Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1. Izusu Uchiha

Promienie wysoko zawieszonego słońca przenikały między gęsto porośniętymi drzewami. Ptaki ćwierkały wesoło, przelatując od ciepłych gniazd ponad chłodnymi murami oddzielonej od świata osady.

Konoha, czyli Wioska Ukryta w Liściach, była domem wielu osób. Niemal tonąca w gęstwinach rozciągającego się aż po horyzont lasu, na czele z Hokage, uchodziła za najpotężniejszą wioskę ninja.

Mieszkańcy od lat cieszyli się pokojem, lecz nikt nie zapomniał, jak wiele krzywd wyrządziła Trzecia Wielka Wojna Shinobi.

Krwawe konflikty od zawsze budziły strach. Odbierały szczęście, stabilność, odciskały piętno w sercach dzielnych wojowników. Lecz nie wszyscy żyli przeszłością. Młode pokolenia, niczym zielone pąki po ostrej zimie, stały się największą nadzieją na zachowanie pokoju między krajami Ognia, Wiatru, Wody, Błyskawicy oraz Ziemi.

*

Radosne śmiechy rozbrzmiały w jednej z dzielnic Konohagakure, zwracając uwagę przechadzającej się nieopodal mieszkanki. Hałas z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy. W końcu zmusił Izusu do zatrzymania się w pół kroku.

Grupka roześmianych dzieciaków przebiegła tuż pod jej nosem. Skakały jeden obok drugiego, odbywając prowizoryczną walkę i rzucając w siebie różnymi przedmiotami. Jeden z nich wylądował pod stopami Izusu. Wystarczyło krótkie spojrzenie, aby rozpoznała w zabawce kształt broni używanej przez tutejszych shinobi. Uniosła krzywo posklejanego, papierowego kunaia i przyjrzała mu się uważnie. Był co najmniej trzy razy mniejszy od pierwowzoru i przy swojej wadze nie mógłby zrobić krzywdy nawet muszce.

Śmiechy ustały niczym cięte nożem. Zapadła cisza, podczas której trójka dzieciaków zerkała z niepewnością to na nieznajomą, to na zabawkę trzymaną w jej dłoni.

– Czy... czy odda nam pani...? – wydukał jeden z chłopców.

Izusu uśmiechnęła się życzliwie i jednym ruchem odrzuciła zabawkę w ich stronę. Dziewczynka z czerwoną kokardą na głowie złapała ją między dwoma palcami.

Całkiem nieźle. Pomyślała Izusu.

Dzieciaki ukłoniły się nisko, a ich twarze znów rozpromienił uśmiech. Zniknęły tak szybko, jak się pojawiły, o mało nie wpadając na kolejnego przechodnia niosącego skrzynię krwistoczerwonych owoców.

Izusu odprowadziła ich spojrzeniem, po czym skierowała się w stronę domu. Mijała stragany, piekarnie oraz sklepy, unikając wzroku przechadzających się po Dzielnicy Targowej mieszkańców. Nie musiała unosić głowy, wiedziała, co ujrzy w oczach każdego, kto zatrzymał na niej wzrok.

Chłód. Nieufność. Pogarda.

Towarzyszyły jej, odkąd klan Uchiha upadł. To wtedy też pierwszy raz nazwano ją zdrajcą. Pewnie skończyłaby na wygnaniu, lecz zamiast tego przydzielono jej nadzór. Ukryty w cieniu ANBU śledził każdy jej krok. Zmysł shinobi wyczuwał jego obecność, jego wzrok. Niemal krzyczał, że nieprzyjaciel znajdował się blisko. Izusu próbowała stłumić te instynkty, powtarzając sobie, że groźny świat ninja nie był już częścią jej życia. Bezskutecznie.

Shinobim zostaje się aż do śmierci.

Westchnęła i zaczesała blond włosy za ucho. Ile to jeszcze potrwa? Lata mijały, a nic się nie zmieniało, lecz Izusu chciała wierzyć, że mieszkańcy w końcu przestaną uważać ją za wroga i współwinną tragedii jednego z najpotężniejszych klanów w Konoha. Chciała wierzyć, że gdyby nie dobre serce Trzeciego Hokage, spotkałby ją znacznie gorszy los.

Z rozmyślań wyrwał ją moment chwycenia klamki od drzwi jej domu – były zamknięte. Czyżby babcia Moo jeszcze nie wróciła? Izusu wygrzebała klucze z kieszeni i od razu wetknęła je w zamek. Przekroczyła próg.

– Wróciłam.

Odpowiedziało jej ciche miauknięcie dwóch siedzących na parapecie kotów. Przeszła przez salon, zerknęła do kuchni i do małej sypialni przy łazience. Nigdzie nie znalazła babci. W lodówce czekało przygotowane jedzenie, a obok leżała karteczka z krótką wiadomością:

„Wrócę dziś później. Chcę zrobić trochę miejsca na straganie przed jutrzejszą dostawą. Nie czekaj na mnie z kolacją".

Uniosła brwi. Dostawa? Tak szybko? To już druga w tym tygodniu. Babcia brała coraz więcej pracy na siebie, a wcale nie przybywało jej sił od dźwigania skrzyń z owocami. Izusu będzie musiała poszukać kogoś do pomocy. W takim tempie we dwie nie dadzą sobie rady.

Zamknęła lodówkę i pokręciła głową. Nie, to się nie uda. Nikt nie będzie chciał pracować przy ich straganie. Odkąd Izusu zaczęła tam pomagać, sklepik stracił mnóstwo klientów. Wszyscy powtarzali, że była mordercą, przestrzegali babcię, ale ona nie wierzyła w te plotki. Wierzyła Izusu – niegdyś obcej dziewczynie, którą przyjęła pod swój dach. Nikt nie okazał jej tyle serca, co babcia.

Skierowała się do swojego pokoju. Gdy drzwi trzasnęły za jej plecami, poczuła się jakoś lepiej. Lubiła myśleć, że w tych czterech ścianach nie obowiązywały reguły tego świata. Tutaj mogła być po prostu sobą.

Podeszła do zawieszonego nad komodą lustra. Jej błękitne oczy zawsze robiły się matowe, kiedy nie było babci w pobliżu. Traciły blask na samo spojrzenie w stronę odwróconej do dołu fotografii. Oprawione w ramkę zdjęcie przedstawiało ludzi, na których nie miała odwagi patrzeć.

Minęło już prawie pięć lat, a ją wciąż ściskało za serce, gdy wspominała tamtą noc. Itachi z zimną krwią zamordował własnych rodziców, kuzynów, przyjaciół. O mało nie zamordował i ją – swoją świeżo poślubioną żonę, Uchiha Izusu.

Blizna znów zapiekła. Izusu podwinęła koszulkę i zerknęła na podłużną szramę pod szóstym żebrem. Bolało niemal tak mocno, jak wtedy, gdy przeszyła ją zimna stal Itachiego.

Ledwo przeżyła, a ludzie i tak uznali to za kłamstwo. Twierdzili, że Izusu oszczędzono, gdyż była związana z atakiem. Rozprawiali o jej winie i współudziale w zamachu; szerzyli pogłoski, że została w wiosce w roli szpiega.

Nikt nie znał prawdy, lecz nikt nie zawahał się przed pochopnym osądem.

Odwróciła głowę w stronę okna. Zmysły znowu szalały. Ktokolwiek siedział na tych drzewach, nadal ją obserwował. Dziwne. Zazwyczaj ANBU dawało jej spokój, gdy wracała do domu. Przymknęła powieki. Nie wykrywała obcej chakry w pobliżu, ale czuła na sobie czyiś wzrok. A jeśli... tych kilka plotek mówiło prawdę?

Niedługo po tym, jak odebrano jej tytuł shinobi, Hokage powołał specjalny oddział, który miał śledzić każdy jej ruch. Podobno dowódcą został Hatake Kakashi, syn Białego Kła. Izusu nie do końca w to wierzyła. Hatake był utalentowanym, doświadczonym w walce ninja. Z pewnością miał ciekawsze zajęcia do roboty niż obserwacja nudnego życia dawnej kunoichi. Z drugiej strony ktoś taki jak on mógłby ukryć się przed jej zdolnościami oraz...

– Izusu, już wróciłaś?

Usłyszała głos babci z salonu. Podbiegła do okna i zasłoniła żaluzje.

– Tak, jestem w pokoju!

– Przyszedł list do ciebie.

– List? Do mnie? – zdziwiła się Izusu.

Otworzyła drzwi. W progu stała staruszka o siwych włosach zaczesanych w ciasny kok. Była co najmniej o połowę niższa od Izusu, lekko przygarbiona, lecz jak zawsze życzliwie uśmiechnięta.

Uchiha odebrała list z lekko drżącej dłoni babci. Nie był zapieczętowany. Tak właściwie to nawet nie wyglądało jak list, ale jak zwykły kawałek pergaminu złożony na pół i zapisany jej imieniem i nazwiskiem.

No tak, wraz z jej aktualnym statusem społecznym nikt nawet nie pokwapił się o kopertę.

Wiadomość była krótka i treściwa:

„Proszę jak najszybciej stawić się w biurze Hokage".

***

Obserwował ją z ukrycia, a kiedy wyszła z domu, podążył za nią. Poruszał się cicho i bezszelestnie, jak na prawdziwego shinobi przystało. Izusu na pewno wyczuwała go w pobliżu, jednak on nie zamierzał się ujawniać. Nie tak jak inni z jego oddziału, którzy po latach przestali przywiązywać wagę do rangi zadania, jakie im powierzono. Wielu zrezygnowało, znudzeni bieganiem po wiosce za „zwyczajną" mieszkanką. Wielu również zaczęło uważać, że to bez sensu; że tylko marnowali czas i energię.

Ale nie on.

On pozostał czujny, wykonując zadanie z rosnącą zawziętością.

Dostrzegł, jak Izusu zniknęła w budynku administracyjnym Hokage. Już miał zeskoczyć z drzewa, aby podążyć za nią, gdy usłyszał za plecami znajomy i jak zwykle troskliwy głos:

– Powinieneś odpocząć, Kakashi.

– Masz na myśli odpuścić? – odparł z nutą wyrzutu w głosie.

Ciche westchnienie rozległo się nad jego głową. Poczuł delikatny uścisk na prawym ramieniu.

– Zostałeś oddelegowany, nasz oddział ma ją pod obserwacją. Zostaw to nam.

Kakashi milczał. Nawet nie odwrócił się do towarzyszki, która oficjalnie zajęła jego miejsce dowódcy oddziału szpiegującego. Nie miał jej tego za złe. Przydzielono mu inne zadanie, a mimo to wciąż wypełniał dawno zawierzoną misję.

Był uparty i konsekwentny w tej jednej sprawie, której nie potrafił doprowadzić do końca.

– Dostałeś młodych geninów pod opiekę – ciągnęła kobieta – na nich powinieneś się skupić.

– Wykonuję wszystkie powierzone mi obowiązki – powiedział Kakashi. – Nie zapominam też, że bezpieczeństwo wioski jest najważniejsze. Izusu może być szpiegiem i jeśli Itachi wróci... – urwał, widząc, że jego cel opuścił budynek.

Cholera, zamierzał pójść za nią, a tymczasem dał się zatrzymać.

Kciukiem uniósł ochraniacz zasłaniający lewe oko. Czerwień rozbłysła, uwalniając moc. Zawsze to robił, kiedy tracił ją z oczu. Nie miał pewności, czy w tym czasie nie użyła podmiany. Sharingan potrafił przejrzeć tego typu sztuczki.

– Czysta – mruknął bardziej do siebie niż do towarzyszki.

Zeskoczył z drzewa i ruszył za Izusu, nie spuszczając jej z oka nawet na krótką chwilę.

________________________________________________

Witajcie!

Zapewne wielu z Was może się dziwić, że główna bohaterka historii została przedstawiona jako żona Itachiego, już tłumaczę, o co chodzi. Otóż na potrzeby powieści, którą pragnę Wam przedstawić, został zmieniony wiek starszego Uchiha. Uznajmy, że miał on 20 lat, gdy doszło do rzezi na jego klanie. Izusu miała wówczas lat 18.

Historię rozpoczynamy ok. 5 lat po tych makabrycznych wydarzeniach, zatem:

Izusu obecnie - 23 lata.

Itachi obecnie - 25 lat.

Reszta pozostaje bez zmian :)

Tymczasem zapraszam na moje pierwsze dzieło stworzone w uniwersum Naruto. Zachęcam do wyrażania opinii. Każde spostrzeżenie jest mile widziane, chętnie też podyskutuję w komentarzach :)

A jeśli natniecie się na jakiekolwiek błędy (literówki, przecinki, brak kropki itp.) bardzo, ale to bardzo proszę o wytknięcie. Staram się je wyeliminować do zera, ale często coś mi umyka ;)

Dziękuję za uwagę.

Wasza

Inoriworld.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro