Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Pszczółka"

Przetarł twarz puchowym ręcznikiem, spoglądając w półokrągłe lustro, zawieszone nad umywalką.

„Jestem całkowicie normalny" – powtórzył w myślach, przyglądając się swojemu odbiciu. „Harriet w tej kwestii się myli. Nie jestem uzależniony od opinii innych. Robię to, co chcę i jak chcę." – Odwiesił ręcznik, wzdychając pod nosem. – Udowodnię jej to – powiedział pod nosem, po czym naciągnął na głowę swój szary T–shirt. „Super. Zaczynam gadać do siebie. Chyba mi odbija" – pomyślał, przeczesując palcami włosy. Założył przydługie, jasnoszare spodnie od piżamy, które pożyczył od Holmesa i ruszył z powrotem do pokoju.

Przekroczył próg sypialni, starając się nie myśleć o ostatnich wydarzeniach. Holmes podniósł wzrok znad książki, spoglądając na zamyślonego blondyna. Chwila nieuwagi, intensywne spojrzenie szaroniebieskich oczu i ciągnący się po ziemi materiał spodni spowodowały, że John potknął się już po kilku krokach, przydeptując sobie jedną z nogawek. Na szczęście szybko odzyskał równowagę, ratując się przed upadkiem dzięki szybkiemu refleksowi. Podwinął nogawki spodni na odpowiednią długość, udając, że nie widzi wpatrzonego w niego z zaciekawieniem bruneta i wyprostował się dumnie.

– No i jak wyglądam? – zapytał, rzucając towarzyszowi zadziorne spojrzenie, gdy spostrzegł, że wykrzywia on usta w coś na kształt rozbawionego uśmieszku.

– Jak członek mojej siatki bezdomnych – odrzekł Holmes, objeżdżając go od stóp do głów prowokującym spojrzeniem.

– Siatki bezdomnych? – Watson od razu przypomniał sobie o lordzie Huxleyu.

Korepetytor wzruszył ramionami, wracając do przerwanej lektury.

– No bardzo dziękuję, dupku – dopowiedział Watson, marszcząc zadziornie brwi. – Zdaje mi się, czy widziałem w twojej szafie bardzo ładną piżamkę, w takie małe, żółto-czarne... – urwał, uśmiechnąwszy się szelmowsko i nie czekając na reakcję młodszego chłopaka, pędem ruszył do szafy.

Brunet poderwał się z łóżka i dopadł do Johna, który zdążył jednak odszukać wspomniane wcześniej ubranie. Z triumfem wyciągnął z półki czarne spodnie z nadrukiem w kształcie małych pszczółek.

– Odłóż to. – Sherlock starał się wyrwać mu z rąk piżamę, ale John nie zamierzał tak szybko odpuścić.

– Z chęcią bym cię w niej zobaczył. Te małe pszczółki są takie urocze – dodał zaczepnie, wypowiadając ostatnie zdanie przesłodzonym tonem.

– Już tego nie noszę – warknął Holmes, wciąż próbując odebrać mu swoją własność. Kapitan bardzo dobrze się bawił, wcale nie mając w planach puścić zdobyczy. Niczym małe dzieci, zaczęli ganiać się po pokoju.

– Jak bezdomny powiadasz, pszczółko? – rzucił John, wskakując na łóżko.

– Oddawaj i nie mów do mnie „pszczółko"! – Holmes w dwóch susach przemierzył dzielącą ich odległość, łapiąc Johna za nogawkę jasnoszarych spodni. Starszy chłopak zachwiał się i wylądował na poduszkach, o mały włos nie uderzając głową o wezgłowie. Oburzona mina przyjaciela sprawiła, że roześmiał się, przyciskając swoją zdobycz do piersi.

– Czemu, pszczółko? – zachichotał, przekomarzając się z Holmesem, który z determinacją wypisaną na twarzy, ciągnął za czarny materiał w małe pszczółki.

– John!

– Trzeba było nie zaczynać – odparł z wyraźną satysfakcją w głosie.

Holmes pociągnął z całej siły, w tym samym momencie, w którym blondyn rozluźnił chwyt, puszczając w końcu jego spodnie. Sherlock, nie będąc przygotowanym na taki zwrot akcji, poleciał do tyłu, z łoskotem lądując na ziemi. Watson błyskawicznie wygrzebał się z poplątanej kołdry, przesuwając się na skraj materaca.

– Nic ci nie jest? – zapytał, odrobinę zaniepokojony ciszą, jaka nastała w pokoju, po czym spojrzał w dół.

Holmes leżał na plecach, z nogami w górze i wyglądał, jakby się trząsł.

– Sherlocku? – Kapitan błyskawicznie zsunął się z łóżka i ukląkł przy brunecie, próbując dostrzec jakiekolwiek urazy. Holmes oparł stopy na krawędzi materaca i uchylił powieki, by dokładnie zlokalizować Watsona. Blondyn wyglądał na przejętego, przyglądając mu się uważnie. Jak tylko John pochylił się nad nim, chwycił jedną z poduszek, które pospadały z łóżka podczas ich gonitwy i się zamachnął. Było za późno by się uchylić. John zdążył zauważyć tylko perfidny uśmiech swojego korepetytora, nim puchowa poduszka trafiła wprost w jego głowę. Sherlock roześmiał się, spoglądając na potarganą blond grzywkę i lekko zaróżowione policzki swojego gościa.

– Ty podstępny draniu! – Blondyn nie zamierzał mu tego darować. Chwycił za drugą poduszkę bezpardonowo wymierzając cios w bruneta, który starał się zasłonić twarz, wciąż się uśmiechając. – Chcesz wojny, to będziesz ją miał.

Kapitan przystąpił do ataku, raz za razem okładając Holmesa poduszką. Ten nie był mu dłużny i kilka chwil później w powietrzu latało pierze.

John z pragnieniem zwycięstwa wypisanym w błyszczących oczach, przyszpilił Sherlocka do materaca leżącego na podłodze.

– Poddaj się – rzucił między oddechami, przyciskając ręce młodszego chłopaka do pościeli, aby ten nie mógł sięgnąć po puchową broń.

– Nigdy – wymamrotał, próbując zrzucić z siebie Johna. Starszy chłopak zaprawiony w tego typu bojach, nie dał się powtórnie podejść, stabilnie górując nad przyjacielem.

– Uparty dureń – mruknął, stanowczo przytrzymując wiercącego się pod nim bruneta.

– Puszczaj!

– Wystarczy, że powiesz „Wygrałeś, John" – dodał z półuśmiechem, spoglądając na zaciśnięte w wąską linię usta Holmesa. Jego blada zazwyczaj skóra zaróżowiła się lekko na policzkach pod wpływem wysiłku. Loki roztrzepane na wszystkie strony kontrastowały z białym prześcieradłem. Harde spojrzenie świdrowało go nieustępliwie, jakby w przekonaniu, że dzięki temu zmieni zdanie i go puści.

– Nie ma mowy – odrzekł butnie brunet, marszcząc brwi.

John pochylił się nad nim, starając się utrzymać równowagę i nie dać się wywrócić. Sherlock przestał się w końcu wyrywać, kiedy zauważył, że kapitan niepokojąco zamilkł, nie przestając wpatrywać się w niego intensywnie. Spojrzenie niebieskich oczu przejechało powoli po jego pomiętej koszulce i zatrzymało się na wargach. Kilka sekund patrzyli na siebie w ciszy, przerywanej tylko przez ich lekko przyśpieszone oddechy.

Blondyn nie mógł oderwać wzroku od kształtnych ust korepetytora. Zacisnął swoje własne, przełykając ślinę. Czuł jakby suchość w gardle i dziwaczne mrowienie w żołądku. Czym dłużej wpatrywał się w dobrze zarysowany łuk kupidyna, tym trudniej było mu zignorować myśli o niedawnym pocałunku. Miał też nieodparte wrażenie, że w pokoju nagle zrobiło się strasznie duszno.

Holmes zastygł w bezruchu, obserwując uważnie znajdującego się kilkanaście centymetrów nad nim kapitana. Skupione na jego obliczu spojrzenie zdradzało objawy emocjonalnego zagubienia, co kłóciło się z fizyczną reakcją organizmu kapitana. Źrenice Watsona wyglądały jak dwa duże, czarne guziki. „Ale to nie musi oznaczać seksualnego zainteresowania" – pośpiesznie sprostował swoje obserwacje Sherlock. Nie potrafił go rozgryźć. Watson był zlepkiem sprzeczności, które wymykały się logicznemu umysłowi Holmesa.

– John? – odezwał się niepewnie. Starszy chłopak zamrugał szybko, jak gdyby wybudził się z transu i ze speszonym wyrazem twarzy, oderwał się od bruneta. Usiadł na materacu, obok leżącego wciąż Sherlocka. Korepetytor nie za bardzo wiedząc, co ma zrobić, wpatrywał się przez kilka sekund w plecy kapitana. Podniósł się odrobinę, opierając się na łokciach z oczekiwaniem, że jego gość w końcu się odezwie.

Blondyn potarł ręką kark, zerkając ukradkiem na przyjaciela. Nie dało się ukryć, że jest odrobinę zmieszany sytuacją, lecz niezręczna atmosfera nie trwała długo.

Jakby przetrawiwszy coś w myślach, Watson wyciągnął ręką w stronę potarganej fryzury bruneta i zanurzył palce w miękkich lokach. Uśmiechnął się pod nosem, wyciągnąwszy z ciemnych włosów małe, białe piórko.

– To który rozdział mówiłeś, że powinniśmy dokończyć? – odchrząknął, w nadziei, że przyjaciel nie poruszy tematu niezręcznej sytuacji sprzed chwili.

– Ósmy – odpowiedział Sherlock, uznawszy, że lepiej nie kwestionować propozycji.

~~~~~~

Tak jak obiecałam jeszcze odrobinka słodkości. Pewnie niektórzy (no dobra większość) liczyli na coś więcej, ale cierpliwości. Nie jestem jak Mofftiss, w końcu się doczekamy. x3

Autoreklama - Jeśli ktoś lubi wampiry i te klimaty, to zapraszam do przeczytania nowego sherlokowego ff "Ostatni wampir".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro