Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

*Seth*

Umieranie było do dupy.

Nie żebym był jakoś strasznie zaskoczony tym faktem. Można by się spodziewać, że to nie będzie przyjemne doświadczenie. To było trochę jak na filmach. Naprawdę całe życie przelatywało mi przed oczami. Co sprawiło, że doszedłem do konkluzji, że miałem chujowe życie. I nawet umierając nie byłem w stanie powiedzieć Kate co do niej czuję. Kretyn.

Apropo Kate. To ona była pierwszą osobą, którą zobaczyłem po przebudzeniu. Do tej pory wydawało mi się, że jednak przeżyłem ten durny postrzał, ale ona wyglądała tak pięknie i niewinnie, że zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno. Leżała na tym samym łóżku co ja. Spała, ale nie wyglądało to na zbyt spokojny sen. Raczej płytki i nerwowy. Nie podobało mi się to.

-Kate? - głos miałem zachrypnięty i z moich ust wydobyło się bardziej niezrozumiałe charknięcie niż słowo. Odchrząknąłem. -Kate. - powtórzyłem jeszcze raz. Dziewczyna otworzyła oczy. Sekundę później podniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej i patrzyła na mnie z otwartą buzią. Aż miałem ochotę się roześmiać, ale nie miałem siły.

-Obudziłeś się. - Kate stwierdziła fakt, po czym uśmiechnęła się szeroko. Wyglądała jak anioł.

-Umarłem?- zapytałem. -Takie odnoszę wrażenie, ale coś tu jest nie tak. No bo.. ty tu jesteś. A to by oznaczało, że jestem w niebie. A to przecież niemożliwe.

Kate zaśmiała się, mimo że żartowałem tylko połowicznie.

-Nie umarłeś głuptasie. - powiedziała i pogłaskała mnie po policzku. A może to mi się śniło? W tym momencie z łazienki wyszedł mój brat. Jęknąłem.

-Czyli to jednak piekło. - powiedziałem. Richie w ogóle nie przejął się tym co powiedziałem, podszedł bliżej i usiadł na łóżku obok.

-Ciebie też miło widzieć braciszku. - powiedział po chwili.

-Jakiś ty kurwa miły, chcesz coś?

-Byłeś zabawniejszy jak spałeś.

Nie mogłem dłużej powstrzymywać uśmiechu. Mój brat może i jest pacanem, ale jest też moją rodziną i naprawdę dobrze było go widzieć. Zebrałem wszystkie siły jakie miałem, żeby podać mu rękę i wykonać z nim nasze dziwaczne uściśnięcie dłoni.

Po chwili spojrzałem z powrotem na Kate, która uśmiechała się szeroko, ale jednocześnie wyglądała jakby powstrzymywała się od płaczu.

Spróbowałem się podnieść, ale Fuller natychmiast zmusiła mnie do położenia się z powrotem. Jęknąłem z bólu. Tak, zdecydowanie nie byłem martwy, martwi nie czują bólu, a rana w brzuchu bolała jak skurwysyn.

-Nie próbuj wstawać. Masz leżeć, zrozumiano? - zażądała Kate, głosem nieznoszącym sprzeciwu. Przewróciłem oczami.

-I jak długo mam tak leżeć w bezruchu? - zapytałem.

-Tak długo jak będzie trzeba.

Westchnąłem. Nie znosiłem takich wymijających odpowiedzi. Po chwili poczułem uszczypnięcie w ramię.

-Ała! A to za co?! - wrzasnąłem na Kate, która robiła minę niewiniątka.

-Za to, że prawie dałeś się zabić, przeze mnie.

-Cóż normalni ludzie w takiej sytuacji mówią coś w stylu „dziękuję", zamiast...

Nie miałem okazji dokończyć tego zdania, bo Kate nagle pochyliła się do przodu i mnie pocałowała. Nawet nie miałem szansy zareagować, bo trwało to może dwie sekundy, a jej usta w zasadzie ledwo dotknęły moich, ale to wystarczyło, żebym prawie zszedł na zawał.

-A to za to, że żyjesz. - powiedziała Kate, zanim zdążyłem zapytać. W sumie to i tak bym pewnie nic z siebie nie wykrztusił. Jedyne co byłem w stanie zrobić, to gapić się na nią. Richie odchrząknął, najwyraźniej czując się niezręcznie. Ja szczerze mówiąc zapomniałem, że mój brat w ogóle znajdował się w tym samym pomieszczeniu. Kate natomiast chyba się zawstydziła, bo spuściła wzrok na swoje ręce, po czym gwałtownie wstała z łóżka, powiedziała że idzie po coś do jedzenia i tak po prostu wyszła, nie mówiąc już nic więcej.

Na pewno mi się to nie śniło?

Spojrzałem na Richarda, który wyglądał na niesamowicie rozbawionego. Skierowałem na niego ostrzegawczy palec.

-Nie waż się kurwa komentować.

Mój brat uniósł obie ręce w geście poddania.

-Ja nic nie powiedziałem.

-Ale chciałeś.

-Tylko tyle, że miałeś zabawną minę.

-Zamknij się.

Odpowiedział mi jedynie wybuch śmiechu.

~~~

Przez resztę dnia było tak jak się obawiałem, że będzie. Niezręcznie. Niby gadaliśmy, ale było dziwnie, Kate bała się choćby spojrzeć mi w oczy. Richie próbował rozluźniać atmosferę, ale mu nie wychodziło, więc w końcu sobie odpuścił.

Ponieważ wciąż byłem zmęczony, popołudniu postanowiłem się zdrzemnąć. Kiedy się obudziłem na zewnątrz było już ciemno, a Kate nie było w zasięgu wzroku.

Richard oczywiście domyślił się o co chcę zapytać i odpowiedział mi zanim zdążyłem to zrobić.

-Powiedziała tylko, że idzie się przejść. - powiedział, nie odrywając wzroku od ekranu telewizora. Podniosłem się do pozycji siedzącej, zaciskając zęby. Rana dalej bolała, mimo leków przeciwbólowych. -Pogadasz z nią wreszcie? - Richie spojrzał na mnie.

-Właśnie zamierzałem to zrobić. - w końcu podjąłem decyzję i wstałem z łóżka.

-Nawet nie wiesz gdzie poszła, nie lepiej na nią poczekać? Nie jesteś w najlepszej formie.

-Uważaj Richie, bo jeszcze pomyślę, że się o mnie martwisz. - Richard przewrócił oczami, a ja zmieniłem sobie opatrunek i ubrałem koszulkę i buty. -A odpowiadając na twoje pytanie : czekałem już wystarczająco długo.

Z tymi słowami opuściłem pokój.

~~~

Zatrzymaliśmy się w motelu blisko plaży, dlatego od razu domyśliłem się, gdzie Kate poszła, nie trzeba było do tego geniusza ani detektywa. Znalazłem ją po jakichś dziesięciu minutach (byłoby pięć, ale miałem lekkie problemy z poruszaniem się). Siedziała na piasku, kilka metrów od brzegu, rękami obejmowała kolana. Najwyraźniej głęboko o czymś myślała, bo zauważyła moją obecność dopiero kiedy usiadłem obok niej.

-Co ty tu robisz? Powinieneś leżeć...

-Oszczędź mi matkowania Kate. - przerwałem jej i wziąłem głęboki oddech. -Chciałem w końcu.. pogadać. Bez mojego brata w pobliżu. Aczkolwiek jak go znam, to nawet bym się nie zdziwił, gdyby obserwował nas teraz z lornetką w ręce.

Kate zachichotała, a ja automatycznie uznałem to za najbardziej uroczy dźwięk na tym popapranym świecie.

Nie bardzo wiedziałem jak powinienem zacząć, ale w końcu zebrałem się w sobie i zacząłem mówić. Pokonanie Amaru przyszło mi łatwiej niż ta rozmowa, zawsze byłem beznadziejny w mówieniu o swoich uczuciach, najwyraźniej absolutnie nic się nie zmieniło.

-Pamiętasz jak opowiadałem ci dlaczego wybrałem takie życie, a nie inne? - zapytałem. Kate kiwnęła głową.

-Bo chciałeś mieć pieniądze, żeby nie musieć się martwić o przyszłość i móc umrzeć w spokoju w domku na plaży. - odpowiedziała, na co uśmiechnąłem się krzywo. -Chciałeś znaleźć swoje El Rey.

-Właśnie.- powiedziałem i przygryzłem wargę. -To już chyba nieaktualne marzenie.

Kate przekręciła głowę, nic nie rozumiejąc.

-Jak to?

Za wszelką cenę unikałem patrzenia jej prosto w oczy. Mój wzrok wędrował wszędzie, na ocean, na piasek, na moje stopy, na księżyc. Tylko nie na nią.

-Z czasem uświadomiłem sobie, że nie potrzebuję tego wszystkiego. Nie potrzebuję domku na plaży żeby być szczęśliwym. Uświadomiłem sobie, że moje El Rey... mój raj. To nie miejsce, tylko osoba.

Mógłbym przysiąc, że Kate wstrzymała oddech. Zresztą nie tylko ona.

Wreszcie ośmieliłem się na nią spojrzeć. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi, zielonymi oczami i prawdopodobnie zastanawiała się czy dobrze słyszy.

-Ty jesteś moim El Rey Kate. - wydusiłem z siebie wreszcie to co chciałem powiedzieć już od dłuższego czasu. Nie wiem czy Kate chciała coś na to odpowiedzieć, bo nie dałem jej na to szansy, pochylając się do przodu i całując ją, powoli i delikatnie. To nie było w moim stylu, ale czułem, że właśnie tak to powinno wyglądać.

Kate na reakcję potrzebowała jakieś pół sekundy, nim się obejrzałem jej dłoń znalazła się na mojej szyi, przyciągając mnie bliżej. Z pewnością nie był to mój pierwszy pocałunek w życiu, ale myślę, że śmiało mogłem powiedzieć, że najlepszy. Nigdy nie wierzyłem w takie bzdety, ale może jednak to była prawda i całowanie było zupełnie innym doświadczeniem w momencie, gdy robiło się to z kimś kogo się kocha.

Pewnie całowalibyśmy się tak godzinami, gdybyśmy oboje nie zaczęli uśmiechać się jak idioci.

-Co?- zapytałem Kate, bo to ona pierwsza zaczęła się szczerzyć. Dziewczyna wzruszyła ramionami.

-Nic. Trochę ci to zajęło.

-Bardzo śmieszne.

-Ale warto było poczekać.

Postanowiłem zacisnąć zęby i zignorować to, że rana po postrzale bolała jak cholera przy najmniejszym ruchu. Bez zastanowienia zmieniłem nasze pozycje i usadowiłem sobie Kate na kolanach, twarzą do mnie. Pisnęła cicho zaskoczona, po czym zdzieliła mnie w ramię.

-Zwariowałeś?! Zerwiesz wszystkie szwy, pewnie już to zrobiłeś. - zrugała mnie. Przewróciłem oczami.

-Przesadzasz.

-Wcale nie. Pokaż. - Kate odchyliła się nieco do tyłu i bez skrępowania uniosła do góry moją koszulkę, żeby sprawdzić opatrunek na brzuchu.

-Przyznaj się, że po prostu chcesz mnie rozebrać Fuller.

-Nie zaprzeczę. - Kate nawet nie podniosła wzroku. -Ale fakty są takie, że zerwałeś szwy.

Spojrzałem w dół i faktycznie na opatrunku pojawiła się plama krwi. Cholera.

-To nic takiego, przecież się nie wykrwawię. - powiedziałem i opuściłem koszulkę. Kate skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na mnie karcąco.

-Seth.

-Kate. - położyłem jedną dłoń na jej policzku, drugą natomiast na biodrze. Jej spojrzenie złagodniało nieco, ale mogłem wyraźnie zobaczyć, że martwiła się o mnie. -Nic mi nie jest.

-Ale...

Zamknąłem jej usta swoimi własnymi, bo to najwyraźniej był jedyny sposób, żeby powstrzymać ją od gadania. Po chwili oderwałem się od niej, ale tylko na taką odległość żeby móc coś powiedzieć. -Pięć minut okej? Posiedzimy tu pięć minut i pójdziemy. Przestań się tak zamartwiać.

-Jak mam się nie zamartwiać? Wczoraj prawie cię straciłam.

Głos jej się załamał, a w oczach widziałem formujące się łzy.

-Ale nie straciłaś. Jestem tu, cały i może nie do końca zdrowy, ale jestem. Widzisz? - na dowód pocałowałem ją najpierw w czoło, potem w oba policzki, następnie w czubek nosa. Na koniec zostawiłem sobie usta i tym razem pocałunek nie był ani powolny, ani delikatny.

Zmusiłem moje ręce, aby zostały w jednym miejscu, bo nie zamierzałem obmacywać Kate na plaży, kiedy w dodatku krwawiłem i każdy bardziej gwałtowny ruch sprawiał mi ból. Ona też raczej nie zamierzała się z niczym spieszyć, bo jej dłonie spoczywały cały czas na moich ramionach.

W końcu po czasie, który był zdecydowanie za krótki, oderwaliśmy się od siebie, żeby złapać oddech. Miałem ochotę coś powiedzieć, ale byłem w stanie jedynie szczerzyć się jak wariat, bo pierwszy raz od dawna – a może nawet od zawsze – byłem szczęśliwy.

~~~

Do pokoju weszliśmy trzymając się za ręce niczym para nastolatków, na co Richard uśmiechnął się tak szeroko, że mogłem zobaczyć chyba wszystkie jego zęby i to było niepokojące.

-No nareszcie! Już myślałem, że tego nie dożyję, a przypominam, że jestem nieśmiertelny. 

Postanowiłem go zignorować.

-Co, żadnego „zamknij się Richard"? Nic? - zapytał mój brat, szczerze zaskoczony.

-Jestem zbyt szczęśliwy, by się z tobą użerać Richardzie. Ale muszę ci powiedzieć, że twoje szwy są chujowe, bo już się zerwały. -odparłem. Richie się skrzywił.

-Wolę nie pytać co żeście robili skoro się zerwały.

Kate zachichotała, ja natomiast przewróciłem jedynie oczami w odpowiedzi. Nawet Richie nie był w stanie zepsuć mi tego dnia.

Nikt nie był.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro