Rozdział 2. Szansa czy wyrok?
Izusu wyszła z budynku, ściskając w dłoniach dwa dość pokaźnej wielkości zwoje. Z niepokojem zastanawiała się, ile czasu zajmie przyswojenie zawartej w nich wiedzy.
Ręce wciąż drżały z emocji. Nie przepadała za oficjalnymi spotkaniami z Hokage i całą Radą Konohy w jednym miejscu. Oskarżycielski wzrok Danzō Shimury będzie prześladował ją po nocach. Nie on jedyny okazywał dezaprobatę względem obecności Izusu w wiosce. Cała starszyzna zdawała się tolerować ją niczym zło koniecznie. Podobnie jak propozycję, którą złożył Trzeci, a której po prostu nie wypadało odrzucić.
Westchnęła, uspokajając się nieco, po czym ruszyła znajomymi uliczkami prosto do domu.
Ciepły, wiosenny wiatr dmuchnął jej w twarz, rozwiewając włosy koloru jasnego blondu. Izusu zaczesała roztrzepaną grzywkę za ucho i zaciągnęła się świeżym powietrzem. Lubiła tę porę roku. Lubiła podziwiać, jak natura z radością budziła się do życia, a ona, niczym nierozkwitnięty kwiat, z nadzieją czekała na swoją kolej.
Być może nastąpi to szybciej, niż się spodziewała.
Zerknęła na trzymane w dłoni zwoje i w tym momencie czubkiem buta uderzyła o coś twardego. Zachwiała się, a świat zaczął szalenie wirować. Zmysł shinobi zareagował poza jej kontrolą. Izusu odepchnęła się na jednej nodze i zgrabnie wylądowała kilka kroków dalej.
Szybko odwróciła się przez ramię. Sądziła, że ujrzy kamień, gałąź lub w najgorszym wypadku odkryje, że potknęła się o własne nogi. Spodziewała się niemal wszystkiego, ale nie leżącego na środku drogi człowieka!
Zamrugała kilka razy, powoli wypuszczając powietrze przez usta.
Nieznajomy leżał płasko, twarzą do ziemi. Ubrany w dziwaczny kombinezon zdawał się kompletnie nie zauważyć zderzenia z jej stopą. Izusu podeszła bliżej i pochyliła się nad nim. Mruczał coś niezrozumiałego pod nosem, a gdy uniósł głowę, jego wielkie, zmęczone oczy padły na jej twarz.
Wyglądał na wycieńczonego i dziwnie... szczęśliwego?
– Przepraszam... panią – wydukał chłopak.
Izusu już miała zaoferować pomoc, kiedy nagle – niczym grom z jasnego nieba – zjawił się mężczyzna odziany w ten sam zielony strój.
– Już wymiękasz, Lee? To dopiero pięćset drugie okrążenie! – wykrzyczał pełen entuzjazmu. Jednym ruchem ręki złapał chłopaka za kołnierz, stawiając go na drżące nogi.
Mężczyzna był prawie dwa razy wyższy od podopiecznego i emanował niezwykle energiczną aurą. Czarne, równo przycięte przy krzaczastych brwiach włosy opadały mu na czoło, a uśmiech rozpromienił z natury pogodną twarz.
– Witaj, Guy – przywitała go uśmiechem Izusu. – Rozumiem, że to twój uczeń? – Wskazała palcem na lekko zgarbionego chłopaka.
Might Guy wypiął dumnie pierś i klepnął chłopaka w plecy. Ten od razu się wyprostował, a całe zmęczenie odmalowane na jego twarzy natychmiast zniknęło.
– Izusu! Nie widziałem cię od czasu twojej służby w ANBU – powiedział Guy. – Tak, to mój uczeń, Rock Lee!
Jeszcze raz klepnął go w plecy. Ułożył jedną rękę na biodrze, drugą wystrzelił przed siebie, dziarsko prezentując uniesiony kciuk.
– Jestem Rock Lee!
Chłopak zrobił dokładnie to samo, a dwa kciuki zatańczyły przed twarzą Izusu.
Oślepiona blaskiem bijącym z ich szczerych uśmiechów, zmrużyła delikatnie oczy. Nie do końca wiedziała, jak powinna odpowiedzieć na to dość nietypowe zapoznanie, dlatego podążyła ich śladem i nieśmiało uniosła własny kciuk. Might niemal zalał się łzami na ten widok, lecz zanim zdążył zareagować, Izusu zapytała:
– Tak właściwie... co tu się wydarzyło?
Nie spodziewała się normalnych wyjaśnień. Znała Guya wystarczająco długo, aby wiedzieć, że to dość pokręcona, aczkolwiek niesamowicie pozytywna osoba. Nie każdy podzielał jego entuzjazm, wielu uważało go za dziwaka lub stukniętego szajbusa, lecz jednego nikt nie mógł mu odmówić – siły. Swoimi umiejętnościami walki wręcz przewyższał najznamienitszych shinobi Wioski Liścia.
Guy opuścił rękę i podrapał się po czubku brody. Po chwili ożywił się, wykrzykując:
– Ach tak! Przegrałem ostatnią walkę z Kakashim. Za karę postanowiłem zrobić tysiąc okrążeń wokół wioski. Lee chciał mi towarzyszyć. – Potargał chłopaka po głowie. – Biegamy tak od rana, ale wygląda na to, że młody musiał zrobić sobie przerwę, he he.
Na środku ulicy, tak?
– Nie ma problemu, sensei, jestem już gotowy do dalszej drogi! – wtrącił Lee. – Za ten wybryk zrobię o sto okrążeń więcej od mistrza! – wykrzyczał tym samym energicznym tonem, co Guy i wyrwał pięść w stronę nieba.
– I to jest właśnie siła młodości! – Might powtórzył gest.
Izusu parsknęła. Zawsze bawiły ją dziwne zachowania Guya, ale teraz, obserwując jego młodszą wersję, ten widok wydawał się podwójnie komiczny.
– Dołączysz do nas, Izusu?
Uśmiech zszedł jej z twarzy. O nie, nie widziała siebie biegającą wokół wioski w zielonym kombinezonie, który z pewnością musiałaby założyć, aby wstąpić tymczasowo do Drużyny Guya.
Mruknęła coś o nakładzie pracy, jaki ją czekał i wskazała na trzymane w dłoni zwoje. Might przytaknął. Nawet pochwalił jej entuzjazm do nauki, po czym zniknął wraz z Lee, kontynuując morderczy trening pięćset trzecim okrążeniem.
***
W domu pachniało słodkim ciastem malinowym. Izusu zaciągnęła się tym zapachem, wchodząc do kuchni. Uwielbiała wypieki babci. Zawsze jej powtarzała, że zamiast prowadzić stragan z owocami, powinna założyć własną cukiernię.
– Częstuj się. – Babcia podsunęła jej ciasto pod nos. – Jeszcze ciepłe.
– Dziękuję. – Chwyciła kawałek i pochłonęła go w dwóch gryzach, na co staruszka zaśmiała się pod nosem. – Zajmę się jutro dostawą, a ty odpocznij trochę, dobrze?
Uciekła do pokoju, zanim babcia zdążyła zaprzeczyć. Przymknęła drzwi i zapaliła światło. Za oknem zrobiło się już ciemno. Latarnie rozświetliły ulice, które powoli cichły od wracających do domu mieszkańców.
Przysiadła na łóżku, nie odrywając wzroku od zwojów podarowanych przez Hokage. Dopiero teraz zauważyła drobny, zapisany czarnym atramentem napis: „Zasady przeprowadzania egzaminu na chūnina".
Zamknęła oczy, wspominając dzisiejsze spotkanie ze starszyzną.
– Mija już prawie pięć lat, odkąd odebraliśmy ci tytuł shinobi, Izusu – powiedział Trzeci. – ANBU obserwowało cię przez ten czas. Ponieważ twoje zachowanie nie wzbudziło podejrzeń, chcemy dać ci szansę powrotu... stopniowo.
Wstrzymała oddech. Chciała zachować spokój, lecz usta same rozchyliły się na to nagłe oświadczenie. Przez jej głowę przeleciało tysiąc myśli naraz.
Powrót? Teraz? Dlaczego?
Dyskretnie spojrzała na twarze starszyzny. Nikt z obecnych nie wyglądał na zachwyconego. Obserwowali ją spod przymrużonych powiek, jakby śledząc najdrobniejsze zmiany jej zachowania.
Najwyraźniej pomysł ponownego włączenia Izusu do świata shinobi nie wyszedł z ich inicjatywy.
Porozstawiane po kątach wielkiej sali świecie drgnęły niespokojnie. Ogień poruszył się, zakłócając spokojną aurę i powodując delikatny taniec cieni. Izusu uznała, że czas przerwać panującą ciszę:
– Co zatem mam zrobić?
– Nie chcemy zmarnować twoich umiejętności. – Hiruzen przytknął do ust drewnianą fajkę i pociągnął z niej dwa razy, po czym kontynuował: – Oczekujemy, że zostaniesz jednym z egzaminatorów tegorocznego egzaminu na chūnina.
Izusu powoli uniosła brwi.
– Oczywiście po odpowiednim przeszkoleniu – dodał Hokage.
Otworzyła oczy, czując dziwne mrowienie pod skórą. Od lat marzyła o powrocie na drogę kunoichi, a jednak, gdy nareszcie do tego doszło, miała pewne obawy. Byłaby głupia, sądząc, że to wszystko zostało zorganizowane bezinteresownie. Świat shinobi rządził się twardymi zasadami. Nikt nie robił niczego z dobroci serca, każdemu działaniu przyświecał jakiś cel. W tej sytuacji Hokage poniekąd odkrył karty. Wyraźnie zaznaczył, że zależało im na umiejętnościach Izusu, lecz co zamierzali z nimi zrobić?
Tego nie wiedziała, ale zgodziła się podążyć tą drogą. Z rosnącą ekscytacją uświadomiła sobie, że od teraz jej życie całkowicie się zmieni.
Chwyciła frotkę leżącą na szafce i w kilku ruchach zawiązała włosy w wysoki kucyk. Zawsze to robiła, gdy zamierzała się skupić. Kciukiem odpieczętowała pierwszy zwój i rozwinęła pergamin.
Coś jej podpowiadało, że to będzie długa noc.
***
– Uważasz, że to dobra decyzja, Hokage-sama?
– Czas pokaże.
– Jeżeli masz wątpliwości, moja propozycja jest wciąż aktualna.
Hiruzen westchnął, odkładając drewnianą fajkę na biurko. Spojrzał na podwładnego. Był gotowy i zdeterminowany, aby zrobić to, co zaproponował po masakrze klanu Uchiha.
– Nie ma takiej potrzeby, Ibiki – odpowiedział Hokage. – Twoje metody są użyteczne, ale korzystamy z nich tylko w ostateczności. – Podniósł się z krzesła i podszedł do wysokich okien, za którymi rozpościerał się widok na wioskę.
Ibiki Morino był jednym ze specjalnych jōninów Konohagakure. Surowy, zimny, wręcz okrutny. Swoimi metodami oraz rozległą wiedzą na temat psychologii człowieka, idealnie sprawdzał się przy wyciąganiu informacji z podejrzanych. Nic więc dziwnego, że gdy na Izusu spadły oskarżenia, zaproponował on pomoc w potwierdzeniu bądź zaprzeczeniu wszelkim zarzutom.
Hokage nie raz rozważał tę opcję. Miał na uwadze, iż w ten sposób imię Izusu zostałoby oczyszczone, lecz ostatecznie odrzucił propozycję. Istniało ryzyko, że dziewczyna mogła usłyszeć o planowym przez Uchiha zamachu stanu. Z pewnością nie wiedziała wszystkiego, ale jeśli światło dzienne ujrzałyby jakiekolwiek poszlaki wskazujące na współudział starszyzny, władza w wiosce zostałaby zachwiana.
– Nie musisz się o nią martwić – przemówił Hiruzen. – Izusu będzie egzaminatorem tylko drugiej części testu, Anko ją do wszystkiego przygotuje. Poza tym Uchiha dysponuje pewnymi zdolnościami, które zamierzam wykorzystać w przyszłości. Jak zapewne pamiętasz... jest tropicielką.
– Hokage-sama, chyba nie zamierzasz...?
– Dokładnie tak, Ibiki, co więcej, wykonałem odpowiednie działania w tym kierunku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro