Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

134 problemy

Nadszedł upragniony piątek. Ostatni dzwonek wyzwolił tłum dzieciaków od nudnej nauki. A przynajmniej większość. John stał przed drzwiami do biblioteki i co chwilę zerkał na zegarek. Było piętnaście po osiemnastej, a Holmesa ani śladu. „Pewnie mnie wystawił" – pomyślał, poprawiając plecak na ramieniu. Miał już wracać do domu, kiedy dostrzegł idącą w jego kierunku, przez korytarz, charakterystyczną postać. Brunet obrzucił go szybkim spojrzeniem i mruknął coś pod nosem, ale John nie zrozumiał, więc odezwał się zanim ten wszedł do biblioteki.

- Myślałem, że już nie przyjdziesz.

Holmes zerknął na niego przez ramię i rzucił znudzonym tonem:

- Musiałem dokończyć eksperyment.

- Eksperyment? – zapytał zdziwiony.

- Możemy? – zignorował jego pytanie, popychając drzwi i wchodząc do środka. Watson podążył za nim. W bibliotece było cicho i oprócz nich przy stolikach siedziały tylko dwie dziewczyny. Brunet położył torbę na stole i wyciągnął z niej cztery dość grube książki oraz plik zapisanych papierów. John usadowił się obok i przygotował zeszyt oraz długopis, czekając na instrukcje. Sherlock podsunął mu książki i kartki, a sam wyjął kolejną z torby i zagłębił się w lekturze. Blondyn wpatrywał się moment w makulaturę przed nim, aż odezwał się po cichu.

- Mieliśmy się uczyć. To chyba wymaga interakcji, nie?

- Trudne słowo jak na kogoś takiego – burknął, nie odrywając oczu od książki.

„Czego ja się spodziewałem?" – westchnął w myślach John.

- Słuchaj, jeśli tak ma to wyglądać, to ja dziękuję bardzo za twoją „pomoc" – odrzekł zdenerwowanym i odrobinę za głośnym głosem, za co został skarcony przez wzrok bibliotekarki, siedzącej kilka stolików dalej. Już schował zeszyt oraz długopis i miał podnieść się z miejsca, kiedy usłyszał szept tuż przy swoim uchu.

- Najpierw muszę wiedzieć co potrafisz, żeby nie marnować czasu na pierdoły. - John zamarł na chwilę, wciąż trzymając plecak w rękach. Jeszcze przez moment czuł na uchu ciepły oddech bruneta. „Jezu, czy on nie zna pojęcia przestrzeni osobistej?" – przemknęło mu w myślach, gdy Holmes odsunął się od niego i przeniósł zainteresowanie na kartki leżące na stole. Blondyn odłożył plecak na podłogę.

- Powinieneś je przeczytać, nie są idealne, ale i tak lepsze od tych podręczników, które każą wam przerabiać – wyszeptał, kładąc rękę na stosie książek. – A to musisz zrobić sam – dodał, przysuwając sobie kartki i wskazując palcem na odręcznie napisane zadania. John nachylił się nad papierami, żeby lepiej widzieć i przebiegł szybko wzorkiem po pierwszej stronie.

- Ty to napisałeś? – spytał, zerkając na bruneta.

Chłopak spojrzał się na niego w sposób, który od razu wykazywał głupotę pytania, ale mruknął cicho:

- Tak. Zadania są przekrojowe. Jak je zrobisz, będziemy wiedzieć co musisz poćwiczyć, a czego nie wiesz w ogóle.

John przekartkował papiery i skrzywił się odrobinę.

- Matko, tu jest chyba ze sto zadań?

- Sto trzydzieści cztery – sprecyzował Sherlock.

Lekko przerażona mina Johna, zmieniła się w zdeterminowaną.

- Dobra. Niech będzie – odparł, spoglądając na Holmesa z miną wyrażającą, że podejmuje się wyzwania.

- Jak skończysz, zadzwoń. Umówimy się na spotkanie – odrzekł, przesuwając po stole karteczkę z numerem telefonu. – Tylko zrób je jeszcze w tym roku.

- Myślisz, że nie dam rady? Zrobię – odparł znów trochę zbyt głośno, przez co posłał przepraszający uśmiech bibliotekarce, która chrząknęła wymownie, mierząc go groźnym wzrokiem.

- Za tydzień będą skończone – dodał, wracając wzrokiem do książek i Sherlocka, który przyglądał mu się z zaciekawieniem.

- Dobrze. Trzymam cię za słowo, John – szepnął, przysuwając się odrobinę. Watson zatrzymał się w połowie pakowania książek, gdy ręka Holmesa sięgnęła nad jego własnymi, po długopis. Sherlock wziął karteczkę, która leżała przed Watsonem i coś na niej dopisał, po czym wręczył długopis Johnowi z minimalnym uśmiechem.

Blondyn chwycił go szybko i wpakował resztę rzeczy do plecaka.

- Do zobaczenia za tydzień, Holmes – rzucił, wstając od stołu.

Sherlock z pokerową miną, sięgnął po wcześniej czytaną książkę, zupełnie go ignorując. Jakby Watsona w ogóle tu nie było.

Drzwi biblioteki zamknęły się z cichym skrzypnięciem.

„Co za dupek" – pomyślał John, gdy ruszył przez korytarz do domu.

***

Tydzień mijał nieubłaganie szybko, a John oprócz masy zadań z chemii miał treningi drużyny i sprawdzian z historii. Do tego Harry wcale nie pomagała w domu. Wręcz przeciwnie, gdy tylko się przewinęła, zostawiała za sobą istny chaos.

- To ja powinienem tak syfić, a ty sprzątać – krzyknął, żeby usłyszała go ze swojego pokoju.

- Nie musisz sprzątać – odparła, wychylając głowę zza drzwi.

- Jasne, i utoniemy w kupie śmieci oraz twoich brudnych ubrań – odciął się, rzucając w nią bluzą, którą zostawiła na schodach.

- Weź, ale ty jesteś sztywny – fuknęła i zatrzasnęła drzwi, nie czekając na jego odpowiedź.

John westchnął ciężko i zamknął się w swoim pokoju. „Dobra, czas się skupić i dokończyć te cholerne zadania" – pomyślał, siadając przy biurku. Kiedy wyciągał papiery z plecaka, spomiędzy kartek wyleciała mała karteczka. „Muszę ją gdzieś położyć, żeby jej nie zgubić" – przemknęło mu przez myśl, kiedy spojrzał na zapisany na niej numer telefonu. Obrócił ją w palcach i dostrzegł, że na odwrocie jest dopisane coś jeszcze. Wcześniej tego nie sprawdził, zupełnie zapomniał.

- Zadanie 125 możesz sobie darować - przeczytał na głos, po czym zmarszczył brwi i cisnął karteczkę przed siebie. Ta opadła na skraj biurka.

- Cholerny łaskawca – burknął, otwierając książkę.

~~~~~~

Bardzo mnie cieszy, że tyle osób jest zainteresowanych tym fanfikiem. ;D Dziękuję.

Drugi rozdział za Nami. Mam nadzieję, że się Wam podoba. ^^ Piszcie śmiało co sądzicie.

Na kolejny trzeba będzie pewnie poczekać trochę dłużej, bo zbliżają się Święta, co równa się z brakiem czasu na pisanie. Także na wszelki wypadek, życzę Wam Wesołych Świąt! :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro