Rozdział 5. Czujne oko Hatake
Izusu dopięła ostatni guzik ciemnozielonej kamizelki. Wygładziła materiał krótkiej, granatowej spódnicy i upewniła się, że zawiązany na prawym udzie bandaż był wystarczająco ciasny. Stanęła przed lustrem.
Kiedy ostatni raz miała na sobie ten mundur?
Dawno. Zbyt dawno, aby pamiętać, jakie to uczucie reprezentować shinobi Wioski Ukrytej w Liściach. Z napływającymi do oczu łzami chłonęła każdy centymetr własnego odbicia. Nie wiedziała, jak po egzaminie potoczy się jej los. Hokage niczego nie obiecywał, dlatego Izusu musiała brać pod uwagę, że to mógł być ostatni raz, gdy z dumą założyła ten strój.
Do pełnego ubioru brakowało tylko jednego elementu. Niestety ochraniacz ze znakiem Konohy pozostawał poza jej zasięgiem. Oficjalnie Izusu nie miała do niego praw, lecz sam mundur dodawał wystarczająco dużo odwagi.
Zaczęły powracać wspomnienia.
*
– Itachi! Nie widziałeś mojego ochraniacza? Nigdzie nie mogę go znaleźć! – Izusu kręciła się nerwowo w poszukiwaniu zguby, rozrzucając po pokoju wszystko, co wpadło jej w dłonie. – Zaraz będę spóźniona!
Kątem oka zauważyła, jak Itachi stanął w wejściu i skrzyżował ręce na piersi. Oparty o framugę drzwi przyglądał się jej z uśmiechem na ustach.
– No i co się śmiejesz? – fuknęła Izusu. – Wiesz, że nie cierpię się spóźniać.
Przegrzebała ostatnią szufladę, wyrzucając z niej zawartość, po czym westchnęła zrezygnowana.
– Nie ma – mruknęła pod nosem. – A przecież widziałam go gdzieś rano.
Itachi odepchnął się od ramy i w kilku krokach stanął przed czerwoną ze złości Izusu. Nie odrywając od niej rozbawionego spojrzenia, ułożył dłoń na czubku jej głowy.
Sapnęła. Miała już go zganić za czochranie jej jak małe dziecko, kiedy ten złapał za coś palcami i delikatnie wysunął z jej włosów. Rozchyliła usta, dostrzegając zgubę w dłoni męża.
– Dziękuję – zaśmiała się, sięgając po ochraniacz, lecz Itachi szybko schował go za plecami.
– Wybacz, ale nie mam czasu na zabawy. – Zerknęła z niepokojem na wiszący na ścianie zegar. – Już jestem spóźniona.
Oczywiście, że wolała zostać z ukochanym, z którym i tak nie widziała się zbyt często. Ich przynależność do ANBU wymagała poświęcenia, które nie uznawało wyższości przyjaciół, rodziny, a nawet małżeństwa. Służba pod rozkazami Hokage to zaszczyt, a zarazem ciążący na barkach obowiązek. Itachi doskonale to rozumiał.
– Powiedz, że ja cię zatrzymałem – odparł i wyciągnął z kieszeni spodni własny ochraniacz.
Izusu natychmiast go rozpoznała. Był porysowany oraz nieco większy od tego, który ona otrzymała. Uniosła brwi, kiedy Itachi zawiązał go jej przez głowę.
– Od dziś należy do ciebie, ja wezmę twój – wyjaśnił.
– Dlaczego mi go oddajesz? – zapytała, przykładając palce do blaszki i poprawiając jej ułożenie.
– Chcę mieć coś, co należy do ciebie.
W jego spojrzeniu błysnęło coś dziwnego, coś nieadekwatnego do sytuacji, w której się znaleźli. Izusu mogłaby przysiąc, że na ułamek sekundy dostrzegła cień maskowanego uśmiechem smutku.
*
– Izusu, kochanie, śniadanie gotowe!
Głos babci Moo sprowadził ją do rzeczywistości, w której łzy płynęły po rozgrzanych z emocji policzkach.
– Pospiesz się, bo inaczej się spóźnisz!
Spóźnisz, tak? Od tamtego dnia notorycznie spóźniała się na każde spotkanie, jakby nie potrafiła już być tą dawną, punktualną i beztrosko roześmianą Izusu.
Przetarła twarz, spychając wspomnienia w odmęty świadomości.
– Dobrze, babciu, zaraz wychodzę! – odpowiedziała fałszywie radosnym głosem.
Nie chciała niepokoić staruszki. Obiecała jej, że zostawi przeszłość sobą, lecz chwile słabości wciąż wracały. Nie pozwalały zapomnieć, że Izusu była kiedyś szczęśliwa.
Naprawdę szczęśliwa.
***
„W tym roku do egzaminu na chūnina przystąpią uczniowie Kakashiego, czyli Uzumaki Naruto, Haruno Sakura i... Uchiha Sasuke".
Uchiha Sasuke. Powtórzyła w myślach Izusu.
Słyszała, że ukończył Akademię z najlepszym wynikiem. Wcale ją to nie dziwiło. Sasuke już jako dziecko był uzdolniony. Niegdyś bardzo przykładał się do treningów, pragnął w przyszłości dorównać starszemu bratu. Izusu zapamiętała jego roześmianą buźkę oraz wielkie, niewinne oczy z fascynacją wpatrzone w Itachiego.
A jaki był teraz?
Masakra klanu Uchiha musiała go zmienić. W jedną noc stracił nie tylko brata, lecz także rodziców, kuzynów, przyjaciół. Został sam porzucony przez najbliższych jak bezpański pies. Jak sobie z tym wszystkim poradził?
Izusu nie miała wątpliwości, że tak traumatyczne wydarzenia zniszczyły beztroskie dziecko, którym niegdyś był. I chociaż zawsze, gdy myślała o Sasuke, pragnęła go przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, to teraz obawiała się ponownego spotkania.
Na pewno wiedział, że Izusu przeżyła. W końcu cała wioska rozprawiała wówczas o jej ocaleniu. Zatem, czy podzielał zdanie mieszkańców? Czy uważał ją za zdrajcę?
Być może nadszedł czas poznać odpowiedzi.
Dotarła przed główny budynek Akademii Ninja. Przez uchylone okno na parterze zobaczyła muskularną sylwetkę jednego ze specjalnych jōninów Konohagakure.
Ibiki Morino.
W takim razie pierwszy etap egzaminu już się zaczął.
Izusu powiodła spojrzeniem po rozsadzonych w klasie geninach, lecz z tej odległości nie mogła dojrzeć zbyt wiele. Sasuke musiał tam być i jeśli spróbowałaby dyskretnie zajrzeć do środka, może dałaby radę go zobaczyć.
Zerknęła na zegarek. Miała około dziesięciu minut w zapasie. Wbiegła do budynku. Krążyła chwilę po korytarzach, aż w końcu znalazła drzwi prowadzące do sali egzaminacyjnej. Pierwsi uczniowie zaczęli już wychodzić. Ich niepocieszone miny wskazywały na prędko oblany test.
Przez stale otwierane i zamykane drzwi starała się podejrzeć przebieg egzaminu. Niestety Ibiki szybko ją zauważył. Jego groźne spojrzenie wywoływało ciarki na skórze i Izusu natychmiast zrezygnowała. Westchnęła. Może to nie był najlepszy pomysł? I tak niczego się teraz nie dowie. Chciała już odejść, lecz uprzedził ją surowy głos za plecami:
– Nie powinno cię tu być, prawda, Izusu?
Cholera, tylko nie on.
Odwróciła się zaskoczona, że Kakashi zdołał ją podejść. Nawet teraz nie wyczuwała go w pobliżu. Zawsze tak się skradał? A może wciąż ją obserwował, pomimo wstrzymania misji na czas egzaminu? Jeśli tak, w duchu musiał przeklinać rozkazy Hokage. W końcu wystarczyła chwila, aby Izusu znalazła się tam, gdzie nie powinna.
– Byłam po prostu... ciekawa – odparła, czując, że zaschło jej w gardle.
– Ciekawa?
Kakashi uniósł brwi. Poznała to po ruchu ochraniacza przewiązanego przez jego czoło.
– Tak, chciałam zobaczyć, jak radzi sobie twoja drużyna.
– Moja drużyna? Masz na myśli Sasuke?
Drgnęła. To prawda, że Kakashi słynął z umiejętności szybkiej dedukcji, ale żeby w sekundę ją przejrzeć? Z drugiej strony... czemu Izusu miałaby interesować się resztą jego uczniów? Zarówno Naruto jak i Sakura pozostawali jej obcy. Nie miała też zamiaru udawać, że martwiła się ze względu na Kakashiego. Nie byli znajomymi ani nawet kumplami. Izusu zdała sobie sprawę, że bliżej im do relacji wroga niż przyjaciela.
Uciekła spojrzeniem w bok. Opuściła delikatnie głowę, nie mogąc dłużej wytrzymać jego karcącego spojrzenia. Znów poczuła ciarki na skórze. Znów pomyślała o Sasuke. Po masakrze klanu chciała wziąć go pod opiekę, lecz nikt nie oddałby dziecka „zdrajcy" i „mordercy".
Kakashi wciąż na nią patrzył. Badał, analizował zachowanie, prawdopodobnie czytał z niej jak z otwartej księgi. Izusu próbowała mieć to gdzieś. Pragnęła bez wstydu znieść fakt, że właśnie odkryła przed nim tę skrzywdzoną i wciąż podatną na przeszłość część siebie. Niestety nie potrafiła tego zrobić.
Itachi zawsze ciepło mówił o Sasuke. Kochał go i troszczył się o niego. Ze względu na tę braterską miłość, Izusu czuła do siebie żal. Nie zdołała uchronić go przed gorzkim smakiem osamotnienia. Nie uchroniła przed tym nawet siebie.
– Powiedz mi, Kakashi... – zaczęła, starając się brzmieć spokojnie. – Jaki on jest?
Postawiła wszystko na jedną kartę. Skoro już pozwoliła mu wejrzeć w głąb siebie, równie dobrze mogła zadać nurtujące ją pytania. W końcu Kakashi był mistrzem Sasuke, prawdopodobnie znał go lepiej niż ktokolwiek inny.
Hatake dostrzegł, jak kilka kosmyków wyślizgnęło się z jej warkocza i opadło na pełen cierpienia wzrok.
Coś szarpnęło go od środka. Znał to spojrzenie. Widział je w lustrze każdego poranka za zamkniętymi drzwiami swojego mieszkania. Nie znosił tego widoku. Przypominał mu, że przeszłość go zmieniła, wypaliła dziurę w jego sercu, której nigdy nie załatał. Izusu wyglądała, jakby także przeszła przez piekło. Nie udawała. Tej pustki w oczach nie dało się sfałszować.
Nagle Kakashi zapragnął wyciągnąć rękę i ułożyć ją na ramieniu Izusu. Doskonale wiedział, ile otuchy potrafił dodać tak prosty gest. Opamiętał się w ostatniej chwili, zdając sobie sprawę, że mógł paść ofiarą jej manipulacji.
Niech to, stracił czujność. Jak to się mogło stać?
– Sasuke jest... – zaczął powoli, aby jak najlepiej dobrać słowa.
Nie dokończył. Drzwi od sali otworzyły się szeroko, a ze środka zaczęli wychodzić uradowani genini. Pierwszy etap egzaminu musiał dobiec końca.
– O nie, jestem już spóźniona! – ożywiła się Izusu, spoglądając na zegarek.
Kiwnęła mu głową i popędziła do wyjścia. Mimowolnie podążył za nią spojrzeniem.
– Kakashi-sensei! Nie uwierzysz, zdaliśmy! Zdaliśmy, naprawdę zdaliśmy! – krzyczał rozochocony Naruto.
– To dopiero pierwszy etap, Naruto. – Sakura trąciła go w ramię, lecz nic to nie dało. Uzumaki dalej skakał z radości.
– Kakashi-sensei, wszystko w porządku? – zagadnęła Haruno.
Kakashi oderwał wzrok od miejsca, w którym zniknęła Izusu i odparł z wymuszonym uśmiechem:
– Tak, gratulacje.
W progu pustej już sali pojawił się Sasuke. Prychnął na głośne zachowanie Naruto, po czym schował ręce w kieszeniach spodni. Minął ich bez słowa.
Kakashi zatrzymał wzrok na jego plecach. Myślami wrócił do upadku klanu Uchiha; do nocy, podczas której jego uczeń stracił wszystko, co kochał. Bezpowrotnie.
Pomyślał o Izusu. Ona nie wydawała się tak zgorzkniała jak Sasuke. Mogła być zdrajcą, mordercą, a jednak gdzieś w środku cierpiała. Poczucie winy?
Chociaż Kakashi bardzo chciał, musiał przyznać, że nie to zobaczył w jej spojrzeniu.
***
Zapadła długa, pełna napięcia cisza. Izusu spoglądała na zebranych przed nią geninów.
Siedemdziesiąt osiem osób. Dwadzieścia sześć drużyn. Całkiem sporo.
Kilka kroków przed nią stała Anko. Zgodnie z ustaleniami zabrała głos jako pierwsza:
– Zanim zaczniemy, kilka ważnych informacji! – ryknęła, zwracając na siebie całą uwagę. – Nazywam się Mitarashi Anko i jak dotąd byłam odpowiedzialna za drugi etap egzaminu na chūnina. W tym roku kadra się nieco zmieniła. Poznajcie osobę, która będzie sprawować pieczę nad przebiegiem testu oraz objaśni wam jego zasady.
Izusu wystąpiła przed szereg. Splotła dłonie za plecami i zadarła podbródek. Nie mogła okazać zdenerwowania. Nie teraz, kiedy wszyscy stawiali osąd.
Nerwowe szepty potoczyły się wśród zebranych, wywołując ogólne poruszenie.
– Słyszałem, że to ta zdrajczyni. – Rozległ się głos gdzieś z tyłu.
– Rodzice mówili, że miała zostać wygnana.
– Podobno owinęła sobie Hokage wokół palca.
– Cisza! – Wrzask Anko urwał wszelkie spekulacje. – Mogę was zapewnić, że jesteście w dobrych rękach. – Ułożyła dłoń na ramieniu Izusu. – Zaufajcie mi.
Skrzywione miny nie zniknęły z twarzy geninów, wręcz przeciwnie. Niektórzy łypali na nią podejrzliwie, inni obserwowali ją z zainteresowaniem. Pośród tego tłumu Izusu dyskretnie szukała czarnych niczym węgiel oczu.
Zamarła, kiedy ich spojrzenia spotkały się po latach. Serce zabiło mocniej, a kącik jej ust drgnął w przypływie nagłej radości.
Nie było mowy o pomyłce, to musiał być Sasuke. Jego delikatne, wciąż lekko dziecięce rysy twarzy tak bardzo przypominały Itachiego, że Izusu aż wstrzymała oddech. Na krótki moment wszyscy zniknęli. Pozostała tylko ona i młodszy Uchiha. Patrzyli na siebie jakby wyciągnięci z ram czasu i wrzuceni w sam środek bolesnej przeszłości.
Chłopak ściągnął brwi, chyba próbował sobie coś przypomnieć.
Nie poznajesz mnie, co, Sasuke? No tak, oboje się trochę zmieniliśmy.
Odchrząknęła.
– Drugi etap egzaminu na chūnina ma na celu sprawdzić wasze umiejętności w praktyce – wyjaśniła Izusu. – Musicie być gotowi na walkę na śmierć i życie, zupełnie jak podczas prawdziwej misji.
– O tak, nareszcie coś się dzieje, dattebayo!
Izusu zlustrowała głośnego dzieciaka, który aż podskoczył z ekscytacji. Jego entuzjazm rozbawił grupkę najbliżej stojących geninów; inni szemrali na boku, wytykając go palcami.
– Zanim przejdziemy do konkretów – ciągnęła Uchiha – pozwólcie, że się przedstawię.
Wyprostowała plecy, dając do zrozumienia, że nie wstydziła się ani swojej przeszłości, ani nazwiska, którym naznaczył ją Itachi.
– Nazywam się Uchiha Izusu i będę waszym egzaminatorem.
Oczy Sasuke nagle się rozszerzyły. Dziewczyna w różowych włosach szepnęła coś nad jego ramieniem, ale on nawet nie słuchał. Patrzył na Izusu, powoli marszcząc brwi.
I chociaż Anko przygotowała ją na taką możliwość, coś w niej pękło. To pełne wrogości spojrzenie rozdzierało jej serce z każdą kolejną sekundą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro