~4~ "Mają mnie dość?"
Od pamiętnego dnia, podczas którego biedna Kibari rozkleiła się na oczach całej trójki i ich dusz minął jakiś tydzień. Przez ten tydzień wszyscy udawali, próbowali zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. W końcu dziewczyna nie wydawała się chętna do rozmów na ten temat, a chłopcy nie chcieli niepotrzebnie jej stresować, czy zasmucać. No więc tydzień minął w sumie na milczeniu obu stron, aż w końcu dziewoja nie wytrzymała tej napiętej atmosfery. W drodze do szkoły stanęła na środku chodnika wściekła i podpierając dłonie po bokach, przejechała gniewnym spojrzeniem po trio.
- Mam dość! - Powiedziała wprost, wskazując palcem najpierw na Yoh. - Nie rzucasz ostatnio swoich luzackich sentencji życiowych i wyglądasz na spiętego. Ty, mimo, że twoja twarz wciąż jest głupia, nie żartujesz i nie głupiejesz tak jak zawsze. - Tu wskazała na Horo, a na sam koniec padło na Tao. - A ty... - Zmrużyła oczy w akcie ogromnej konsternacji. - Ty... - Zacisnęła usta w wąską linię, zatrzymując na moment oddech. Po jakichś pięciu sekundach je głośno wypuściła. - Nie, ty jesteś irytujący tak jak zawsze. Nieważne w jakim wydaniu. - Skwitowała to, kiwając głową. No przynajmniej jeden się nie zmienił.
- Wybacz. - A jednak się zmienił, bo oto i rzucił to Ren Tao, tonem, jakby naprawdę było mu głupio z tego powodu. Złapała się za głowę i zaczęła się czochrać w akcie desperacji, a w tym czasie cała trójka przyglądała się jej nieco zaniepokojona. No zaczynali traktować ją jak jakąś lalkę!
- Czy to jakiś żart? Wrabiacie mnie, tak? Udajecie zupełnie inne osoby, żeby mnie bardziej zdenerwować, kiedy wrócicie do starych charakterków? Rozgryzłam was, gnojki. Nie dam się tak łatwo. - Pogroziła im palcem, po czym ruszyła przed siebie, wymijając ich szybko. - Nie będę z wami rozmawiać, póki nie wyjmiecie tych kijów z tyłków i nie zaczniecie się normalnie zachowywać.
- Oho... - Horokeu patrzył za dziewczyną, marszcząc przy tym brwi. Nie wiedział zbytnio jak powinien z nią teraz rozmawiać, więc dalej postanowił milczeć. No w końcu każdy z nich pragnął ją o wszystko wypytać, jednak nie mieli na to okazji. No przynajmniej takowej nie wyczuli. - Ej, myślę, że nie będzie dobrego czasu na takie pytania. Może powinniśmy już teraz ją o to wypytać? Jakoś tak ciężko mi z tym, że w sumie ją jakby odstawiliśmy na bok, żeby trochę poobserwować. - Przyznał w końcu, zerkając na ich dowodzącego. Brunet pokręcił na to jedynie głową.
- Wtedy bardziej ją rozgniewamy... - Odparł po chwili ciszy i ruszył w jej ślad.
- Och, więc nie rozgniewamy jej, szukając informacji na własną rękę, tak? - Prychnął cicho Ren, po czym z dłońmi w kieszeniach wyprzedził przyjaciół i poszedł szybciej do szkoły. Wszyscy byli sfrustrowani i szczerze miał tego dość, dlatego jeszcze przed szkołą dopadł dziewczynę, łapiąc jej dłoń i odciągając na tyły budynku, tam, gdzie nikt ich teraz nie przyłapie. No miał nadzieję, że nikt. Zresztą, nawet jeśli ktoś ich przyłapie, to przecież nie robi nic złego, prawda?
- Co...? Powaliło cię? Zaraz zaczną się lekcje. - Fuknęła oburzona takim zachowaniem i wyrwała w końcu swoją dłoń z jego uścisku. - Zresztą nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Z żadnym z was. Chyba jasno się wyraziłam? - Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała w bok. Nic złego nie zrobiła, a zachowywali się tak, jakby... Jakby mieli jej już serdecznie dość. Może to to? Phi, i dobrze. Działali jej już nieźle na nerwy, to w końcu się ich pozbędzie, od co. Wcale nie ma jej z tego powodu przykro. Wcale!... No może jednak odrobinę jest z tego powodu zasmucona, ale to nic nie znaczy!
- Posłuchaj... - Zaczął Ren, jednak nawet dobrze ust nie otworzył, a zaraz zniknął z oczu dziewczyny, odciągnięty przez kogoś z ogromną prędkością. Zaskoczona zamrugała kilka razy, ale wciąż nie potrafiła zrozumieć co tak właściwie się teraz stało.
- Ech? Okej...? A może miałam halucynacje? - Mówiła sama do siebie, odchodząc z tego miejsca, bo przecież nie będzie stała jak głupek i patrzyła na pustą przestrzeń jak jakaś upośledzona. Natomiast krzaki niedaleko zostały zapełnione dwiema osobami. Jedną z nich był Horo Horo, a drugą nie kto inny, jak zaginiony szpikulec.
- Co ty do cholery robisz? - Warknął na niego cicho Ren, próbując go nie zabić swoją włócznią, która ni stąd ni zowąd znalazła się w jego ręce.
- Ren, nie możesz! Yoh zakazał nam takich rzeczy. Musimy to wytrzymać i mu zaufać. W końcu czy Yoh kiedyś źle zdecydował? - I znów nim szpikulec otworzył usta, został uciszony przez dłoń niebieskiego, który uśmiechał się głupkowato. - No właśnie! Więc trochę zaufania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro