Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rodzina

John otworzył drzwi mieszkania. Usłyszał hałas dochodzący z kuchni. Głuchy dźwięk przewracającej się butelki sprawił, że wzdrygnął się mimowolnie.

– Gdzie byłeś!? – Rozbrzmiał donośny, lekko niewyraźny głos ojca.

Podszedł ostrożnie do stołu, przy którym siedział pan Watson. Groźnie zmarszczone brwi i zamglone spojrzenie, nie wróżyły niczego dobrego.

– Byłem na imprezie z okazji dostania się naszej drużyny do ćwierćfinałów.

– Imprezie, tak? – prychnął, dopijając resztkę alkoholu z dna szklanki.

– Tak. Asystowałem przy zdobyciu kluczowego punktu – odparł, wciąż naiwnie wierząc, że ojciec pochwali go za sportowe osiągnięcia. Za cokolwiek.

– Strata czasu – mruknął pod nosem. Odstawił szklankę z głośnym brzękiem. – Kłamiesz!

John zacisnął uchwyt na pasku torby na dźwięk podniesionego głosu.

– Przysięgam, możesz zapytać moich kolegów – odpowiedział pośpiesznie. „Boże, a jeśli dowiedział się o tym dachu... Nie, to niemożliwe. Myśl logicznie."

Pan Watson podniósł się gwałtownie. Krzesło zaszurało przeraźliwie o podłogę.

– Dzwonił Bill. Impreza już dawno się skończyła – warknął. Chłopiec dał krok do tyłu, widząc że ojciec jest w kiepskim nastroju.

– Tak, ja... ja byłem z kolegą. Byliśmy u niego. Uczyliśmy się chemii – odparł, dla uwiarygodnienia swoich słów, wyciągając z torby jedną z książek pożyczonych od Holmesa. Mężczyzna wyrwał mu podręcznik z rąk i nawet na niego nie spoglądając, cisnął książką przez kuchnię. Upadła na kafelki z głośnym plaskiem.

– Masz mi mówić gdzie chodzisz! – wrzasnął.

– Oczywiście, ojcze. Przepraszam. – John spuścił wzrok.

– Gdzie jest twoja siostra? – burknął.

– Nie wiem – odezwał się cicho. Po czym schylił się po książkę leżącą pod ścianą, cały czas zerkając na ojca.

– Szlaja się znowu – burknął pod nosem, jakby do siebie. – Nic z niej nie będzie. – Odwrócił się do Johna, który wkładał właśnie podręcznik z powrotem do torby. – Tylko ty mi zostałeś – dodał głośniej, łapiąc syna za ramię. Blondyn spiął się automatycznie, niepewnie przyglądając się reakcji mężczyzny. – Musisz bronić honoru rodziny, John – dodał lekko bełkotliwym głosem i ścisnął mocniej ramię chłopaka. – Rozumiesz mnie? – zapytał ostrym tonem.

– Tak, ojcze – odpowiedział szybko. – Mogę już iść, proszę?

Mężczyzna puścił go i mruknął coś jeszcze, ale John nie usłyszał dokładnie co. Biorąc to za pozwolenie, pośpiesznie wyszedł z kuchni i pobiegł do swojego pokoju. Zamknął drzwi i rzucił torbę obok wąskiego łóżka. Przysiadł na brzegu i zaczął rozcierać obolałe miejsce na ramieniu.

„Dobrze, że nie przyszedłem tu z Sherlockiem" – przemknęło mu przez głowę. Odchylił się do tyłu, spoglądając na przesuwające się na suficie cienie. Narastający wiatr smagał konary rosnącego naprzeciwko drzewa. Wyciągnął książki z torby i oparł się o poduszkę, gładząc palcami po okładce podręcznika, którym rzucił ojciec.

„Chciałbym, żeby było jak dawniej" – westchnął w myślach, wpatrzony w stronę tytułową, która lekko się zagięła.

***

Cała niedziela upłynęła Sherlockowi na unikaniu brata i rodziców, co nie było jakoś wybitnie trudne, gdy z samego rana wymknął się do swojego „domku na drzewie", jak określił mieszkanie na Baker Street John.

Poniedziałkowy poranek niósł ze sobą widmo spotkania, z którymś z członków rodziny, więc żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo wpadnięcia na spragnioną wieści matkę albo co gorsza upartego brata, Holmes wypruł ze swojego pokoju prosto do wyjścia.

Niestety, plan nie wypalił.

– Dokąd to? – Dobiegł go z kuchni głos matki.

– Do szkoły.

– Bez śniadania? Nie ma mowy.

– Nie jestem głodny, mamo – jęknął, widząc stanowczy wzrok kobiety.

– Pani Hudson mówiła, że bardzo mało jesz. To niezdrowe dla kogoś w twoim wieku. Wciąż rośniesz – stwierdziła, odsuwając krzesło w geście zaproszenia do stołu.

– Tak, wiem – mruknął.

– Siadaj i coś zjedz – dodała, spoglądając na Sherlocka szaro-niebieskimi oczami.

Holmes westchnął głęboko i sięgnął ostentacyjnie po tost z dżemem pomarańczowym.

– Dzień dobry. – Usłyszał za plecami głos brata. „Niech to..." – pomyślał.

Po chwili pojawił się też ojciec z gazetą pod pachą. W milczeniu nalał sobie kawy i usiadł obok Sherlocka.

– Jak tam minął weekend? – zagadnęła matka.

– Dobrze – mruknął chłopak, upiwszy łyk herbaty.

– Pani Hudson mówiła, że był u nas jakiś chłopiec. Znalazłeś sobie kolegę?

Sherlock posłał jej umęczone spojrzenie znad kanapki.

– Bardzo się z tatą cieszymy, że w tej szkole idzie ci lepiej i zdobywasz nowych znajomych – dodała z uśmiechem.

Brunet nie skomentował liczby mnogiej w zdaniu matki, wgryzając się w pieczywo.

– Jak się nazywa twój nowy kolega?

„Jakbym miał jakiś starych" – westchnął w myślach.

– John Watson. Dwa lata starszy. Kapitan szkolnej drużyny rugby. Niezbyt zamożny. Matka umarła w wypadku samochodowym pół roku temu. Mieszka z siostrą i ojcem przy...

– Mycrofcie – odezwała się matka karcącym tonem.

– Udzielam tylko odpowiedzi, bo nasz Sherlock najwyraźniej połknął język – odparł, rzucając mu wyzywające spojrzenie.

Brunet zmarszczył groźnie brwi i gwałtownie podniósł się od stołu. Złapał za torbę, którą położył przy krześle, piorunując przy tym Mycrofta lodowatym wzorkiem.

Starszy z Holmesów posłał mu spojrzenie w stylu: A nie mówiłem, że dowiem się wszystkiego, czy ci się to podoba czy nie.

– Zajmij się swoim tłustym tyłkiem – burknął w odpowiedzi chłopak, odwracając się na pięcie.

– Sherlocku! Dokończ śniadanie. – Wzrok pani Holmes wystarczył, żeby obaj zamilkli.

Brunet usiadł z powrotem przy stole i z wściekłością w oczach, ugryzł tost. Po chwili ciszy jaka zapadła w kuchni, matka postanowiła kontynuować.

– Chcielibyśmy go poznać.

Sherlock wepchnął do buzi ostatni kęs kanapki i poderwał się od stołu.

– Idę – wybełkotał, przeżuwając jeszcze kawałek pieczywa.

– Weź zjedz jeszcze coś później i zaproś Johna na obiad – zawołała za nim matka. W odpowiedzi usłyszała odgłos zamykanych drzwi.

~~~~~~

Trochę krócej niż ostatnio, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba. ^^

Jeśli macie jakieś uwagi, sugestie, opinie chętnie je poznam. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro