#1
Siedzimy wszyscy razem przy malutkim stole w ogrodzie. Każdy o czymś zaciekle rozmawia, ale na ten sam temat. A kto jest tym tematem? Oczywiście, że ja. Odyn powiedział, że do armii się przyjęłam, ale nie będę robić tego, co inni. Będę za to pilnować jego "syna". Coś wspaniałego normalnie mnie spotkało! Stanie pod drzwiami i sprawdzać czy nie ucieka syn naszego władcy to jest moje ulubione hobby.
Mój tatko się zgadza, co do kropki. Idealna praca - mam mniejsze szanse na to, iż zostanę przyłapana na tym, że jakimś cudem odkryją moją płeć. Odyn nie ma ku temu za cholerę przeciwwskazań. Mówi "tylko najlepsi potrafią z nim wytrzymać, dlatego powierzam go tobie". I po cholerę było się starać? Ci "najlepsi" będą niańką dla małych książątek, a najgorsi pójdą walczyć. Patologia.
Frigga próbuje trzymać stronę swojego męża i mojego ojca. Czyli praktycznie zostałam sama. Po westchnięciu postanowiłam odpuścić i zaakceptować decyzję. Od razu, gdy to powiedziałam, zaczęli wiwatować i klaskać. Chwilę potem Heimdall z Odynem szli już z beczką najlepszego wina oraz innymi alkoholami.
Szczerze powiedziawszy, gdybym urodziła się w innej rodzinie, gdzie Odyn praktycznie nikogo nie zna, nie byłoby takiej "uczty". Mój tata jest bardzo blisko z Wszechojcem. No i ciocia Frigga jest u nas często... No nie mam najgorszej rodziny, ale wolałabym mieszkać z rodziną, która jest "tą skromniejszą". Ech, czasami chcę stąd uciec i zmienić nazwisko. Ale cóż - rodziny się nie wybiera i tego się trzymam.
- No dobrze, musisz się spakować, w zamku czeka twoja komnata. - rzekł już lekko oschłym tonem Odyn. - Możliwe, iż będziecie się z ojcem widzieć często, więc praktycznie Heimdall też mógłby w zamku zamieszkać. Jest tu sam, a tak będzie mógł spotykać się z synem.
- Wspaniale! A ja będę mogła spotykać się z Mere... - w ostatnim momencie Frigga ugryzła się w język. Ech, czasami wszystkim się wymyka i potem "osoba z zewnątrz" nie wie o co lub o kogo chodzi.
- Co? Z kim się będziesz spotykać? - warknął nasz władca.
- No Meredith to moja... koleżanka... Em no mieszka obok zaraz. To ich sąsiadka.
- A więc dobrze. Spakuj się i do zobaczenia w zamku. Przyjdź do mojej komnaty, a ja wyślę poddanych, by zaprowadzili cię do pokoju. - powiedział Wchechojciec, wychodząc już z domu.
Chwilę potem ciocia uśmiechnęła się i również wyszła. Ja z tatą wymieniliśmy się spojrzeniami, po czym zabraliśmy się za pakowanie. Wkładaliśmy w torbę tyle rzeczy, ile się tylko dało upchać. Gdy będę miała przerwy oczywiście przebiorę się w strój służki i będę chodzić z innymi kobietami. Nikt się nie skapnie, już to wypróbowaliśmy. Teraz - dzięki nam - moja przyjaciółka z podwórka ma pracę w zamku, której szukała miesiącami, jak nie latami. Co z tego, że nielegalnie.
Kiedy już byłam spakowana i ubrana w zbroję tak, jak mój tata, byliśmy gotowi na wyjście. Wyszliśmy zamykając drzwi i okna na trzy spusty. Bezpieczeństwa nigdy za wiele. Poszliśmy w stronę komnaty, do której Odyn nam kazał iść. Gdy już doszliśmy przywitał nas też Odyn, o dziwo, z uśmiechem. Rzadki widok, a ja - szczęściara - jednak widzę to nadprzyrodzone zjawisko dwa razy w ciągu jednego dnia.
- Witam, moi kochani! Atelier was zaprowadzi do osobnych pokoi. Będziecie blisko siebie, nie martwcie się o to. Dobrze, musicie już wychodzić. Mam ważne spotkanie. A i Hjalmarze, zaczynasz od jutra rano. Nie spóźnij się. Służki cię obudzą, więc nie spinaj się.
- Tak jest! - krzyknęłam niskim głosem. Atelier z Odynem dosłownie wyrzucili nas z pomieszczenia, tylko że ten pierwszy został z nami.
Idziemy gdzieś z piętnaście minut nadal kierując się w stronę mojej komnaty. W sumie to dosyć dużo, no ale przecież to zamek w Asgardzie. Najpierw mój ojciec dostał komnatę, a pięć minut potem - ja. Pomieszczenie było wielkości mojego całego domu jak nie dwa razy większe. Atelier nakazał się rozgościć, a sam wyszedł. Miałam ubrania i różne pierdoły wyciągnąć z torby, która znajdowała się na moim łóżku, a raczej łożu, bo na tym mogłoby się zmieścić z dwadzieścia osób. Na moim ledwo pomieszczą się 2 osoby. No w sumie to zamek, a ja mieszkam, a raczej mieszkałam w malutkim domku z ogromnym ogrodem.
Garderoba była tak wielka, jak moje dwa pokoje, a w niej i tak było bardzo dużo ubrań, ale męskich, więc wychodzi na to, że mam to ubierać na co dzień. Oczywiście na środkowej ścianie stało to łoże z ogromem poduszek, koców i pierzyn. Na prawo od mebla była ściana ze szkła. Aczkolwiek za tą szybą, która imitowała drzwi, mieścił się bardzo duży balkon. Szkło było przyozdobione szkarłatnym materiałem, który udawał zasłony. Nie było dywanu ani desek, natomiast podłoga była zrobiona na podobieństwo kafli. Z góry wisiał ogromny, kryształowy żyrandol. Świecił się i mienił, ale oprócz tego były jeszcze małe pochodnie po bokach ścian. Komnata prezentowała się pięknie, ale jednak jestem przyzwyczajona do małych, przytulnych pomieszczeń z dużą ilością pamiątek i nieprzydatnych pierdołów. I to mi odpowiada.
Wzięłam torbę i wyrzuciłam całą zawartość na legowisko. Były tam... A może inaczej - nie było tam tylko kilku rzeczy należących do mnie. Leżały właśnie na moim posłaniu. Rozgoszczenie się zajęło mi bardzo dużo czasu. Wszystko było skończone po czterech godzinach męczenia się ze wszystkim. Na ogromnym zegarze zaraz wybije ósma wieczorem.
Nagle do pomieszczenia weszły z szybkim pukaniem służki. A co zobaczyłam? W tej gromadzie kobiet ujrzałam moją przyjaciółkę od eksperymentów, Runnah. Oczywiście jestem idiotką, ponieważ nie zakluczyłam komnaty ogromnym kluczem (jak wszystko w tym pomieszczeniu), ale też nie miałam na sobie zbroi, tylko koszulę nocną, przez co widać było moje kobiece atuty. Brunetka podbiegła do mnie i jak najszybciej schowałyśmy się w garderobie, a innym kazała czekać.
- Co ty tu robisz? - krzyczała szeptem, o ile w ogóle to możliwe. - To, że jesteś córką Heimdalla to nie znaczy, iż możesz mieć wszystko lepsze! A w ogóle czemu akurat w tej? Przecież tu zamieszkał Hjalmar, podobno jest bardzo przystojny. O nie, czy ty jesteś jego kochanką? - mówiła szybko i zdecydowanie ze zdenerwowaniem.
- Nie, nie jestem i nie spinaj się tak, bo ci żyłka pęknie. Ty wiesz, że my załatwiliśmy ci tę pracę? A widzę, że jesteś bardzo zadowolona. - popatrzyłam na nią z pretensjami. Runnah zawsze była skłonna do kłótni, jednak po tych małych sprzeczkach byłyśmy nie do rozdzielenia. Da się przyzwyczaić, lecz niektórzy wybuchali przy naszej dwójce.
- A ty wiesz, że bardzo tęskniłam? - zielonooka posłała mi uśmiech, jednakże w oczach widać łzy. Łzy szczęścia.
- Ja też, Runni! - rzuciłyśmy się sobie w objęcia i ściskałyśmy tak z pięć minut aż w końcu inne panny zapukały do nas. - Jeszcze chwilę!
- Dobra, koniec tych czułości. Powiedz naprawdę dlaczego tu jesteś? - dziewczyna zapytała z powagą. - Wiem, że nie pozwoliłabyś na to, że mieszkasz w zamku tylko przez twojego ojca.
- To prawda... - spuściłam głowę. Postanowiłam opowiedzieć jej wszystko od początku do końca, tyle że bez szczegółów. - No także jak będę miała wolne, mogę się z wami trzymać?
- Czekaj, czekaj, czekaj. Czyli załatwiłaś mi robotę tylko dlatego? Ty mnie cały czas zaskakujesz. - pokręciła głową z uśmiechem i dezaprobatą, po czym przytuliła mnie jeszcze raz. - Ok, bo pomyślą, że się ruchamy, czy coś.
- A kysz, zboczeńcu! - machałam rękoma na wszystkie strony. Tia, kto by nas zrozumiał?
Wyszłyśmy z garderoby całe roześmiane. Jedna ze służek - ruda, niebieskooka i wysoka piękność, która nazywa się Falla - podejrzewała mnie od razu, no bo kobiety miały przygotować strażnika Lokiego, a nie jakąś chudą babę. No więc wytłumaczyłam wszystkim o co chodzi. Zgodziły się na to, bym mogła z nimi przebywać i że mają mi mówić po imieniu. Również wytłumaczyły mój "plan zajęć", czyli tak jakby godziny pracy: co mi wolno, a co nie i tym podobnym.
Przesiedziałyśmy na tym wielgachnym łożu kilka dobrych godzin plotkując, rozmawiając o ubraniach i dodatkach, a co najważniejsze - gadałyśmy o facetach. Na przykład "Kogo z synów Odyna brałabyś?" lub "Który sługa jest najprzystojniejszy" i wiele innych. Z pierwszego pytania było pół na pół, ale z drugiego... Oj, tu był wynik jednogłośny. Każda wybrała Alvara - pięknego, wysokiego blondyna o nieziemskich orzechowych oczach. Jest umięśniony jak bóg, kości policzkowe są idealne, a uprzejmy jak cholera! Normalnie ideał! Ech, tylko jest jedno "ale"... On ma już żonę i dzieci. Jebana suka miała szczęście! Pewnie leci na jego wygląd. A propos tej żony, ona jest brzydka jak noc, wredna jak mało kto, niska jak skrzat ogrodowy. Bogowie, trzymajcie mnie! Ta suka jebie go na kasę, nic więcej, a ten w to wierzy, iż są szczęśliwą, kochającą się rodzinką. Ten człowiek jest stanowczo za miły na nią.
Byśmy zrobiły nocowanko, ale wszystkie mamy pracę wcześnie rano, a jakby ktoś zauważył tyle kobiet u faceta w komnacie, to na pewno by mnie wywalili. No ciężko, ciężko...
~~~
Hejo! Kolejna część trochę może bardziej rozweselona, ale potem będzie śmieszkowo. Chciałabym przypomnieć, że niektóre sytuacje (jak np. to, że Loki nie jest rodzonym synem Odyna) właśnie nie są pokazane chronologicznie i niektóre informację są zmyślone.
~ Do zobaczenia, Frędzle!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro