Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

John × Reader

Jedynie co teraz [T.I] słyszała to odgłos różnorodnych syren. W głowie jej wciąż huczało od odgłosu wystrzałów. To nie miało najmniejszego sensu. Podeszła na chwiejnych nogach do zapłakanego chłopca i go po prostu przytuliła. Zaskoczona stwierdziła, że jej nie odepchnął, wręcz przeciwnie odwzajemnił uścisk roniąc łzy w jej [kolor] płaszcz.

- Ja... ja - załkał - ja już nie mam nikogo... - spojrzał na zwłoki kobiety, znów wybuchając gromkim płaczem, ledwo mogąc złapać oddech.

- Posłuchaj mnie Peter - powiedziała spokojnie, głaszcząc syna swojej kuzynki po głowie. - Zaraz pójdziemy do mnie... dobrze?

- A mama? - zapytał drżąc, zapewne nie z zimna. [T.I] zdjęła płaszcz z siebie, klękając przed chłopcem.

- Ja już się wszystkim zajmę - założyła odzienie na jego ramionach, a z jej ust wyleciał kłębek pary.

- Jesteś najlepsza... - w ciemności dostrzegła na jego bladej twarzy cień uśmiechu.

- Chodź. Pójdziemy teraz do radiowozu i pojedziemy do domu... - nim zdążyła cokolwiek zrobić, podeszli do niej dwójka mężczyzn.

- Widziałeś twarz mordercy twojej matki? - zapytał ten wyższy, patrząc lodowatym wzrokiem na Petera.

Chłopiec się zapowietrzył, wybuchając ponownie płaczem. [T.I] spojrzała zaskoczona na mężczyzn. Przyjrzała się nim, czekając na jakikolwiek okaz skruchy.

- Kim pan jest? - powiedziała ostro, zupełnie innym tonem niż do chłopca przed chwilą.

Mężczyźni spojrzeli po sobie z niedowierzaniem. Ten wyższy cicho prychnął, poprawiając szal. Jednak wzrok [T.I] był zawieszony na tym niższym mężczyźnie. Był nieco łagodniejszy, można rzec wyczekujący. Kiedy John w żaden sposób nie zareagował kobieta znów przybrała groźny wyraz twarzy. Teraz oby dwóch mężczyzn mierzyła zwłowieszczym wzrokiem

- Posłuchaj mnie młody... - Scherlock wyciągnął rękę w jego kierunku - Jeśli....

- Nie. - kobieta odtrąciła jego rękę mocnym plaskaczem. - To ty mnie posłuchaj - wymierzyła w jego kierunku palec wskazujący, otwierając tylne drzwi radiowozu. Chłopiec wszedł zapłakany do samochodu, a kobieta zamknęła za nim drzwi z głośnym hukiem. - Jeśli raz zobaczę was na oczy to dowiecie się czemu ludzie w... mówili, że jestem okrutna... - spojrzała na nich sceptycznie. Usiadła za kierownicą radiowozu, wkładając kluczyki do stacyjki. - I zrób chłopie coś z tymi spodniami... dzieci straszysz - po tych słowach zatrzasnęła drzwi i odjechała z głośnym piskiem.

Mężczyzna spojrzał na swoje spodnie i zażenowany stwierdził, że miał je odpięte. Szybko zapiął rozporek, teraz rozumiejąc czemu pozostali ludzie patrzyli na niego dwuznacznie. Patrzył chwilę jeszcze za odjeżdżającym autem, nie mogąc sobie przypomnieć gdzie wcześniej widział tą kobietę.

                                                                              ~*~

- Już... już - powiedziała sama do siebie [T.I] wycierając mokre ręce w ręcznik. Odrzuciła go w kąt, szybko układając jeszcze wilgotne włosy. Otworzyła drzwi od mieszkania, mając zamiar wpuścić daną osobę. Mina jej stężała, gdy zauważyła Scherlocka oraz Johna, który tym razem widocznie zainwestował w pasek do spodni. Zmierzyła ich wzrokiem pełnym pogardy, przymykając nieco drzwi.  - Nie chcę nawet wiedzieć jak mnie znaleźliście i po co, lecz tak się składa, że muszę pilnie wyjść... - miała zamiar zamknąć drzwi, lecz noga Holmesa jej to uniemożliwiła.


- Chcemy porozmawiać... z dzieckiem - powiedział, próbując przybrać przyjazny wyraz twarzy.

- Nie mam zamiaru nabawiać go kolejnej traumy. - powiedziała [T.I]

- Chcemy tylko porozmawiać... - powiedział John, przyglądając się badawczo [kolor włosów].

- Wczoraj mieliście okazje, lecz ją zmarnowaliście. Mówię stanowcze nie. Poza tym muszę za chwilę wyjść. - powiedziała

- Do kogo, jeśli mogę wiedzieć? - zapytał Scherlock

- Do niejakiego Scherlocka Holmesa... - powiedziała przekręcając oczami

- To się dobrze składa... - mężczyzna wtargnął do jej mieszkania, zupełnie ignorując protesty kobiety. Gdy drugi mężczyzna również wparował do jej mieszkania, kobieta nieco zdezorientowana zatrzasnęła drzwi za sobą, ruszając za nimi.

Chłopiec właśnie nalewał sobie picie, chciał odejść od stołu gdy zauważył Scherlocka. Przełknął gulę w gardle odkładając drżącą ręką szklankę, która niemal mu wyleciała z rąk na widok detektywa.

Kobieta chciała mu coś powiedzieć, lecz ten ją ignorował, rozglądając się po mieszkaniu. Spojrzał na chłopca, który stał tam zmrożony.

- Zadam Ci kilka pytań... - powiedział Holmes, podchodząc do chłopca.

- Ciociu... - powiedział chłopczyk, spoglądając smutno na [T.I] - nie warto... powiem wszystko - powiedział cicho, obaj mężczyźni spojrzeli zaskoczeni na kobietę, która dzierżyła w dłoni pistolet. Widocznie niezadowolona odłożyła go do szuflady,  idąc w kierunku blatu.

Widocznie próbowała okiełznać złość, co jej szło dość marnie. Detektyw zadawał mu po kolei pytania, na które chłopiec odpowiadał krótko. [T.I] chciała mu coś powiedzieć, lecz ten go zupełnie ignorował. John stał z tyłu, nie spuszczając kobiety z oczu.

Po dłuższej chwili, widząc morderczy wzrok kobiety opuścili mieszkanie. John odwrócił się w jej kierunku, jednak kobieta zatrzasnęła mu drzwi przed nosem tak gwałtownie i mocno, że doniczka na oknie spadła z parapetu i rozbiła się o chodnik.

                                                                      ~*~

- Więc... co teraz? - zapytał John, wciąż mając przed oczami sylwetkę kobiety

- Podoba Ci się - zaśmiał się Scherlock, który leżał na kanapie - Mam Ci to udowdnić?

- Co?! Nie! - powiedział, wychylając się znad komputera - Poza tym mogłeś ją wysłuchać, uważam, że miała coś ważnego do powiedzenia... - mężczyzna wstał, podchodząc powoli do Scherlocka

Mężczyzna nie odpowiedział. Chwilę po tym zadzwonił telefon.

- Halo? - powiedział John do słuchawki - Halo?

Zaciekawiony Scherlock podszedł do niego wyrywając mu słuchawkę. Spojrzał na wiadomości, a jego oczy się rozszerzyły.

- Idziemy... - założył szybko płaszcz, wybiegając z mieszkania, John nie wiele myślać pobiegł za nim.

                                                                                        ~*~

Scherlock wraz Johnem weszli do opustoszałego budynku. Była to stara stacja kolejowa. Gdzieniegdzie walały się krzesła, stare bilety oraz poprzewracane kosze. Świetlówki gasły i zapalały się co chwilę, rzucając słabe światło na schodzącą farbę ze ścian. John poprawił broń, która zaczęła być wyjątkowa ciężka w kieszeni jego kurtki. stacja była ogromna, a czasu było coraz mniej. Tam, gdzie prowadziły schody na przystań rozległ się strzał, a zaraz po tym głośny wrzask kobiety.

- [T.I] - sapnął cicho John, biegnąc w tamtym kierunku. Zbiegli po schodach, które prowadziły na zewnątrz. Targał nimi mocny wiatr. Znajdowali się na peronie, a po obu ich stronach znajdowały się tory. Rozglądali się szukając kobiety. Mroźne powietrze wypełniało ich płuca, gdzieś daleko dostrzegł światła oraz dobiegł go dźwięk klaksonu.

- Ale przecież... - zaczął John, wyciągając z kieszeni kurtki spluwę.

- Teraz wszystko nabiera sensu - powiedział sam do siebie Scherlock.

Kolejny wystrzał. John zauważył biegnącą [T.I], która trzymała się kurczowo swojego lewego ramienia. Cała jej biała koszuli była we krwi. Kobieta nie zdążyła nic powiedzieć, bo zamaskowana osoba szarpnęła ją za włosy, przykładając jej nóż do gardła. Zaśmiał się szaleńczo, szeptając jej coś na ucha. Kobieta zamknęła oczy, z których popłynęły łzy.

- Nie... - szepnęła cicho, na co najwyraźniej mężczyzna, sprzedał jej mocne uderzenie w policzek.

- Milcz suko - warknął, spoglądając w kierunku pędzącego w oddali pociągu. - Okazuje się, że nie jesteś najlepszy Holmes... nasza droga [T.I] pogładził jej policzek - była od ciebie szybsza i mądrzejsza. Już dawno wpadła na mój trop... gdybyś tylko zechciał ją wysłuchać... może wszystko skończyłoby się inaczej... - zarechotał paskudnie. Kobieta o dziwo milczała. Wciąż miała zamknięte oczy. - A teraz... - przejechał nożem po jej policzku na co syknęła. John spiął wszsytkie mięśnie, mając zamiar rzucić się ne niego, lecz ręka Scherlocka go powstrzymała.

Watson niechętnie się cofnął, wciąż mierząc bronią w tego świra. Kątem oka zauważył zbliżających się do nich ludzi i wcale to nie byli policjanci.

- Okazuje się także, że jestem lepszy od twojego arcywroga Scherlocku. Może to teraz my będziemy nowym duetem? - zapytał kobiety na ucho, na tyle głośno, aby wszyscy go usłyszeli. - A teraz powiedz, dlaczego ty złotko... - kobieta milczała z zaciętą miną - MÓW! - wrzasnął jej do ucha.

- Myślałam John, że chociaż się przywitasz... - zaczęła cicho, wciąż miała zamknięte oczy. Westchnęła przeciągle, a jej usta opuściły kłębek pary. -Wtedy jak cię postrzelili, byłam jeszcze lekarzem wojskowy... inni lekarze mówili, że nie ma dla ciebie ratunku, jednak gdy cię wtedy przynieśli na noszach... - pokręciła głową - wiedziałam, że dam radę ci pomóc. Wyleczyłam Cię na tyle ile mogłam, bo wiedziałam że to przeżyjesz Watson.  - sapnęła, gdy bliżej nich rozległ się gwizd pociągu. - Chociaż zwykłe...dziękuję ... - kobieta milczała przez chwilę - ...lub zwykłe cześć by wystarczyło... - spuściła głowę. - Ten psychol - mężczyzna po raz kolejny ją uderzył przez co musiała złapać oddech by dalej mówić. Kolejny gwizd. Morderca z nożem zaczął się zbliżać do krawędzi torów, wraz z kobietą - ... skapnął się, że jestem krok od jego złapania, więc zmienił zasady gry... po tym jak mnie olaliście, chodź tak naprawdę to mieliście mnie zapytać, a nie Petera. Gdy wyszłam napadli Petera i go porwali... - zadrżała - powiedzieli że on tu będzie... może kiedyś przy okazji wszystko wam opowiem... a co do spodni...

- Pamiętam. - uśmiechnął się blado John. - Wtedy gdy zatrzasnęłaś mi drzwi tuż przed nosem jak wtedy...

- Najgorsze jest w tym... że już nie będzie okazji do rozmów.. - ze wszystkich stron zostali otoczeni przez uzbrojonych ludzi zamaskowanego mordercy.

- Nie. - powiedziała [T.I] gdy pociąg rozniósł drewnianą tabliczkę. Otworzyła gwałtownie oczy, a wszytko co się następnie działo było niczym w jakimś filmie. Dla Johna wszystko zwolniło.

Kobieta walnęła go tyłem głowy w twarz. Wyswobodziła się z jego uścisku, szybko chwytając pistolet w dłoń, który leżał nieopodal. Postrzeliła mężczyznę kilkukrotnie razy w nogę. Zamaskowany mężczyzna się zachwiał i wleciał wprost pod pędzący pociąg. John wraz z Scherlockiem zaczęli strzelać. Kobieta raz za razem zaczęła obezwładniać mężczyzn, mimo krwawiącego ramienia. Chwyciła ich za kołnierze, ciągnąc w kierunku wyjścia.

Gdy jakimś cudem dostali się do drzwi, biegnąc w kierunku zastępów policji, rozległ się huk. John odwrócił się w kierunku [T.I], która wciągnęła gwałtownie powietrze, po czym upadła na brzuch. Watson chwycił ją na ręce, gdy policjanci wtargnęli do budynku. Czuł jak kobieta cała drży, a z jej pleców sączy się krew. Podbiegł do karetki, gdzie nim oddał ją ratownikom, szepnął ciche:

- Dziękuję - ucałował jej czoło, na co kobieta posłała mu blady uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro