Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Komplementy

John zerkał co chwilę na towarzysza, kiedy szli na przystanek.

- O co chodzi? – odezwał się w końcu Holmes, nie mogąc wytrzymać już rzucanych ukradkiem spojrzeń.

- A nic. Tak tylko, podziwiam – zachichotał John, odwracając wzrok.

Sherlock zmarszczył brwi i z malującym się na twarzy niezrozumieniem, dodał:

- Że co, proszę?

Watson spojrzał na niego z zadziornym uśmiechem. Brunet wyglądał na jeszcze bardziej skonfundowanego, a jego mina sprawiła, że John parsknął śmiechem.

- Nie sądziłem, że zobaczę cię w skórzanej kurtce. Wyglądasz...

Brunet zacisnął usta w wąską linię i spiął się, jakby szykując się do odparcia ataku.

- Śmiesznie? – wtrącił, zanim John zdążył skończyć zdanie.

Blondyn uniósł lekko brwi w wyrazie zdziwienia, po czym pokręcił szybko głową, potęgując efekt wypowiedzi.

- Nie, nie. Oczywiście, że nie. Dlaczego miałbyś wyglądać śmiesznie?

- Śmiałeś się ze mnie – stwierdził chłodno.

- Nie z ciebie, tylko z sytuacji. Po prostu nie spodziewałem się, że schludny pan Holmes ma w swojej szafie takie rockowe wdzianko.

- Dostałem ją na zeszłe urodziny. Rzadko ją zakładam. Pomyślałem, że na imprezę może być – odparł lekko ściszonym głosem.

- No pewnie, że może. Będziesz śmiało wyrywał laski – rzucił z uśmiechem.

- Dlaczego bym miał?

Zatrzymali się na przystanku. Autobus miał być za parę minut.

- Jak to? Wyglądasz dobrze – przejechał wzrokiem po sylwetce Holmesa i zatrzymał się na szaro-niebieskich oczach, które uważnie się mu przyglądały – bardzo dobrze, więc to oczywiste, że będziesz miał powodzenie. Szkoda nie skorzystać.

- Uważasz, że wyglądam bardzo dobrze?

- Ummm, no tak. – John potarł nerwowo kark, czując na sobie intensywne spojrzenie bruneta.

- Nigdy nie... to znaczy... Dziękuję – odpowiedział, uciekając wzrokiem na rozkład jazdy, wiszący tuż obok.

- Spoko. Nie ma za co – rzucił blondyn, spoglądając na drogę i udając, że usilnie próbuje wypatrzeć autobus.

Po chwili milczenia, na przystanek zajechał upragniony środek komunikacji i obaj wsiedli do środka, zajmując miejsca. Kierowca ruszył niespiesznie, a Holmes zatopił wzrok w widoku za oknem. Po kilku minutach, John nie wytrzymał i przerwał panującą między nimi ciszę.

- Nie masz się co przejmować. Będzie fajnie.

- Wcale się nie przejmuję – burknął brunet, nie odrywając wzroku od przesuwających się za oknem widoków.

- Jasne. Pan „nie jestem zbyt społeczny" wcale a wcale się nie martwi.

Holmes spojrzał groźnie na rozmówcę, ale widząc uśmiechniętą minę Johna, ugryzł się w język.

- Nie martwię się – mruknął, wracając do podziwiania miejskich krajobrazów.

- Moi kumple są nienormalni, więc się nimi nie przejmuj. Jakby gadali jakieś głupoty, to olej to. Czasem im odwala.

Holmes przełknął ślinę, czując że zaschło mu w gardle. Ostatnia przygoda z imprezowaniem, nie była nad wyraz udaną. Zrobienie z siebie, a raczej przy pomocy uczynnych kolegów, totalnej kompromitacji i pośmiewiska przed połową szkoły, to na pewno imprezowa klęska. I życiowa także. Wolał nie wspominać tamtego zdarzenia, ale lęk przed powtórką nie dawał o sobie zapomnieć. Poczuł, że pocą mu się ręce, a tętno przyśpieszyło. „Wcale się nie przejmuję" – powtarzał w myślach.

Z wygłaszania mantry wyrwał go głos Johna.

- No, wstawaj. Wysiadamy. – Blondyn pociągnął go za rękaw i ruszył do wyjścia.

~~~~~~

Naskrobałam tylko tyle. Wybaczcie. Wahałam się czy wrzucić teraz czy poczekać i dopisać trochę więcej, ale kolejna część będzie już chyba stricte imprezowa, więc...

Mam nadzieję, że się podobało. ;3 Komentujcie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro