Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12 - Czyściec (Druga Część Boskiej Komedii)

- Co. Się. Do. Cholery. Stało? - wita mnie w sobotę Irene, waląc pięścią w stół z każdym słowem.

- Nic - mówię, w duchu ciesząc się z faktu, że nie jestem jedyną osobą w pidżamie. 

- Czyli tak bez powodu wybiegłaś wczoraj zapłakana z imprezy - drwi moja siostra. Przytakuję, ale nie wierzy. - Gadaj.

- Richie poprosił mnie o przyjacielską radę w sprawie piosenki dla Vivian - wypluwam szybko.

- Kretyn - podsumowuje Ire. - A teraz chodź, zrobimy śniadanie.

Po posiłku odrabiam pracę domową, co zajmuje mi prawie trzy godziny. Schodzę do salonu nie odzywając się do nikogo. Mam na uszach słuchawki, do moich uszu docierają relaksujące dźwięki "Please don't go" Joela Adamsa. I nagle wpadam na fantastyczny pomysł. Biegnę po schodach do swojego pokoju. 

W odmętach szafy znajduję mój outfit sportowy i buty Nike do biegania. Pakuję je do torby i pędzę do kuchni. Uzupełniam się o wodę i batona. 

- Idę na siłownię - wołam, wychodząc.

- Dokąd? - słyszę zdziwione głosy Johna i mojej mamy. Ale nie odpowiadam. Odtwarzam w głowie drogę do klubu, do którego chodziłam w zeszłym roku. Gdy docieram na miejsce modlę się o to by mój karnet był jeszcze ważny.

- Pani karnet wyczerpał się 1 listopada - oznajmia kobieta w recepcji, udowadniając tym, że Bóg mnie nie kocha. Nie tylko on.

- Mamy trzeciego - mówię poirytowana.

- Może chce pani wypróbować za darmo przez pierwsze 14 dni? - oferuje tamta.

- Okej - odpuszczam sobie kłótnie i czytam znany mi dobrze regulamin, by podpisać dobrze znane mi druczki. Zaraz potem ignoruję, próby wciśnięcia mi napoi izotonicznych i lecę się przebrać. 

Dzisiaj na sali jest dosyć dużo ludzi, ale na szczęści nie ma nikogo przy worku treningowym, na którym mi zależy. Wyobrażam sobie, że to twarz Richie'go i walę w nią z całych sił. Potem wyobrażam sobie, że to Vivian i walę jeszcze mocniej. Po chwili widzę przed oczami oboje, całujących się po francusku.

Powoli bolą mnie  nadgarstki, ale nie przestaję. Czuję, że zdzieram sobie skórę na kostkach, ale wciąż to robię. Jestem rozgoryczona i wściekła - nic mnie nie powstrzyma.

- Przepraszam - słyszę za sobą. Odwracam się i widzę bardzo przystojnego chłopaka. Ma loki do ramion ich brązowy kolor nieco miesza się z rudym. Jego rzęsy rzucają cienie na wysokie kości policzkowe. Ma bardzo ładne wargi i dobrze zarysowaną linię żuchwy. Jest tak piękny, że mógłby być dziewczyną i nadal wpasowywałby się w kategorię: Najpiękniejsi ludzie jakich widziałam.

- Tak? - zdejmuję słuchawki.

- Wydaje mi się, że nie powinnaś walić tak mocno... bo zniszczysz worek - mówi cicho. Wybucham śmiechem.

- Jestem tak niezdarna, że to możliwe - mówię. Chłopak unosi delikatnie lewą wargę.

- Pierwszy raz na siłowni? - pyta.

- Pierwszy od czerwca - prostuję. - W wakacje jakoś tak niezbyt mi się chciało.

- Mnie to właściwie zaciągnął tutaj kumpel, siłownia to nie moje klimaty - tłumaczy brunet. - W ogóle to jestem Eddie.

- Sherlock - ściskam jego dłoń.

- Jak...

- Ten detektyw. Tak - kiedy widzę jego zdziwione spojrzenie dodaję. - To mój stary.

- Aha. Gdzie się uczysz? - pyta.

- W Kingston Academy - mówię.

- Jesteś licealistką? - dziwi się.

- A ty?

- Studiuję w London University College, chcę zostać reżyserem - wyznaje.

- Naprawdę! Ja sama myślałam o tym kierunku. Uwielbiam filmoznawstwo, a praca w Hollywood to moje marzenie! - wołam rozentuzjazmowana.

Nie wierzę. Znalazłam sympatycznego chłopaka jak z reklam Levi's, który na dodatek studiuje filmoznawstwo. Co może być z nim nie tak?

- Może chciałabyś bym ci co nieco opowiedział, jak to jest na tych studiach. Zjedlibyśmy lunch czy coś? - proponuje Eddie. Przytakuję.

Eddie mówi żegna się ze swoim kumplem i prowadzi mnie do restauracji po drugiej stronie ulicy. To hipsterska knajpka z daniami "fit". Okej. Nie oceniam. 

Kupuję sałatkę z mango-kurczak i w milczeniu słucham opowieści Eddie'go. Pytam go o kwestie związane ze sposobem prowadzenia zajęć. Próbuję z nim flirtować, ale nie jestem w tym dobra, więc wolę nie ryzykować. W pewnym momencie słyszę piosenkę "False Confidence" i zdaję sobie sprawę, że to jego dzwonek. Mamy podobny gust. Niesamowite.

Wtedy, przez dosłownie ułamek sekundy widzę jego blokadę ekranu. To tylko chwila, ale wyraźnie dostrzegam selfie Eddie'go. Obok niego uśmiecha się chłopak z czarnymi włosami i niesamowitymi kośćmi policzkowymi. Przez chwilę to do mnie nie dociera, bo przecież ja też mam na blokadzie ekranu selfie z Julie - przyjaciele tak mają. Ale potem to staje się oczywiste.

Eddie jest gejem. 

Dlatego zaprowadził mnie do hipsterskiej knajpki, dlatego trzy razy poprawiał szalik zanim wyszliśmy, dlatego był tak dobrze ubrany. 

Czuję się jak głupia. 

- Przepraszam muszę odebrać - chłopak odchodzi, a ja analizuję swoją sytuację. Muszę  się stąd jak najszybciej zmyć. Gdy Eddie wraca do stołu, ja jestem ubrana w kurtkę.

- Już idziesz? - pyta zasmucony.

- Tak, przykro mi. Po prostu nie mogę tego ciągnąć.

- Więc wiesz... - spuszcza głowę. - Jesteś homofobką?

- Nie jestem homofobką. Po prostu chciałam czegoś innego - mówię.

- Przykro mi, że cię rozczarowałem.

- Nie rozczarowałeś mnie - wspinam się na palce i całuję go w policzek, po czym wychodzę z lokalu.



W poniedziałek opowiadam o mojej wtopie... obu wtopach Julie. Ta podsumowuje to tym pięknym zdaniem:

- Chłopcy są popieprzeni.

- Zgadzam się - potwierdza Irene. Siedzimy przy stolikach w holu, unikając stołówki jak ognia (wcześniej zwiałyśmy do kawiarni po drugiej stronie ulicy by zamówić lunch). Jem plastikowym widelcem brokuła i myślę o tym jak nisko upadłam. Unikam chłopaka, bo zaśpiewał mi piosenkę. 

- Cholera - klnę, bo sobie o czymś przypominam.

- Co jest? - pyta moja siostra.

- Dziś będę musiała go pocałować - mówię.

- I dobrze - stwierdza Julie. - Włóż w to całe swoje serce. Pokaż mu, że to ty tu rządzisz i  jeśli woli jakąś nadętą zdzirę to jego problem. 

Gdy nadchodzą zajęcia teatralne jestem cała w nerwach.  Chciałabym to na kimś przećwiczyć. Widzę Richie'go idącego w moją stronę (właściwie do w stronę wejścia do sali, przy którym stoję). Z przeciwnej strony idzie Peter. Robię coś irracjonalnego. 

Podbiegam i go całuję. 

- To tylko gra - mówię, a potem moje usta dotykają jego. Tylko na chwilę, ale to wystarczy. Odwracam się i widzę Brooka. Patrzy na mnie zrezygnowany i wchodzi do sali. 

Podczas próby w ogóle nie widać, że ja i on jesteśmy skłóceni czy coś takiego. Kiedy dochodzi do sceny pocałunku, wyciskam z siebie cały mój potencjał aktorski.

- Czuję, że jeszcze nie raz mnie zaskoczysz, Julio - mówi James a.k.a Richard, a ja pokonuję dzielące nas kilkanaście centymetrów i robię to. Jeszcze lepiej niż wtedy gdy wyszło jak z Crazy, Stupid Love. Teraz jest jeszcze mocniej, bardziej, lepiej. Wyładowuję w ten sposób wszystkie emocje. Całuję go tak intensywnie, że czuję, że ma problem z utrzymaniem równowagi. A teraz najlepsze.

Moje dłonie, które standardowo były w jego włosach posuwają się niżej. Trzymam je na klatce piersiowej bruneta i delikatnie chwytam jego t-shirt. Na chwilę przerywamy. Chłopak patrzy mi w oczy, a ja ciągnę go za koszulkę i całuję go jeszcze raz. 

Słyszę głośne oklaski i żałuję tylko jednego. To udawane.

- Jeśli nie chcesz, żebym się w tobie zakochał, przestań być taka niesamowita - mówi Richie po zakończeniu próby. Zanim jego słowa przejdą przez mój mózg, on wychodzi z sali, a ja tylko się rumienię.




Nasza szkoła bierze udział w programie "Future Starts Today". Przez cały styczeń zamiast zwykłych lekcji będziemy mieli zajęcia poświęcone doborze kariery i kierunku studiów. Na dzisiejszej godzinie wychowawczej każdy dostaje pełną listę kursów do wyboru. 

"Mowa ciała - czyli czego inni ci nie mówią". Bez wahania zaznaczam krzyżyk i uśmiecham się do siebie w duchu. Ciekawe czy ten "ekspert" będzie wiedział coś czego nie wie mój ojciec.

Gdy widzę kreatywne pisanie i sztukę filmową nie myślę ani sekundę, ale przy teatrze zastanawiam się trochę dłużej. Richie też będzie chodził na ten kurs. 

Ale kim jestem, żeby rezygnować z czegoś przyjemnego tylko z powodu, że chłopak, na którego aktualnie jestem obrażona. Czy tam wściekła. Czy w sumie...

Richie tak miesza mi w głowie. Kiedy się na niego wkurzam, to po cichu liczę, że odegra romantyczną scenę przeprosin. Kiedy jestem rozczarowana tym, że nie odwzajemnia moich uczuć, to w głębi duszy marzę, żeby było inaczej. 

- Muszę się wyleczyć z chorobliwego zauroczenia - oznajmiam Julie trzy dni później, gdy wracamy ze szkoły. 

- Biegaj - rzuca.

- Co? - dziwię się.

- Albo tańcz. No nie wiem. Co chcesz. Po prostu nie możesz pozwolić sobie na nudę. Nuda skłania do przemyśleń. Przemyślenia do żalu. Żal do gniewu. I tak dalej...

- Dobrze Mistrzu Yoda - śmieję się. - Muszę przejść duchowe oczyszczenie.

- Możesz pomagać tacie w pracy - proponuje blondynka.

- Tak. Play krwi na koszuli trupa na pewno pomogą mi przejść duchowe oczyszczenie - kpię, ale jeszcze tego samego dnia pytam tatę czy aktualnie pracuje nad jakimś śledztwem. Zbywa mnie swoim "Pracuję sam" i wychodzi. 

Unika mnie przez resztę dnia co jest dosyć dziwne. Kiedy patrzę mu w oczy odwraca się pierwszy (oznak uległości) i szepcze coś do Johna. Potem spędzają resztę wieczoru w sypialni doktora. Pytam mamę czy wie o co chodzi, ale ona zaprzecza. 

- Wszystko u ciebie w porządku? Dawno nie rozmawiałyśmy - mówi. Przez krótką chwilę chcę się jej zwierzyć, ale czuję, że wszystko co związane z Richie'm jest moje.

To głupie, ale wydaje mi się to zbyt intymne, żeby o tym mówić (nie to, żebym rozbierała go w myślach czy coś). Ostatnio wystarczająco otworzyłam się na innych, ale o tym po prostu nie mogę porozmawiać. Nie potrafię sobie na to pozwolić. Wszyscy w rodzinie mają mnie za osobę, która się nie zakochuje - jest ponadto. Przyznanie się do słabości jaką jest to, że mi na kimś zależy byłoby niczym bardzo spektakularny coming-out. Boję się, że zostanę wyśmiana.

"Jeśli nie powiesz tego na głos, nigdy tego nie pokonasz". To słowa Richie'go sprzed kilku tygodni. Rozmawialiśmy wtedy o walce z własnymi myślami, które potrafią być dla nas bardziej uciążliwe niż natrętni ludzie wokół. Z nikim nie rozmawia mi się tak dobrze jak z nim.

Mam kilka sekund na zastanowienie się nad tym co zrobić. Mam nadzieję, że wybiorę dobrze.

- Właściwie to mam pewien problem... - opowiadam mamie o wszystkim co dotyczy się bruneta o inicjałach RB. 

- Myślę, że tchórzysz - łagodny głos, którym moja rodzicielka mi to jest na tyle dezorientujący, że sens tych słów dociera do mnie dopiero po kilku sekundach. 

- Dlaczego?

- Dlaczego go nie zapytasz o to dla kogo jest ta piosenka? - pyta mama. Uśmiecha się podstępnie i dodaje: - Myślę, że możesz być zaskoczona.




Mija tydzień, a ja wciąż nie rozmawiałam z Richie'm. Podjęłam decyzję, że zapytam go w piątek, po zajęciach teatralnych, które są ostatnią lekcją, żeby mieć cały weekend na odreagowanie odpowiedzi bez konieczności patrzenia na jego twarz. Choć jest bardzo przystojna i uwielbiam na nią patrzeć.

Kiedy nadchodzi wyczekiwany dzień nie mogę się skupić na lekcjach. Rysuję kreski na marginesach zeszytów i muszę prosić Julie o to, by pozwoliła mi przepisać notatki, które zrobiła.

- Dobrze, dobrze, tylko już do niego idź - pcha mnie. Tłumaczę jej, że nic z tego dopóki zajęcia teatralne nie dobiegną końca.

- Hej - witam się z nim, gdy takowe są już zakończone. Stoimy za kulisami sceny, a aktorzy zbierają się do wyjścia.

- Hej - uśmiecha się na mój widok. To dobry znak. 

- Chciałam cię o coś zapytać - zaczynam. 

- Śmiało - unosi seksownie prawy kącik ust. Trzyma na jednym ramieniu plecak Herschela, podobny do mojego tylko czarny, a nie jasnoszary. Ma na sobie elegancie spodnie i koszulę, na którą nałożył czarny szkolny sweter. Na niej ma kurtkę legendarną Trucker type III z tym ogrzewającym materiałem po wewnętrznej. Jego włosy są nieco potargane, ale w ten uroczy sposób. Tracę swoją pewność siebie.

- No więc... ee... jak zareagowała dziewczyna, której napisałeś piosenkę? - jąkam się.

- Powiedziała, że jest piękna. Żałowała, że nie dla niej - uśmiecha się filuternie chłopak.

- Zaraz - głupieję. - Czyli to...

- Była piosenka dla ciebie - śmieje się. - Cały czas.

Czy mi się wydaje, czy on jest teraz tak jakby trochę bliżej?

- O mój Boże, jestem taka głupia.

- Nie jesteś. Zauważ, że byłaś wtedy lekko pijana. Ja też, jeśli mam być szczery. Inaczej w życiu nie wyznałbym ci tego wszystkiego na głos.

- Czyli ty naprawdę... 

- Naprawdę bardzo cię lubię - mówi, po czym nachyla się, żeby mnie pocałować.

- Ja ciebie też - szepczę i już prawie dotykam ustami jego, gdy nagle...

- Richie, stary, pospiesz się - woła jeden z kumpli Richie'go. Nie widzi nas, ale i tak odrywamy się od siebie jak oparzeni. Patrzymy po sobie niczym obcy ludzie.

- Muszę iść - Richie szybko całuje mnie w policzek i wychodzi, a ja czuję jego dotyk jeszcze długo potem. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro