Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

*Kate*

Moje nowe życie podobało mi się bardziej niż byłam w stanie przyznać przed kimkolwiek, a nawet przed samą sobą. Jeżeli niebo istniało i moi rodzice patrzyli na mnie z góry ... raczej nie byli dumni. Ale starałam się o tym nie myśleć. Starałam się myśleć jak najmniej, a jeżeli już, to tylko i wyłącznie o istotnych rzeczach, które pomagały mi przetrwać. Aczkolwiek czasami zdarzało mi się odpłynąć. Tak jak teraz na przykład. Ale teraz nie był odpowiedni moment. Z odrętwienia wyrwał mnie głos Setha, siedzącego na miejscu kierowcy.

-Za bogactwo..

-I śmierć w ramionach pięknej kobiety. - dokończył Richie. Przewróciłam oczami. Te  ich powiedzonka. Seth pokręcił głową.

-To już chyba nie działa. -powiedział.

-To co powiemy? - zapytał Richie zdezorientowany i wyraźnie zagubiony, niczym dziecko we mgle.

-Może zamiast gadać, po prostu weźmiemy się do roboty? - postanowiłam przerwać tą bezsensowną wymianę zdań między braćmi Gecko. Podniosłam się z siedzenia i pochyliłam do przodu, patrząc najpierw na Richarda, a później na Setha. Ten drugi uniósł obie brwi na mój komentarz.

-Aż tak ci się spieszy Księżniczko?- zapytał. Znowu przewróciłam oczami. Przy tej dwójce robiłam to nadzwyczaj często.

-Im dłużej tu stoimy, tym bardziej podejrzane się to wydaje. - odpowiedziałam.

-Ona ma rację. - zgodził się ze mną Richie. Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Seth westchnął teatralnie.

-Nadal uważam, że powinnaś zostać w samochodzie. - burknął. Dźgnęłam go palcem wskazującym w pierś w odpowiedzi, na co spojrzał na mnie z wyrzutem.

-Jeszcze raz usłyszę, że mam zostać w wozie, a wezmę to – pokazałam mu broń, którą cały czas trzymałam w prawej ręce – i wsadzę ci w tyłek. Rozumiemy się?- tym razem to Seth przewrócił oczami, zobaczyłam to nawet przez okulary przeciwsłoneczne, które miał na sobie. Usłyszałam jak Richie chichocze po mojej prawej stronie.

-Zamknij się Richard. - powiedział Seth i wyszedł z samochodu.

-Nic nawet nie powiedziałem! -wrzasnął za nim brat, ale ten go zignorował. Nie czekając dłużej my również wysiedliśmy z samochodu.

~~~

Wszystko poszło zgodnie z planem.Przez myśl przeszło mi, że wszystko poszło wręcz zbyt gładko i pewnie zaraz coś miało się spieprzyć, ale starałam się tym nie przejmować. Udało nam się! Mnie się udało! Nie spieprzyłam niczego. Zachowałam zimną krew, ręka nie zadrżała mi nawet przez sekundę.

Kiedy odjechaliśmy sprzed banku i emocje nieco opadły, Seth nawet spojrzał na mnie w lusterku i powiedział „Dobra robota partnerze". Nigdy nie czułam się tak dumna z siebie jak w tamtej chwili. Richie oczywiście musiał wszystko zepsuć i zapytać „A co ze mną? Ja nie jestem twoim partnerem?" na co Seth kazał swojemu bratu się przymknąć(znowu). Richard obrażony skierował swoją uwagę na widok za oknem, Seth natomiast mrugnął do mnie, po czym z powrotem skierował wzrok na drogę przed sobą.

Jechaliśmy kilka godzin zanim Seth i Richie stwierdzili, że jesteśmy na tyle daleko od miejsca zbrodni,żeby się zatrzymać. Mimo tak długiej jazdy emocje jeszcze nieopadły, a przynajmniej u mnie. Chłopaki wyglądali na wyluzowanych,ale nie był to przecież ich pierwszy skok, byli przyzwyczajeni. Janie. Byłam na tyle nabuzowana energią, że gdy weszliśmy do motelowego pokoju to nawet nie usiadłam, tylko chodziłam po pomieszczeniu w tą i z powrotem, podczas gdy Seth i Richie przeliczali pieniądze z napadu. Starszy z braci w końcu nie wytrzymał, przerwał to co robił i spojrzał na mnie.

-Kate?

-Hm?

-Mogę zapytać co ty kurwa robisz? -Seth warknął na mnie, ale miałam tak dobry humor, że nie mogłam się nawet na niego pogniewać, że znowu przeklina, w dodatku zwracając się do mnie. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się promiennie.

-Nic nie robię. - powiedziałam.

-Łazisz w tą i z powrotem, czy mogłabyś posadzić swój zgrabny tyłek na łóżku, na krześle,czy dosłownie gdziekolwiek, żebym mógł się skupić?

-Gapiłeś się na mój tyłek Gecko? -spytałam, uśmiechając się figlarnie, ale posłusznie usiadłam na jednym z trzech łóżek. Seth nie odpowiedział, tylko wrócił doliczenia pieniędzy. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, aż w końcu odezwał się Richie.

-Zadała ci pytanie bracie. - chłopak był odwrócony do mnie plecami, ale w jego głosie mogłam usłyszeć rozbawienie, nie musiałam widzieć jego twarzy, by wiedzieć, że ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. Seth zgrzytnął zębami i zignorował brata. -Wciąż nie słyszę odpowiedzi.

-Jeszcze jedno słowo i walnę cię w twarz. - warknął starszy Gecko. Richie zachichotał.

-Od kiedy to mnie ostrzegasz zanim mnie uderzysz?

-Uznaj to za dzień dobroci dla zwierząt. A teraz licz. Kurwa. Pieniądze.

W pokoju znowu zapadła cisza. Czułam,że mnie nosi, nie mogłam tak po prostu siedzieć i nic nie robić.

-Mogę iść na basen? - spytałam.Pytanie nie było skierowane konkretnie do któregoś z nich, pewnie dlatego żaden z nich mi nie odpowiedział. -Richie? - dodałam niepewnie. Seth podniósł na mnie wzrok jakby urażony, że to nie jego spytałam o zdanie, ale zignorowałam go. Richie odwrócił się do mnie twarzą i wzruszył ramionami.

-Pewnie, dlaczego nie? - odpowiedział.Rzuciłam mu promienny uśmiech, Setha natomiast nie obdarzyłam więcej spojrzeniem. Skoro zamierzał zachowywać się jak obrażone dziecko, to tak właśnie zamierzałam go traktować. Szybko przebrałam się w łazience w strój kąpielowy i opuściłam pokój energicznym krokiem.

*Seth*

Dlaczego zawsze musiałem wszystko psuć? Co mi odjebało tym razem? Nawet nie wiem o co się na nią wściekłem. Chyba miałem jakiś powód, ale uleciał mi z głowy w momencie kiedy wyszła przez drzwi. Teraz byłem wściekły na siebie. Richard musiał to dostrzec, bo przerwał liczenie i spojrzał na mnie.

-Czy te pieniądze cie w jakiś sposób skrzywdziły bracie, że tak się na nich wyżywasz? - spytał, czym tylko bardziej mnie wkurzył.

-Spierdalaj. - warknąłem w odpowiedzi.

-O co ci chodzi Seth?

-O nic mi nie chodzi. Przymknij się i licz swoją część.

-Nie przymknę się dopóki łaskawie nie powiesz o co się tak wściekasz na Kate.

-Nie wściekam się na Kate. -powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

-Doprawdy? - Richie oczywiście mi nie wierzył, ale w sumie to mu się nie dziwiłem.

-Wściekam się na siebie. Okej? Nie na Kate. - odpowiedziałem na odczepnego. Richard o dziwo zamknął jadaczkę i wrócił do liczenia. Skończyliśmy 10 minut później.Bez słowa zabrałem się za czyszczenie broni. Musiałem czymś zająć ręce, żeby nie przywalić w twarz mojemu bratu, który usilnie się na mnie gapił i chyba próbował odczytać moje myśli.

-Może oprawisz sobie moje zdjęcie i to na nie będziesz się gapił? - w końcu nie wytrzymałem. Richie był natomiast oazą spokoju, co tylko mnie podburzało.

-Próbuję cię po prostu zrozumieć bracie.

-I wpatrywanie się we mnie ma ci w tym pomóc?

-Właśnie tak.

Zgrzytnąłem zębami i wróciłem do przerwanego zajęcia.

-Jeśli nie przestaniesz to znowu strzelę ci w łeb.

-Dojrzały sposób rozwiązywania konfliktów bracie, bardzo w twoim stylu. - nie odpowiedziałem.-Dlaczego jesteś wściekły na siebie? - postanowiłem go ignorować.-Wiesz, że nie dam ci spokoju dopóki mi nie odpowiesz?

W milczeniu wyczyściłem broń i złożyłem ją z powrotem. Richie wciąż patrzył na mnie,oczekując odpowiedzi. Westchnąłem i przejechałem dłonią potwarzy.

-Nie dasz mi spokoju co?

-Nie.

Przełknąłem ślinę.

-Jestem zły.. bo zachowuję się jak ostatni dupek w stosunku do Kate. - powiedziałem po chwili zastanowienia. Richie uniósł jedną brew.

-A dlaczego się tak zachowujesz? -spytał. Pokręciłem głową.

-Nie wiem. - odpowiedziałem. Na prawdę nie wiedziałem. Odkąd uratowaliśmy ją z rąk Amaru wciąż usilnie odpychałem Kate od siebie. Nie byłem pewien dlaczego. Może przez to co Kate powiedziała tam w jaskini.

W oczach ludzi, których kocham.

Spojrzała mi wtedy prosto w oczy, więc wiedziałem, że mówi nie tylko o Scottcie, ale i o mnie. Ale co to znaczyło tak właściwie? Że Kate kocha mnie jak brata?Nienawidziłem tej myśli. Ale jeszcze bardziej nienawidziłem myśli,że mogłaby kochać mnie inaczej. Mnie.

Co jak co, ale ktoś taki jak ja nie zasługiwał na miłość od kogoś takiego jak Kate. W żadnej formie. Nie ważne czy tego chciałem czy nie i co sam do niej czułem, bo nawet tego jeszcze do końca nie rozgryzłem. Ale wiedziałem, że Kate nie mogła mnie kochać, dlatego odpychałem ją od siebie jak tylko mogłem.

Nieważne, że raniłem przy tym nas oboje.

Richard nie odezwał się ani słowem tylko w milczeniu czyścił swoją broń.

-Powinienem iść ją przeprosić? -odezwałem się po chwili. Mój brat rzucił mi spojrzenie znad okularów.

-Myślałem, że dłużej zajmie ci dojście do tego.

-Oh zamknij się. - warknąłem w odpowiedzi i skierowałem się do drzwi, po drodze zrzucając z siebie marynarkę.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro