Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14. Niepewność

Gdzieś na dnie jego świadomości szalał istny tajfun. Obrazy z przeszło każdego etapu życia przewijały się w umyśle Kakashiego niczym puszczony w rozpędzonym tempie film. Wspomnienia mąciły w głowie, mieszały się ze sobą, wbijały szpilę tam, gdzie najbardziej bolało – w serce.

Ono... krwawiło. Każda kropla skapywała na uśmiechnięte twarze jego przyjaciół, zatrzymane w czasie jak na fotografii. Kakashi sięgnął do jednej z nich, lecz kiedy musnął policzek Rin, ta rozmyła się niczym farby na deszczu.

Odeszła. Odeszli wszyscy, na których mu zależało.

Uniósł rękę i wstrzymał oddech. Chidori iskrzyło się w jego dłoni, choć nawet nie pomyślał o zebraniu chakry. Kiedy zgasło, Kakashi ujrzał spływającą po palcach krew.

Wrzasnął. Krzyk poniósł się po bezkresach ciemności. Hatake zadrżał i już miał paść na kolana, gdy nagle czas stanął w miejscu. Zatrzymał jego ciało w próżni, a potem... zaczął pędzić jak szalony.

Świat wirował. Obrazy powoli sklejały się we wspomnienie, którego Kakashi nie chciał oglądać. Próbował zamknąć oczy, ale powieki ani drgnęły.

Znów był małym chłopcem, który właśnie wrócił do domu. Nawoływał ojca wesołym, dziecięcym głosem, lecz odpowiedziała mu cisza. Dobiegł pod drzwi salonu. Chwycił za klamkę, choć doskonale wiedział, co zobaczy po drugiej stronie. Zawiasy skrzypnęły.

Kolejny krzyk, lecz tym razem nie należał do niego.

– Kakashi!

Głos brzmiał znajomo, ale Kakashi nie potrafił przypisać go do żadnej twarzy. Nawoływania powtórzyły się kilka razy, po czym ucichły.

Poczuł szarpnięcie niewidzialnej dłoni. Szpony dotknęły jego duszy, ponownie lawirując między wspomnieniami. Lodowate palce muskały myśli jedna po drugiej, jakby sprawdzając, które obrazy wywołają największe emocje.

W kałuży pod stopami ujrzał twarz kobiety. Nie poznawał jej, ale od razu zauważył, że była niezwykle ładna. Miała delikatne rysy twarzy, ujmujący uśmiech oraz jasne, opadające na ramiona włosy.

Pomyślał o mamie. Czy to mogła być ona? Nie pamiętał jej, ale ojciec zawsze powtarzał, że była piękna. Przyciągała wzrok, a gdy płakała, chciało się wstrząsnąć niebem i ziemią, aby uchronić ją przed złem tego świata.

Kakashi chyba nareszcie zrozumiał, co ojciec miał na myśli. Niedawno sam czuł się podobnie – wtedy, na cmentarzu; wtedy kiedy trzymał w ramionach zapłakaną... Chwila, jak nazywała się ta dziewczyna? Kim była? Wytężył umysł, ale w głowie panowała pustka. Czyżby ją sobie wymyślił?

Poczuł silny cios w okolicach mostka. Zachwiał się jakby zaatakowany przez wroga. Adrenalina zaczęła krążyć w żyłach, a serce przyspieszać.

– Kakashi, za tobą!

Świat nabrał kolorów, kształtów, dźwięków i zapachów. Kakashi stał naprzeciw wrogiego shinobi. Walczył. Jego ciało poruszało się w płynnych i wypracowanych przez lata treningów ruchach. Unikał ciosów, atakował, szukał słabych punktów, lecz tak naprawdę nawet nie poruszył palcem.

Tak jak podczas wspomnienia z dnia śmierci ojca, tak teraz Kakashi jedynie przyglądał się tej scenie. Była mglista. Nie widział twarzy przeciwnika, nie rozpoznawał scenerii. Czy to Wioska Liścia?

– Kakashi!

Znów ten głos – znajomy, wywołujący szybsze bicie serca. Hatake podążył wzrokiem do jego źródła i... nagle wszystko stało się jasne. Rozsypane po umyśle puzzle ułożyły się w całość. Wystarczyło jedno spojrzenie na Izusu, aby poznał odpowiedź na każde pytanie.

Wyciągnął rękę w jej stronę, lecz został brutalnie odrzucony w tył. Czas zwolnił. Wszystko działo się jak w stop-klatkach.

Rąbnął plecami o ziemię.

Usłyszał krzyk Izusu.

Tracił siły.

Próbował wstać, ale nie ruszył się na milimetr. Spod przymrużonych powiek dostrzegł, jak Itachi zbliżył się do Izusu i zgarnął kosmyk z jej twarzy. Hatake zacisnął zęby. Pragnął zabrać ją daleko stąd, jak najdalej od czułego dotyku męża.

Spiął wszystkie mięśnie, walcząc sam ze sobą. Nagły, oślepiający błysk rozproszył wspomnienie; pozostała tylko Izusu. Kakashi widział jej sylwetkę gdzieś w oddali. Biegła w jego stronę. Też zaczął biec, choć czuł, że stał w miejscu. Gdy niemal dotknął jej wyciągniętej ręki, rozpłynęła się w powietrzu.

Zabrakło mu tchu. Tonął wrzucony w głębiny oceanu. Ból szarpał jego ciałem, a głowa pękała jak pod żelaznym uciskiem. Wrzasnął, zdzierając gardło.

I wtedy zaczął się wybudzać.

***

Otworzył szeroko oczy zlany zimnym potem. Prawie zachłysnął się powietrzem, a jego wyciągnięta ręka jakby próbowała chwycić zawieszoną na suficie lampę.

Dopiero po kilku sekundach opuścił dłoń i ułożył ją na rozgrzanym czole. Powoli przestawał się trząść, uświadamiając sobie, że leżał na twardym, cholernie niewygodnym łóżku.

Szpital, na pewno.

Rozpoznawał tę charakterystyczną mieszankę zapachów lekarstw, maści oraz środków do dezynfekcji. Słyszał stłumione postukiwania obcasów pielęgniarek.

Nie lubił tego miejsca. Za każdym razem, gdy tu trafiał, musiał przebywać w nim znacznie dłużej, niż tego chciał. Zerknął na zawieszony na ścianie zegar. Była wczesna godzina poranna. Chyba mógłby się jeszcze trochę przespać, prawda?

Przewrócił głowę na bok i przymknął oczy. Jego umysł zdawał się lekko otumaniony. Musieli naszpikować go całą masą leków i płynów. Nic dziwnego, że nie odczuwał żadnego bólu; wręcz mógłby powiedzieć, że był jak nowo narodzony. Medycyna to cudowna sprawa.

Niemal się uśmiechnął, gdy nagle zrozumiał, że coś ściskało go za lewą dłoń. Czemu nie poczuł tego wcześniej? Mógłby przysiąc, że jeszcze przed chwilą nic nie krępowało jego ruchów. Powoli uchylił powieki.

Jego serce zabiło mocniej. Zmęczenie natychmiast opuściło ciało, a na skórze pojawiły się ciarki, przyjemne, wywołujące stan dziwnego uniesienia. Kakashi zamrugał kilka razy, nie wierząc własnym oczom. Przy jego łóżku spoczywała... Izusu.

Siedziała na niskim, drewnianym krześle. Głowę podpierała na przedramieniu ułożonym na twardym materacu. Spała.

Hatake spojrzał na ich złączone w ciepłym dotyku palce. Uśmiechnął się. To było... miłe. Jeżeli za każdym razem miałby się tak budzić, mógłby częściej lądować w szpitalu.

Jasne kosmyki opadły na jej zaróżowiałe policzki. Kakashi nie mógł się powstrzymać, aby wolną ręką nie zgarnąć ich z czoła. Izusu wyglądała tak spokojnie, niewinnie. Powolne ruchy klatki piersiowej wskazywały, że zapadła w głęboki sen. Czyżby spędziła tu całą noc?

Zatrzymał wzrok na jej lekko rozchylonych wargach. Miały delikatnie wiśniowy odcień. Izusu zawsze roztaczała wokół siebie słodki zapach kwiatu wiśni. Ciekawe czy jej usta smakowałyby podobnie?

Potrząsnął głową. Co się z nim, do cholery, działo? O czym on myślał? Gorąco uderzyło w jego twarz. To na pewno przez te leki. To one musiały go tak ogłupić, otumanić oraz...

– Obudziłeś się.

Usłyszał jej zaspany głos i aż się wzdrygnął. Niech to, musiał zbyt gwałtownie poruszyć ciałem, przypadkiem wybudzając Izusu. Pomału podźwignął się do siadu i założył rękę za głowę.

– Wybacz, niechcący cię...

– Nareszcie się obudziłeś!

Jej oczy roziskrzyły się z radości. Natychmiast rzuciła mu się na szyję, z hukiem wywracając krzesło. Zaplotła dłonie pod jego karkiem i przycisnęła go do siebie.

– Tak się martwiłam – szepnęła mu do ucha.

Kakashi zamarł owładnięty świadomością ich nagłego zbliżenia. Otworzył usta. Chciał coś powiedzieć, ale w głowie miał pustkę. Dziwne ciepło rozlało się tuż pod jego sercem, tak bardzo podobne do tego, gdy ostatnio trzymał Izusu w ramionach.

Przymknął powieki i nieśmiało ułożył dłonie na jej plecach. Pogłębił uścisk. Kwiat wiśni, tak, wiedział, że go zaraz poczuje.

– Przepraszam, nie chciałem cię niepokoić.

Zastanawiał się, ile czasu był nieprzytomny? Zachowanie Izusu wskazywało, że wystarczająco długo, aby zaczęła obawiać się o jego życie. Zrobiło mu się głupio. Nie był przyzwyczajony, że ktoś się o niego martwił. Nie był również przyzwyczajony do tak otwartego wylewu emocji, a mimo to nie przeszkadzała mu bliskość Izusu.

Ona... nie zawsze to robiła. Tylko w chwilach słabości odkrywała swoje prawdziwe oblicze. Nie wstydziła się emocji, które przeżywała. Nie bała się naruszyć ogólnie przyjętych zasad życia w społeczeństwie, aby wyrazić to, co czuła. Izusu była szczera, prawdziwa. I to go w niej ujmowało.

Może i nie powinien na to pozwolić ani tu, ani na cmentarzu. Może powinien trzymać dystans, wyznaczyć granicę spoufalania się, ale... nie chciał tego robić. To ciepło w ramionach, którego nie zaznał od tak dawna, wyciszało go. Choć serce w piersi szalało, on czuł się spokojny. Zupełnie jakby paląca sumienie przeszłość nagle zniknęła.

Izusu raptownie pociągnęła nosem. Płakała? Przycisnął ją mocniej do siebie.

– T-to ja przepraszam – powiedziała. – To była moja wina, przeze mnie się tutaj znalazłeś.

Zimny dreszcz przebiegł po jego plecach. Kakashi nagle zrozumiał, dlaczego tak właściwie trafił do szpitala. Niechętnie wyplątał się z jej objęć i kiedy założył dłonie na jej ramionach, zapytał na tyle spokojnie, na ile zdołał:

– Co tam się wydarzyło, Izusu?

Niespokojny wiatr wpadł przez uchylona okna i rozwiał długie do ziemi firany. Izusu ściągnęła brwi. Z niepokojem spojrzała na jego palce, które nieświadomie zacisnął na jej skórze. Zabrał ręce niczym oparzony.

– No tak, nie pamiętasz – mruknęła pod nosem.

Pokręcił głową.

– Straciłem przytomność niedługo po tym, jak Itachi powalił mnie na ziemię. Nie byłem w stanie już wstać. Przepraszam.

Kiedy tylko wykryli obcych ninja w wiosce, obiecał sobie trzymać ją od tego z daleka. Chciał ją chronić, ale zawiódł. Czy miała mu to za złe?

– Guy nas uratował – wyjaśniła Izusu, siadając na brzegu łóżka. Podsunął się odrobinę. – Podobno był w pobliżu, gdy wyczuł naszą walkę. Itachi i Kisame uciekli. ANBU ruszyło za nimi, ale ślad się urwał.

Kakashi założył palce na podbródku. Skoro Itachi i Kisame zniknęli, na pewno nie kręcili się dłużej po Wiosce Liścia. W takim razie, po co tu przybyli? Czego szukali?

– Wszyscy są cali i zdrowi – ciągnęła Izusu. – Asuma i Kurenai nabawili się kilku siniaków, ale nic poza tym. Ty byłeś w cięższym stanie, nie mogłeś się wybudzić. – Sięgnęła do jego ręki spoczywającej na posłaniu. – Martwiliśmy się o ciebie.

Kakashi zerknął na ich złączone dłonie, a Izusu jakby dopiero zrozumiała, na jaki gest się ośmieliła. Chciała się wycofać, ale nie pozwolił na to. Splótł ich palce razem i uśmiechnął się delikatnie.

– Dziękuję, że przy mnie byłaś.

Kilka niewyraźnych pomruków opuściło jej usta. Szybko odwróciła głowę, lecz Kakashi zauważył oblewające jej policzki rumieńce. Zaśmiał się pod nosem.

Chociaż raz to nie ty mnie zawstydziłaś.

Odchrząknęła.

– Naruto i Jiraiya-sama wrócili z wyprawy – powiedziała, wciąż na niego nie patrząc. – Udało im się sprowadzić Księżniczkę Tsunade. Powinna niedługo do ciebie zajrzeć, ale... nie tylko ty jej teraz potrzebujesz.

– To znaczy?

Ostrożnie na niego zerknęła.

– Uczeń Guya nadal jest w ciężkim stanie po walce z chłopakiem z Wioski Piasku. Tsunade-sama może być ich ostatnią nadzieją.

– Z tego, co pamiętam, Gaara zmiażdżył mu rękę i nogę.

– To prawda. Guy bardzo to przeżywa, odwiedza Lee prawie codziennie. Często go tu spotykam, na korytarzu. To on opowiedział mi, jak nas uratował.

Kakashi uniósł brwi.

Często spotyka go na korytarzu? Czy to znaczyło, że przychodziła tu codziennie? Do niego?

Spojrzał na szafkę nocną przy łóżku. W szklanym wazonie stał piękny bukiet kolorowych kwiatów. Sztuczny.

Szlag, gdyby Izusu nie miała alergii, mógłby stwierdzić, czy wiązanka była świeża i zarazem określić częstotliwość jej odwiedzin.

Mógł też zapytać, ale jeśli by zaprzeczyła? Przecież mogła przychodzić tu do kogoś jeszcze, nie tylko do niego. Nie, chyba wolał nie wiedzieć.

– Poza tym Sasuke... – Odetchnęła głęboko. – On też spotkał Itachiego. Jiraiya-sama przyniósł go tu nieprzytomnego, jeszcze się nie obudził...

– Sasuke... – powtórzył zamyślony Kakashi. – Myślisz, że to jego szukali?

– Nie wiem. – Pokręciła głową. – Nie wiem, czego chciał Itachi ani dlaczego się tu pojawił. Jeśli myślał, że o nim zapomnieliśmy... – Ścisnęła mocno powieki, jakby powstrzymując łzy. – Pójdę po pielęgniarkę, powinna wiedzieć, że się wybudziłeś. Zaraz wrócę.

Chwycił ją za nadgarstek, zanim zrobiła krok. Spojrzała na niego zdziwiona.

– Czemu nie mówisz mi wszystkiego?

– Słucham?

– Nie udawaj, Izusu. Może i nie mogłem wstać, ale widziałem, że Itachi złapał cię w genjutsu. Co tam się wydarzyło?

Wzmocnił uścisk na jej nadgarstku. Na samą myśl, że Izusu mogła chcieć coś ukryć, wzbierała się w nim złość. Opowiedziała mu wszystko ze szczegółami, a pominęła najistotniejszą część tej historii. Zupełnie jakby sądziła, że tego nie widział; jakby myślała, że Kakashi stracił przytomność od razu po upadku.

– No więc? – ponaglił ją.

– Nie pamiętam...

Zmarszczył brwi.

– Nie pamiętasz czy nie chcesz powiedzieć?

– Nie pamiętam – powtórzyła pewniej i wyrwała rękę. – To prawda, że Itachi mnie dopadł. Pamiętam tylko jego sharingan, nic poza tym. Kiedy o tym myślę... mam czarne plamy przed oczami.

– Tylko sharinganen można odeprzeć genjutsu Uchiha, a nawet mi się to nie udało. Niemożliwe, że zablokowałaś jego technikę.

– Nawet nie próbowałam! Nie jestem... najlepsza w genjutsu. – Przyłożyła palce do czoła i westchnęła ciężko. – Nie wiem, co tam się wydarzyło, naprawdę. Obudziłam się dopiero w szpitalu tak jak ty.

Szczerze pragnął jej wierzyć, ale coś mu w tym wszystkim nie pasowało. Itachi od początku zachowywał się, jakby nie chciał jej skrzywdzić. Najpierw uchronił ją przed atakiem Kisame, a potem, kiedy Kakashi padł na ziemię, po prostu do niej podszedł.

Genjutsu... W oczach Uchiha mogło zadziałać różnorako. To, którym zaatakowano Kakashiego, miało na celu wyeliminować go w zaledwie kilka sekund. Sasuke też musiał oberwać podobną techniką, więc może Izusu nie miała być wyjątkiem? Może po prostu Guy pojawił się w porę? Albo Izusu doznała szoku?

Spojrzał na nią, szukając w jej oczach jakiejkolwiek odpowiedzi.

Cholera, nic tu do siebie nie pasowało, nic się nie kleiło. Izusu mogła mówić prawdę, mogła też bezczelnie kłamać.

– Itachi cię zastraszył? – zapytał, nie wiedząc już, jak mógłby ją podejść.

Prychnęła.

– Nie wierzysz mi... prawda?

W jej oczach tliła się iskra nadziei. Chciała, żeby zaprzeczył, ale nie mógł tego zrobić. Milczał zatem, powoli opuszczając głowę.

– Jasne, że mi nie wierzysz.

Sądził, że się zezłości, ale w jej głosie pobrzmiewał smutek. Wstała, odwracając się od niego. Wyciągnął rękę, aby ją zatrzymać, ale nie zdążył. Szybkim krokiem podeszła do drzwi. Chwyciła klamkę, lecz zanim wyszła, dodała:

– Wiem, jak to wygląda, ale nie kłamię. Rozmawiałam już ze starszyzną. Też mi nie uwierzyli i myślałam, że chociaż ty... Nieważne, najwidoczniej się myliłam.

Zniknęła, zamykając za sobą drzwi.

Kakashi odgarnął w tył siwą czuprynę. Co on najlepszego narobił? Nie miał pewności, czy mówiła prawdę, ale mógł załatwić to w inny sposób. Izusu pewnie wciąż była w szoku. Itachi zjawił się tak nagle, a Kakashi nawet nie zapytał, jak się z tym czuła. Próbowała zgrywać twardą, lecz widział smutek w jej oczach. Nie zamknęła tego rozdziału w życiu i wcale jej się nie dziwił.

Obiecał sobie ją przeprosić. Kiedy tylko tu wróci, porozmawia z nią jeszcze raz. Westchnął.

– Długo będziesz się ukrywać? – rzucił w stronę okna.

Szyba rozsunęła się z głośnym szuraniem i do sali wskoczył wysoki, postawny mężczyzna. Zamaszystym ruchem odgarnął za plecy śnieżnobiałe włosy. Gdy podszedł do łóżka Kakashiego, drewniane sandały zastukały pod jego stopami.

– I co o tym myślisz? – zagadnął Jiraiya, wskazując podbródkiem na drzwi.

– Nie wiem. – Hatake wzruszył ramionami. – Myślisz, że kłamie?

– Ciężko stwierdzić. Rozmawiałem z nią, ale usłyszałem dokładnie to samo. Zakładałem, że tobie powie więcej.

– Może by tak było, gdybyś lepiej ukrył chakrę. Izusu na pewno cię wyczuła.

– Ha, możliwe – parsknął Jiraiya, lecz uśmiech szybko zszedł mu z twarzy. – Jesteś z nią blisko, Kakashi. Obserwuj ją i spróbuj się czegoś dowiedzieć. Ja muszę zająć się kilkoma sprawami.

– Mam nadzieję, że jedną z nich jest napisanie kolejnej książki – odparł, sięgając po złożone w kostkę ubrania. Na szczęście jego ulubiony tomik wciąż znajdował się w kieszeni spodni. – Niedługo nie będę miał, co czytać.

– Możesz być spokojny – zaśmiał się Jiraiya i wskoczył zgrabnie na parapet. Letni podmuch rozwiał jego sterczące włosy chwilę przed tym, jak powiedział: – Organizacja, do której wstąpił Itachi, nazywa się Akatsuki. Ich celem nie był Sasuke ani Izusu. Przybyli po Naruto.

– Kyūbi.

Kakashi rozszerzył oczy.

– Dokładnie. Nie wiem, po co im moc dziewięcioogoniastego, ale z pewnością nie mają dobrych zamiarów. Miej oko na Izusu, być może Itachi coś od niej chciał. Ja zajmę się Naruto.

Drzwi od sali rozsunęły się, a przeciąg poderwał białe firany. Jiraiya zniknął tak szybko, jak się pojawił. W progu stanęła młoda pielęgniarka witająca pacjenta szerokim uśmiechem.

– Nareszcie, panie Hatake, czekaliśmy, aż się pan obudzi. Jak samopoczucie? – zapytała, podchodząc bliżej.

Zanim odpowiedział, rzucił krótkie spojrzenie w stronę otwartych drzwi. Nie zobaczył w nich Izusu.

Więc jednak nie wróciłaś.

– Wszystko w porządku, dziękuję.

Odwzajemnił uśmiech, który nie miał nic wspólnego z jego nastrojem. W środku czuł się naprawdę paskudnie.

*

Izusu kierowała się w stronę wyjścia. Minęła rejestrację, zapominając o wpisie w karcie wyjść. Zamyślona o mało nie wpadła na zgarbioną, powoli dreptającą staruszkę. Ukłoniła się w geście przeprosin i przyspieszyła kroku.

Nie lubiła szpitali, tego wszechogarniającego swądu chorób oraz lekarstw, lecz jeszcze bardziej nie lubiła uczucia kłującego zawodu. Czego ona się spodziewała? Starszyzna jej nie wierzyła, Jiraiya patrzył na nią podejrzliwie, mieszkańcy zaczęli szeptać na boku. Kakashi miałby być inny?

Tak, chyba na to w głębi serca liczyła. Znów wszyscy się od niej odwrócili. Itachi po raz kolejny zasiał chaos w jej życiu, po czym odszedł, zostawiając ją z niczym. Żadnych odpowiedzi, żadnych wyjaśnień tylko tysiące pytań i wypełniająca wnętrze pustka. Gdyby chociaż babcia Moo tu była...

Przetarła wilgotne kąciki oczu. Nie mogła się mazać. Staruszka wierzyła, że Izusu sobie poradzi. Musiała znaleźć jakieś zajęcie, aby rozproszyć myśli, w innym wypadku oszaleje.

Pchnęła główne drzwi odrobinę mocniej, niż chciała. Zawiasy skrzypnęły po napotkaniu oporu. Uchiha zakryła usta, uświadamiając sobie, że właśnie uderzyła kogoś znajdującego się po drugiej stronie.

– Najmocniej przepraszam! – krzyknęła przerażona, że zrobiła komuś krzywdę tymi masywnymi drzwiami.

Uchyliła je z ciężkim sercem i... niemal parsknęła śmiechem.

Guy stał w miejscu z wytrzeszczonymi oczami. Musiał być lekko otumaniony, bo nawet nie zauważył, że jego równo przystrzyżona grzywka została zmierzwiona, a na czerwonej twarzy pojawił się ślad po mocnym uderzeniu. Jak widać nawet najbardziej wprawiony w boju shinobi, mógł zostać niespodziewanie znokautowany.

– Przepraszam, Guy – powtórzyła, starając się nie zaśmiać na widok jego zdumionej miny. – Nie widziałam cię od tej strony.

– Co za siła! – ryknął pełen zapału.

Dwoma palcami pocierał końcówkę nosa, zapewne tam oberwał najmocniej.

– Wszystko w porządku? Może zawołać pielęgniarkę?

– Co? Ach, witaj Izusu! – Wyszczerzył białe zęby i wszedł do budynku, przepuszczając zniecierpliwione za jego plecami starsze małżeństwo. – Wracasz od Kakashiego?

– Tak, niedawno się wybudził – poinformowała go. – Na pewno nic ci nie jest?

– Jestem jak ze stali, Izusu! – Uderzył się pięścią w tors. – Żadne drzwi mi niestraszne!

Odwzajemniła uśmiech. Mogła się tego spodziewać po Guyu. Jego entuzjazm nie gasł ani w codziennym życiu, ani w walce, ani nawet podczas morderczych treningów, którymi się raczył. Widziała to na własne oczy i zawsze podziwiała jego upór.

Przygryzła kącik dolnej wargi. Może Guy mógłby jej pomóc?

– Skoro Kakashi się wybudził, pójdę do niego zajrzeć!

– Poczekaj. – Zatrzymała go ruchem ręki. – Właściwie cieszę się, że cię widzę. Mam pewną prośbę.

Might przytaknął cichym pomrukiem.

– Minęło wiele lat od mojej czynnej służby jako kunoichi. Chciałabym wrócić do formy. Czy... Czy pomógłbyś mi w treningach?

Wiedziała, że Guy nigdy nie odmawiał. Do tego jako jedna z nielicznych osób traktował ją całkowicie normalnie. Dzięki jego pomocy skorzystałaby podwójnie – zajęłaby czymś szalejące w głowie myśli oraz miałaby szansę stać się silniejsza. Nie mogła sobie wybaczyć, że tak łatwo dała się podejść Itachiemu. To przez nią Kakashi leżał teraz w szpitalu i może gdyby rozpoczęła treningi nieco wcześniej...?

– Dlaczego ja? – zapytał spokojnie Might, na co Izusu uniosła brwi. – Dlaczego nie poprosisz Kakashiego?

Uciekła spojrzeniem w bok. No tak, w przekonaniu Guya to nie do niego powinna zwrócić się o pomoc. Widziała, jak cieszył się na jej odwiedziny u Hatake. Kilka razy nawet wspomniał coś, że im dopinguje, ale Izusu nie do końca wiedziała, co miał na myśli.

– Nie powinnam go męczyć po ostatnich wydarzeniach – odparła zgodnie z prawdą. – Lepiej, żeby teraz wypoczywał, a ja... chcę poprawić się tylko w taijutsu. Gdzie pobiorę lepsze nauki niż u mistrza tej dziedziny?

Guy natychmiast się rozpromienił. Rozciągnął usta w jednym ze swoich najszczerszych uśmiechów i wystrzelił przed siebie uniesiony kciuk. W blasku porannego słońca mignęła gdzieś łza wzruszenia. Izusu zrozumiała, że niechcący połechtała jego niedopieszczone ego.

– Stoi! Siła młodości nas wzywa, Izusu. Pokażę ci, jak z niej korzystać!

Chociaż nic nie zrozumiała z jego słów, uśmiechnęła się na ten widok. Pożegnała Guya i zwróciła kroki do wyjścia, uważając, aby tym razem zbyt mocno nie pchnąć drzwi. Ledwo wyszła przed budynek, a już odwróciła się przez ramię, wzrokiem szukając okien od sali Kakashiego.

Trochę dziś przesadziła. Kiedy się wybudził, poczuła ogromną ulgę, ale... znów poniosły ją emocje. Bezmyślnie rzuciła mu się w ramiona, jakby nie potrafiła w inny sposób wyrazić radości.

Zachowywała się jak dziecko, cholera. A jeśli Kakashi sobie tego nie życzył? Nie... Pamiętała jego uśmiech i ich złączone dłonie wywołujące ciepło gdzieś pod sercem.

„Czemu nie mówisz mi wszystkiego?".

Usłyszała jego ostry głos. Zabolało.

Ruszyła uliczkami wioski, nie odwracając się więcej. I chociaż powiedziała prawdę, czuła, że coś było nie tak. Itachi nie zamknąłby jej w genjutsu, gdyby nie miał w tym celu. On nigdy nie robił niczego bez konkretnego powodu. Coś wydarzyło się w iluzji, której nie pamiętała. Coś ważnego.

Ale... co to było?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro