Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. | I'm not your lost daughter |

Dzień dobry! Na początku rozdziału zapraszam was do rozdziału pt: Postacie, możecie tam zobaczyć między innymi wygląd Lucilli!

----

- Dlaczego tyle ciebie nie było? - Zapytała Carol, widząc podchodzącą w jej stronę Lucy.

Nastolatka stanęła w miejscu i mrugnęła parę razy, szukając właścicielki głosu. Po spojrzeniu w dół zauważyła klęczącą w ogródku kobietę, która robiła coś w pomidorach. Czarnowłosa przez chwilę przetwarzała w głowie pytanie do niej zadane.

- Odpowiesz mi? - Znowu zadała jej pytanie, po czym zauważyła diametralną zmianę wyrazu twarzy młodszej, która stała się taka obojętna.

- Nie - stwierdziła, zrywając jednego z ogórków rosnących obok, po czym zamoczyła go w wodzie, która znajdowała się w wiaderku obok, i wytarła go w swoją bluzę, po czym go ugryzła.

- A to z jakiej racji?

- Nie jesteś moją matką - warknęła zirytowana, po czym poszła do miejsca w którym znajdowały się wszystkie konie.

Po przejściu do prowizorycznej stajni, zauważyła że Salut stoi na zewnątrz, a obok niego stoi skrzynka z szczotkami. Podchodząc bliżej zauważyła Carla, który stara się podnieść nogę ogiera, który się zaparł jak i stara się ignorować chłopaka. Dziewczyna gwizdnęła, na co koń dał uszy do góry jak i głowę, widząc dziewczynę od razu się rozluźnił i podniósł nogę. Carl, nie spodziewając się takiego gwałtownego ruchu, upadł do tyłu lądując na tyłku. Salut korzystając z chwili rozproszenia chłopaka od razu zerwał się i pobiegł do Lucilli.

- Nic ci nie jest? - zapytała przyglądając się mu, w jej głosie można było usłyszeć nutkę rozbawienia, podchodząc do młodego Grimesa podając mu dłoń, którą przyjął.

- Żyje - stwierdzi, podnosząc się po czym otrzepał tyłek - Ale ta bestia jest uparta - stwierdził niezadowolony, przyglądając się koniu i wystawiając do niego język, Salut widząc jego poczynania również pokazał mu język.

- Po prostu nie ma humoru - stwierdziła, głaszcząc konia po chrapach.

Ugryzła jeszcze raz ogórka, po czym resztę dała Salutowi, który go od razu zjadł.

- Jak Daryl? - spojrzała na chłopaka ciekawa - Nie wiem gdzie go przenieśli, co się z nim dzieje.

- Jest już lepiej, dłoń się zrośnie, trochę to potrwa, ale wszystko będzie dobrze. Nie masz się o co martwić, Daryl to mocny facet - uśmiechnął się, jednocześnie sprzątając to co leżało na ziemi - Dlaczego tyle ciebie nie było? Coś się stało? Nie chciałaś wrócić? - zapytał po chwili.

- Spotkałam tatę - powiedziała cicho, uśmiechając się delikatnie pod nosem i głaszcząc konia - Jednak skończyło się jak zawsze - mina od razu jej zrzedła - zaczęliśmy się kłócić o matkę - burknęła.

- Co się stało z twoją mamą, że się o nią pokłóciliście? - zapytał ciekawski, przyglądając się jej uważnie.

Dziewczyna mocno zacisnęła dłonie, przez co zbladły jej palce.

- Nie żyje.

- O... Przepraszam... Pewnie za nią tęsknisz - powiedział skruszony.

- Nie. Właśnie dobrze że zdechła - warknęła - Nic się dla niej nie liczyło, poza czubkiem własnego nosa, nigdy się mną nie interesowała. Jedyny kto się mną opiekował to tata i dziadkowie od jego strony - mruknęła - A ja jak zwykle potraktowałam go jak śmiecia, a tyle się nie widzieliśmy - burknęła.

- Jak twój tata wygląda, albo jak się nazywa? Może namówię mojego tatę, aby go do nas przyjął! - wręcz krzyknął dumny z siebie.

Dziewczyna jednak zaczęła się śmiać, pod nosem gdy chłopak wpadł na ten pomysł ponieważ doskonale wie jak to by się skończyło.

- Carl, proszę nie rozśmieszaj mnie - czarnowłosa nie mogła przestać się śmiać pod nosem - Nikt nie wytrzymałby z moim tatą, ten kto by się mu sprzeciwił pewnie został by poważnie uszkodzony lub martwy - Stwierdziła od razu, dalej się śmiejąc.

- Czemu tak twierdzisz?

- Głupi jesteś? To mój ojciec, wiem jak się zachowuje, po kimś mam charakter - powiedziała, zaczynając czyścić konia. - Chcesz się wybrać ze mną na przejażdżkę na Salucie? - zapytała, chcąc zakończyć wcześniejszy temat.

- I tak nie mam co robić, to mogę się przejechać - stwierdził przyglądając się dziewczynie.

Lucy wzięła do rąk halter jak i wodze, po czym chłopak dostał je do rąk własnych. Carl od razu zrozumiał że musi się pobawić z koniem, aby mu go założyć, w czasie gdy czarnowłosa zaczęła czyścić Salutowi kopyta.

- Bez siodła? - zapytał ciekawy, zaczynając zabawę z koniem, który nie chciał z nim współpracować, i dawał głowę jak najwyżej tak, aby ten do niego nie dostał.

Jedyne co dostał w odpowiedzi, to było skinienie głową.

- O mój boże, dlaczego się na to zgodziłem...

----
- Nie mówisz nikomu że jedziesz? - zapyta.

- Po co? I komu miałabym powiedzieć? - spojrzała na niego - Idź powiedz Rickowi że jedziesz żeby nie było że zniknąłeś, albo że cię porwałam - zaśmiała się cicho.

Chłopak kiwnął głową, po czym poszedł do ojca, powiedzieć że jedzie. Za ten czas Lucy, do swojej torby, schowała parę przysmaków dla Saluta, jak i coś dla siebie.

~ jemu też się coś należy.

Bujając chwilę w obłokach, nie zauważyła momentu w którym, znowu, podeszła do niej Carol.

- Gdzie się wybierasz? -spytała na wstępie, niespodziewająca się tego Lucilla, od razu złapała za swoją kosę na plecach i odwróciła się gwałtownie - Spokojnie, to tylko ja - stwierdziła, starając się uspokoić dziewczynę - Dlaczego nie mówisz że gdzie się wybierasz? Czemu mi nic nie mówisz?

- Przepraszam, ale z jakiej racji mam ci coś mówić? - zapytał unosząc brwi -Już prędzej powiedziałabym coś Rickowi, albo panu Hershelowi - stwierdziła twardo - Sama powiedziałaś że " to tylko ja" - zacytowała kobietę, co było widać że starszej się nie spodobało - więc to tylko ty, a tylko tobie nie muszę się spowiadać, nikomu nie muszę - uśmiechnęła się niewinnie.

- Jak ty się do mnie zwracasz - powiedziała niezadowolona.

- Nie jesteśmy rodziną, abyś coś ode mnie wymagała, nie jestem twoją zaginioną córeczką, sorry, trzeba było lepiej pilnować córki - warknęła - Widocznie wszystkie matki są do kitu - stwierdziła idąc w stronę bramy, a Salut za nią grzecznie poszedł prychając jedynie na kobietę.

----

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro