Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-15-

Obudziłam się w swoim łóżku. Tym razem wiedziałam już, że to nie był sen. Podniosłam się powoli i na półce obok zobaczyłam kawałek czerwonego papieru. Gdy go podniosłam poczułam intensywny zapach mięty. Otworzyłam zgięty w pół papier i zaczęłam czytać.
"Wiem, że to dla Ciebie bardzo trudne, dam Ci tyle czasu ile tylko potrzebujesz. Kiedy zdecydujesz się ze mną porozmawiać wiesz gdzie mnie znaleźć
                                            Matt"
Zgięłam kartkę i wrzuciłam pod łóżko. Dom znów był pusty. Stwierdziłam, że muszę zająć się swoim NORMALNYM życiem. Poszłam do kuchni i włączyłam muzykę z telefonu. Starając się nie myśleć o tym co zaszło zeszłego wieczoru. Zaczęłam podśpiewywać i kiwać się na boki robiąc sobie śniadanie. Gdy tosty były już prawie gotowe a ciepłe mleko czekało na mnie na stole usiadłam i spojrzałam na mojego psa. Kiedy tak patrzałam zaczęło mi się wydawać mi się, że chce mi coś powiedzieć.
-Co chcesz kluseczko? - zapytałam w myślach.
-Jeść! Jeść! Daj tosta!
Podskoczyłam na krześle robiąc wielkie oczy.
-Ty umiesz... mówić?...
-Zawsze umiałem ale wy nigdy nie rozumieliście.
Pies zaczął się wiercić i poszczekiwać.
Jego brązowe oczy były wciąż wlepione we mnie.
-Aivi, wie czego chcę. Aivi jest dobra.
Wtedy nie wytrzymałam. No ja chyba zwariowałam. Nawet mój pies wie kim rzekomo jestem?! Wstałam zdenerwowana, położyłam tosty na talerz po czym znów usiadłam i zaczęłam powoli przeżuwać. Pies merdał ogonem siedząc przy mnie.
-Niech Ci będzie... - podałam mu ostatni kawałek.
Otrzepałam ręce i wypiłam resztkę mleka. Wstałam od stołu po czym włożyłam naczynia do zmywarki. Podeszłam do szafki i wyciagnęłam pierwsze, letnie ubrania, które wpadły mi w ręce. Przebrałam się i usiadłam na kanapie patrząc się w ścianę.
Jeśli to wszystko jest prawdą to...
-Nie... nie myśl o tym - warknęłam sama do siebie.
Muszę zanieść papiery do szkoły już prawie połowa wakacji. Czas pomyśleć o kupnie książek...
Wstałam żeby zobaczyć grafik mojej mamy.
-Hmmm... kończy o 16 jest.. - spojrzałam na zegarek wiszący w kuchni - 13, zanim wróci powinnam zdążyć zanieść podanie.
Wzięłam smycz, papiery do szkoły, ubrałam trampki, zawołałam psa i wyszłam. Kiedy zamknęłam drzwi i zaczełam szukać kluczy usłyszałam setki rozmów. Zdawać by się mogło, że wszystkich ludzi z całego bloku. Ból głowy, który pojawił sie przed chwilą narastał z każdą sekundą. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie czułam uginające się pode mną nogi. Gdy wreszcie je znalazłam. Zamknęłam szybko drzwi i zbiegłam na dół po schodach. Przy drzwiach wyjściowych czekał już mój pies, otwarłam je i wybiegłam. Oparłam się o ławkę znajdującą sie przed blokien i zaczęłam głeboko oddychać. Z czasem głosy ustały. Rozejrzałam się i zaczęłam powoli iść przed siebie. Szłam bocznymi drogami tak by pies miał trochę więcej przestrzeni do biegania. Trawa zdawała się pachnieć świeżością bardziej niż zwykle a w powietrzu czuć było smażone na grilach karkówki. Im dłużej szłam tym więcej zapachów mogłam rozróżnić. Do szkoły był jeszcze kawałek więc postanowiłam pobawić się chwilę z psem. Zaczęłam się rozglądać ale nie potrafiłam znaleźć Simby. Zaczęłam go wołać i gwizdać ale to nic nie dało. Nagle z mojego gardła wydobyło się ciche wycie. Zrobiłam to mimowolnie. Przerażona popatrzałam na ludzi wokół ale wyglądali jakby nic nie usłyszeli. Chwilę potem zobaczyłam wesołego psa który jakby nigdy nic podbiegł do mnie.
-Gdzieś ty był?!
-Byłem tu i tam oo i tam widzisz tam byłem bo tam dużo fajnych zapachów
-

Yhhh już nic nie mów -powiedziałam i przewróciłam oczami. Nagle ludzie spojrzeli się na mnie jak na wariatkę. No serio?! Nikt nie słyszał jak wyłam a teraz nagle, że rozmawiam z psem?! Oburzona zapięłam psa na smycz i ruszyłam szybkim krokiem do przodu.
- Wreszcie - powiedziałam sama do siebie. Odłożyłam smycz na murek i kazałam psu usiąść.
- Siadaj tutaj i czekaj grzecznie aż przyjdę, zrozumiano?
- Tak, tak będę czekał.
Przede mną stał wielki budynek z ciemnej cegły. Miał dwa duże wejścia, z czego jedno było zamknięte. Budynek miał pełno okien.
- Szkoła... - wzdrygnęłam się na myśl wstawania pięc razy w tygodniu o godzinie siódmej. Idąc po schodach wyjęłam zwinięte w rulon dokumenty, które wystawały mi z tylnej kieszeni spodni. W środku nie było chyba nikogo prócz mnie i paru pań z obsługi. Znałam trochę to miejsce ponieważ mój brat zaprowadził mnie tu w dni otwarte szkoły. Jednyne czego nie pamietałam to gdzie jest sekretariat. Jak zwykle najistotniejsze pomieszczenie. Nagle usłyszałam dźwięk zszywacza do papieru, chwilę potem odgłos drukarki i ciche śmiechy. Zaczęłam wsłuchiwać się w te dzwięki po czym poszłam w stronę skąd dobiegały. Ku mojemu zdziwnieniu po paru minutach zatrzymałam się przy jakiś drzwiach. Gdy podniosłam wzrok przeczytałam na nich napis "sekretariat".
- Bingo - szepnęłam i zapukałam do drzwi po czym pociągnełam za klamkę - Dzień dobry - weszłam pewnym krokiem z uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry, dzień dobry, kogo my tu mamy - podałam kobiecie podanie a ona uśmiechnęła się rozpromieniona. Od razu odniosłam wrażenie, że lubi kontakt z młodzieżą. - Lilith tak?
- Tak - przytaknęłam ochoczo.
- Widzę, że wszystko jest wypełnione także możesz przyjść zobaczyć listę osób które się dostały w połowie sierpnia, choć z Twoimi ocenami nie martwiłabym się zbytnio - kobieta puściła do mnie oczko - do zobaczenia we wrześniu skarbie - uśmiechnęła się ciepło.
- Do widzenia - odwzajemniłam uśmiech i wyszłam z pomieszczenia.
Wybiegając ze szkoły szybko chwyciłam smycz leżącą na murku i razem z psem pobiegłam w stronę domu. Chwilę to trwało ale gdy wreszcie znaleźliśmy się pod blokiem postanowiłam posiedzieć na ławcę by przemyśleć to i owo. Wtedy usłyszałam głos dobiegający z prawej strony.
- Hej Lil!
Odwrociłam się i zobaczyłam Laurę.
- Heej! Tak dawno się nie widziałyśmy! - podeszłam do niej i przytuliłam ją.
- Byłam na wakacjach z rodzicami i nie miałam jak zadzwonić - Laura wzięła Simbę na ręcę i zaczęła się z nim witać.
- Opowiadaj jak było! - podekscytowana popatrzałam na przyjaciółkę.
Laura opowiedziała mi całe wakacje spędzone w Hiszpanii, mówiła o przystojnym chłopaku, którego poznała ale nie umiała się z nim dogadać a także o wpadkach swoich rodziców. Gadałyśmy dobrą godzinę. Zobaczyłam, że moja mama wychodzi z auta i kieruje się w stronę domu więc pożegnałam się z Laurą i szybko pobiegłam by zdążyć wejść przed moją rodzicielką. Wbiegłam po schodach, otworzyłam drzwi, odpięłam psa i udawałam jakbym nigdzie nie była. Zaczełam podgrzewać sobie obiad i usiadłam na krześle w kuchni. Wtedy moja mama otworzyła drzwi i zaczeła witać się z psem.
- Cześć - krzyknęła.
- Cześć - powiedziałam w odpowiedzi
- Widze, że wreszcie robisz sobie obiad - przytaknęłam jej szybko i wstałam nalać sobie zupy - tutaj są zakupy rozpakuj je jeśli możesz.
- Jasne - usiadłam z miską pełną posiłku i zaczęłam jedzenie.
Gdy usiadłam przepełniona spojrzałam na zakupy
Jak trzeba to trzeba - pomyślałam.
Wstałam i zaczełam wybierać rzeczy do lodówki. Probując podnieść je wszystkie na raz nagle okazało się, że mam za mało rąk. Ale kto jak nie ja sobie z tym poradzi. Zabrałam wszystko na raz podtrzymując produkty czy tylko się dało. W połowie drogi potknęłam o leżące na ziemi reklamówki. Kiedy leżałam juz na podłodze zobaczyłam lecące w dół produkty, spadały strasznie wolno, szybko pozbierałam się z podłogi i zaczęłam je łapać zanim się zorietnowałam dwa jogurty trzymałam w rękach, parę innych balansowało na mojej głowie a jeszcze inne podtrzymywałam kolanem. Odłożyłam wszystko na stół i zdenerwowana zaczęłam ubierać buty.
- Mam już tego dość, musze się z nim zobaczyć - wymamrotałam przez zaciśnięte zęby.
- Gdzie idzesz? - odezwała się moja mama z drugiego pokoju.
- Na spacer! - krzyknęłam i zamknęłam za sobą drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro