwilą się pocałowaliśmy, ale żeby od razu przechodzić do czegoś więcej.
- Słuchaj, Richie... - nie wiem jak ubrać to w słowa. - Ja jeszcze nie jestem gotowa...
- Boże, chodzi ci o seks - śmieje się chłopak. - Chciałem ci pokazać naprawdę dobry film.
- A... okej - jestem trochę rozczarowana, że jednak nie chodziło mu o seks. Ale przynajmniej wiem, że jest rozsądny - kto idzie do sypialni na pierwszej randce, nie?
Nie chodzi o to, że nie chciałabym z nim tego robić. Tylko nie teraz. Ale w ogóle czemu o tym myślę? London Eye się zatrzymuje, a Richie odchodzi od okna i zbiera się do wyjścia. Idę za nim, ale za nim znajdziemy się na ziemi - chwytam go za ramię odwracam w moją stronę i całuję.
Kiedy w końcu wychodzimy z wagonika i siedzimy na podgrzewanych fotelach auta Richie'go, ten mówi:
- Jakby co, to nie mam rodziców. Mieszkam z moim ojcem chrzestnym - Sebastianem. Ale dzisiaj nie będzie go w domu, więc go nie poznasz.
Jeśli to ten Sebastian co myślę, to chyba wcale nie chcę go poznawać.
Film nosi tytuł "Dawca Pamięci". Kiedy widzę na ekranie Meryl Streep i uśmiecham się. Leżymy na ogromnym miękkim pufie w piwnicy domu Richie'go. Przekształcił ją z ojcem chrzestnym na pokój kinowy. Za nami jest wielka kanapa z dwoma narożnikami, ale stwierdziłam, że na pufie będzie... hm, bardziej intymnie. Przed nami znajduje się wielki kubeł popcornu, z maszyny stojącej w rogu pomieszczenia.
- Jesteś taka piękna - mówi cicho Richie, który zamiast na film, patrzy na mnie.
- Nikt mi jeszcze tego nie powiedział - uśmiecham się.
- Boże, Sherlock, ja po prostu jestem mistrzem w stwierdzaniu oczywistych faktów - czuję, że się rumienię. - Pomyśl, czy... ktoś mówi dla Toma Hollanda, że jest przystojny.
- Wątpię - odpowiadam.
- No właśnie. Wiesz dlaczego? Bo on doskonale o tym wie. Ty też powinnaś. Nie rozumiem czemu masz takie niskie mniemanie o sobie - mówi. - Gdybym był tobą, każdego ranka mówiłbym sobie po przebudzeniu: Jak ja się cieszę, że jestem sobą. Gdybym był tobą, przy każdym spoglądaniu w lustro uśmiechałbym się do siebie myśląc, że wyglądam wspaniale. Gdybym był tobą, cieszyłbym się z tego w każdej wolnej chwili. Wiesz czemu? Bo jesteś wspaniała. Nikt ci tego nie mówi, bo nie musi. Zakładają, że to wiesz.
Nawet nie czuję, jak łzy zaczynają spływać mi po twarzy. Jestem naprawdę wzruszona. Nikt jeszcze mi tego nie powiedział.
- O Boże, przepraszam! - Richie uśmiecha się smutno. - Nie wiedziałem, że będziesz płakać.
Ociera łzę z mojego policzka i całuje mnie w usta. Jest jeszcze lepiej niż poprzednio, a co sprawia, że zastanawiam się kiedy dojdziemy do końca skali.
Późny powrót do domu nie zaskakuje moich rodziców, gdyż ich w nim nie ma. Są tylko John i Rosie, którzy znoszą swoje rzeczy do salonu.
- To już dzisiaj? - dziwię się. Rosie przytakuje.
- Jutro wpadniemy na śniadanie - śmieje się.
- Nie ma takiej opcji - John robi poważną minę. - Ale wpadniemy na przyjęcie świąteczne. A jak twoja randka?
Złośliwy uśmieszek Johna mnie denerwuje. Nie dam mu satysfakcji okazania złości.
- Bardzo dobrze. Lataliśmy w tunelu aerodynamicznym, jedliśmy trufle, tańczyliśmy w London Eye i oglądaliśmy film. Znaczy próbowaliśmy.
- Rozumiem. Licealne miłości. Jak ja to dobrze pamiętam. Miała blond włosy i długie nogi... - zaczyna John. - Pierwszy raz mieliśmy na...
- Fuj, tato, nie kończ tego zdania - wzdryga się Rosie. - Wyobraziłam sobie jak uprawiasz seks. To było obrzydliwe.
- A wiesz jak się urodziłaś? - pyta John.
- Urodziłam się osiemnaście lat temu. Pewnie byłeś wtedy trochę przystojniejszy - odcina się Rose.
Resztę wieczoru spędzam u siebie w pokoju, czytając książkę. Nie opowiadam nikomu o randce, nie dzwonię do Julie. Mam wrażenie, że zdradziłabym jakąś tajemnicę.
Cały dzisiejszy dzień wydaje się być snem, czymś co nigdy nie mogłoby się wydarzyć, a już w szczególności mnie. Aż zastanawiam się czy mi się to nie przyśniło. Po chwili, z zamyślenia wyrywa mnie odgłos SMS'a. Zerkam na ekran iPhone'a. Wiadomość od Richie'go.
"Dobranoc, najwspanialsza dziewczyno na świecie. M o j a d z i e w c z y n o".
W Boże Narodzenie schodzę na dół w pidżamie, żeby odpakować prezenty. W kuchni tata przygotowuje gofry, a ja śmieję się widząc jak John próbuje mu w tym pomóc. Sama przygotowuję sobie kawę, a potem w spodniach w czarno-szaro-białą kratkę, ze ściągaczami i bluzą do kompletu z napisem "To moja zbyt zmęczona by funkcjonować bluza" siadam na dywanie w salonie. Obok mnie jest Rosie, która tak samo jak ja, czeka na Irene.
- Jesteś wreszcie, leniu - wita moją siostrę blondynka, gdy ta postanawia zejść po schodach.
- O, prezenty - dziewczyna, uśmiecha się jak głupia.
Wszystkie pudełka są podpisane, więc dzielimy je między sobą. Podajemy opakowania rodzicom, którzy siedzą na kanapach. Mama pije herbatę, a po zapachu z kubka taty czuję, że to espresso z tonikiem.
Słyszę rozdarcie pierwszego pudełka, a potem okrzyk:
- O mój Boże - to Rosie. W środku znajdują się perfumy Chloe, o których Julie nawijała przez ostatnie dwa miesiące. - Kto na to wpadł?
- Gadałaś o tych perfumach tyle, że stwierdziłem, że ci je kupię bylebyś tylko przestała - śmieje się John.
- Nie wierzę - szepczę, patrząc na pudełko z oryginalnymi, czarnymi Martensami. - Skąd?
- Jako właściciel routera mogę przeglądać historię użytkowania na wszystkich urządzeniach - oznajmia mój ojciec. - A nigdy byś o nie nie poprosiła.
Ma rację. Prosiłam o mniejsze rzeczy, ale o buty za sto pięćdziesiąt funtów - nigdy.
Oprócz tego w paczkach z moim imieniem znajduję sweter, koszulkę termiczną na siłownię, kilka książek, planner na przyszły rok, cienie do powiek i różne drobiazgi.
- To ode mnie - mówi Irene. Otwieram paczkę, a gdy widzę różowe pudełko Victoria's Secret zaczynam się niepokoić. Moje obawy się sprawdzają kiedy widzę czerwony koronkowy stanik i majtki do kompletu.
- Co to ma być? - pytam cicho.
- No dalej Sherlock, pokaż co dostałaś - uśmiecha się mój ojciec, a ja dostrzegam błysk złośliwości w jego oczach. Nie. To niemożliwe, żeby...
- Zabiję cię, suko - rzucam się na siostrę i zaczynam gonić ją przez salon. - Jak mogłaś?
- Sher, i tak bym się zorientował - mówi mój ojciec. - Nie musisz zabijać przy tym Irene.
- Czemu? Ja bym to chętnie obejrzała - oznajmia Rosie i przytula się do jednego ze swoich prezentów.
Kiedy już każdy otworzy wszystkie swoje prezenty jemy gofry na śniadanie, a potem rozchodzimy się po pokojach. Rosie i John wracają do siebie.
Przyjęcie zaczyna się o szesnastej. Pierwszymi gośćmi są Mycroft, Elliot i jego chłopak Daniel.
- Mam dla ciebie coś - szepcze Elliot i wręcza mi małe pudełko.
- Ja dla ciebie też - odpowiadam równie enigmatycznym tonem. Postanawiamy otworzyć je w tym samym czasie.
- Trzy, dwa, jeden - odlicza Daniel, a po chwili słychać odgłos rozrywanych opakowań. Widzę w dłoniach pudełko z ray-banami.
- Boże, jesteś kochana - Elliot przytula mnie na widok inteligentnego głośnika Amazonu.
- Gdybyś zamieszkał ze mną, żadne urządzenie nie musiałoby ci przypominać o terminach sprawdzianów i projektów - drwi Daniel.
- Nie żartuj, sam ich nie pamiętasz - kpi Elliot, a zaraz potem uśmiecha się smutno. Elliot jest smutny? Kiedyś powiedziałam, że jeśli taka sytuacja nastąpi, to będzie oficjalny koniec świata.
Chwilę później przychodzą Rosie i John, a zaraz potem Lestrade i reszta gości. Ludzie siedzą na kanapach i rozmawiają pijąc Martini. Lecą piosenki świąteczne. Ja cały czas czekam na jednego gościa.
- Cześć, kochanie - wita się ze mną Richie. Całuje mnie szybko i wyjmuje zza pleców opakowanie.
- Mam coś dla ciebie.
To puchaty kocyk, taki, który z jednej strony ma gładki materiał, a z drugiej strony coś co wygląda jak owieczka.
- Żeby nam było ciepło, kiedy będziemy oglądać filmy - uśmiecha się speszony Richie. Chyba jest przerażony tym, że zaraz pozna moją rodzinę.
- Ty i tak ogrzewasz mnie sam w sobie - nie do wiary, że powiedziałam coś tak sprośnego. Richie się rumieni.
- To dla ciebie - Richie otwiera opakowanie z dwoma świecznikami.
- Kapusta? Poważnie - dziwi się.
- Ale świeczki nie pachną kapustą. To żebyś miał dekorację do kuchni - śmieję się.
Richie wiesz swój płaszcz w kuchni i przytula mnie. Do pomieszczenia wchodzi Elliot.
- Sherlie, co to za przystojniak? - pyta.
- Richie, mój chłopak - tłumaczę. - Pokazywałam ci go.
- Aaaach, no tak - przypomina sobie blondyn. - Elliot, przyszywany kuzyn Sherlock - podaje dłoń Richie'mu.
- Przyszywany? - pyta Richie.
- Elliot jest adoptowany - tłumaczę. Richie lustruje mojego kuzyna od stóp do głów, jakby o coś mnie podejrzewał. Przyglądam się im obu. Widzę, że są do siebie dziwnie podobni, tyle, że Elliot ma trochę dłuższe i jaśniejsze włosy oraz okulary.
- Dołączycie do mnie i Daniela? - pyta Elliot z kieliszkiem wina w dłoni, a Richie oddycha z ulgą.
- Właściwie to chciałam przedstawić Richie'go, rodzicom. Dołączymy do was później - oznajmiam. Elliot życzy nam powodzenia i wychodzi z kuchni.
Rodzice siedzą u siebie w sypialni, ale gdy pukam opuszczają ją.
- Mamo, tato, to jest Richie - rzeczony wręcza mojej mamie bukiet i posyła jej przy tym miły uśmiech.
- Jak masz na nazwisko? - pyta mój ojciec.
- Brook, proszę pana - odpowiada brunet.
- Chodzisz z Sherlock do klasy? - przytakuje.
- Długo jesteście razem?
- Od piątku.
- Palisz? - pochyla się nad Richie'm. - Nie palisz. Nie zażywasz narkotyków i sporadycznie pijesz alkohol. Masz jakąś pracę?
- Teraz nie, ale w wakacje pracowałem w księgarni.
- I nie oglądasz pornografii. Nie uprawiałeś wcześniej seksu... a nie, raz już to robiłeś - czerwienię się, ale Richie dzielnie znosi tortury mojego ojca. - Okej. A jaki masz stosunek do uchodźców i homoseksualistów?
- Żaden. Są dla mnie normalnymi ludźmi - odpowiada.
- Dobrze. Ale jeśli zrobisz coś mojej córce, nie dam ci żyć - odpowiada mój ojciec. Czyżby tego nie zauważył? Nie... to niemożliwe.
Rodzice idą do salonu. Mama wita się ze swoją matką i bratem. O nią się nie martwię. Na pewno nie wie kim jest Richie. Tata zaczyna pogawędkę z dziadkami, a ja i Richie siadamy na kanapach naprzeciwko Elliota i Daniela. Richie i mój kuzyn zaczynają przyjazną rozmowę, a ja rozglądam się po pomieszczeniu, bo czuję na sobie czyjeś spojrzenie.
Nie widzę, żeby ktoś mi się przyglądał, mój ojciec stoi odwrócony tyłem do mnie. Jednak cały czas mam wrażenie, że jestem obserwowana. Nie piłam alkoholu, więc to nie może być od tego.
- "Tylko ci się wydaje, tylko ci się wydaje" - powtarzam w myślach starając się w to uwierzyć. Czuję, że w pokoju jest ktoś kogo nie widać. Zaczyna brakować mi powietrza. Mam problemy z oddychaniem. Muszę wyjść.
- Przepraszam na chwilę - mówię do chłopaków i wybiegam z pokoju. Idę do kuchni i nalewam sobie szklankę wody. Po chwili mój oddech wraca do normalnego rytmu.
- Sherlie, wszystko okej? - pyta Richie. Za nim stoi Elliot, a za nim Daniel.
- Tak. Tylko... - zastanawiam się czy im powiedzieć, boję się, że mnie wyśmieją. - Nic. Mam obcisły strój.
Nie jest to kłamstwem. Mam na sobie tą samą spódnicę co podczas randki z Richie'm i dopasowaną czarną bluzkę, która daje wszystkim świetny widok na mój stanik.
- Jasne, właśnie o to chodzi - drwi Elliot.
- No dobra - wymiękam. - Myślałam, że ktoś mnie obserwuje. Ale w tym złym sensie. Takim jak w horrorach.
- To normalne - oznajmia Daniel. - Też tak czasem mam w zatłoczonym pomieszczeniu.
On i jego chłopak wracają do salonu, a Richie uśmiecha się do mnie w niedwuznaczny sposób. Patrzy na coś co bynajmniej nie jest ustami.
- Ktoś cię obserwował, tak? - pyta, a ja modlę się o to by przestał patrzeć na mnie w t e n sposób.
- Tak mi się zdawało - ja też się uśmiecham. Brunet podchodzi bliżej.
- Może to byłem ja. Od dawna nie mogę się ciebie oprzeć.
- Biedny królewicz, musi czekać - kpię. - Wiesz co? Mi też się to znudziło.
Chłopak całuje mnie w usta, a ja odwzajemniam. To bardzo powolny pocałunek, ale ja przyspieszam tempo. Całujemy się długo i namiętnie, a ja w pewnym momencie przestaję myśleć. Otwieram drzwi na korytarz, gdzie nikogo nie ma i nie przestając go całować rozpinam guzik jego koszuli. On bawi się moim włosami, ale gdy dochodzę do drugiego guzika odsuwa się ode mnie.
- Naprawdę tego chcesz? - pyta.
- Czy pytanie czy chciałbyś iść na górę ci wystarczy? - zbywam go. Nie czekam na odpowiedź i znów go całuję. Chłopak cofa się.
- Sherlie, zachowajmy trzeźwość umysłów - mówi.
- Trzeźwość jest dla idiotów.
- Ale tu jest za dużo ludzi. I... no wiesz... - zaczyna się jąkać. Boże, jaki ten chłopak jest pociągający. Ale ma rację. W sumie nie wiem czy tego chcę. Po prostu dałam się ponieść emocjom.
- W sumie, to po prostu porwałam się chwili. Przepraszam. A mógłbyś mnie po prostu pocałować? Nic więcej - proszę. Richie wie, że prawidłowa odpowiedź jest tylko jedna.
Kontynuujemy, a po chwili czuję, jak jego palce łapią za krawędź mojej koszulki. Chłopcze, zdecyduj się czego chcesz.
- Richie, Sher, tu jesteście - cudowną chwilę przerywa moja siostra. - Ja i Noah wszędzie was szukaliśmy. Chciałam powie... o mój Boże, przerwałam wam.
- Właściwie to nie - mówię i widząc rozczarowany wzrok bruneta idę z siostrą do pokoju.
Hej! Kolejna część już za nami. Jak Wam się podoba. Co myślicie o pocałunku Richie'go i Sher (i wszystkich następnych pocałunkach)? Wiecie już kim jest Richie? Będzie o tym naprawdę dużo w następnym rozdziale. Dajcie znać co sądzicie.
Margie Wood
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro