Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przywiązanie

Zegar tykał cicho, odmierzając kolejne bezsenne godziny. Holmes przekręcił się na plecy, wpatrując się w sufit. Nie potrafił zasnąć, wciąż mając w głowie wizytę Johna. Podniósł się z łóżka i zszedł na dół, do kuchni. Już w salonie dostrzegł słabe światło, rozpraszające ciemność panującą w pomieszczeniu. Bez problemu określił, że było to oświetlenie jakie dawała lampka lodówki. Podszedł bezszelestnie do otwartych drzwiczek lodówki, za którymi stał jeden z domowników.

– Masz słabą wolę, Myc – odezwał się, wywołując tym samym gwałtowną reakcję brata, który z impetem zamknął drzwiczki lodówki. Kilku sekundowe zaskoczenie na twarzy, błyskawicznie ustąpiło miejsca oburzonemu wyrazowi.

Sherlock wymownie spojrzał na trzymany przez brata talerzyk z kawałkiem ciasta.

– Szkoda, żeby się zmarnowało – odrzekł Mycroft z poważną miną.

Młodszy Holmes przekręcił tylko oczami i nalał sobie szklankę soku. Mycroft usiadł przy stole i z lekkim zawahaniem wbił widelczyk w czekoladowy wypiek pani Hudson.

– Z takim podejściem nigdy nie schudniesz – odparł brunet, kierując się w stronę salonu.

– Zdaje się, że mamy większy problem niż moja waga.

– Nadwaga – poprawił go Sherlock, popijając sok.

Mycroft skrzywił się odrobinę, ale kontynuował, nie zbaczając z obranego tematu.

– Nie powinieneś się angażować, braciszku. Wiesz dobrze czym to się może skończyć.

– Wcale się nie angażuję – fuknął. – Zresztą, nie widzę powodu, dla którego miałbyś tak uważać.

– Och, Sherlocku. Chyba nie sądzisz, że jestem ślepy?

– Mistrzem relacji międzyludzkich też nie jesteś – burknął, odstawiając pustą szklankę na blat.

– Ale potrafię zrozumieć sferę ludzkich zachowań i widzę, że John Watson to problem.

– Odwal się od niego i od mojego życia. Nie mam już pięciu lat – rzucił, odwracając się na pięcie i szybkim krokiem idąc do swojego pokoju.

– Przywiązanie nie jest zaletą – odezwał się Mycroft za nim młodszy z Holmesów zniknął za rogiem.

***

John otworzył drzwi, o mały włos nie przewracając się o stojącą w holu walizkę. Rumor dochodzący z salonu, zaniepokoił go, przywodząc na myśl najgorsze scenariusze.

– I bardzo dobrze, nie zamierzam tu zostać ani sekundy dłużej! – wykrzyczała Harriet, ściskając w ręku kurtkę.

– Wynoś się za nim stracę cierpliwość – warknął ojciec, ekspresyjnie wymachując rękami.

John stanął w progu, próbując odnaleźć się w sytuacji. Domownicy dostrzegli go, ale to nie powstrzymało ich od wymiany zdań.

– Mam cię dość! – Dziewczyna ze złością zarzuciła na siebie kurtkę.

– Hańbisz rodzinę! – rzucił pan Watson.

Bez zbędnych wyjaśnień, Harriet minęła Johna, który w zaskoczeniu, przyglądał się całej sytuacji i złapała za walizkę.

– Trzymaj się, Johnny – rzuciła tylko, posyłając bratu smutne spojrzenie.

– Harry, o co chodzi? – zdążył zapytać, zanim siostra zamknęła za sobą drzwi.

– Ojciec – odparła na do widzenia.

John wpatrywał się w zamknięte drzwi, nie mogąc pojąć o co poszło tym razem.

– John, gdzie byłeś? – Głos ojca wyrwał go z zamyślenia.

– U kolegi – odparł, odwracając się do niego. Pan Watson najwyraźniej zaakceptował odpowiedź, wracając do wydarzenia sprzed chwili.

– Twoja siostra już więcej nie przekroczy progu tego domu – mruknął, kierując się do kuchni.

– Dlaczego? Co się stało? – zapytał z lekkim zawahaniem w głosie, podążając za ojcem.

– Tolerowałem jej zachowanie, ale skończyło się. Pod tym dachem nie będzie rozwijała się żadna sodomia.

Pytający wzrok syna zmusił go do sprecyzowania swojej wypowiedzi.

– Wiedziałeś, że jest – przerwał szukając odpowiedniego słowa – spaczona?

Blondyn zmarszczył w niezrozumieniu brwi.

– Chodzi ci o to, że jest lesbijką?

Nerwowo drgająca szczęka, zdradzała, że pan Watson nie może pogodzić się z tym odkryciem.

– Zawsze były z nią problemy, ale tym razem przegięła. Nie pozwolę na takie zboczenia w moim domu – dodał, sięgając do szafki po butelkę wódki.

John stał przez moment w milczeniu, przyglądając się jak ojciec nalewa sobie do szklanki alkohol, ignorując jego obecność. Zacisnął usta w wąską linię, wiedząc, że nie ma sensu się odzywać. Wycofał się z pomieszczenia i udał się do swojego pokoju, przeklinając w myślach dzień wypadku.

~~~~~~~

Krótko i nudno, ale ostatnio nie mam czasu na pisanie. (Spokojnie, nie zapomniałam o złym Henrym i randce z Sarą). 

Co do zamieszania z rozdziałem, który się nie wyświetlał - jak już pisałam - była to pomyłka w publikacji, więc nie martwicie się, że coś szwankuje. Po prostu nic nowego nie było. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro