Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~6~

Otworzyłam oczy, udawałam, że śpię. Wszyscy się dali nabrać. Cicho wstałam z łóżka ustawiając poduszki by wyglądał na to, że śpie. Cicho wyszłam z pokoju biorąc telefon, pieniądze, czarną kurtkę i czarne buty, do tego na piżamę ubrałam czarne dresy i czarną bluzkę i rękawiczki, z głowy wypadło mi to, że Sherlock lub Mycroft mogą mnie namierzyć. Zeszłam na dół i jak najciszej mogłam, wyszłam z mieszkania. Świeże powietrze mnie orzeźwiło, a księżyc oświetlał mi drogę. Poszłam do parku, gdzie usiadłam na ławce. Dopiero teraz dotarło do mnie, że mimo tego, że mam wkoło siebie ludzi czuje się ciągle samotna. Ciocia walczyła o życie, rodzice nie żyli, wujek nie żył a dziadkowie ledwo wyrabiali. Otworzyłam pokrowiec od telefonu i wyjęłam żyletkę. Chwile patrzyłam jak odbija się w niej światło księżyca, podwinęłam nogawkę spodni i chciałam zrobić jedną szramę, ale się powstrzymałam. Schowałam spowrotem żyletkę i wstałam z ławki, zaczęłam iść dróżką myśląc nad tym co mnie dręczy. Zanim się spostrzegłam słońce zaczęło wschodzić zalewając horyzont czerwienią, popatrzyłam na zegarek, który wskazywał 06:00, zaklęłam pod nosem i szybko zaczęłam biec do mieszkania, była szansa, że zdążę. Wpadłam do domu jak burza i zamknęłam cicho drzwii, z głośno bijącym sercem zaczęłam wchodzić po schodach, omijając skrzypiący stopień. Weszłam do pokoju, dziewczyny nadal spały, więc zdjęłam ciuchy, które odłożyłam na miejsce i położyłam się do łóżka, zasnęłam.
Obudził mnie krzyk Diany.
-Kurwa Diana nie dżyj mordy!- Warknęłam w stronę kuzynki mocno zirytowana.
Kuzynka pokazywała na coś z przerażeniem.
-PAJĄK!- Krzyknęła przerażona.
Kludia nie mniej zirytowana odemnie nadepnęła kapciem na pająka, którego wyżuciła przez okno.
-Zadowolona?- Warknęła.
Diana kiwnęła głową z ulgą wymalowaną na twarzy, na moich ustach pojawił się złośliwy uśmiech.
-Ogarnijmy się i choćmy coś zjeść.- Powiedziała pogodnie Klaudia i po ubraniu cichów. W moim przypadku bluzka i spodnie na długi rękaw w kolorze czarnym, zjadłam pyszne śniadanie.
-Jest ciepło.- Zauważył Sherlock, marszcząc brwii na widok mojego ubioru.
Zaklęłam w myślach.
-W każdej chwili może padać. To w końcu Londyn.- Powiedziałam, ale spojrzenie Sherlocka jasno mówiło, że nie okłamałam go.
Klaudia zmierzyła mnie spojrzeniem, ale szybko wróciła do jedzenia, a Diana nie zwróciła uwagi na naszą krótką wymianę zdań, ponieważ zajadała naleśniki.
Z trudem przełykałam naleśniki, mój żołądek boleśnie się skurczył. Po skończonym posiłku poszłam do pokoju, śledzona wzrokiem Holmesa, usiadłam na łóżku, usłyszałam trzask drzwi na dole. Dziewczyny wyszły z domu. Słyszałam jak Holmes wchodzi po schodach, moje serce przyśpieszyło biegu, wzięłam skrzypce i zaczęłam grać, koncentracja na grze uspokoiła mnie. Sherlock wszedł do pokoju, odczekał uprzejmie, aż skończę grać. Odłożyłam skrzypce.
-Czemu przyszłeś?- Zapytałam z pozoru zaciekawiona.
-Chciałaś się pociąć.- Stwierdził.
Parsknęłam śmiechem.
-Skąd ten niedożeczny wniosek?- Zapytałam.
-Masz długi rękaw,a jest ciepło. Nieświadomie próbujesz odwrócić ręce, by zakryć rany, obciągasz rękawy.- Sherlock użył prostej dedukcji.- Coś pominąłem?
Westchnęłam.
-Nie.- Odpowiedziałam, nie owijając w bawełnę.- Wiem. Nie powinnam nawet o tym myśleć , ale nie wytrzymuje.- Mój głos zaczął się łamać.
Sherlock nie odezwał się.
-Wyjdziesz z tego.- Sherlock mówił jak zwykle spokojnie, bez nerwów.- Dasz rade. Masz wsparcie.
Kiwnęłam głową, musiałam pomyśleć. Sherlock wyszedł, czułam, że dał mi kredyt zaufania nie zabierając żyletki. Nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle. Siedziałam pogrążona w myślach. Poszłam do Sherlocka, weszłam do salonu, gdzie siedział detektyw mówiąc do czaszki.
-Sherlock, jak z tą sprawą?- Zapytałam
Mężczyzna przyjżał mi się badawczo z fotela.
-Ty jesteś następnym celem.- Detektyw był śmiertelnie poważny.- Uważaj na siebie. Nie wychodź na długo.- Powiedział.
Chyba czyta mi w myślach.
Wyszłam z pokoju, ubrałam kurtkę i wyszłam z słuchawkami w uszach słuchając utworów Fryderyka Chopina. Nogi same zaniosły mnie do centrum handlowego, poszłam wpierw do Empika, z nadzieją na znalezienie ciekawej książki, jednak bez skutku. Znudzona chodziłam między regałami, które prawie oślepiały bielą. Wpadłam na jakiegoś chłopaka, miał czarne włosy zostawione w nieładzie i zielone oczy. Rozpoznałam w nim mojego wroga.
-O. Co cię sprowadza do Londynu?- Zapytał.
Nie baw się w tą gierkę Maksymilianie Jok.
-Nauka.- Powiedziałam krótko i wyminęłam go.
Wyszłam jak najszybciej mogłam ze sklepu. Morderca i jeszcze mój najgorszy wróg na karku, nie mogło być ciekawie. Jak najszybszą drogą wróciłam na Baker Street i zamaszyście otworzyłam czarne drzwi. Weszłam do środka, poszłam do salonu, gdzie był Sherlock, John, Martha, Diana i Klaudia.
-Może herbatki?- Zapytała miło gospodyni, ale nikt się nie odezwał. Martha wyszła i poszła sprzątać.
-Dziewczyny, John.- Zaczął detektyw, opierając podbrudek na dłoniach złączonych w piramidkę.- Jess, uważaj na siebie. Klaudia, poszukaj w internecie informacji o mordercy z York, w północnej Anglii. Diana znajdź informacje o mordercy z Bath, w południowej Anglii. Jess chciałbym z Tobą porozmawiać.
Klaudia i Diana wyszły.
-Coś się stało?- Zapytałam.
-Mama Diany nie przeżyła.
Zacisnęłam ręce w pięści, zszarpało to mi nerwy.
-Zaraz powinien przyjść mój pomocnik.
-A John?- Zapytałam patrząc na blondyna.
-Zgodziłem się.- Popatrzył na zegarek.- Muszę iść.- Popatrzył na Sherlocka, jakby szukał potwierdzenia.
Holmes kiwnął głową a Watson wyszedł.
-Jak dziewczyny coś znajdą, to daj mi znać.- Holmes wyglądał na troche zmartwionego.
Do pokoju wszedł ten sam chłopak, którego widziałam w Empiku.
-Co ona tu robi?- Zapytał Maks opryskliwie, patrząc na mnie z widoczną pogardą.
-Mieszkam tu Maks.- Powiedziałam, patrząc na chłopaka z niechęcią.
Sherlock przypatrzył się Maksowi a potem mi, pewnie już miał w głowie trafną dedukcje.
-Maks to mój pomocnik.
Kiwnęłam głową.
-Idę do dziewczyn- wyszłam z pokoju i poszłam na górę, dziewczyny miały miny jakby się spełnił ich koszmar.
-Chyba będzie ciekawie.- Klaudia miała uśmiech na twarzy.
-Chyba zacznie się moja własna gra, bo on mi nie odpuści.- Uśmiechnęłam się ponuro, byłam gotowa, by z nim zagrać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro