Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. | Prison |

| Parę lat później |

Czarnowłosa trzynastolatka, jechała na swoim karym koniu, prosto przed siebie. Nie miała pojęcia gdzie dotrze, kogo spotka, jeżeli ktokolwiek jeszcze żyje i czy ona przeżyje. Pędziła na swoich wiernym rumaku, z którym jest praktycznie od początku wybuchu apokalipsy. Jeszcze parę dni temu, była razem z babcią która, jak na swoje lata, bardzo dobrze sobie radziła z posługiwaniem się, najróżniejszymi, broniami.

— Jeszcze chwilę mały, zaraz ich zgubimy... Mam taką nadzieję — mruknęła cicho, tak aby nikt i nic, prócz karego towarzysza, jej nie usłyszało.

— Ygh — warknęła, widząc że sztywni dalej za nią idą.

Czy oni twierdzą, że będe tak bardzo smaczna, że nie chcą mnie opuścić?

— Nie nudzi was to?— zapytała, zatrzymując konia i z niego schodząc.

Czarnowłosa spojrzała, z błyskiem w oku, na szwendaczy. Chwilę później, szybkim ruchem, sięgnęła za swoje plecy, biorąc swoją kosę, która walczyła.

— Chciałam po dobroci... — mruknęła, odcinając trzy głowy zimnych, jednym szybkim i precyzyjnym cięciem — Ale jak mus — mówiąc to powaliła ostatniego, stając mu na rękach, przez co stała okrakiem nad nim — To mus — zaśmiała się, pochylając się nad sztywnym i miażdżąc mu czaszkę, w przy okazji cala głowę, mocnymi uderzeniami swojej prawej ręki.

— Rodzice muszą być z ciebie dumni — dziewczyna rozejrzała się dookoła, nie widząc skąd dobiega ten głos.

Już oszalałam i słyszę głosy? Nie... Jeszcze tak źle ze mną nie może być.

Trzynastolatka mocno złapała swoją broń, która wcześniej rzuciła na ziemię.

— Kim jesteś?— powiedziała, rozglądając się czuje dookoła. Odpowiedziała jej jedynie głucha cisza — Pokaż się tchórzu! — krzyknęła.

Nagle zza krzaków, wyszedł wyższy od niej mężczyzna, miał przygłupie brązowe włosy, a w ręku trzymał kuszę, która do niej celował.

— Gdzie twoi rodzice? Rodzina? — zapytał, nie spuszczając z niej oczu, gdyby nagle zachcianka zaatakować.

Pojechali na Malediwy, postanowili że lepiej zostawić dziecko, niż targać je ze sobą.

— Mnie się pytasz? — prychnęła, przybierając pozycję, gotowa do ataku.

— Grzeczniej, a może przeżyjesz — mówiąc to, za dziewczyną pojawił się drugi mężczyzna. Który okazał się być Azjatą.

Czy to Koreańczyk? Nie przypomina ani Chińczyka, ani Japończyka... To napewno Koreańczyk!

— Ilu was tu jeszcze je... — mówiąc to, oberwała czymś w głowę, przez co zawładnęła nią ciemność.

————

— Kim ona jest? — zapytał cziemnowłosy mężczyzna z, dość już widocznym, zarostem.

— Nie mamy pojęcia, jakaś dziewczyna — zaczął mówić Glenn, ale Rick mu przerwał.

— Przecież widzę że to dziewczyna — wywrócił oczami, patrząc na intruzkę.

— Wracając... — mruknął — Zabijała sztywnych w lesie. Gdy ja zabieraliśmy, przylazł również jakiś czarny koń napewno jej. Nie chciał jej odstąpić na krok — mówił, jak natchniony, Koreańczyk.

— A po co ją tu przynieśliście? — zapytał " dowódca ", patrząc na nich z niezrozumieniem.

— Młoda nieźle sobie radzi, może nam się przydać — odezwał się, do tej pory cichy, Daryl.

— I jest chyba zbliżona wiekiem do Carla, a nikogo innego w jego wieku tutaj nie ma. — dopowiedział Rhee.

— Yhh... — westchnął Rick, patrząc to na nieprzytomną dziewczynę, to na tą dwójkę — Poinformujcie mnie jeżeli sie obudzi, będę musiał ją przepytać. — po poinformowaniu Daryla i Glenn'a, czarnowłosy wyszedł z budynku, na ogród, który znajdował się w WIĘZIENIU.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro