Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. |But I think we can do it.|

Dwoje nastolatków weszło do więzienia, kierując się w stronę celi Ricka w której przesiadywał z małą Judith.

- Wróciliśmy! - zawołała Lucy śpiewnym głosem - Mamy fajne rzeczy!

Czarnowłosa pokierowała się do kamiennych schodów na górę, aby spotkać pana i władcę tego miejsca.

- Dostać się tutaj - westchnęła zmęczona - Schody nie są moją mocną stroną - wysapała padając jak długa. 

- Lucy... - odezwał się Carl, stojący obok - To zaledwie dwadzieścia sześć schodów...

- ILE!? - krzyknęła podnosząc się na klęczki - Nowy rekord! Wejście dwudziestu sześciu schodów bez zatrzymania się w połowie! - uniosła dłoń w geście zwycięstwa.

Chłopak spojrzał na nią z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.

Czarnowłosa podniosła się już całkowicie, otrzepując cały brud który przyczepił się do jej zakrwawionej postury. Spojrzała na bruneta wzrokiem mówiącym " zaraz wracam", po czym pokierowała się w stronę swojej celi, którą zdążyli jej przydzielić. Weszła do swoich czterech ścian, gdzie sprawnie zmieniła zakrwawione ubrania, na te czyste. Zdążyła nawet umyć głowę, ręce i twarz. Odsączyła ręcznikiem wodę z włosów i wróciła do Grimesów.

- Takie oto fanty - stwierdziła, kładąc na ziemi plecak, który wcześniej trzymał Carl.

Rick patrzył na nich uważnie, skanując wzrokiem rzeczy które przynieśli, najbardziej zadowolony był jednak z mleka w proszku dla córki. 

---- półtora roku później ( sezon ) ----

Lucy siedziała na jednej z wieżyczek strażniczych, czyszcząc swoją kosę, nie zwracając uwagi na nic, prócz swojej broni. 

Jakie było jej zdziwienie, gdy usłyszała podjeżdżające samochody. Z ciekawości wstała wychylając głowę. Ujrzała parę samochodów zatrzymujących się pod siatką, a wśród nich jeden czołg. Z pojazdów zaczęli wychodzić, nieznani jej, ludzie. Jeden z nich wyszedł na dach czołgu. 

Pisnęła głośno, słysząc, jak i widząc, jeden strzał oddany z czołgu, natychmiast schowała się tak, że było widać jedynie jej oczy jak i czubek głowy. 

- Cofnijcie się! - usłyszała krzyk Ricka.

Odwracając się w stronę głosu, ujrzała wybiegających Maggie, Beth i Carla, którym kazał się zatrzymać. Sam Rick biegł w towarzystwie Daryla i, nieznanego jej, czarnoskórego mężczyzny. Lucy nie czuła się zbyt komfortowo z tym że była w miejscu znajdującym się dokładnie po środku, w duchu modliła się aby, nieznani ludzie, nie zauważyli jej gdyż mogło się to wiązać z poważnym uszkodzeniem jej, jak i nie samą śmiercią.  

- Rick! Chodź tu! - po terenie rozniósł się głos wysokiego mężczyzny, którego czarne włosy zaczynały już siwieć, na jego prawym oku znajdowała się czarna przepaska, była to ta osoba która stała na czołgu - Pogadajmy!

- A mogłam tu nie siedzieć... - mruknęła cicho, do siebie, czarnowłosa. 

Jej sytuacja jeszcze bardziej ją przerażała, gdy z środka czołgu wyłoniły się dwie osoby z broniami, było widać jedynie ich górną część ciała, od pasa w górę. 

- To nie zależy ode mnie! - usłyszała ojca Carla, gdy na chwilę się ocknęła, pomiędzy wymyślaniem planu wydostania się z tej gównianej sytuacji. 

Niezbyt rozumiała o co aktualnie chodzi, przez te półtora roku niezbyt wchodziła w interakcje z innymi na takim poziomie, aby wszystko wiedzieć, jak i wszystkim się interesować. Jednak gdy usłyszała imię " Hershel " spojrzała w stronę intruzów którzy wyprowadzili starca z pojazdu, a zaraz po nim ukazała się czarnoskóra kobieta. 

Ujrzała okazję gdy wszyscy zajęli się Rickiem, jak i właśnie zwrócili na niego uwagę, który pokierował się do nieznajomego mężczyzny. W ten czas zbiegła z wieżyczki strażniczej i po chwili znajdowała się w  wśród ludzi z więzienia. 

- Już się bałem że coś ci zrobili - od razu dobiegł ją głos Carla, który widząc o rok młodszą dziewczynę od razu ją przytulił, zamykając w żelaznym uścisku. 

- Mało brakowało - mruknęła cicho, wtulając twarz w jego bluzkę - Ten pierwszy strzał, mógł urwać mi łeb - burknęła niezadowolona samą wizją tego. 

Chłopak na samą myśl o owej sytuacja ścisnął ją jeszcze mocniej. 

- Kiedy sprawdzano autobus? - usłyszała pytanie Daryla.

- Przed ostatnim wyjazdem do supermarketu - skwitowała od razu piętnastolatka, oswobodzając się z uścisku bruneta. 

- Już wtedy brakowało wszystkich zapasów - odezwała się inna czarnoskóra, której Lucy również nie kojarzyła.

- Ale myślę że damy radę. 

- W razie problemów, wszyscy do autobusu! - zarządził kuszownik. 

- BOŻE SALUT! - krzyknęła spanikowana czarnowłosa, od razu biegnąc do swojego konia. 

Unikając wszystkich obcych spojrzeń, dotarła do boksu rumaka, który od razu otworzyła. 

- Schowaj się gdzieś w lesie, gdy będę cię potrzebować, zagwizdam, przyjdź - pocałowała zwierzę w chrapy przykładając swoje czoło do jego. 

Odsunęła się od niego po chwili, po czym klepnęła go z całej siły w zad, przez co pobiegł do lasu znaleźć bezpieczne miejsce. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro