Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dieta


– Przepraszam za spóźnienie – odezwał się, podchodząc do stołu.

Matka zmierzyła go poważnym wzrokiem.

– Mogłeś nas uprzedzić – odparła, gdy Mycroft sadowił się na krześle naprzeciwko Johna.

– Wybacz, mamo. Przez tę delegację z Francji było sporo zamieszania.

John z ciekawością przysłuchiwał się rozmowie. Wreszcie badawcze spojrzenie starszego z braci spoczęło na jego osobie.

– John Watson, tajemniczy znajomy Sherlocka – zaczął nowo przybyły członek rodziny. – Miło mi cię w końcu poznać. – Ze stoickiego wyrazu twarzy nie dało się wyczytać, czy mówi prawdę.

– Wzajemnie. – Blondyn uśmiechnął się minimalnie do rozmówcy.

– Mycroft, starszy brat – przedstawił się.

– Sherlock wspominał o tobie – odpowiedział, zerkając na siedzącego obok bruneta z miną, jakby mieli między sobą jakiś sekret. Chłopak uniósł kącik ust w małym uśmiechu i zerknął na brata, który mierzył go podejrzliwym spojrzeniem.

– Och, doprawdy? O tobie niestety nie chce nic powiedzieć – stwierdził, nakładając sobie odrobinę sałatki na talerz. – Może zechciałbyś opowiedzieć jak się poznaliście? Rodzice będą zachwyceni – dodał, zwycięsko przymrużając oczy.

Pani Holmes z zainteresowaniem skupiła uwagę na gościu, to samo uczynił też pan Holmes. John przełknął ślinę, czując na sobie spojrzenia całej rodziny.

– Chciałbym pójść na studia medyczne, ale do tego muszę poprawić się z chemii. Kolega wspomniał, że Sherlock jest chemicznym geniuszem, więc postanowiłem zapytać go czy nie zechciałby mi pomóc...

– I mój brat się zgodził. Niesamowite – przerwał mu Mycroft.

– Co w tym dziwnego? – rzucił młodszy z Holmesów, piorunując go wzrokiem.

Pobłażliwe spojrzenie brata było złą oznaką.

– Z własnej woli uczysz przeciętnie inteligentnego kapitana szkolnej drużyny rugby, tracąc swój czas, i będąc świadomym, że nie stać go na finansowe zadośćuczynienie. Co wiąże się z tym, iż poświęcając uwagę na intelektualny rozwój Watsona, nie osiągniesz żadnych potencjalnych korzyści.

– Co ty możesz wiedzieć? Tobie tylko w głowie chłodne kalkulacje i ekonomia – syknął Sherlock, wbijając widelec w kawałek pieczonego jabłka.

– Sporządzanie bilansu zysków i strat, braciszku, to przydatna w życiu umiejętność. Jakie są zatem powody tego nagłego, empatycznego odruchu?

– Po prostu się zgodziłem. Tak trudno ci to pojąć?

– Chłopcy, zachowujcie się – skarciła ich matka.

Blondyn nie wiele myśląc odezwał się, na powrót skupiając na sobie spojrzenia całej trójki:

– Jeżeli o to chodzi, to jakoś się mu odwdzięczę. – Zwrócił wzrok na swojego korepetytora. – Obiecuję – dokończył z uśmiechem. Brunet zawiesił spojrzenie na błyszczących wesoło oczach kolegi. Nie umiał wytłumaczyć czemu, ale za każdym razem, gdy Watson tak na niego patrzył, czuł irracjonalną radość. Nawet wyniosła mina Mycrofta i jego wymowne chrząknięcie, nie mogły tego popsuć.

– Zapewne – odrzekł starszy z Holmesów. – Zdaję się, że już rozumiem, braciszku – dodał, unosząc napełniony widelce do ust, na których pojawił się uśmiech. Na tyle niewielki, że dla niewprawnego oka, mógłby pozostać niezauważony.

– Komu ciasta czekoladowego? Pani Hudson upiekła specjalnie na tę okazję. – Vivian Holmes, postawiła na stole paterę z okrągłym wypiekiem. Polewa błyszczała zachęcająco, a wspaniały zapach rozszedł się po salonie, wzmagając chęć skosztowania.

– Ja bardzo chętnie – stwierdził John, przyglądając się cukierniczemu dziełu.

Pani Holmes wzięła od niego talerzyk i nałożyła trójkątny kawałek.

– Daj talerzyk, Sherlocku – poleciła, wyciągając rękę w jego stronę.

– Pomogę – rzucił John, chwytając talerzyk z drugiej strony. Delikatnie musnął opuszkami palce bruneta, który przełknął nerwowo ślinę. Watson wręczył mu przydzieloną porcję z zadowoloną miną. Najwyraźniej dziwna atmosfera przy stole wcale mu nie przeszkadzała. Wbił widelczyk w puszyste ciasto, ignorując spojrzenie Mycrofta, bacznie śledzące jego ruchy.

– Ciasta? – zapytała Vivian, zwracając się do starszego z synów.

– Dziękuję, mamo, ale muszę odmówić.

– Kolejna nieudolna próba zrzucenia tłuszczyku? – zapytał uszczypliwie Sherlock.

Mycroft zmarszczył groźnie brwi.

– Uważaj, drogi bracie, nadmiar cukru szkodzi – fuknął.

– Ty to wiesz najlepiej – dogryzł mu z triumfalnym uśmieszkiem.

– Proszę, mamy gościa – rzuciła ze znużeniem pani Holmes. – Moglibyście chociaż dzisiaj się nie kłócić?

Bracia spojrzeli na nią jednocześnie.

– Przepraszam, mamo – odezwał się skruszonym tonem Mycroft. W tym samym czasie brunet mruknął:

– To on zaczął.

Matka skwitowała to tylko cichym westchnięciem.

Ojciec uśmiechnął się pod nosem, spoglądając na Watsona, pałaszującego ciasto, który zrewanżował się mu lekko nieporadnym uśmiechem, spowodowanym porcją czekoladowej pyszności zalegającej mu w ustach. Po uwadze pani Holmes, bracia zakończyli konwersację i wszyscy zajęli się jedzeniem na swoich talerzach.

Sherlock w milczeniu wlepił wzrok w czekoladową polewę, dziobiąc ją widelczykiem.

– Przepyszne – szepnął John zachęcająco, przysuwając się do niego odrobinę. W lewym kąciku jego ust widniał czekoladowy ślad, którego widok wywołał mimowolny uśmiech na twarzy bruneta. Uniósł rękę, żeby zetrzeć pozostałości czekolady, ale w porę zatrzymał się, obserwowany przez członków rodziny. John uniósł lekko brwi w pytającym wyrazie, ale nie skomentował zachowania korepetytora. Sherlock skarcił się w myślach za durny odruch, którego zawczasu nie powstrzymał. Natychmiast opuścił rękę, zawieszoną w połowie drogi do twarzy blondyna.

– Ubrudziłeś się – wymamrotał, robiąc wiwisekcję ciastu. Blondyn od razu przetarł usta wierzchem dłoni, napotkawszy czułe spojrzenie pani Holmes.

– Naprawdę nie wiesz jak się cieszymy, że wreszcie znalazłeś sobie przyjaciela. Victor był wspaniałym chłopcem, ale nie można cały czas żyć przeszłością – powiedziała z troską w głosie.

Sherlock na wspomnienie o przyjacielu z dzieciństwa zacisnął palce na widelczyku, po czym odłożył go gwałtownie i wstał od stołu.

– A ty dokąd? – zapytała matka.

– Chciałbym już pójść do siebie – oznajmił. – Idziesz, John?

Blondyn zerknął na rodziców Holmesa, którzy przytaknęli tylko, dając im znak, że mogą już iść. Nie czekając na komentarz Mycrofta, udali się do pokoju Sherlocka.

~~~~~~

Przepraszam, że niezbyt długi ten rozdział, ale tylko tyle byłam w stanie wykrzesać.

Mam nadzieję, że mimo to się Wam spodoba. ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro