Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-23-

Zatrzymałam się na jakiejś plaży i upadłam na dół  już jako człowiek. Zakryłam twarz rękoma i zaciskając żeby próbowałam się uspokoić. Siedziałam na mokrym i zimnym pisaku już koło godziny. Otarłam łzy i zaczęłam powoli się zbierać z ziemi. Wyciągnęłam telefon z kieszeni.
15.40.. Rozejrzałam się dookoła.
Morze? Gdzie ja jestem... Zobaczyłam parę trzymającą się za ręce i idącą wzdłuż brzegu. Podbiegłam do nich.
- Przepraszam którędy do centrum? - zapytałam.
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Cały czas prosto i pierwszy skręt w lewo na deptak - odpowiedziała
- Dziękuję - odwzajemniłam jej uśmiech.
Szybkim krokiem szłam trasą wskazaną przez kobietę. Wbiegłam po schodach prowadzący na deptak i zobaczyłam tłumy ludzi. Byłam zdezorientowana. Zacisnęłam pięści i pezelknęłam ślinę. Wiedziałam, że muszę sobie poradzić sama. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się we wszystko co mnie otaczało. W pewnym momencie moją uwagę zwróciła rozmowa matki z córką.
- Podoba mi się tutaj mamusiu - powiedziała dziewczynka.
- Tak, Peniche to piękne miasto.
Zaraz.. co?! jestem w Portugalii?
Nie.. nie, nie to nie może być prawda... Jestem nad oceanem?! Tylko spokojnie, mówiłam sama do siebie żeby się uspokoić. Jak byłam w stanie się z nimi porozumiewać przecież nie znam portugalskiego... Poczułam zapach jedzenia, lody, truskawkowe. Uświadomiłam sobie że jestem strasznie głodna ale nie mogłam nic na to poradzić. Spojrzałam na swoją dłoń, na czarną łapę która tam była.
Dam radę... Podniosłam wzrok do nieba. I zamykając oczy zaciągnęłam się wilgotnym powietrzem.
Jeśli jestem wilkiem muszę mieć dobry nos. Dotrę do domu za wszelką cenę. Próbowałam przypomnieć sobie zapach kokarzący mi się tylko i wyłącznie z moim rodzinnym miastem. Tylko   z jednej jedynej poekarni mógł wydobywać się zapach moich ulubionych pączków z dziką różą. Wiedziałam że to zapach jedyny w swoim rodzaju ponieważ piekarnia była rodzinnym interesem który prowadziła starsza pani, była przecudowna. Czułam jakby była moją babcią której nigdy nie miałam. Zawsze starałam się jej pomagać w sklepie. A ona zawsze karmiła mnie swoimi wyrobami.
Czułam ten zapach. Wiedziałam skąd. Zaufałam swoim zmysłom i pobiegłam. Było mi ciężko unikać wszystkich ludzi którzy przerażeni zamierali w miejscu. Chciałam polecieć jak najwyżej się dało, nie chciałam nikomu zrobić krzywdy. Tak jak pomyślałam tak zrobiłam. Moje łapy nie przylegały do ziemi tylko wisiały w powietrzu. Spojrzałam w bok i zobaczyłam końcówkę wielkiego czarnego skrzydła z jednej i białego z drugiej. Poczułam się wolna, szczęśliwa. Zaczęłam obracać się wokół wlasnej osi i skamleć radośnie. Lecialam bardzo szybko i tylko od czasu do czasu spogladałam w dół zobaczyć to domy to zielone pola by chwilę potem znów spojrzeć w niebo. Nie miałam poczucia czasu ale widzialam, że zaczyna się ściemniać. Jako że była końcówka wakacji dni były coraz krótsze. Zobaczyłam skaliste góry a w nich jaskinie. Wleciałam do niej i momentalnie poczułam chłód bijący z wnętrza. Doskonale widziałam w ciemnościach więc czułam się bezpiecznie. Jaskinia nie była zbyt duża. Przemaszerowałam do jej końca i tam zwinęłam się w kłębek. ostatni raz spojrzałam na zachodzące słońce i zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro