~3~ "Co tu się dzieje?"
Ciemność, chłód, wilgoć, smród. Tylko to towarzyszyło samotnej duszy, szlochającej w kącie pomieszczenia, w jakim została uwięziona. Czuła, jak ta ciemność, która ją otacza, powoli zaczęła ją wchłaniać. Kończyny wiotczały, zanikając coraz to bardziej przez żarłoczną pustkę. To sprawiło, że duszyczka szlochała jeszcze głośniej, nie chcąc się pogodzić z takim końcem.
- Pomocy... - Ledwo wyrzuciła z siebie ten zduszony głosik. Tak bardzo błagalny i zdesperowany. Złapała się za głowę, zaciskając sczerniałe palce na włosach. - Nie... Pomocy... - Podniosła wzrok na postać nad nią, która pojawiła się właśnie w tym momencie, kiedy już miała całkowicie popaść w szaleństwo.
- Biedna duszyczka... - Obcy głos, lekko zachrypnięty i głęboki. Należał do mężczyzny. - Wszyscy cię opuścili, zamykając cię tutaj, by złożyć z ciebie ofiarę, prawda? Ofiarę dla ciemności. - Kucnął przed nią, a ona nie wiedziała jak na to wszystko zareagować. Czy się wycofać i skryć? Ale gdzie? To był pusty, ciemny pokój. Bez drzwi, bez okien. Przez moment zwątpiła w swój zdrowy rozsądek i już była pewna, że oszalała, a on jest tylko zwidami, jednak poczuła ciepło na policzku. Ciepło jego dłoni. Tak dawno nie czuła ciepła, że zapomniała jakie to uczucie! Przymknęła oczy na moment, wtulając twarz w tą dłoń, chcąc czuć ją już zawsze.
- Czujesz? Żyję i jestem prawdziwy. Tak strasznie rozgoryczony. Chcieli poświęcić tak wspaniałą istotę jaką jesteś? Bali się twojej siły, dlatego tu skończyłaś, ale nie musisz się już o nic martwić. - Mówił łagodnie, jakby nie chciał jej spłoszyć swoim głosem. Czuł, że wystarczy jeden zły ruch, a ona się rozpadnie i zatraci w ciemności, jaka ich otaczała. - Ja się nie boję. Uważam, że jesteś piękna. - Wyszeptał, łapiąc jej dłoń w swoją z lekkim uśmiechem, nie zabierając jeszcze tej z jej policzka.
- Nie boisz...? - Powtórzyła za nim ledwo i znów zaszlochała, jednak teraz był to szloch pełen szczęścia. - Pomóż mi. - Zacisnęła palce na jego ręce i spojrzała w jego oczy. Takie cudowne. Ciepłe, czekoladowe spojrzenie, nie wyrażające odrazy czy strachu, a jedynie współczucie. Te oczy były teraz takie smutne!
- W takim razie... Wracaj do życia, mała Ate. - Odparł ze spokojem, rozpływając się powoli. - Od dzisiaj należysz do mnie. Nadam ci nowe imię, które brzmieć będzie...
- KI-BA-RI! - Wrzask Horokeu rozniósł się po całym pokoju dziewczyny. Znowu przyszli ją napastować i zaciągnąć do szkoły. Męczące gnidy. Najgorsze było to, że ten sen doprowadził ją do łez. Otworzyła gwałtownie oczy i podniosła się do siadu, wtulając kołdrę w swoją pierś. Niebieskowłosy akurat wpadł do jej pokoju z promiennym uśmiechem, jako iż to był jego dyżur w wyciąganiu jej z łóżka. Szczerze nie spodziewał się takiego widoku, jaki zastał. Zalana łzami Kibari siedziała i wyglądała, jakby miała zaraz się rozpaść na drobne kawałeczki. Aż skamieniał z tego wszystkiego. - O...oj, Kibari-chan, nie chciałem tak głośno. Wystraszyłem cię? Przepraszam... - Mówił spanikowany, nie wiedząc co teraz powinien ze sobą zrobić. - Już dobrze, nie pł...
- Kibari... - Cóż, lodowy chłopiec zdziwił się jeszcze bardziej, gdyż w tym momencie minął go nie kto inny, jak upierdliwy szpikulec, tuląc do siebie to jej drobne ciałko, żeby pomóc jej się uspokoić, a ona? Ona wtuliła się w niego mocno, zacisnęła powieki i rozpłakała się już na dobre. Jak małe dziecko. - Już dobrze, nie płacz. - Mamrotał, uspokajając ją delikatnym głaskaniem po głowie i plecach.
______________________________________________________________________________
- No nieźle. Kto by pomyślał, że Kibari potrafi płakać i to przez coś tak błahego jak sen? - Zapytał rozbawiony Yoh, siedząc przy stole w jej kuchni i popijając kawę. Dzisiaj wszyscy wzięli sobie jednak wolne od szkoły. Później wytłumaczą nauczycielowi zaistniałą sytuację. Będzie musiał zrobić wyjątek w tej sprawie, nie ma innego wyjścia. To w końcu nie ich wina, że tak to wszystko się potoczyło. Kibari płakała kilka godzin w objęciach Tao, po czym znowu zasnęła, zmęczona i opuchnięta na twarzy. Nie mieli serca jej zaciągać w tym stanie do szkoły.
- Daj spokój. Byłem tak zaskoczony, że nie wiedziałem co robić! Gdyby nie wykałaczka, pewnie bym tak tam stał jak głupi i patrzył! - Mówił pełen emocji Horo horo.
- Bo jesteś idiotą. - Fioletowy skwitował to w ten sposób, wychodząc z pokoju dziewczyny, zamykając przy tym po cichu za sobą drzwi. - Śpi. Nie powiedziała co się stało, ale chyba już jest w porządku, bo się głupio szczerzy przez sen. - Mruknął, siadając przy nich. Oparł brodę na dłoni i westchnął ciężko. - Jeśli nas za to obleje, sprawię, że będzie płakać jeszcze bardziej. To wszystko pewnie przez jakiś głupi sen. Powinna się ogarnąć. Ile ma lat? Pięć? - Cmoknął zniesmaczony przy tych słowach, po czym złapał za kubek zimnej kawy, którą brunet wcześniej właściwie przygotował dla Kibari.
- Nie mów tak, Ren. Każdy z nas ma koszmary, które w sekundę są w stanie nas sponiewierać. Nawet ty... A ona wygląda, jakby przechodziła z jednego koszmaru w drugi i to z powodu ludzi. Jeśli ma taki dzień jak te, jako jej przyjaciele musimy ją wspierać, a nie dołować. - Yoh jak zawsze spokojnie wszystko wszystkim wytłumaczył, jakby dosłownie znał się na każdej dziedzinie życia, co jeszcze bardziej zirytowało chłopaka. Podniósł się gwałtownie od stołu i bez słowa opuścił mieszkanie dziewczyny.
- Ech, Yoh, Ren chyba wie o tym najlepiej. - Odpowiedział zakłopotany Horokeu. - Powiedział tak raczej dlatego, że czuł frustrację, tak samo jak ja. Nie wiemy co ją tak zasmuca, więc to oczywiste, że ciężko to przełknąć. Jedyne co możemy robić, to patrzeć, klepiąc ją po plecach i mówić, że już wszystko jest w porządku. Wkurzające uczucie. - Tak, brunet całkowicie się zgadzał z jego słowami. Złączył razem dłonie i oparł na nich brodę w zamyśleniu.
- Dowiedzmy się o niej czegoś, Horo horo. - Rzucił młody Asakura w wielkim skupieniu. - O tym kim jest, skąd, jak się tu znalazła i dlaczego.
- Ale niby skąd? Nie mamy żadnych kontaktów, ani nic w tym stylu...
- Znajdę jakiś sposób. - Wraz z Amidamaru również opuścili dom dziewczyny, ciągnąc za sobą ostatniego z trio. Nie mógł przecież go zostawić z nią sam na sam.
________________________________________________________________________________
W pokoju dziewczyny było już ciemno. Noc dawno temu nastała, okrywając cieniami całe mieszkanie. Nagle z kąta najbliższego łóżku wyszła zakapturzona postać, która powoli przesuwała się w kierunku śpiącej dość twardo Kibari. Postać wyglądała teraz jak upiór, który wyciąga swoje szpony, by zebrać ofiarę, jednak zamiast tego, położyła dłoń na jej czole i czule ją pogłaskała.
- Aż tak bardzo za mną tęsknisz, Kibari? Poczekaj jeszcze trochę. Niedługo po ciebie wrócę. - Cichy głos przebił się przez sen, docierając do podświadomości drobnej dziewoi. Jej twarz przybrała tęskny wyraz, zniecierpliwiony i proszący o bliskość, której nikt jej teraz nie mógł dać. W końcu tajemnicza postać już się rozpłynęła, pozostawiając ciepłe uczucie na jej czole.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro