Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ping Pong


Minęło około półgodziny i na horyzoncie pojawiła się postać Watsona. Chłopak dobiegł do stojących przed kawiarnią towarzyszy.

– Udało się – wyrzucił na wdechu, spoglądając na Holmesa. – Mam tylko małą prośbę – zaczął, kładąc mu rękę na plecach i delikatnie nakierowując w stronę budki telefonicznej, stojącej na rogu ulicy.

– Powiedziałeś ojcu, że będziesz się ze mną uczył i chcesz, żebym poprosił panią Hudson, aby nas kryła – stwierdził, zanim blondyn dokończył swoją myśl.

– Tak, właśnie tak. Jesteś genialny – odparł z rozpromienionym wyrazem twarzy. – Zrobisz to dla mnie? – zapytał, wpatrując się w szaro-niebieskie oczy przyjaciela.

Brunet zmarszczył brwi, milcząc przez chwilę w zastanowieniu. W końcu ruszył bez słowa do automatu. Kilka minut później wyszedł z budki z pokerowym wyrazem twarzy. John w napięciu czekał na wynik rozmowy.

– No i?

– Masz alibi – odrzekł, obserwując jak na ustach kapitana pojawia się wesoły uśmiech.

– Wiedziałem, że dasz radę.

– Oczywiście – fuknął z miną świadczącą o urażonym wątpliwościami w jego umiejętności ego.

– Chodźmy! – John machnął zachęcająco ręką i cała trójka podążyła w stronę przystanku.

***

Impreza u Franka powoli się rozkręcała. Cały czas schodzili się ludzie, przynosząc ze sobą dodatkowe ilości trunków i przekąsek. Wesoła atmosfera, podsycona euforią ze zwycięstwa, udzielała się wszystkim gościom. W niewielkim domu O'Reily'ego zaczynało robić się tłoczno.

– No, jesteś nareszcie! – zawołał gospodarz, gdy tylko dostrzegł Watsona, wyłaniającego się z przedpokoju. – Siema, Sherly! – dodał, uśmiechając się serdecznie.

Korepetytor nie umiał w pełni ukryć zaskoczenia, spowodowanego powitaniem rudowłosego. John dostrzegłszy jego wyraz twarzy, uśmiechnął się pod nosem, powstrzymując chichot.

– Poznajcie się. To Molly, koleżanka Sherlocka z klasy. – Kapitan wskazał na stojącą z tyłu dziewczynę, która niepewnie przesunęła się bliżej.

– Hej – odezwała się cichutko, poprawiając kosmyk kasztanowych włosów.

– Frank – przestawił się, przyglądając się jej przez dłuższą chwilę. – Zapraszam – dodał z szerokim uśmiechem.

***

Pierwsze półgodziny minęło im na rozmowie o najróżniejszych rzeczach. Gdy temat zboczył w stronę sportu, Holmes całkowicie niezainteresowany wymianą poglądów, pogrążył się w swoim pałacu pamięci.

– Żyjesz? – John szturchnął go w bok, przybliżając się w konspiracyjnej postawie.

Brunet łypnął na niego jednym okiem, rozprostowując na dywanie długie nogi. Watson objechał szybkim spojrzeniem wyciągniętą na kanapie sylwetkę Holmesa.

– Muszę do łazienki. Zaraz wrócę. – Odstawił kubek z na wpół wypitym piwem na blat stołu. –Tylko mi nie znikaj – dorzucił uśmiechając się zadziornie.

Korepetytor nie przejąwszy się zbytnio, osunął się jeszcze bardziej na kanapie, przyjmując pozę znudzonego nastolatka.

Kapitan wstał z siedziska, ale nim udał się do toalety, podszedł do O'Reily'ego.

– Frank. – Nachylił się do siedzącego obok kumpla i szepnął mu do ucha. – Pilnuj go, proszę. – Wskazał wzrokiem pogrążonego w swoich myślach Sherlocka.

– Spoko. Ma go na oku – odparł wesoło, odrywając spojrzenie od Molly, popijającej powoli swój napój.

***

Powrót z łazienki przeciągnął się odrobinę, kiedy dopadły go wierne fanki, a wśród nich obsesyjnie zabujana w Johnie Heather.

– Powiedz, że to nieprawda! – Pojawiła się znienacka tuż przed nim, gdy tylko wszedł do salonu.

– Cześć, Heather – odezwał się, klnąc w myślach, że się na nią natknął. – Ale niby co? – dodał, nie mając pojęcia o czym mówi dziewczyna.

– No, to że jesteś zajęty! Że masz dziewczynę! – rzuciła szybko w wielkim przejęciu.

– Aaa, to. Nie, nie mam – wyjaśnił spokojnie, powoli wycofując się w głąb pokoju, aby umknąć denerwującej fance.

– Och, wiedziałam, że ci durni reporterzy wszystko zmyślili. – Odetchnęła z ulgą, a następnie z rozpromienionym uśmiechem, przybliżyła się do niego.

– Zatańczymy? – zapytała, nim John zdążył wydusić z siebie jakiekolwiek słowo.

– O nie, nie. Jestem w tym okropny – mruknął, kręcąc głową.

– No chodź – nalegała i zanim się spostrzegł, ciągnęła go już na środek salonu, gdzie znajdował się zaimprowizowany parkiet taneczny.

John z grzeczności nie wyrwał się z różowych szponów Heather, bujając się w rytm piosenki, lecącej z głośników. Głowę zaprzątały mu jednak zupełnie inne myśli, niż te o gibającej się w jego objęciach dziewczynie. W głowie zaświtała mu czerwona lampka. Zaczął powielać niebezpieczny schemat z poprzedniej imprezy. „Tym razem, muszę go pilnować" – stwierdził, w tym samym momencie, dostrzegając w tańczącym zbiorowisku Billa. Delikatnie machnął ręką, tak żeby przyklejona do niego brązowowłosa tego nie poczuła.

„Bill, ratuj" – Bezgłośnie poruszył ustami, patrząc błagalnym wzrokiem na przyjaciela, który na szczęście zrozumiał przekaz.

– John! Tutaj jesteś! – zawołał, starając się przebić przez melodię, rozchodzącą się po całym domu. – Chłopaki cię szukają – dorzucił, zbliżywszy się na odpowiednią odległość, by być wyraźnie słyszalnym. – Pani wybaczy – wyszczerzył się, nie mogąc ukryć rozbawienia umęczoną miną Watsona – ale muszę porwać go na moment.

– Sorki, Heather. Może później potańczymy – wypalił John, oswobadzając się z uścisku dziewczyny i nie czekając na odpowiedź, zniknął wraz z Murray'em w tłumie bawiących się nastolatków.

– Dzięki. – Odetchnął, posyłając kumplowi porozumiewawcze spojrzenie.

– Ona chyba nigdy nie odpuści, co nie?

– Nie dobijaj mnie – prychnął, wzdrygając się na samą myśl o uganiającej się za nim dożywotnio wariatce.

Gdy dotarli do kanapy, John rozejrzał się naprędce wkoło, a z każdą sekundą czuł jak podnosi się mu ciśnienie.

– Frank! – odezwał się zdenerwowanym tonem. – Gdzie jest Sherlock?!

– Sherlock? Przecież jest... – Zaskoczony O'Reily zerknął na miejsce, gdzie przed momentem siedział brunet.

– No, gdzie? – Watson zmarszczył groźnie brwi, piorunując kolegę wzrokiem.

– Był tutaj przed sekundą. Przysięgam. Rozmawialiśmy sobie z Molly, a on tu siedział. Prawda, Molly? – Zakłopotany, odwrócił się do Hooper, która zrobiła się na twarzy niebezpiecznie czerwona.

– Ja... On... Chyba poszedł tam – wymamrotała, spuszczając wzrok na podłogę.

John nie zwlekał ani chwili i ruszył we wskazanym przez Hooper kierunku. Już w połowie drogi do pomieszczenia, które wskazała szatynka, usłyszał rozemocjonowane głosy.

– Dajesz, Sherl!

– Jeszcze cztery!

Blondyn wkroczył do kuchni i momentalnie się zatrzymał. Na stole ustawione były plastikowe kubeczki, a wokół niego zgromadziła się grupka chłopaków. Wśród nich blondyn zauważył Holmesa, który skupionym wzrokiem mierzył ustawione w trójkąt czerwone kubki. Obrócił w palcach piłeczkę do ping ponga, szykując się do rzutu.

– Sherlock! – zawołał kapitan, czując wewnętrzną ulgę, że tym razem brunet jest w nienaruszonym stanie. W tym samym momencie, korepetytor zamachnął się, rzucając piłeczką w kierunku kubków. Głos Johna podziałał jednak rozpraszająco i żółta kulka odbiła się od stołu, mijając cel jakim było wnętrze kubeczka, wypełnione procentowym trunkiem.

– Niech to – mruknął jeden z chłopaków, należący do grupy niepocieszonej rezultatem. Druga grupa wyglądał za to na bardzo zadowoloną, głośno to okazując.

– Trzymaj – odezwał się ciemnowłosy młodzieniec, wręczając Holmesowi jeden z kubeczków. – Do dna!

Brunet wychylił zawartość plastikowego naczynia, krzywiąc się odrobinę, co najwyraźniej wywołało rozbawienie pozostałych uczestników zabawy.

– Co ty robisz? – odezwał się John, z konsternacją przyglądając się przyjacielowi. Lekko zaróżowiona, porcelanowa skóra na policzkach i błyszczące w świetle jarzeniówki szaro-niebieskie oczy młodszego chłopaka jednoznacznie wskazywały, że nie był to jego pierwszy kubek.

– Gram – mruknął, mrużąc oczy w butnym wyrazie.

– Grasz? – Wskazał ręką na stół z kubkami. – W to?

– Taa, i wygrywałem dopóki mi nie przeszkodziłeś – fuknął, odwracając się do blondyna bokiem.

– Twoja kolej, Sherl – zawołał członek drużyny, do której należał Holmes.

– O nie – mruknął pod nosem Watson, widząc, że brunet zamierza wrócić do gry. – Już się nagrałeś – stwierdził, zagradzając mu drogę.

– Ej, no weź! Dzięki niemu wygramy – odezwał się jeden z chłopaków.

– Musicie sobie radzić bez niego – odparł stanowczo kapitan. Z poważnej postawy i wyrazu twarzy łatwo można było wywnioskować konsekwencje nie zaakceptowania informacji, więc bez dalszego marudzenia, grupka darowała sobie kolejne protesty.

– Wystarczy na dziś – dodał John, spoglądając w szkliste oczy przyjaciela.

– Chcę grać. Nie jestem małym dzieckiem, John – prychnął oburzonym tonem, marszcząc gniewnie brwi.

– Na pewno nie w to – westchnął, zerkając na kontynuujących zabawę uczniów.

– W takim razie, słucham propozycji – rzucił z wyzwaniem w głosie. – Zabaw mnie, John – mruknął ciszej, a na jego ustach zagościł figlarny uśmieszek.

Watson przełknął ślinę, czując nagle dziwną suchość w gardle. Niemal czuł bijące od Sherlocka ciepło, zapach alkoholu, mieszający się z wonią perfum Holmesa. Nawet nie spostrzegł, kiedy brunet znalazł się tak blisko.

– Znam znacznie lepszą dla ciebie grę – odrzekł, uśmiechając się półgębkiem.

~~~~~~

Tak jak podejrzewałam, nie udało mi się zamknąć wątku imprezy w jednym rozdziale. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. ;3 Najlepsze jeszcze przed nami.

Cóż takiego wymyśli John?  - Dowiecie się w już kolejnej części. ;)

Dziękuję bardzo za Wasze komentarze i głosy (no i że jeszcze chce się Wam to czytać). ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro