Mecz
Wpatrywał się w bluzę leżącą na łóżku. Przejechał palcem po żółtych literach, wyszytych na czerwonym materiale. Wciąż wahał się, czy pójść na mecz. Sprzeczne myśli kłębiły się mu w głowie, utrudniając podjęcie decyzji.
Ciche pukanie do drzwi wyrwało go z rozmyślań.
– Wejdź, Molly – zawołał, bez problemu rozpoznając lekki chód dziewczyny.
– Hej. – Wkroczyła do pokoju, nieśmiało uśmiechając się do Holmesa. – Jak się czujesz?
– Dobrze – mruknął, nie odwracając wzroku od bluzy.
Dziewczyna podeszła bliżej, spoglądając na ubranie należące do kapitana szkolnej drużyny rugby.
– John ci ją dał? – zagadnęła, siadając na skraju łóżka.
– Pożyczył – odrzekł, w końcu przenosząc spojrzenie na subtelną twarz Hooper.
– Idziesz na dzisiejszy mecz? – zapytała, wygładzając w nerwowym odruchu materiał spódniczki w czerwono-czarną kratkę.
– Nie wiem – westchnął ze znużeniem, odchylając się i opierając o poduszkę.
Molly przyglądała się mu przez chwilę, w kompletnej ciszy jaka zapadła w pomieszczeniu, po czym przesunęła się odrobinę, siadając głębiej na łóżku.
– John pewnie chciałby, żebyś przyszedł – odezwała się, przyciągając tym samym uwagę bruneta.
– Czemu tak sądzisz?
– To normalne, że ludzie chcą dzielić ważne dla nich chwile z osobami, które lubią – wyjaśniła, uśmiechając się lekko.
Holmes przybrał minę świadczącą o tym, że się nad czymś zastanawia.
– Nie lubię takich imprez – mruknął w końcu, zerkając na Hooper.
– Nie musisz iść, jeśli nie chcesz. Myślę, że John się nie obrazi – odpowiedziała, domyślając się nad czym zastanawiał się chłopak. Wiedziała, że Holmes czuje się źle w dużych skupiskach ludzi, a mecz rugby można było śmiało zaliczyć do takiej kategorii.
Chłopak spojrzał na bluzę, leżącą pomiędzy nim a Molly, wyraźne rozważając w głowie jakiś pomysł.
– A ty idziesz? – zapytał, skupiając na niej magnetyczne spojrzenie.
Szatynka spuściła wzrok na swoje dłonie, nerwowo zaciskające się na krawędzi spódniczki.
– Nie zdecydowałam jeszcze. W sumie, miałam pouczyć się do ma... – zaczęła, ale Holmes wtrącił niespodziewanie.
– Poszłabyś ze mną na ten mecz?
Dziewczyna zamilkła momentalnie, wpatrując się w niego z zaskoczeniem.
Brunet przymrużył odrobinę oczy i przesunął się płynnym ruchem w stronę Hooper, uprzednio kładąc bluzę Johna na swoich kolanach. Na jego ustach zagościł uwodzicielski uśmiech.
Czuła jak gorąco wypływa jej na policzki, a głos więźnie w gardle.
– T-tak – wydukała wreszcie, karcąc się w myślach za swoje żałosne zachowanie. Nie potrafiła jednak oprzeć się urokowi chłopaka, będąc w nim beznadziejnie zakochana.
– Świetnie – odparł, podnosząc się z łóżka i na powrót przyjmując stoicki wyraz twarzy.
***
Wrzawa, dochodząca z trybun, była słyszalna już przy wejściu na stadion. Mecz miał zacząć się za kilka minut, więc większość kibiców zajęła już swoje miejsca. Stanęli przy barierce, rozglądając się za wolnymi krzesełkami. Frekwencja dopisała, bo trybuny były wypchane po brzegi.
– Może wyżej są jeszcze wolne? – odezwała się Hooper, próbując dojrzeć w morzu rozentuzjazmowanego tłumu niezajęte jeszcze miejsca.
– Witam wszystkich zgromadzonych tak licznie na tym wyjątkowym, ćwierćfinałowym meczu! – Usłyszeli głos komentatora, wydobywający się z głośników. – To historyczne wydarzenie dla szkoły Paddingtona! Zawodnicy stoją przed szansą awansu do wielkich półfinałów, a tym samym zanotowania najlepszego wyniku w dziejach tej placówki. Przeciwnikami walecznych „Tygrysów" jest drużyna ze szkoły Królowej Elżbiety! Powitajmy gromkimi brawami zawodników, wbiegających właśnie na murawę!!!
Holmes oparł się o barierkę, obserwując jak drużyna gości z energetycznym zapałem przybija sobie piątki, w im tylko znanej kombinacji. Po chwili okrzyki z trybun wzmogły się, gdy pierwszy z zawodników „Tygrysów" pojawił się na boisku. Za nim przybiegli kolejni członkowie drużyny. Sherlock przyglądał się im uważnie, poszukując wśród nich Watsona. Prawie cała ekipa zebrała się przy ławce, słuchając z uwagą ostatnich rad trenera. Brunet poprawił torbę na ramieniu, wychylając się odrobinę za barierkę, aby dojrzeć lepiej wejście, przeznaczone dla zawodników. Koledzy Johna rozsiedli się na ławce, a pierwszy skład już wbiegł na murawę. Brunet z zaniepokojeniem zauważył, że nie ma wśród nich kapitana.
– Hej, Sherlocku! Znalazłam miejsca! – zawołała Molly, machając do niego ze schodów, kilka rzędów dalej.
Brunet machnął ręką na znak, żeby na niego nie czekała. Zanim zdążył powtórnie skupić wzrok na wejściu na murawę, z widowni rozniosły się rozemocjonowane okrzyki kibiców: „Watson! Watson!". Piski fanek zaświdrowały mu w uszach, gdy fanki dostrzegły kapitana drużyny, biegnącego w kierunku rozgrzewających się już kolegów.
John uśmiechnął się wesoło, spoglądając na wiwatujący tłum. Pomachał kibicom, przejeżdżając szybko wzrokiem po trybunach. Dopiero w połowie drogi, dostrzegł znajomą postać. Przystanął na moment, uśmiechając się szerzej, gdy napotkał skupione na nim spojrzenie szaro-niebieskich oczu.
– Watson! – zagrzmiał trener.
Kapitan odwrócił się, podbiegając do mężczyzny, który powiedział mu kilka słów, zapewne odnośnie co do strategii, po czym klepnął w ramię. – Pokażcie im! – zakrzyknął trener, aby reszta chłopaków go usłyszała.
Holmes uśmiechnął się minimalnie, przyglądając się wbiegającemu na środek boiska Johnowi. Rozbrzmiał gwizdek sędziego, rozpoczynający mecz. Brunet odszukał w tłumie kibiców Molly, która zauważywszy, że jej wypatruje, podniosła się z krzesełka i mu pomachała.
– Tutaj!
Pokonał kilkanaście stopni, a następnie przycisnął torbę do siebie, próbując przedostać się do miejsca, które zajęła mu Hooper. W końcu przepchnął się przez wąskie przejście między krzesełkami, odetchnąwszy w duchu, że miejsca, które znalazła szatynka, nie są w samym środku rzędu. Opadł na krzesełko, ku uciesze niezadowolonego kibica, któremu przysłonił na moment widok. Przyciągnął torbę do piersi, coraz bardziej żałując, że wybrał się jednak na mecz. Wrzawa naokoło nie cichła. Ktoś wymachiwał transparentem „Tygrysy rządzą!" tuż nad jego głową. W powietrzu unosił się zapach frytek, mieszający się z słodko-mdłą wonią perfum, siedzącej przed nim dziewczyny. Bezwątpienia fanki Watsona, jak wywnioskował po okrzykach jakie wydawała. Przełknął nerwowo ślinę, skupiając wzrok na murawie, a dokładniej na jednym zawodniku.
– W porządku? – zapytała Hooper, przybliżając się do Holmesa, aby mógł ją lepiej usłyszeć we wszechobecnym gwarze.
– Taa – odrzekł, kiwając głową. Molly uśmiechnęła się ciepło, aby dodać mu otuchy, gdyż dostrzegła jego spiętą postawę i wyraźne zdenerwowanie, malujące się na twarzy.
Sherlock przysunął się odrobinę w jej stronę, jak najdalej od rosłego chłopaka, siorbiącego przez słomkę napój gazowany, który w przerwach na popijanie, wtórował koledze w głośnym dopingowaniu drużyny.
***
Rozpoczęła się druga połowa. Tygrysy przejęły piłkę. Bill podał do Browna, który unikiem ominął obrońcę drużyny przeciwnej. Tom zbiegł z piłką do środka, dostrzegłszy niepilnowanego Watsona. Przerzucił piłkę, która wpadła idealnie w ręce Johna. Blondyn, ile sił w nogach, pobiegł w stronę pola punktowego przeciwników, sprawnie gubiąc próbujących go zatrzymać zawodników.
– Watson pędzi jak w natchnieniu po punkty! – krzyczał entuzjastycznie komentator. – Jeszcze dziesięć metrów! Pięć! Dwa!
Pomruk rozczarowania rozbrzmiał po trybunach, gdy jeden z zawodników gości zdążył dobiec do Watsona, blokując go i z impetem powalając na ziemię. John w ostatniej chwili zdążył jeszcze wyrzucić piłkę, która potoczyła się w kierunku prawego skrzydłowego.
Wszyscy wstali z miejsc w emocjach przypatrując się widowisku. Holmes również poderwał się z miejsca, choć w jego przypadku nie było to spowodowane przejęciem się upływającymi minutami i niekorzystnym wynikiem, wyświetlającym się na tablicy. Utkwił wzrok w leżącym na trawie blondynie. Molly zerknęła na niego kątem oka, zauważając cień zaniepokojenia, który przebiegł po zazwyczaj opanowanym obliczu bruneta.
– To musiał być mocny blok, ale nasz kapitan już podnosi się z murawy – ciągnął komentator.
Holmes rozluźnił palce, bezwiednie zaciskające się na materiale torby, którą trzymał.
– „Tygrysy" wciąż utrzymują się przy piłce! Murray przerzuca do O'Reilly'ego, a ten zwodem mija obrońcę iiiii...! Punkt!!!
Radosne okrzyki kibiców rozniosły się po stadionie.
Po kilku minutach wyczekiwania na upragniony gwizdek kończący mecz, trybuny ogarnęła euforia. Holmes jednak nie miał ochoty przebywać dłużej wśród tłumu. Chciał jak najszybciej znaleźć się z dala od obściskujących się kibiców, hałasów i ogólnej atmosfery, wywołanej historycznym zwycięstwem szkoły Paddingtona. Szybko przedostał się wraz z Molly głównym zejściem na sam dół, zatrzymując się na moment, aby zerknąć jeszcze raz na świętującego wraz ze swoją drużyną Johna.
– Niesamowity awans do półfinałów i olbrzymia szansa na odnotowanie najlepszego wyniku w dziejach naszej szkoły! – rozległo się z głośników. Członkowie koła reporterów nie mogli odpuścić okazji, żeby nie wtrącić kilku słów. Wysoki chłopak, dzierżący mikrofon podszedł do uradowanych zawodników, którzy zaczęli powoli kierować się do szatni.
– Gratulacje! – zaczął, dopadając do kapitana. – To wspaniały wyczyn. Szczególnie, że nie graliście pełnym pierwszym składem.
– Dzięki. To był trudny mecz, ale się udało – odrzekł z uśmiechem John.
– Brak Donovana nie pokrzyżował wam planów, choć gdyby zabrakło kapitana, to ten mecz mógł potoczyć się inaczej – dodał szkolny reporter.
– Drużyna na pewno dałaby radę – odrzekł, zerkając na Billa, który klepnął go przyjacielsko w plecy i podążył za resztą do szatni.
– Nie zatrzymuję cię dłużej, ale może chciałbyś coś powiedzieć do kibiców?
– Chciałem bardzo podziękować w imieniu drużyny za wspaniały doping. Jesteście najlepsi! – Z widowni rozbrzmiały skandowane hasła, wychwalające drużynę. – A tak od siebie, chciałem podziękować komuś, bez kogo nie mógłbym zagrać w dzisiejszym meczu – dodał, rozglądając się w poszukiwaniu Holmesa. Dojrzał go, stojącego przy wyjściu razem z Hooper. – Dziękuję – powiedział z uśmiechem, patrząc wprost na niego.
– Kim jest ta tajemnicza osoba? – zapytał reporter.
John uśmiechnął się tajemniczo, wycofując się taktycznie w stronę szatni.
– Muszę już iść – rzucił, machnąwszy do kibiców, po czym pobiegł za ostatnimi kolegami, schodzącymi z boiska.
– Czyżby nasz kapitan był już zajęty? To byłby z pewnością cios dla wszystkich fanek Watsona – skomentował młodzieniec. – Dalsze sprawozdania sportowe oraz najnowsze informacje z życia szkoły tylko w naszej gazetce!
~~~~~~
Dziękuję wszystkim za wytrwałość w oczekiwaniu na nowy rozdział! ;3
W kolejnej części wspomniana już wcześniej komplikacja sytuacji i niespodzianka (czy miła, się okaże) ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro