Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~4~ "Mają mnie dość?"


Od pamiętnego dnia, podczas którego biedna Kibari rozkleiła się na oczach całej trójki i ich dusz minął jakiś tydzień. Przez ten tydzień wszyscy udawali, próbowali zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. W końcu dziewczyna nie wydawała się chętna do rozmów na ten temat, a chłopcy nie chcieli niepotrzebnie jej stresować, czy zasmucać. No więc tydzień minął w sumie na milczeniu obu stron, aż w końcu dziewoja nie wytrzymała tej napiętej atmosfery. W drodze do szkoły stanęła na środku chodnika wściekła i podpierając dłonie po bokach, przejechała gniewnym spojrzeniem po trio. 

- Mam dość! - Powiedziała wprost, wskazując palcem najpierw na Yoh. - Nie rzucasz ostatnio swoich luzackich sentencji życiowych i wyglądasz na spiętego. Ty, mimo, że twoja twarz wciąż jest głupia, nie żartujesz i nie głupiejesz tak jak zawsze. - Tu wskazała na Horo, a na sam koniec padło na Tao. - A ty... - Zmrużyła oczy w akcie ogromnej konsternacji. - Ty... - Zacisnęła usta w wąską linię, zatrzymując na moment oddech. Po jakichś pięciu sekundach je głośno wypuściła. - Nie, ty jesteś irytujący tak jak zawsze. Nieważne w jakim wydaniu. - Skwitowała to, kiwając głową. No przynajmniej jeden się nie zmienił. 

- Wybacz. - A jednak się zmienił, bo oto i rzucił to Ren Tao, tonem, jakby naprawdę było mu głupio z tego powodu. Złapała się za głowę i zaczęła się czochrać w akcie desperacji, a w tym czasie cała trójka przyglądała się jej nieco zaniepokojona. No zaczynali traktować ją jak jakąś lalkę!

- Czy to jakiś żart? Wrabiacie mnie, tak? Udajecie zupełnie inne osoby, żeby mnie bardziej zdenerwować, kiedy wrócicie do starych charakterków? Rozgryzłam was, gnojki. Nie dam się tak łatwo. - Pogroziła im palcem, po czym ruszyła przed siebie, wymijając ich szybko. - Nie będę z wami rozmawiać, póki nie wyjmiecie tych kijów z tyłków i nie zaczniecie się normalnie zachowywać. 

- Oho... - Horokeu patrzył za dziewczyną, marszcząc przy tym brwi. Nie wiedział zbytnio jak powinien z nią teraz rozmawiać, więc dalej postanowił milczeć. No w końcu każdy z nich pragnął ją o wszystko wypytać, jednak nie mieli na to okazji. No przynajmniej takowej nie wyczuli. - Ej, myślę, że nie będzie dobrego czasu na takie pytania. Może powinniśmy już teraz ją o to wypytać? Jakoś tak ciężko mi z tym, że w sumie ją jakby odstawiliśmy na bok, żeby trochę poobserwować. - Przyznał w końcu, zerkając na ich dowodzącego. Brunet pokręcił na to jedynie głową.

- Wtedy bardziej ją rozgniewamy... - Odparł po chwili ciszy i ruszył w jej ślad. 

- Och, więc nie rozgniewamy jej, szukając informacji na własną rękę, tak? - Prychnął cicho Ren, po czym z dłońmi w kieszeniach wyprzedził przyjaciół i poszedł szybciej do szkoły. Wszyscy byli sfrustrowani i szczerze miał tego dość, dlatego jeszcze przed szkołą dopadł dziewczynę, łapiąc jej dłoń i odciągając na tyły budynku, tam, gdzie nikt ich teraz nie przyłapie. No miał nadzieję, że nikt. Zresztą, nawet jeśli ktoś ich przyłapie, to przecież nie robi nic złego, prawda?

- Co...? Powaliło cię? Zaraz zaczną się lekcje. - Fuknęła oburzona takim zachowaniem i wyrwała w końcu swoją dłoń z jego uścisku. - Zresztą nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Z żadnym z was. Chyba jasno się wyraziłam? - Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała w bok. Nic złego nie zrobiła, a zachowywali się tak, jakby... Jakby mieli jej już serdecznie dość. Może to to? Phi, i dobrze. Działali jej już nieźle na nerwy, to w końcu się ich pozbędzie, od co. Wcale nie ma jej z tego powodu przykro. Wcale!... No może jednak odrobinę jest z tego powodu zasmucona, ale to nic nie znaczy!

- Posłuchaj... - Zaczął Ren, jednak nawet dobrze ust nie otworzył, a zaraz zniknął z oczu dziewczyny, odciągnięty przez kogoś z ogromną prędkością. Zaskoczona zamrugała kilka razy, ale wciąż nie potrafiła zrozumieć co tak właściwie się teraz stało. 

- Ech? Okej...? A może miałam halucynacje? - Mówiła sama do siebie, odchodząc z tego miejsca, bo przecież nie będzie stała jak głupek i patrzyła na pustą przestrzeń jak jakaś upośledzona. Natomiast krzaki niedaleko zostały  zapełnione dwiema osobami. Jedną z nich był Horo Horo, a drugą nie kto inny, jak zaginiony szpikulec. 

- Co ty do cholery robisz? - Warknął na niego cicho Ren, próbując go nie zabić swoją włócznią, która ni stąd ni zowąd znalazła się w jego ręce. 

- Ren, nie możesz! Yoh zakazał nam takich rzeczy. Musimy to wytrzymać i mu zaufać. W końcu czy Yoh kiedyś źle zdecydował? - I znów nim szpikulec otworzył usta, został uciszony przez dłoń niebieskiego, który uśmiechał się głupkowato. - No właśnie! Więc trochę zaufania. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro