Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~2~"Zostawcie mnie w spokoju!"

- Ki-ba-ri-chaaaaan~! - Pod oknami naszej kochanej protagonistki rozniósł się jakże donośny i zbyt przesłodzony krzyk Horohoro. - Chodź na dół~! Czas do szkoły~! - Słysząc jego głos wewnątrz jej żołądka wszystko się mieszało, w skutek czego miała odruch wymiotny, ale na szczęście się ostatecznie powstrzymała. Wyjrzała przez okno z pokoju. Zaspane i pełne nienawiści spojrzenie niestety go nie dosięgło, ponieważ na drodze stanęła ta szpiczasta czupryna. Warknęła coś pod nosem niezadowolona i pokazała im środkowy palec. Te typki w trójkę od wczoraj ją gnębią. Tak jak wczoraj, tak i dziś ich nie miała zamiaru wpuścić. Nie miała pojęcia czego tak nagle od niej chcą i szczerze miała to gdzieś, ale kiedy tak ją gnębili, to nie mogła tego wytrzymać ani chwili dłużej.

- Nie wiem czego chcecie, ale odwalcie się z łaski swojej. -mruknęła dość chłodno i walnęła się znów na łóżko, zatrzaskując przy okazji okno, żeby chociaż trochę zagłuszyć ich wrzaski. Nie miała zamiaru iść z tymi dziwnymi typami, którzy jak rasowy stalker, zdobyli magicznie jej adres i teraz ją nękali dniami i nocami. Zasłoniła szybko głowę poduszką i zacisnęła powieki. Przecież nic im nie zrobiła, więc powinni dać jej spokój!

- Nie ma szans. Wstawaj dziewczyno! Nie mamy całego dnia. - Zniecierpliwiony Ren stał za szybą na parapecie, na jednej nodze, powiedział to zdanie, a raczej krzyknął, oglądając sobie wnętrze jej sypialni. No niby mieszkała tylko na drugim piętrze w bloku...W dodatku są balkony...Ale do cholery! To drugie piętro! Jak on wszedł?! Spanikowana wymierzyła mu kopa w twarz. Szkoda tylko, że kopnięcie zostało zablokowane przez kawał szkła. No tak, zapomniała, że okna mają szyby.

- Wyjdź! Zboczeniec! Pedofil! Podglądacz! - Krzyczała i po tym jak otworzyła okno, kopała dalej, mimo, że każdy cios był blokowany. , tym razem przez rękę Rena. - CO TY DO CHOLERY ROBISZ NA TYM PARAPECIE?! - Panika w czystej postaci. Jak ten cieć wszedł na ten cholerny parapet? Co on, człowiek pająk, czy co? Pewno zgubił gdzieś swojego psa pająka, ale pomylił adres przy odbiorze go. Mimo wszystko jej przemyślenia nie były teraz jakoś szczególnie ważne. Ważniejsze było to, że ona ma na sobie samą bieliznę, a on to widzi, bo musiała się gwałtownie poderwać z łóżka, żeby tak go atakować. 

- Uspokój się... - Mruknął, a kiedy na nią spojrzał, to spalił buraka. Szczerze wcześniej nie zwrócił na to uwagi, bo dziewczyna ruszała się strasznie szybko i chciała złamać mu nos. Był całkowicie skupiony na obronie. Zeskoczył z parapetu do pokoju i odwrócił się do niej plecami, chcąc jednak dać jej chwilę prywatności. - Nic nie widziałem! A nawet jeśli, to nie ma na co patrzeć. -Krzyknął, ale było już za późno, bo Kibari wymierzyła mu tak silnego kopa w plecy, że wbił się w jej Bogu winną, błękitną ścianę.

- Dzwonię na policję! - Oświadczyła w nerwach i zaraz zawiązana w kołdrę wyszła z pokoju w poszukiwaniu swojego telefonu, ale tu przeżyła większy szok. Mianowicie przy stole siedział sobie ten dziwny brunet, a razem z nim dwójka duchów. Amidamaru i Bason. Tak, zdążyła ich poznać, ale niezbyt chciała bratać się z ich "przyjaciółmi".

- Policja? Po co ona komu...? Jesteśmy tylko po naszą koleżankę z klasy, żeby móc jej towarzyszyć w drodze do szkoły. -Yoh spokojnie popijał sobie herbatkę i uśmiechnięty w ten swój durny sposób, przyglądał się jej uważnie. Warga zaczęła jej nerwowo drgać, a na czole pojawiła się pulsująca żyłka. No zabije. Powyrzyna ich jak psy i nawet po śmierci nie pozwoli im zaznać spokoju.

- Macie pięć sekund. Jeśli nie znikniecie mi z oczu w tym czasie, to zabije... - Wściekła uniosła dłoń do góry i powoli opuszczała palce, zaczynając odliczanie. - Wszystkich, rozumiemy się? - Ach, ten szatański uśmiech, który sprawił, że nawet duchy się zlękły. Byli skorzy uwierzyć w to, że i oni zaznają śmierci po śmierci, jeśli teraz nie wykonają jej polecenia. 

- Ale Kibari, daj spokój. Myśmy tylko przyszli Cię do szkoły zabrać. - Ten irytujący ją, najbardziej z całej trójki, brunet powiedział pogodnie, a jej ciśnienie podskoczyło jeszcze bardziej. - Nawet śniadanie Ci zrobiliśmy! - Pokazał palcem pusty talerz z okruszkami, przy którym już była widoczna niebieska czupryna. Ten widok nawet jego zaskoczył, bo szczęka mu opadła. Jego genialny pomysł na udobruchanie dziewczyny jedzeniem poszedł się bujać.

- To było dla niej? - Spytał z pełną buzią Horohoro, jakby teraz rozumiejąc w jakiej sytuacji się znajdują i co narobił. - Przepraszam, ale powiem od razu, że robione było to z miłością i bardzo mi smakowało. Żałuj, że nie miałaś okazji skosztować...

- No mówi się trudno, ale ważne, że zrobiliśmy, prawda? Liczą się zawsze chęci! - Chciał się jakoś brunet wybronić, niestety było już za późno na cokolwiek, bo jej ostatni palec właśnie zamknął jej złowrogą pięść.

- GIŃCIE W OGNIU PIEKIELNYM! SMAŻCIE SIĘ W NIM WSZYSCY! - Wrzasnęła, rzucając w nich wszystkim co wpadnie jej w łapy, czyli książką, nożem, talerzem, widelcem, kotem, małą wróżką, stołem, ziemnia...Chwila...Nie, nie. Wróć! Wróżką? Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, widząc małą wróżkę leżącą na podłodze.

- Ojeju... - Biedna wróżka leżała znokautowana na brzuszku i nie miała siły się ruszać. Kibari kucnęła obok niej z zatroskanym wyrazem twarzy. - Przepraszam, maleńka. Nie chciałam ci robić krzywdy. Naprawdę mi przykro. - Westchnęła biorąc ją na dłonie, przez co obecni tu panowie przeżyli szok. No bo w końcu Kibari była naprawdę miła. Okazało się, że Amidamaru nie skłamał, o co wcześniej został osądzony. To było takie dziwne. Przed chwilą potrafiła w chłopców nożem rzucić, który swoją drogą wbił się w krzesło między nogami niebiesko włosego, a teraz mówiła z taką łagodnością i traktowała tak delikatnie małego duszka...No przecież to inna osoba jest! Przez moment byli pewni, że mają zwidy. Wróżka po dojściu do siebie uniosła kciuk w górę i poleciała do swojego "właściciela", w ten sposób pokazując, że wszystko okej i nic się nie stało, czym szczerze uspokoiła brunetkę, pozwalając jej na chwilę ulgi.

- Jak ona ma na imię? - Zadała pytanie, wpatrując się w duszka. - Jest taka śliczna... - Ta miłość była poniekąd przerażająca, bo w końcu naprawdę wyglądała teraz zupełnie inaczej niż wcześniej. Chłopcy w dalszym ciągu przeżywali szok, więc nie potrafili się odezwać, za to Amidamaru z miną pełną triumfu i naprawdę mówiącą "a nie mówiłem?" podleciał do niej.

- Ma na imię Kororo, Kibari-dono. - Odpowiedział jej dopiero po chwili ciszy. Chyba chciał dać jeszcze trochę czasu chłopcom na ogarnięcie sytuacji.

- Bardzo mi miło Kororo-chan, jestem Kibari, ale to pewnie już wiesz. - Zaśmiała się pogodnie, podając drobince swój palec wskazujący na powitanie. W końcu taka kruszynka całej ręki nie uściśnie. Gdy była tak spokojna i miła dla duszka, w oczach chłopaków wyglądała tak, jak pierwszy raz, gdy ją zobaczyli, czyli jak anioł. Delikatna, słodka, opiekuńcza...

- Co wy tu jeszcze robicie? Już ją spakowałem i przygotowałem ubrania, a wy? Ślinicie się na widok babochłopa zawiniętego w kołdrę? - Ren, wchodząc do kuchni, postawił na stolik jej spakowaną torbę, po czym omiótł wszystkich spojrzeniem, mówiącym, że już nie ma cierpliwości. Dopiero teraz do każdego dotarło kilka faktów. Po pierwsze, Horo się zaczął ślinić, kiedy zrozumiał co ma przed oczami, po drugie, Yoh niczym się nie przejął i zaczął robić śniadanie jeszcze raz, a po trzecie i najważniejsze, Kibari zrozumiała, że nie tylko rozgościli się w jej małym mieszkanku, ale i również chcą ją dalej zabrać do szkoły. Niedoczekanie!

- NIGDZIE NIE IDĘ! - Wściekła poprawiła materiał na ciele i pokazała każdemu z osobna środkowy palec. Musiała wrócić do swojego agresywnego ja, bo inaczej by nie wytrzymała i eksplodowała. - ODWALCIE SIĘ W KOŃCU! - Tupnęła zdenerwowana nogą.

- Już i tak wstałaś, dodatkowo wszystko masz gotowe... - Zaczął brunet, ważąc każde wypowiedziane słowo. - I w bonusie, jeśli z nami grzecznie pójdziesz, to Horohoro pozwoli ci wziąć na noc Kororo. - Yoh ze swoim tonem typowego lekkoducha naprawdę był bliski przekonania dziewczyny do swojego pomysłu. Usui nie zdążył jeszcze na to zareagować, bo Ren się włączył.

- Dokładnie. - Złapał ją za jedyne co miała na sobie, czyli kołdrę i siłą rzeczy dziewczyna musiała iść do pokoju, bo ją tam wciągnął. - A teraz grzecznie się ubieraj, kurduplu. - Machnął na nią ręką i wyszedł, nie przejmując się jej wyzwiskami, które rzucała w jego kierunku. Był otoczony tarczą z napisem "Mam to gdzieś, robaku". Po kilkunastu minutach Kibari wyszła z pokoju, ubrana w krótkie spodenki i białą koszulkę z czarnym napisem "Ponoć nie ma ludzi idealnych...A jednak jestem!".

- Nie założę tego co mi przygotowałeś, zboczeńcu. Tyle dobrze, że majtek mi nie wybrałeś. Nic dziwnego, że twój gatunek wyginął. Jeśli wszystkie jednorożce były takie spaczone, to sama miałabym ochotę je powystrzelać. - Fuknęła na Ren'a przy odbieraniu tosta od Yoh. - Jeśli dziś pójdę do szkoły, to dacie mi jutro spokój? - Zapytała tak dla pewności, ale domyślała się tego, jaką odpowiedź może uzyskać.

- Nie. Jutro też z nami idziesz, głupia dziewczyno. - Odpowiedział jej Tao, nim Asakura zdążył palnąć coś głupiego.

Tak właśnie minął im miesiąc. Ciągłe kłótnie, bijatyki, nerwy. Nie było dnia, w którym by Ren nie został wciśnięty w ścianę, Horo obrzucany wieloma przedmiotami, a Yoh wyrzucony za drzwi, po odebraniu od niego żarcia. On najbardziej irytował Kibari tym swoim spokojem i lekkim podejściem do życia. Nienawidziła takich ludzi najbardziej, bo wydawali jej się najszczęśliwsi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro