Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. |Don't come up to me, don't look at me, don't talk to me|

—  W siodle jest wygodniej — burknął Carl, obejmując w pasie dziewczynę.

— Od kiedy ty taki delikutaśny? — zaśmiała się nastolatka, odwracając na chwilę głowę w jego stronę — Przecież zawsze to ja siedzę w siodle, chyba że ja mam inny kaprys, ty siedzisz i tak na dupie Saluta.

— Ale wtedy dodatkowo mogę się trzymać siodła — powiedział twardo.

— Zawsze trzymasz się mnie jak rzep psiego ogona — znowu się zaśmiała, wracając do patrzenia przed siebie.

— Gdzie się wybieramy? — szybko zmienił temat, wiedząc że z dziewczyną nie wygra.

— Przed siebie, może znajdziemy jakieś sklepy czy coś, słyszałam że twój tata potrzebuje jakiegoś jedzenia dla Judith.

— Jakim cudem ty to słyszałaś, a ja nie? — powiedział zdziwiony.

— Bo ja, potrafię słuchać — stwierdziła — Trzymaj się mocniej — mówiąc to praktycznie od razu ruszyła konia galopem, chłopak nie spodziewający się tak szybkiego zmiany tempa cicho pisnął, czując jak wynika go do góry, jednak udało mu się nie spaść.

----

Po dość długiej jeździe, nastolatkowie znaleźli małe miasteczko w którym było wiele sklepów. Dziewczyna zatrzymała konia, czekając aż chłopak z niego zejdzie.

— No złaź, chyba że chcesz dostać kopa w twarz jak ja zrobię to pierwsza — stwierdziła czekając na ruch chłopaka, który po dłuższej chwili namysłu zszedł grzecznie z konia. — Dobra, to gdzie idziemy najpierw? — zaczęła myśleć na głos, rozglądając się wokół siebie.

— Może tamten? Wygląda jak by coś w środku zostało — stwierdził chłopak, patrząc w stronę okna przez które było widać produkty na wystawie sklepowej.

— Może być — odpowiedziała mu, po czym spojrzała w stronę Saluta — Wróć jak cię zawołam — pocałowała konia w chrapy, po czym klepnela go z całej siły w zad a ten pobiegł szukając dla siebie bezpiecznego miejsca.

Dwójka weszła do wybranego wcześniej sklepu i zaczęli przemierzać sklep w poszukiwaniu czegokolwiek zdatnego czy to do zjedzenia, czy do użytku. Dziewczyna trzymała swój plecak zawieszony na brzuchu, był on lekko rozpięty tak aby mogła bez problemu wrzucić coś co uzna za przydatne, jednocześnie tak żeby nie wypadło przy gwałtowniejszym ruchu.

— Dlaczego kazałaś Salutowi uciekać? — zapytał ciekawy chłopak, wrzucając jakieś rzeczy do swojej własnej torby.

— Gdyby ktoś, lub coś, go zobaczyło były by dwa wyjścia — spojrzała na niego stając w miejscu — Pierwsza — pokazała jeden palec — Gdyby to był człowiek, chciałby go wziąć, za wszelką cenę. A druga — pokazała drugi palec — Gdyby to był sztywny, zapewne starał by się go zjeść, jeden czy dwa jeszcze nic by nie zrobiły, Salut jest zdolny poradziłby sobie, ale gdyby to była jakaś zgraja, większą grupka, byłby martwy — dziewczyną delikatnie wstrząsnęło gdzie wyobraziła sobie obraz zjadanego żywcem konia — Tylko on mi został, no i tata, ale żeby do niego się dostać, potrzebuje konia, a koń nie zostawi mnie nawet ze względu na moje humorki.

Chłopak jedynie kiwnął głową w odpowiedzi, nie wiedząc co ma powiedzieć. Nie był przygotowany na taką odpowiedź, jednak stwierdził że czasem lepiej nic nie powiedzieć, niż powiedzieć coś głupiego. Brązowowłosy jeszcze chwilę przyglądał się dziewczynie pakującej jakieś rzeczy spożywcze do plecaka, po czym zaczął robić to samo. 

Dziewczyna na chwilę zastygneła w bezruchu, słysząc jak parę alejek obok coś spada z półki. Spojrzała na Carla przystawiając palec do ust, dając mu znać że ma być cicho, a najlepiej się nie ruszać i nie oddychać. Brązowooka poruszyła się delikatni, starając się odwrócić głowę w stronę dźwięku, gdy jej się udało, jej źrenicę delikatnie się powiększyły widząc blondwłosego mężczyznę. 

- Tutaj czysto! - Krzyknął mężczyzna, rozglądając się jeszcze chwilę, po czym wyszedł ze sklepu. 

- Mamy co chcieliśmy - powiedziała cicho, zgarniając coś jeszcze na szybko i zamykając plecak, chłopak zrobił to samo widząc pośpiech towarzyszki - Teraz musimy cicho się stąd wymknąć, nie zamierzam się z nim męczyć - stwierdziła kucając i sprawdzając czy nikogo nie ma. 

Stwierdzając że jest bezpiecznie wyszła z alejki, dając znak Carlowi że może również wyjść. Dziewczyna bacznie się rozglądała, słyszała rozmowy mężczyzn, niezbyt interesowało ją to co mówili, dopóki podchodząc pod okno nie usłyszała pewnych słów, wypowiedzianych przez tego samego mężczyznę który był w sklepie. 

- Słyszałem że ten wariat, który stworzył sobie jakąś otoczkę i uznaje że jest zajebiście wykrył że jacyś ludzie mieszkają w więzieniu i nawet jakaś kobieta stamtąd chyba do niego dołączyła.

- Niezbyt mnie to interesuje - powiedział obojętnie drugi, Lucy nie widziała ich lecz mogła wywnioskować po samym głosie kto tam stoi i jaką postawę ma - Dopóki nikogo dla mnie ważnego nie ma zamiaru krzywdzić mam na to wyjebane. Mogę mu jedynie nasrać do jajecznicy. 

- Tata..? - Mruknęła cicho, będąc delikatnie rozkojarzona, jednak dalej dążyła do drzwi. 

- Nie wiem czy jesteś świadomy kto mieszka w więzieniu - znów odezwał się Dwight.

- Cholera... - Warknął Negan, po czym zwołał ludzi żeby wracać - Musimy złożyć wizytę Gubernatorowi - znów warknął podwijając rękawy - Musi wiedzieć kogo nie może ruszać. 

Już po chwili było słychać oddalające się kroki, a później odjeżdżające samochody. Przez to iż chwilę było głośniej na drodze głównej zaczęli zbierać się zimni, charcząc tak że na ciele Carla pojawiła się gęsia skórka. 

- To był twój ojciec!? - Krzyknął  ściszonym głosem chłopak, jednak nie na tyle głośno aby przywołać do nich jakiegoś trupa. 

- Ano był, jak widać słychać i czuć - Zaśmiała się nieszczero, po czym wstała i otrzepała spodnie - To co? Wracamy. - Stwierdziła oceniając ilość szwendaczy na zewnątrz - Jest ich na tyle mało że możemy ich wybić.

Brązowowłosy jedynie wywrócił oczami wiedząc że niczego się zapewne nie dowie, więc nawet o nic nie pytał. Spojrzał na dziewczynę, która zapinała swój plecak na klatce piersiowej, zabierając z ziemi swoją kosę która wcześniej tam wylądowała aby nie wystawała i nie zdradzała swojej pozycji. Chłopak widząc jak dziewczyna strzela palcami już się domyślał jak to się może skończyć. 

----

- Jak można być tak brutalnym w tak młodym wieku!? - Krzyknęła Carol widząc Carla i Lucy wjeżdżających na teren więzienia na Salucie. 

Zareagowała tak bowiem, Carl był cały czysty, natomiast Lucy była praktycznie od stóp do głów w krwi jak i różnych wnętrznościach szwendaczy. 

- CO TO JEST - Znów krzyknęła patrząc na głowę trupa przypiętą do boku konia. 

- Lucy stwierdziła że śmiesznie wyglądał to musiała sobie wziąć jego głowę - zaśmiał się cicho chłopak, przypominając sobie zafascynowanie dziewczyny widząc tego przeciwnika. 

- Uwaga! Jeszcze Ciepły, ciągle gryzie, dlatego ma linę w paszczy - stwierdziła również się śmiejąc i zsiadła z konia zaraz po Carlu. 

- Jak możesz robić takie rzeczy! To jest takie nieodpowiedzialne! Będziesz miała szlaban! - Siwowłosa wrzasnęła patrząc z wyższością na czarnowłosą.

Lucilla zaśmiała się wrednie pod nosem kręcąc głową z niedowierzaniem, już zaczynała mieć dość nadopiekuńczości kobiety.

- Nadal będę ci wypominać że nie jesteś moją matką - stwierdziła ściągając siodło z konia. - Nie martw się, poradzę sobie, mimo że jestem młoda trochę przeszłam. 

- Jak mam się o ciebie nie martwić!? - krzyknęła - Przecież to znak że mam cię traktować jak córkę! Sophie umarła, a niedługo później pojawiłaś się ty! Ja straciłam córkę, ty rodziców! Czemu nie widzisz powiązań, świat tak chciał! - kobieta do niej podeszła, starając się ją przytulić. 

- Hola! Hola! - Warknęła czarnowłosa, odskakując od niej - To że ty straciłaś córkę nic nie znaczy, ja straciłam jedynie matkę, a i tak nigdy jej nie miałam. Ojca wciąż mam, więc się uspokój kobieto bo jesteś psychiczna - Stwierdziła twardo, zabierając rzeczy konia i odkładając na ich miejsce. - Najlepiej, nie podchodź do mnie, nie patrz się na mnie, nie odzywaj się do mnie - burknęła i poszła ciągnąc za sobą Carla. 

- Może nie bądź dla niej aż taka ostra - Stwierdził cicho chłopak, bojąc się że zaraz też on oberwie. 

- Spokojnie Coral. - Zaśmiała się - Nic ci nie zrobię, ona po prostu okropnie przesadza ze wszystkim, nie prosiłam jej o matkowanie ani o nic, więc naprawdę niech się uspokóje.

- Okej... Nie mówmy o tym, pokażmy tacie co mamy! - powiedział szczęśliwy po czym pobiegł do ich celi. 

- Czekaj na mnie! - Zaśmiała się po czym pobiegła za nim, ile sił w nogach, tak aby nie zgubić swojej trupiej głowy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro