Shatter me || [one-shot]
"Squeeze, hot, hold that pose
You know I like it do it sweetheart,
I'm the boss
I'll let you get close to it
I'm gonna make tonight a show
I'll make your love grenade explode, nanana
Turning the lights out,
Burnin' the candles
And the mirrors gon' fog tonight
Turning the lights out,
Tighten the handcuffs
And the mirrors gon' fog tonight"
*
Zima tego roku nie oszczędziła Nowego Jorku. Śnieg nieustannie padał od wigilii, sprawiając, że szare ulice pobielały, a samochody miały utrudnioną jazdę. Szczególnie zmierzchem, gdy widoczność była jeszcze bardziej ograniczona.
Kobieta przekonała się o tym ponownie, gdy wynajęła taksówkę. Taksówkarz zdawał się rozmowny i chętnie wyklinał innych kierowców, którzy zapominali o kierunkowskazach, lub tak się spieszyli, że próbowali zajechać mu pas. Starszy pan nie był jednak w ciemię bity i twardo sunął przed siebie, by zadowolić swoją olśniewającą klientkę, która z kolei miło się do niego uśmiechała. Gdy dowiózł ją szybko i sprawnie na miejsce, zostawiła solidny napiwek. Mężczyzna poczuł się niemal wzruszony, uznając, że została jeszcze w niej ta dobroć pogwiazdkowa. W duchu życzył jej wszystkiego najlepszego, nie mając pojęcia, kogo wiózł.
Rudowłosa z gracją wyszła z auta, które stanęło pod luksusowym nowojorskim klubem. Spojrzała na swój złoty zegarek, widząc na nim dwudziestą drugą pięć. Idealnie. Do Nowego Roku brakowało prawie dwóch godzin, a tyle wystarczyło jej, by wprawić siebie – i nie tylko – w odpowiedni nastrój. Uśmiechnęła się i ominęła marznącą kolejkę, pragnąc dostać się do prestiżowego lokalu, gdzie tylko najbogatsi oraz najpiękniejsi mogli się bawić. Natasha prychnęła na tę myśl, wyobrażając sobie, jak dawny Stark śmiałby się z tego żałosnego tłumu.
Kobiety zerkały na nią z zawiścią, mężczyźni z zainteresowaniem. Spojrzała na ochroniarzy, uśmiechając się zalotnie i jednocześnie tajemniczo. To zawsze działało. Świadomość swej urody oraz seksapilu sprawiała, że mężczyźni jedli jej z ręki. Do tego odznaczała się inteligencją oraz przebiegłością – zabójcze połączenie dla płci przeciwnej.
Weszła do ciepłego środka z wielkim wdziękiem i niedowierzaniem kilku pań z kolejki.
Zdjęła swoje futro, a otaczający ją blask rozbłysnął jeszcze mocniej. Lekko zarzuciła rudymi włosami, tak samo biodrami, wspiąwszy się do głównego pomieszczenia. Czarna, koronkowa sukienka idealnie opinała jej ciało, uruchamiając wyobraźnię w bardziej kreatywnych umysłach, a także instynkty w tych prostszych. Z jej gładkiej twarzy nie schodził tajemniczy półuśmieszek, a wzrok jasno dawał do zrozumienia, że cokolwiek się nie wydarzy, ona zostanie panią sytuacji.
Otoczył ją zapach drogich alkoholi, perfum oraz cygar. Zazwyczaj unikała takiej mieszanki, ale nie gdy miała powitać Nowy Rok. Wtedy pragnęła luksusu. Z sufitu zwisało tysiące wspaniale mieniących się kryształów, bar błyszczał nieskazitelną czernią, a parkiet odbijał sylwetki pięknych i bogatych. Rozbrzmiewała muzyka, przy której można było zarówno zatańczyć, jak i porozmawiać. Romanoff nie planowała ani jednego, ani drugiego. Zamówiła aperol spritz, a po chwili barman podał jej kieliszek, uśmiechając się szeroko.
Upiła łyk pysznego, idealnie schłodzonego trunku, pogrążając się we wspomnieniach. Tak cudownych, a jednocześnie niezwykle bolesnych i wyniszczających. Zdawało się, że taka mieszanka nie mogła istnieć, a jednak w jej życiu się wykrystalizowała. Zresztą swego czasu uważała, że każdy, kto kochał choć raz, musiał zmierzyć się z cierpieniem, uprzednio zatapiając w szczęściu. Tak to działało. Nie zawsze, jednak Natasha należała do pechowego grona, które straciło, a potem nie zyskało już nic.
W tę jedną jedyną noc w roku bardzo dużo gdybała. Gdyby tak Thanos nie zdobył tych Kamieni i nie wyplenił połowy ludzkości? Gdyby bliscy jej ludzie nie zniknęli z dnia na dzień? Gdyby udało im się go powstrzymać? Gdyby Avengers przetrzymało ten rozłam i walczyło dalej? Gdyby sprawili, że straceni wstaną z popiołów? Gdyby ludzkość nie odczuła tak ogromnej, niedorzecznej straty? Gdyby się nie poddała, gdyby nie była tak zgorzkniała, jej życie przestałoby zionąć pustką? Gdyby nie pokochała, poradziłaby sobie i nadal pomagała? Gdyby nie to, zostałaby tą dobrą Natashą, nie przeistaczając się z powrotem w zimną morderczynię? Co, gdyby była silniejsza?...
Zaśmiała się sama do siebie, bo na te pytania już nigdy nie pozna odpowiedzi, niezależnie od tego, jak bardzo popychają ją w stronę samodestrukcji. Zawsze zdawała się sama sobie silna, zawsze za taką ją mieli, a po latach walki okazywało się, że przegrała sama ze sobą. I nie widziała już odwrotu... A raczej wcale go nie chciała. Wraz z miłością odeszła dziewczyna, którą tak dobrze znała.
Żałosne. Żałosne, jak człowiek potrafił uzależnić się od innego, a tracąc go, zatracał siebie i wpadał w studnię pełną rezygnacji, smutku oraz rozpaczy, z której nie potrafił się wydostać. A może i nie chciał, wiedząc, że po wyjściu nikt nie czekał.
Natasha potrząsnęła głową, nienawidząc się za te ponure myśli. Nie potrafiła cofnąć czasu. Nikt nie potrafił. Wiedziała to z doświadczenia, ponieważ próbowali. I nie wyszło. Zostało jak było, tyle że ci, którzy nie odeszli, stracili nadzieję.
Kobieta westchnęła, chcąc poprosić o jeszcze jednego drinka, lecz zanim to uczyniła, ten już przed nią stał. Spojrzała na barmana pytająco, a on dyskretnie wskazał jej kilka miejsc po prawej. Och, pomyślała, nie muszę dziś polować.
Spojrzała na mężczyznę. Zdawał się wysoki i świetnie zbudowany, a na pewno młodszy od niej. Oj, i to chyba całkiem sporo. Absolutnie jej to nie przeszkadzało. Ofiara po prostu musiała mieć w sobie to coś, a brunet zdecydowanie to posiadał. Uśmiechał się lekko, bez tej irytującej arogancji, którą tak lubiono mylić z pewnością siebie. Nie znosiła tego. Tym razem ujrzała uśmiech miły, wręcz ciepły, aż jej serce, od dawna skute lodem, lekko zadrżało.
Czarnowłosy był bardzo przystojny. Popijał whisky z lodem, co uważała za oznakę zdecydowania i pragmatyczności, a to ceniła u płci przeciwnej. Czarny garnitur uszyty na miarę, idealnie leżący na jego ciele. Na prawym nadgarstku połyskiwał srebrny zegarek. A więc klubowicz należał do leworęcznych. Ciemne włosy zaczesał do tyłu, co od razu dodawało mu atrakcyjności. Choć Natasha uznała, że mógłby się w ogóle nie czesać, i tak skupiałby na sobie wzrok kobiet. Widziała je. Mimo że większość przyszła z partnerami, patrzyły na niego jak wygłodniałe zwierzęta. Och, która z tych znużonych pań nie chciałaby skosztować tak seksownego mężczyzny?
Natalia powstrzymała śmiech. Nie, nie chciała śmiać się z nich, ale z siebie, bo zdała sobie sprawę, że jej przeszłość daje o sobie znać w postaci szczegółowej obserwacji i wysuwania wniosków.
Tylko że jeśli któraś planowała go zdobyć, to spóźniła się, bo był już zajęty. Przez nią. Widziała zainteresowanie i pragnienie w jego oczach, a ona odwzajemniła to uśmiechem. Napiła się postawionego przez niego alkoholu, lekko kiwając nogą, jakby się nudziła. Brunet podszedł i usiadł tuż obok niej, a ona wyczuła męskie Chanel. Bardzo lubiła ten zapach, więc zyskał kolejne punkty.
- Słyszałem, że aperol piją tylko kobiety, które wiedzą, czego chcą – powiedział głębokim tonem, wpatrując się w nią z uprzejmym zainteresowaniem.
- I chcesz mnie o to zapytać? – odparła Romanoff, rozbawiona jego słowami.
- Nie muszę, bo widzę, czego chcesz – uśmiechnął się trochę szerzej, patrząc śmielej. Podobało jej się to.
- Zgaduj – podjęła jego grę.
- Przekonać się, jak mocne wymierzam klapsy – szepnął jej na ucho.
Natasha uniosła brwi. Ta noworoczna noc podobała jej się coraz bardziej. Trafiła na kogoś godnego jej czasu, kogoś, kto wiedział, jak rozdawać karty. Zaimponowało jej to. Podniecało ją. Właśnie takiego obrotu sprawy oczekiwała między trzydziestym pierwszym grudnia a pierwszym stycznia. Oczekiwała, że wejście w Nowy Rok okaże się zniewalające. Brunet dał jej obietnicę i chciała, by jej nie złamał. Pragnęła tego, jak nigdy przedtem.
Kobieta nie zamierzała tracić czasu. Przyszła tu w konkretnym celu, odnalazłszy go szybciej, niż sądziła. Poza tym nie chciała, by tajemniczy mężczyzna, którego imienia nawet nie znała, dodawał cokolwiek innego, cokolwiek, co mogło zburzyć jej perfekcyjną wizję.
Uśmiechnęła się zachęcająco i wypiła alkohol, nie odrywając od niego oczu. Widziała, jak przełyka ślinę. On w odpowiedzi wypił swoje whisky do dna, patrząc na nią z pożądaniem. Och, pomyślała, czując nagle ciepło rozchodzące się po jej ciele, on jest piękny.
Mężczyzna zsunął się z krzesła i podał jej dłoń, którą ta ujęła. Z gracją zeskoczyła z barowego stołka, a ciemnowłosy objął ją w wąskiej talii, przyciągając jej biodra do swoich. Wiedział, co robić i wiedział, jak rozpalić kobietę, to na pewno - pociągającą prostotą i urokiem.
Zastanawiała się również, czy to jego doświadczenie, czy może ta wrodzona pewność siebie. Choć czy to było w ogóle istotne? Im znajdowali się bliżej wyjścia, tym bardziej go pragnęła. Zauważyła zazdrosne spojrzenia kobiet; spragnionych mężczyzn, wpatrzonych w jej jasne ramiona oraz długie nogi.
Brunet nie tylko podał jej futro, ale po prostu je na nią założył, zachowując się bardzo troskliwie i upewniając się, że jest jej ciepło. Sam na siebie zarzucił płaszcz, ponownie ją przytulając. Jakieś pięć minut później siedzieli w taksówce, a zanim mężczyzna podyktował adres, zrobiła to Natasha, co go zaskoczyło i jednocześnie jeszcze bardziej rozochociło.
Działali na siebie jak magnes, co dziwiło rudowłosą. Była tak oczarowana swą ofiarą, że niewiele pamiętała z taksówki. O czymś mówili? Gładzili się po dłoniach? Komplementował ją? Może. A może nie. Dopiero w wielkim hotelowym pokoju, na łóżku okrytym aksamitną pościelą, wróciła do rzeczywistości, w której straciła ukochanego i pocieszała się innymi.
Brunet całował ją. Delikatnie, jakby pragnąc najpierw poznać jej ciało, a nie zaspokoić ich najdziksze żądze. A to podniecało ją znacznie bardziej niż to, czego do tej pory doświadczyła. Jej dłonie błądziły po jego ramionach, opiętych białą koszulą, a potem po nagich mięśniach, cudownie sprężystych, które na pewno bez problemu uniosłyby ją do nieba. Uśmiechnęła się i jęknęła, wyobrażając sobie, jak wspólnie jedzą śniadanie.
Natalia poczuła niepokój. Niepokój spowodowany tym, jak bardzo go pragnęła i jak bardzo spełniał jej oczekiwania, które do tej pory potrafił spełnić tylko jeden mężczyzna na świecie. Spojrzała na niego przestraszona, gdy uśmiechnął się do niej łagodnie, całując czule jej pełne usta. Zatraciła się w zmysłowym pocałunku.
Nie. Nie. Nie. Koniec. Stop. On z niej wydobywał starą Natashę, która dawno umarła. A trupów nie dało się przywrócić do życia. Przecież boleśnie się o tym przekonała.
Rudowłosa dała sobie mentalny policzek, przywracając ład i porządek w swoim zimnym sercu oraz wyrachowanym umyśle. Otworzyła przymknięte z rozkoszy oczy i odepchnęła zaskoczonego mężczyznę. Uśmiechnęła się zalotnie, zmieniając ich pozycję. Siedziała na nim, a on ponownie obdarzył ją pieszczotliwym uśmiechem. Dała mu w twarz. I to go trochę zdezorientowało. Lecz na krótko.
- Mówiłeś coś o klapsach, a jakoś ich nie dostałam – szepnęła mu w usta i zagryzła wargę.
Zaśmiał się irytująco lekko, chcąc ją zwalić, ale nie mogła na to pozwolić. Nie stać ją było na kolejne wybicie się z rytmu. Pierwszy raz traciła nad sobą kontrolę, przez co odczuwała panikę i musiała uciszyć natychmiast wszystkie głosy, pragnące czegoś innego niż corocznego aktu. I tak łamała zasadę. Zawsze pozwalała się najpierw zadowolić, lecz nie tym razem. Nie mogła. Inaczej coś by się zmieniło, a tego bała się najbardziej. Zamknęła się w ścianach samotności oraz pustki, chcąc już w nich pozostać na zawsze.
Z torebki szybko i sprawnie wyciągnęła kajdanki, którymi przykuła swoją ofiarę do ramy królewskiego łoża. Przejechała palcem po idealnie wyrzeźbionym torsie, nadal się uśmiechając. Zaskoczenie znikło z twarzy ciemnowłosego. Ponownie pojawił się na niej uśmiech, ten, który wytrącał ją z równowagi i próbował wyciągnąć z dobrze znajomej studni w nieznane, które ją przerażało. Znów uderzyła go w twarz.
- Te rude włosy naprawdę odzwierciedlają twój temperament – zaśmiał się.
- I dwulicowość.
- Raczej zatracenie. W czymś. Jeszcze nie wiem w czym.
I się nie dowiesz.
Wyciągnęła pasek z jego spodni i zaczęła przyduszać. Próbowała się uśmiechać, jak zawsze, gdy pozbawiała ich oddechu na dobre, lecz tym razem nie mogła. Kochanek nadal patrzył na nią z zainteresowaniem, pragnieniem poznania nie tylko jej ciała. Doprowadzało ją to do furii. Nie miał prawa tego robić.
Uśmiechał się. Nieprzerwanie. Bezczelnie, nie okazując strachu. Nie dał jej satysfakcji. Nie bał się, nie prosił, by przestała. Tracił życie, ale nie błagał o nie jak reszta. Zaciskała pasek mocniej i mocniej, tym samym okazując swą panikę.
Pierwszy raz to ona płakała. Pierwszy raz od kilku lat z jej oczy poleciały łzy, ścierając kunsztowny makijaż i tę pewność siebie z jej bladej twarzy. Ukazując tę zrozpaczoną Natashę w studni, która pragnęła tam zostać na wieki. Dlatego to robiła. Była jak zwierzę w klatce, które przerażone i spłoszone obijało się o metalowe pręty, raniąc obolałe ciało. Krzywdziła sama siebie, bo tego nauczyła się przez te lata. I chciała krzywdzić innych, by nie tkwić w cierpieniu aż tak samotnie.
Gdy skończyła, nadal płakała. Płakała głośno i bez gracji, której praktycznie nigdy nie traciła. Płakała, tracąc dech, dostała spazmów. Jakby cały ból chciał się z niej wylać poprzez wodospad łez. Tyle że to nie przynosiło jej ulgi. Ani lament, ani fakt pozbycia się kolejnego mężczyzny z tej planety, jak co roku - tak świętując nadejście nowych dni.
Wręcz przeciwnie.
Spojrzała na spokojną, zastygłą twarz, która nadal nie wyrażała strachu. Ciemnowłosy nie ruszał się, a ona wciąż płakała. Wyglądał tak samo pięknie jak wcześniej. Przez kilka chwil czuła jeszcze, że może tym razem nie dała rady, że może oddychał, że może ten tajemniczy brunet, który okazał się zupełnie inny od wszystkich, których spotkała od kilku lat, który uśmiechał się słodko, który wydał jej się magiczny - żyje. Ale nadzieja minęła tak szybko, jak szybko się w niej zrodziła.
Dopełniła swojego rytuału. Rozpoczęła rok tak jak poprzednie. Teraz zatrze ślady, wyjdzie, zrobi co trzeba. Potrafiła to perfekcyjnie, w końcu zawodowo zajmowała się zabijaniem oraz ucieczkami. Następnego dnia znów wypije kieliszek szampana i zacznie się kolejny etap, kolejne trzysta sześćdziesiąt pięć dni do powtórnego oczyszczenia.
Nie. Nie tym razem.
Tym razem to ona stała się ofiarą. Samej siebie.
I jego. Bruneta, którego imienia nie znała. Który spoglądał na nią jak ta jedna osoba na świecie. Który mógł wyciągnąć ją z tej czarnej rozpaczy. Który się jej nie bał i chciał oswoić w tę jedną noc.
Zima w rozpoczynającym się nowym roku nie oszczędziła Nowego Jorku. Śnieg nieustannie padał od wigilii, sprawiając, że szare ulice pobielały, a samochody miały utrudnioną jazdę. Sprawiając, że Natasha Romanoff stała przed swoim mieszkaniem, wpatrując się w płatki śniegu i wyobrażając sobie, że gdy wejdzie do domu, on będzie czekał.
Ale nie czekało na nią już nic.
"Dancing slowly in an empty room
Can the lonely take the place of you
I sing myself a quiet lullaby
Let you go and let the lonely in
To take my heart again
Broken pieces of
A barely breathing story
Where there once was love
Now there's only me
And the lonely"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro