Rozdział 18. Propozycja
Nastał poranek. Słońce wzbiło się ponad budynkami i oświetliło okna hotelowych pokoi. Izusu odwróciła głowę, lecz promienie wciąż drażniły jej zamknięte oczy. Skuliła się i niemal syknęła wybudzona rwącym bólem w plecach.
Była cała odrętwiała, nawet powieki ledwo się otwierały. Jej wzrok padł na łóżko, na którym przecież powinna się obudzić.
Co jest? Czemu... spałam na fotelu?
Zaschło jej w gardle, a głowa jakby pulsowała. Izusu przyłożyła dłoń do czoła. Nie tylko plecy okropnie bolały. Z trudem przywołała obrazy wczorajszego wieczoru – rozmowa, sake, Kakashi.
Wstrzymała oddech.
– Kakashi?
Rozejrzała się po mieszkaniu, lecz nie było po nim śladu. Spojrzała na uchylone okno. Kakashi musiał wyjść po tym, jak zasnęła, ale... kiedy to się stało? Pamiętała, że mówiła coś o Itachim, chyba oparła głowę o zagłówek, przymknęła oczy i... och, to wtedy.
Zrobiło jej się głupio. Jak mogła tak odpłynąć w środku rozmowy? Zachowała się jak kretynka, ale przeczuwała, że Hatake wcale się nie obraził. Prędzej miał z niej ubaw.
Podniosła się z fotela i dopiero wtedy zauważyła wełniany koc na kolanach. Nie wyciągała go z szafy, a to znaczyło, że...
Przykrył mnie.
Coś ciepłego rozlało się po jej sercu. Odkąd babcia Moo odeszła, nikt nie okazywał wobec Izusu takiej troski. To... miłe, kochane. Nawet nie zauważyła, kiedy się uśmiechnęła.
Jakaś część niej chciała być blisko Hatake, przy nim Izusu czuła się... dobrze. Nie musiała niczego udawać, Kakashi wiedział już wszystko. Ta świadomość zrzuciła z jej barków ogromny ciężar.
Z rozmyślań wyrwało ją ciche pukanie do drzwi. Wstała, a świat zawirował. Oparła się o parapet. Cholera, za dużo sake jak na jeden wieczór. Stopą trąciła pustą butelkę, na sam jej widok Izusu aż zemdliło. Przeczesała włosy i klepnęła się w policzki.
Dasz radę, bywało gorzej.
– Już idę! – krzyknęła, gdy pukanie rozległo się po raz drugi.
W progu ujrzała recepcjonistkę, która przywitała ją ciepłym uśmiechem.
– Dzień dobry, Izusu-san. – Ukłoniła się. – Przepraszam, że przychodzę o tak wczesnej porze, ale do recepcji dostarczono do pani list. Podobno to coś pilnego.
Izusu odebrała kopertę i od razu ją obróciła. Niewidzialna ręka ścisnęła ją za gardło, gdy wzrokiem odnalazła pieczęć Rady Konohy.
– Dziękuję – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem, po czym zamknęła drzwi.
Znowu to samo. Danzō nie dawał jej spokoju nawet na chwilę. Wysyłał te upomnienia – czasem dwa razy dziennie – jakby chciał zmęczyć ją swoją natarczywością. Nigdy jednak recepcjonista nie przyszła, aby osobiście dostarczyć list.
„Podobno to coś pilnego".
Westchnęła i rozerwała pieczęć. Miała ochotę podrzeć kopertę na kawałki, ale coś podpowiadało, że nie powinna tego robić. Wzrokiem przejechała po pierwszych literach, czując serce na gardle.
Uchiha Izusu,
Ostrzegałem cię. Zlekceważenie moich słów było wielce nierozsądne z twojej strony.
Starszyzna oczekuje, że dziś stawisz się w budynku administracyjnym na przesłuchanie w sprawie twojego męża Uchiha Itachiego. Jeśli tego nie zrobisz, sprowadzimy cię siłą, a ty stracisz coś więcej niż pracę w kwiaciarni.
To ostatnia wiadomość, jaką do ciebie wysyłamy. Rada Konohy nie pozwoli się dłużej ignorować, zapamiętaj to.
Shimura Danzō.
PS. Wystarczy jeden rozkaz, abyś znów została sama jak palec. Jesteś gotowa poświęcić swoją przyjaźń z Hatake?
Zgniotła list i cisnęła nim o ziemię.
Cholerny Danzō! Cholerna Rada!
To przez nich straciła pracę! Mieszali tymi brudnymi łapskami wszędzie tam, gdzie okazywano jej pomoc. Pani Yamanaka mówiła o niskich utargach i stracie klientów – starszyzna za tym stała. Byli gotowi zniszczyć jej biznes, aby dać Izusu nauczkę, a teraz... Teraz chcieli odsunąć od niej jedyną osobę, na której jej zależało.
– Jasny szlag! – wrzasnęła.
Znów czuła osuwający się pod stopami grunt; znów traciła wszystko, co miała. Usiadła na brzegu łóżka i schowała twarz w dłoniach. Z trudem powstrzymywała łzy.
Nie znajdzie już pracy. Jeśli Danzō się uprze, niedługo nie będzie miała nawet gdzie mieszkać. Jeżeli Kakashi dostanie taki rozkaz, będzie musiał odejść. Jęknęła cicho.
Pójdzie na to cholerne przesłuchanie, ale jaką miała gwarancję, że potem dadzą jej spokój? No właśnie, żadną. Musiała ich słuchać. Nawet jeśli do końca życia będą ją szantażować, zaciśnie zęby i pozwoli na to.
Zrobi wszystko, aby nie stracić Kakashiego.
***
Weszła do budynku administracyjnego, od razu kierując się w stronę schodów. Z każdym stopniem jej serce przyspieszało. Nie wiedziała, czego spodziewać się po tej rozmowie. Utrzymywanie, że niczego nie pamiętała, nie zadowoli starszyznę. Co więc miała im powiedzieć? Że Itachi rzucił na nią genjutsu i z nią rozmawiał? Równie dobrze mogłaby od razu skuć się w kajdany i sama pójść do aresztu.
Potrząsnęła głową. To nieistotne czego chcieli ani o co zapytają. Ważne, żeby nie mieli powodu, aby odsunąć od niej Kakashiego. Tylko to się liczyło.
Prawie dotarła na najwyższe piętro, gdy nagle się zatrzymała. Uniosła wzrok i aż dostała ciarek.
U szczytu schodów stał Danzō. Patrzył na nią z góry, mrużąc niezabandażowane oko. Czekał. Tak, na pewno wiedział, że tym razem Izusu przyjdzie. Nie pierwszy raz przewidział jej ruch.
– Ciężko było cię tu sprowadzić, Izusu.
Nie odpowiedziała. Ściskała poręcz, walcząc, aby się nie skrzywić. W jego głosie wybrzmiała nuta satysfakcji, z którą nawet się nie krył.
Niech go szlag.
– Uparta jak zawsze, naiwna jak dawniej. Nic się nie zmieniłaś, moja uczennico.
– Nie jest pan już moim mistrzem – warknęła Izusu.
Na samą myśl, że kiedyś służyła Danzō, aż ją zemdliło. Czuła się brudna, splamiona rozkazami płynącymi z jego ust. Dobrze zrobiła, nie mówiąc Kakashiemu, kto był jej mistrzem po wydaleniu z drużyny.
– Oczywiście – odparł Danzō, przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę. – Uchiha mi cię zabrali, a teraz nie ma już w wiosce żadnego członka tego parszywego klanu. Zostałaś tylko ty. Czy to nie zabawne? Z tego, co pamiętam, zawsze o tym marzyłaś.
Izusu zmarszczyła brwi.
Jak to została tylko ona? A co z Sasuke?
Danzō uśmiechnął się półgębkiem. Coś wiedział. Coś się wydarzyło, przeczuwała to. Dłonie zaczęły jej się pocić. Chciała zapytać, ale ugryzła się w język. Danzō tylko czekał, aby napawać się jej niewiedzą. Nie da mu tej satysfakcji.
– Uchiha Sasuke opuścił wioskę i zbiegł do Orochimaru – wyjaśnił, unosząc podbródek. – Od dziś jest uważany za wroga Konohagakure.
Zbladła. Przerażenie błysnęło w jej oczach, które natychmiast zaszły łzami. Zamrugała, pozbywając się niechcianej reakcji. Sasuke... Nie, on nie mógł uciec do Orochimaru. To przecież szaleństwo!
– Jak? Kiedy...?
– Mamy ważniejsze sprawy do omówienia, Uchiha – przerwał jej i wskazał laską na długi korytarz. – Tędy proszę.
Zacisnęła zęby, ale podążyła za Danzō. Panele skrzypnęły pod jej stopami, gdy dotarli do drzwi gabinetu. Shimura przepuścił ją w progu.
W środku czekała reszta członków starszyzny. Siedzieli przy okrągłym stole z otwartymi zwojami i zapisanymi odręcznie dokumentami. Zerknęli na nią w milczeniu. Izusu nie spodobały się ich spojrzenia. Przełknęła ślinę, słysząc, jak Danzō przekręcił klucz w zamku.
– Usiądź – powiedział Homura i wskazał na wolne krzesło.
Koharu śledziła każdy jej ruch. Spod przymrużonych powiek przyglądała się jej uważnie, jakby wzrokiem chciała wywiercić dziurę w głowie Izusu.
Danzō podszedł do okna i zasłonił żaluzje. Kiedy usiadł przy stole, powiedział:
– Wiemy, że Itachi rzucił na ciebie genjutsu.
Wstrzymała oddech. Natychmiast pożałowała, że tu przyszła. Czuła... po prostu czuła, że coś było nie tak. Za bardzo im zależało na tym spotkaniu, ale... skąd wiedzieli? Kakashi? Nie, on by tego nie zrobił... prawda?
– Co pamiętasz z tej rozmowy? – zapytała Koharu.
Izusu opuściła głowę. Już po wszystkim. Nieważne, co powie i tak wymyślą własną wersję wydarzeń. Będą niszczyć jej życie, krok po kroku, aż nie przyzna się do zarzucanych win. Zrobiliby to dawno temu, lecz Trzeci z jakiegoś powodu jej wierzył. Teraz go nie ma. To koniec.
– Nic nie pamiętam – mruknęła pod nosem.
– Nie udawaj, Uchiha – warknął Danzō. – Najlepsze, co możesz teraz zrobić to powiedzieć prawdę. Musimy znać wszystkie szczegóły i...
– Nic nie pamiętam! – uniosła głos, zaciskając powieki. – Możecie mi nie wierzyć, ale taka jest prawda. Wiem, że Itachi zamknął mnie w genjutsu. Coś do mnie mówił, ale... nie wiem... co to było. Mam pustkę w głowie.
Zapadła cisza. Izusu powoli uniosła wzrok. Nie patrzyli na nią, nie zarzucali bezczelnych kłamstw. O co tu chodziło?
– Uchiha Izusu – zaczął Danzō, chwytając w dłonie najbliżej leżący dokument. Przyglądał mu się przez chwilę, po czym powiedział: – Mamy dla ciebie... pewną propozycję.
***
Might Guy był z siebie dumny.
Zewsząd otaczały go bezgraniczne pokłady siły młodości. Wyczuwał je w każdym opadającym liściu, w każdym zmierzwionym przez wiatr kępie trawy. Zaciągnął się rześkim powietrzem. Ach, cóż za piękny dzień!
Słońce ledwie sięgnęło zenitu, a on już zaliczył poranny trening z drużyną, wykonał serię morderczych ćwiczeń, a nawet znalazł chwilę na pikantny ryż curry w ulubionej knajpce.
Jednego brakowało mu do pełni szczęścia – rywala. Osoby, która pobudzała jego siły witalne i pragnienie wspinania się po wyżynach doskonałości.
Tak, Might Guy uważał, że nadszedł czas na kolejny pojedynek. Czuł w kościach nadchodzącą wygraną, miał ją niemal na wyciągnięcie ręki! Oczy zapłonęły mu żywym ogniem, gdy szybko przekalkulował, że dzisiejsze zwycięstwo da mu znaczną przewagę nad rywalem – aż o cały jeden punkt.
Jednak najpierw: plan działania! Jeśli przegra (mało prawdopodobne) zrobi tysiąc brzuszków i pięćset okrążeń wokół wioski!
Następnie trzeba znaleźć osobę chętną do podjęcia jego wyzwania. Energicznie rozejrzał się wokół placu treningowego. Kakashi mógł być w pobliżu, tak samo chętny i gotowy do ich odwiecznej rywalizacji jak Guy! To nic, że w rzeczywistości Hatake ignorował jego nagłe wyskoki. Najważniejsze, że udało im się stoczyć już osiemdziesiąt pojedynków – czterdzieści wygranych i czterdzieści przegranych.
Na koniec: wyzwanie, z którym przyjdzie im się zmierzyć. Pod równo przystrzyżoną grzywką gotowało się wiele pomysłów, lecz zanim Guy zdecydował się jeden z nich, zdał sobie sprawę, że poprzedni punkt programu nie zostanie tak łatwo zrealizowany. Jego przyjaciel bywał ostatnio... nieosiągalny.
Might rozumiał wszystko – obowiązki względem drużyny, misje, treningi. Tak, tak, to całkiem racjonalne wytłumaczenia... dla kogoś, kto dałby się zwieść pozorom.
Tu chodziło o coś więcej!
Jego czujne oko zaobserwowało, że Kakashi coraz więcej uwagi poświęcał pewnej młodej niewiaście. Izusu była doprawdy urokliwą kobietą, nic dziwnego, że poruszyła oziębłe serce Hatake.
Guy wyczuł to ponadprzeciętne zainteresowanie w momencie, w którym przyjaciel poprosił go o radę. Za pozornie zwyczajnym pytaniem o jej ulubiony rodzaj kawy, kryło się coś głębszego, czuł to! Might nie mógł przepuścić takiej okazji i udzielił rywalowi kilku sercowych porad. Był niemal pewien, że swoją nienaganną przemową dodał mu pewności siebie oraz zdarł z niego resztki wstydu, które tylko hamowały ich świeżo rozkwitającą relację.
Ach, ta młodość! Jej uroki nie ominą nikogo!
Martwiła go tylko jedna rzecz – Izusu nadal była mężatką. Nawet jeśli Itachi odszedł, wciąż łączyła ich przysięga małżeńska. Należało przypomnieć o tym Kakashiemu, zanim ten drobny szczegół złamie mu serce.
Kiedy Guy uznał plan dnia za w pełni dopracowany, zabrał się za kolejną partię ćwiczeń.
Stale towarzyszący mu zapał popędzał go do działania. Mięśnie spinały się z każdym przysiadem, oddech przyspieszył przy kolejnych pompkach. Strużka potu przecięła skroń, gdy kalkulator w jego głowie doliczył kolejną setkę.
Pełne skupienie, które poświęcał treningowi, zostało niespodziewanie naruszone, kiedy jego uwagę przyciągnęło coś innego.
Guy przerwał nadludzki wysiłek, który miał być tylko rozgrzewką. Podniósł się z ziemi i zwrócił spojrzenie na małe jezioro na skraju lasu. Woda mieniła się w zetknięciu z promieniami słonecznymi, ale nie to przykuło jego wzrok.
Na brzegu drewnianej kładki siedziała Izusu. Była sama, co niezwykle go zaskoczyło. Takie romantyczne miejsca uchodziły za schadzki dwójki kochanków, ale Izusu nie wydawała się na kogoś czekać, a i Guy nie widział w pobliżu Kakashiego.
Czyżby coś ich poróżniło?
Natychmiast wyciągnął zza pazuchy czarny grzebień i przeczesał nim grzywkę. Wypiął dumnie pierś i ruszył przed siebie. Czuł w obowiązku, aby wybadać nieco teren. W końcu Hatake był nie tylko jego odwiecznym rywalem, lecz także wiernym przyjacielem.
Guy powoli wszedł na kładkę, pozwalając Izusu zorientować się o jego obecności. Niestety sprawiała wrażenie jakby nieobecnej. Odchrząknął, lecz niczego nie zauważyła.
Ostatnia próba. Nabrał powietrza do płuc, po czym przywitał się wesołym głosem:
– Witaj, Izusu! Co tu porabiasz?
Wzdrygnęła się. Och, naprawdę intensywnie o czymś myślała. Zwróciła na niego spojrzenie i uniosła kąciki ust. Miała ładny uśmiech, ale ten był jakiś... przygaszony. Niech to, Kakashi, gdzie się podziewasz, gdy kobieta cię potrzebuje?
– Guy-sensei, przepraszam, nie spodziewałam się ciebie tutaj – odparła lekko zdezorientowana.
Might przysiadł się do niej. Wyciągnął nogi i rękoma podparł tułów. Musiał przyznać, że widok na jezioro prezentował się pięknie.
– Nie widziałem cię dziś na porannym treningu – zaczął. – Coś się stało?
Z kobietami należało postępować delikatnie. Guy wiedział o tym jak mało kto! Nie chciał jej przecież przepłoszyć lub zawstydzić swoimi wdziękami. Tak po prawdzie nigdy mu się to jeszcze nie zdarzyło, ale przy tak ważnej sprawie musiał zachować wszelkie środki ostrożności.
– Zostałam pilnie wezwana do... do biura Hokage – odpowiedziała przyciszonym głosem.
Ściągnął gęste brwi, zerkając na nią. Uśmiech dawno zniknął z jej twarzy. Opuściła wzrok na kolana i westchnęła ciężko.
Nos dobrze mu podpowiadał – coś było zdecydowanie nie w porządku. Jej zachowanie tylko potwierdziło rosnące obawy Guya. Izusu była smutna, a to nie przystawało zakochanej kobiecie. Kakashi musiał się jeszcze wiele nauczyć o prawidłowym traktowaniu damy.
– Coś cię gryzie.
Postawił na starą taktykę stwierdzania faktów. Sprawdzona metoda, dzięki której rozmówcy trudniej skłamać bądź odmówić. Guy przypisywał jej osiemdziesiąt stoczonych pojedynków z Kakashim.
Izusu nerwowo machała nogami kilkanaście centymetrów nad wodą. Nie odpowiedziała, więc zaczął przeliczać, ile sercowych porad będzie musiał udzielić rywalowi, gdy tylko go spotka. Wiedział bowiem, że Hatake potrafił być zimny i nieczuły, a do tego bardzo nieporadny w wyrażaniu uczuć.
Might czuł w obowiązku wytłumaczyć mu, że łzy ukochanej kobiety to plama na honorze mężczyzny.
– Stanąłeś kiedyś przed trudnym wyborem, Guy-sensei? – zapytała Izusu, przenosząc na niego spojrzenie.
I nagle go oświeciło. Tak, teraz rozumiał już wszystko! Jego oczy aż zabłyszczały.
Wybór – a więc o to chodziło!
Trybiki w jego głowie szalały, podsuwając jedyny słuszny wniosek: Kakashi postawił jej ultimatum. Zażądał wyboru między nim a Itachim, jej mężem. To przecież takie oczywiste! A on się obawiał, że Hatake o tym zapomniał.
Guy odchrząknął, wiedząc, że nadeszła ta chwila. To, co teraz powie, będzie miało niepodważalny wpływ na życie uczuciowe jego przyjaciela. Nie mógł go zawieść.
– Uważam, że powinnaś pójść za głosem własnego serca – odparł poważnym tonem. – Nie podejmuj decyzji, którą czujesz, że będziesz żałować. Masz moc kształtowania własnego losu, Izusu. Pamiętaj jednak, aby nie zawracać z obranej ścieżki. Niech prowadzi cię ona ku twojemu przeznaczeniu!
Izusu zamrugała dwa razy, rozchylając usta. Chyba nie do końca zrozumiała jego błyskotliwą przemowę. To nic, w odpowiednim momencie wszystko stanie się jasne jak promienie słońca o poranku!
Po raz kolejny w ciągu dnia rozpierała go duma. Doskonale pamiętał, jak Izusu martwiła się o Kakashiego w szpitalu; widział jej zawstydzenie, gdy ten nagle pojawił się na ich ostatnim treningu. Might nie miał żadnych wątpliwości co do uczuć, jakimi ta młoda dama darzyła jego rywala. A teraz gdy dostała wskazówki do obrania ścieżki prowadzącej wprost w ramiona Hatake, Guy czuł, że spełnił swój przyjacielski obowiązek.
Doprawdy, to był wspaniały dzień!
***
Niebo przybrało ciemnopomarańczowy kolor. Izusu siedziała na murach otaczających wioskę, wpatrzona w znikające za horyzontem słońce. Tutaj nikt nie powinien ją znaleźć. Mogła odetchnąć w spokoju oraz... pomyśleć.
Itachi gdzieś tam był, gdzieś w świecie i tylko on znał odpowiedzi na jej pytania. Miała ich wiele, chciała wszystko zrozumieć, usłyszeć z jego ust, ale jaką zapłaciłaby za to cenę?
Odwróciła się, aby spojrzeć na zapadającą w sen wioskę. To był jej dom, mimo wszystkich okropności, jakich doświadczała każdego dnia. Tu dorastała, odkryła smak miłości i porażki. Tu poznała Kakashiego.
Skuliła się w sobie. Na myśl o Hatake aż ściskało ją w gardle. Nie chciała go stracić. Pragnęła, aby pozostał jej przyjacielem bez względu na to, co się wydarzy. Czy to w ogóle było możliwe?
Co powinna zrobić? W którą stronę się udać?
Ukryła twarz w zgiętych kolanach. Siedząc na chłodnych murach wioski, miała wrażenie, że znalazła się na granicy dwóch światów, a wstępu odmawiano jej do obu.
Przymknęła powieki. Wspomnienia same zalały jej umysł.
*
Zdjęła z palca złoty pierścień i odłożyła na szafkę nocną. Przyjęła go dziś wraz z nowym nazwiskiem, z nowym życiem oraz obowiązkami.
Cieszyła się.
Cieszyła się, prawda? Oczywiście, że tak. Zadeklarowała swoją miłość, która była przecież szczera i prawdziwa. Przyrzekła lojalność i nie zamierzała jej łamać. Postąpiła właściwie.
Dlaczego więc jej sercem targało tyle wątpliwości? Skąd ta niepewność? Izusu sądziła, że pozbyła się jej długo przed ślubem, a tymczasem...
– Wszystko w porządku?
Usłyszała zmartwiony głos Itachiego i natychmiast się uśmiechnęła.
– Tak, jak najbardziej.
Dosiadł się do niej, a łóżko skrzypnęło pod jego ciężarem. Itachi ujął jej dłoń, zmuszając, aby na niego spojrzała. Nie uwierzył jej; też nie uwierzyłaby w ten sztuczny uśmiech. Milczeli przez dłuższą chwilę, podczas której Izusu powoli opuściła wzrok.
– Żałujesz tego ślubu, prawda?
– Nie – zaprzeczyła od razu. – Ja tylko... boję się, że nie podołam. A jeżeli nikt mnie nie zaakceptuje? Oboje wiemy, jak wielu było przeciwnych temu małżeństwu. Obiecałam służyć klanowi, ale jeśli...
– Daj im czas – Zacisnął palce na jej dłoni. – Mieszane związki nie są nowością, po prostu Uchiha nie ufają obcym. Zamykają się na innych i uważają, że wszyscy próbują im zaszkodzić. Chcę to zmienić.
– Pomogę ci – odparła, przysuwając się do niego. – Zawsze będę przy tobie, nieważnie, co się wydarzy. To mój obowiązek.
– „W zdrowiu i chorobie, w dostatku i biedzie... – wyrecytował słowa przysięgi i pochylił się w jej stronę.
– ...aż do skończenia świata".
Poczuła na ustach słodki smak pocałunków. Odwzajemniła gest, wplatając palce w jego ciemne włosy. Itachi przyciągnął ją do siebie jakby stęskniony za jej bliskością. Całował ją czule, namiętnie, z każdym dotykiem przekraczając kolejną granicę. Kiedy opadli na śnieżnobiałą pościel, świat przestał istnieć. Nie potrzebowali już żadnych słów, aby wyrazić to, co czuli, a jednak Itachi szepnął jej do ucha krótkie:
– Kocham cię, moja żono.
*
– To mój obowiązek – powtórzyła Izusu, unosząc głowę w stronę nieba.
Płakała.
Łzy przecinały jej policzki i spadały na drżące kolana. Wycierała je, lecz one wciąż wracały. Mogła wylać całe ich mnóstwo, a to i tak nic nie da.
Musiała podjąć decyzję, choć podświadomie czuła, co powinna zrobić.
Już jutro... wszystko się zmieni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro