Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☽ craѕн тнroυgн тнe ѕυrғace ☾

ι'м ғallιng 

ιn all тнe good тιмeѕ ι ғιnd мyѕelғ 

longιn' ғor cнange 

and ιn тнe вad тιмeѕ ι ғear мyѕelғ


good тιмeѕ, вad тιмeѕ

Oliwia leżała w łóżku, gapiąc się tępo w sufit. Budzik wyłączyła już piętnaście minut temu i tkwiła w tym stanie, zastanawiając się, czy powinna wstać na samolot czy może upozorować własną śmierć i zostać jednak cały weekend w łóżku, oglądając przygody Danny'ego Randa.

Nie czuła radosnej ekscytacji, która do tej pory zawsze towarzyszyła jej wyjazdom na wolontariat czy tym turystycznym, gdy próbowała w kilku dniach upchnąć jak najwięcej sztuk teatralnych na West Endzie. Dziś była przekonana, że to po prostu przez starość, odkąd skończyła trzydziestkę dużo większy emocjonalny związek czuła właśnie z bohaterami swoich seriali, niż potencjalną wizją poznania nowych ludzi.

Nazywała to starością, a prawda była taka, że jej stan zakrawał od jakiegoś czasu bardziej o depresję, spowodowaną chronicznym niezadowoleniem ze swojego życia.

W głębi serca wiedziała, że Melody ma rację i dobrze jej zrobi wyrwanie się ze swojego pustego, ciasnego mieszkania, chociaż na kilka dni. Dlatego cholernie niechętnie unosi w końcu kołdrę i wstaje z łóżka, nie do końca dla siebie, ale bardziej dla swojej przyjaciółki, której obiecała pomoc.

Zawsze nastawiała budzik tak, by mieć te kilka chwil na własne negatywne myśli i by później nie biegać po mieszkaniu, jak kurczak z odciętą głową. Staje jeszcze z kubkiem kawy z mlekiem przy oknie w kuchni, rozkoszując się widokiem uśpionego Gdańska. Kochała to mieszkanie, pierwszy raz od przyjazdu do Trójmiasta tu właśnie poczuła się jak w domu i nie do końca była zadowolona z faktu, że od poniedziałku będzie musiała je dzielić ze współlokatorem, bo sama nigdy go nie utrzyma.

Swoją przyjaciółkę Melody poznała kilka lat temu, gdy obie wyraziły podobną opinię dotyczącą organizacji konwentu pod Warszawą. A właściwie braku organizacji. Melody zajmowała się wtedy anglojęzycznym blokiem programowym, a Oliwia trzy dni spędziła na akredytacji. Zaczęły wymieniać opinie, a po kilkunastu wiadomościach były już umówione na spektakl Everybody's Talking About Jamie w Apollo Theatre. Oliwia pokonała trasę do Londynu już tyle razy, że niemal mogła z pamięci dyktować w obu językach komunikaty bezpieczeństwa tanich linii i ten kolejny nie robi na niej żadnego wrażenia.

Mel czeka na nią na Stansted, opierając się o pożyczony od męża samochód i uśmiecha szeroko na jej widok. Dziewczyna miała w sobie to coś, nie była przesadną pięknością, raczej należała do reprezentantek typowo brytyjskiej urody, ale kradła serce każdemu swoim pozytywnym myśleniem. Kobiety witają się długim uściskiem, zanim wsiądą do samochodu i ruszą w stronę miasta.

– Na co masz dziś wieczorem ochotę? – pyta rozemocjonowana Mel. – Teraz musimy jechać na teren konwentu, musisz podpisać umowy, muszę zrobić odprawę i dać Ci grafik. Przypisałam Cię do strefy Meet and Greet, do Ciebie jako jedynej mam zaufanie, że Ci nie odbije na widok Hiddlestona czy Jasona Momoa.

– Mam ochotę na skrzynkę cydru o smaku truskawek i limonek i rybę z frytkami – odpowiada zmęczonym głosem Oliwia. – Prosiłam Cię o to, żebyś nie dawała mi żadnych wymagających zadań.

–  To nie jest wymagające. Akredytacja na London Comic Con jest bardziej wymagająca, tu będziesz tylko skanować wejściówki i sprawdzać czy te płaczące nastolatki mogą się przez pięć sekund do nich przytulać.

– Skoro tak mówisz Mel.

– Ej! Trochę entuzjazmu. Spędzisz jutro dzień z samymi gwiazdami.

– Daj mi się obudzić kobieto! To wszystko nadal do mnie nie dociera, to w końcu nie jakiś tam konwencik w Sosnowcu tylko ogromna impreza.

– Właśnie! Więc entuzjazm poproszę.

– To ja poproszę alkohol i kawę. Najlepiej jednocześnie – wzdycha Oliwia, a jej przyjaciółka przewraca oczami, wyprzedzając gwałtownie jakiś sportowy samochód.

– Na pewno chodzi o brak snu, czy dalej chodzi o tego zjeba?

– Maćka? Nie. Nie nazywaj go tak, to ja z nim zerwałam, wystawiłam swojemu najlepszemu przyjacielowi walizki za drzwi, bo na pół roku przed ślubem mi się odwidział ten pomysł. To całkowicie moja wina.

– Jak tego chcesz, to przecież on do Ciebie wróci Olie – mówi ciepłym głosem Melody, kładąc przyjaciółce rękę na kolanie.

– Właśnie o to chodzi, że nie chcę. Nie chcę być sama, ale w związku chyba powinno być coś więcej niż przyjaźń, może jestem naiwna, ale chyba potrzebuję....

– Seksu na stole? – pyta blondynka, puszczając oko do swojej przyjaciółki.

– Się znów zakochać Mel. Nie sprowadzaj wszystkiego do siebie to, że Ty masz świetnego męża, z którym po dziesięciu latach wciąż masz ochotę się bzykać na schodach, to nie traktuj świata, jakby to było w standardzie.

– Rany, jaki z Ciebie Grumpy Cat dziś. Musimy Cię upić! Diego jest w delegacji, więc mamy całe mieszkanie dla siebie.

– Ale najpierw konwent?

– Tak. Najpierw odprawa.

Teren ogromnego centrum wystawowego pod Londynem został na te trzy dni przeistoczony w ziemię obiecaną szeroko pojętej popkultury. Od książek, przez komiks do światowych kinowych produkcji. Mel prowadzi długi monolog do zebranej grupy wolontariuszy, których później oprowadza po odpowiednich częściach centrum. Oliwia przygląda się przygotowanej ściance do zdjęć i dużemu zapleczu, na którym gwiazdy będą mogły zażyczyć sobie kawę czy odpocząć od piszczących fanów. I dopiero kiedy patrzyła na swój grafik opatrzony nazwiskami największych gwiazd filmów i seriali zaczynała odczuwać radość, że jednak podniosła się dziś z łóżka. Jutro będzie jej dane, uściskać samego Khala Drogo aka Aquamana, więc jest to doskonały powód, by wyjść z domu. A w sobotę Bożyszcze żeńskiej części fandomu Marvela, który niewątpliwie był wspaniałym okazem męskiej urody i brytyjskiej klasy.

Późnym wieczorem, gdy dotrą już do mieszkania Mel, żadna z nich nie ma siły na eskapady na miasto, więc robią zakupy w pobliskim Tesco, gdzie Olie zaopatruje się we wszystkie produkty, które kocha, a których próżno szukać na sklepowych półkach w Polsce. Od słone toffie po Doritos i wspomniany wcześniej cydr. Mimo zmęczenia obie próbują przegadać się nawzajem, nadrabiając cały czas, jak nie dane im się było zobaczyć gdzieś poza ekranem komputera.

Następnego dnia rano Oliwia wstaje dużo bardziej zwarta i gotowa na nadchodzący dzień, mimo tego, że nie przespała wiele więcej niż poprzedniej nocy. Dzień na konwencie jak zawsze zaczynają od kawy, odprawy i ruszają do przydzielonych im zadań. Olie kieruje się do swojej strefy, gdzie wita się z szefem ochrony celebrytów, który proponuje jej kolejny kubek kawy, zanim zacznie się szaleństwo. Brunetka studiuje kilka razy spis aktorów w swojej strefie i w tych obok niej, licząc, że choć na chwilę uda jej się wyrwać, by zrobić sobie zdjęcie z jej ulubionym psychopatą z Gry o Tron. Dzień mija jej szybciej i intensywniej niż kiedykolwiek, by przypuszczała i może go zaliczyć do niezwykle udanych. Trudno by ten dzień taki nie był, jeśli Momoa na kilka sekund uniósł ją na rękach do wspólnego zdjęcia.

Oliwia nigdy nie postrzegała się jako lubianą, w każdej pracy prędzej czy później miała wrażenie, że ludzie się do niej zrażają i przez to stawała się coraz mniej towarzyska. W gronie młodszych od niej ludzi czuła się jeszcze gorzej, bo opowiadając o sobie, o imprezach, na jakich pracowała i kogo kiedyś tam poznała, ma wrażenie, że się przechwala, choć nigdy nie było to jej celem. Tak jak dziś na after party, chciała po prostu się dobrze bawić, wypić kilka darmowych drinków i poznać jakich ludzi. Choćby po to, by mieć kilku nowych followersów na Instagramie, bo już dawno przestała wierzyć, że pozna kogoś nowego.

Jej życie składało się albo ze znajomości sprzed wielu lat, z dalekich znajomych z poprzednich miejsc pracy, których trzymała na Facebooku tylko przez sentyment albo znajomych jej byłego faceta. Ona sama nie wiedziała, gdzie teraz poznaje się ludzi, portale internetowe jawiły się dla niej jako siedliska trolli lub potencjalnych chorób wenerycznych, do klubów nie chodziła, a na koncertach i takich imprezach miała niemiłe wrażenie, że ona i Mel tylko zawyżają średnią wieku.

Więc tkwiła w tym marazmie z dużą szklanką pełną ginu z tonikiem i czekała na Melody, słuchając podekscytowanych rozmów młodszych od niej wolontariuszy, którzy nie mogli się doczekać kolejnego dnia.

Jak tylko w sali pojawi się blondynka, Oliwia od razu zamawia jej ukochane prosecco i rusza w jej stronę. Reszta wieczoru szybko ginie gdzieś w rytmie głośnej muzyki i wzajemnego przekrzykiwania się, zanim obie zadecydują, że na takie przyjemności będą mogły pozwolić sobie dopiero w niedzielę, gdy następnego dnia nie będą musiały, żyć pod natłokiem obowiązków.

Sobota zawsze na wszystkich konwencjach czy festiwalach jest najgorętszym dniem, zaproszone są największe gwiazdy, a i uczestnicy przybywają najbardziej tłumnie. Oliwia po latach pracy na Przystanku Woodstock była pewna, że widziała już wszystko, ale tłum dziewczyn oczekujących na spotkanie z Hiddelstonem przeraził ją niesamowicie. Głównie dlatego, że kolejka gęstniała coraz bardziej, mimo że gwiazdor miał przyjść dopiero w ciągu godziny. Oliwia upewnia się, że bramka jest zamknięta i idzie na zaplecze zaopatrzyć się w kubek termiczny pełen kawy.

Mężczyzna, którego zastaje w środku, zdecydowanie nie przypomina wymuskanego blondyna, którego obraz najlepiej utrwalił jej się w głowie, podczas tych kilkunastu razy jak oglądała Nocnego Recepcjonistę, przy którym to zawsze dywagowała, kogo kocha bardziej. Zimnego Roppera czy prawego Pine'a. Właściwie Tom Hiddleston nie przypominał też siebie sprzed roku, gdy widziała go na deskach teatru RADA, wtedy jego włosy były krótsze i bardziej ułożone, a teraz jego broda przemieniła go w kogoś w ciężkiej depresji.

– Dzień dobry, nazywam się Oliwia Stachura, jestem opiekunem bloku Meet and Greet – mówi zdecydowanie brunetka, a on obraca się do niej z niepewnym uśmiechem. – Będę Cię dziś pilnować, żeby nikt Cię nie zjadł Panie Hiddleston.

Thomas poprawia oprawki swoich kwadratowych okularów, które zsunęły mu się z nosa, gdy pochylał się nad ekspresem i mierzy dziewczynę wzrokiem. Brunetka, która wyciągnęła dłoń w jego stronę, również miała okulary, za którymi kryły się bystre szare oczy i miał dziwne wrażenie, jakby już kiedyś ją gdzieś widział, może minął na ulicy, może siedziała naprzeciwko niego w metrze...

Przez kilka ładnych lat, od których odwiedzał regularnie takie imprezy, zdążył się już do nich odrobinę zniechęcić. Czuł ostatnio chroniczne zmęczenie swoim życiem, a fani, którzy dodawali mu zawsze dużo pozytywnych emocji, teraz stawali się męczący. Ona jednak mimo ciepłego uśmiechu emanowała chłodnym profesjonalizmem i znanym mu, aż za dobrze zniechęceniem, które kryła pod płaszczem pozornego pozytywnego nastawienia.

– Tom. Miło Cię poznać – odpowiada po dłuższej chwili i niemal odruchowo całuje ją w rękę, co przyprawia brunetkę o szybsze bicie serca.

– Gotowy na to kompletne szaleństwo?

– Gotowy czy nie, nie mogę uciec – mówi z uśmiechem mężczyzna, a Olie wyczuwa, że to nie do końca był żart.

– Będzie dobrze. To tylko kilkaset wygłodniałych fanek.

– Uwierz mi, jestem tego świadomy – mruczy pod nosem, szybko przeklinając samego siebie za nieuprzejmość. - Kawy?

– Najlepiej dożylnie – odpowiada dziewczyna i stawia swój kubek koło ekspresu. – Musisz mi wybaczyć, ale jestem trochę rozkojarzona. Nie odespałam jeszcze podróży.

– Skąd jesteś?

– Gdańsk, Polska – mówi brunetka, wlewając mleko do kawy.

– Kawał drogi.

– Moja przyjaciółka jest szefem wolontariatu, brakowało jej ludzi i tak o to jestem.

– Ciekawy sposób na spędzenie weekendu.

– Miła odmiana od łóżka i serialu – odpowiada, siląc się na uprzejmy ton, pomimo że Tom zdawał się odrobinę gburowaty tego poranka.

– Z chęcią bym się zamienił, spędził weekend w łóżku zamiast na konwencie – sarka, spoglądając na jej dłonie zaciskające się na kubku i sam nie wiedząc czemu, sprawdza, czy dziewczyna nie ma obrączki. – Ile mam czasu?

– Ponad pół godziny, spokojnie zdążysz zapalić – mówi Oliwia, widząc, jak wyciąga paczkę papierosów z kieszeni krótkiego czarnego płaszcza, wiszącego na wieszaku w rogu pomieszczenia. – Zaprowadzić Cię do palarni?

– Tak, proszę. – Tom doskonale wiedział, gdzie się ona znajduje, jednak nie mógł sobie odmówić chwili rozmowy sam na sam z brunetką, która teraz szukała swoich cienkich mentolów w torebce.

Gdy Hiddleston odpala jej papierosa, dziewczyna uświadamia sobie, że powinna chyba być przy nim bardziej skrępowana lub choć odrobinę zdenerwowana. Może to była kwestia jego wyglądu, któremu bliżej było teraz do zwykłego faceta, za którym i tak obejrzałaby się w kawiarni dzięki jego szczupłej, wysokiej sylwetce i pociągającemu spojrzeniu. Może gdyby poznała go kilka lat temu, gdy z wypiekami na twarzy kupowała bilety na marniutki Thor: The Dark World, Tom zrobiłby na niej porażające wrażenie. Teraz był echem jej młodzieńczej fantazji, tak jak ona była echem tej dziewczyny, która waliła shoty w pubie z koleżankami, żartując na temat tego, jak to go kiedyś poślubi.

– Polska – mówi nagle Tom, wyrywając ją z zamyślenia. – Czym się tam zajmujesz?

– Mam raczej beznadziejne stanowisko, w beznadziejnej korporacji i aktualnie musiałam znaleźć współlokatora, bo nie stać mnie na wynajem mieszkania.

– Więc czemu nie zmienisz pracy? – pyta, a ona parska gorzkim śmiechem.

– Nie wiem, jak jest tutaj i Ty, Panie Aktorze też pewnie nie wiesz, ale na moim szczeblu nie ma za bardzo, w czym wybierać.

– Masz rację, przepraszam – odpowiada Tom, wypuszczając niezwykle powoli powietrze z płuc, prostując się przy tym. Uwadze Oliwii nie umyka, że jego cienki granatowy sweter podsunął się przy tym odrobinę do góry, odsłaniając pasmo jego umięśnionego brzucha.

Powinnaś sobie kogoś znaleźć. Podpowiadają jej, jej własne myśli, na co uśmiecha się delikatnie.

– To ja przepraszam  – mówi po chwili kobieta. – Nie lubię, jak ktoś daje mi rady, które nie mają przełożenia na rzeczywistość, dużo bardziej wolę siedzieć i użalać się nad sobą. – Oliwia gryzie się w język odrobinę za późno i bierze kolejny głęboki wdech. – Chciałam powiedzieć, że wiosną jest pięknie w Polsce.

Thomas wybucha śmiechem i dogasza papierosa, czekając chwilę, aż ona powoli dopali swojego. Robiła to niezwykle nieśpiesznie, układając czerwone usta na filtrze.

– Może kiedyś to sprawdzę, jak będę miał czas na wakacje.

– Daj znać, wyślę Ci przewodnik turystyczny – sarka Olie i wyrzuca niedopałek z uśmiechem. – Idziemy?

– Jak musimy – odpowiada, uśmiechając się, przepuszcza ją w drzwiach, muskając lekko jej talię.

Kolejne kilka godzin Oliwia spędza na skanowaniu kodów na spotkanie z Tomem i wymienianiu z nim porozumiewawczych uśmiechów, gdy widziała, że dziewczyna idąca w jego stronę jest wyjątkowo narwana. Olie nie lubiła czuć się wyjątkowa w takich sytuacjach, nie lubiła niewiedzy czy osoba, która jest dla niej miła, jest taka, bo ją polubiła czy nie ze zwyczajnej uprzejmości. Dlatego starała się nie zaprzątać sobie głowy spojrzeniami aktora, choć niezwykle chciała nadać im znaczenie.

Jak tylko skanuje kod biletu ostatniej pary w kolejce, wzdycha z ulgą i robi szybki obchód po strefie, sprawdzając, czy w innych miejscach świat nie stanął w płomieniach. Wszystko wydaje się w jak najlepszym porządku, a gdy wraca do siebie, jest zaskoczona tym, że Thomas rozsiadł się na jej krześle i rozmawiał z ochroniarzem.

– Nie śpieszy Ci się do domu? – pyta, uśmiechając się na widok jego niebieskich oczu.

– Pomyślałem, że też chciałabyś zdjęcie – odpowiada, zdejmując okulary, a ona odruchowo poddaje mu z kieszeni chusteczkę, by nie przecierał ich o sweter.

– To miłe, że o mnie pomyślałeś. Dziękuję – Oliwia uśmiecha się lekko, sięga po swoją torebkę i przeczesuje włosy, czując się jak kretynka, że robi to w jego obecności. – Wybacz, ale wyglądam dziś wyjątkowo słabo.

– Wiesz, nie zauważyłbym różnicy. Widzę Cię pierwszy raz w życiu – próbuje, żartować Tom, gdy idą w stronę fotografa.

– Jeszcze jedno i idziemy do domu – woła Oliwia, a młody fotograf obraca się znów do obiektywu. – Mam zrobić jakąś głupią minę czy coś?

– Możesz zrobić, co chcesz – odpowiada Tom z uśmiechem, a brunetka niewiele myśląc, owija dłonie wokół jego szyi i po prostu się do niego przytula.

Oliwia bardzo chciała przekazać mu w tym uścisku trochę wsparcia, którego jej samej na co dzień brakowało. Przynajmniej tak sobie wmawiała, nie chcąc wierzyć, że próbuje po prostu ukraść trochę męskiej czułości i zaciągnąć się zapachem jego ciężkich perfum.

Tom na pół sekundy zawiesza się, czując jej ciepłe ramiona oplatające jego szyję, jakby zapomniał, co w takiej sytuacji powinien zrobić. Mimo że przecież przytulił dziś kilkaset obcych dziewczyn, w geście brunetki było coś burzącego wszelkie mury między nimi. Obejmuje ją mocno w pasie, dociskając do siebie.

Tkwią tak zalewie kilkanaście sekund, jednak każdemu z nich wydaje się to o wiele za długo i za krótko jednocześnie. W końcu Olie odsuwa się lekko, przesuwa rękę, by też objąć go w pasie i spoglądają w obiektyw aparatu.

– Dziękuję. Koleżanki będą mi zazdrościć – sarka dziewczyna, patrząc na wywołane zdjęcie. – Kawa?

Tom przytakuje jej zdecydowanie, co prawda już dawno mógł wyjść stąd i jechać do domu, zahaczając po drodze o dużo lepsze kawiarnie, ale liczył, że uda mu się zdobyć  jeszcze odrobinę jej czasu.

Siadają na kanapie na zapleczu, na którym co jakiś czas przewijają się pozostali wolontariusze, a Oliwia nerwowo bawi się łańcuszkiem z symbolem róży wiatrów.

– Lubisz podróżować? – pyta Tom i śmiało sięga do drobnego, srebrnego medalika na jej szyi, gdy dziewczyna puszcza go na moment.

– Podróże są dla bogatych.

– Gdybyś miała nieograniczony budżet i obudziłabyś się rano z paszportem w ręce, to dokąd byś poleciała?

– Nieograniczony budżet? Do Japonii. Marzę, by zwiedzić ją wzdłuż i wszerz, a poza tym to dobre miejsce do zwiedzania samodzielnie. Niezwykle bezpieczny kraj.

– Samodzielnie?

– Nie mam nikogo, kto rzuciłby ze mną wszystko i uciekł na drugi koniec świata – odpowiada, siląc się na uśmiech. – Powiedz mi lepiej, jak to jest być uwielbianym przez dziewczyny, które mogłyby być Twoimi córkami?

Tom wybucha śmiechem, a ona jest wdzięczna, że zareagował w ten sposób, a nie poczuł się urażony.

– Przywykłem – odpowiada dyplomatycznie. – Choć gdybym chciał, to kilkanaście z nich wepchnęło mi dziś do kieszeni swoje numery telefonu.

– Ja tego nie zrobię – mówi Oliwia, klepiąc go lekko po kolanie. – Nie mam brytyjskiego numeru.

– Mail? – pyta Tom, śmiejąc się, a ona nie ma pojęcia czy mówi serio czy sobie z niej żartuje, więc bezpiecznie postanawia szybko zmienić temat.

– Widziałam Cię w Hamlecie w zeszłym roku.

– Naprawdę? – upewnia się szczerze zaskoczony. – Stąd wydajesz mi się znajoma.

– To było kilkadziesiąt osób każdego wieczora, to niemożliwe, żebyś mnie pamiętał. – Tom parska urażony jej uwagą i wstaje z kanapy. Robi kilka kroków do przodu, jakby próbował sobie z wizualizować sale w RADA i w końcu obraca się, stając naprzeciwko niej.

– Drugi rząd, byłaś z postawnym brunetem. Trzeci monolog mówiłem dokładnie do Ciebie.

– Tak! – śmieje się Olie, będąc pod nie małym wrażeniem. – Z tym że byłam z Mel, która siedziała po mojej lewej.

– Och, być może. – Tom wraca na sofę, nie chcąc dodawać, że jego uwagę tamtego ostatniego wieczoru przykuły właśnie jej oczy i elegancka czarna sukienka z głębokim dekoltem.

– Więc jeśli mnie pamiętasz, to wiesz, że mogę wyglądać lepiej – śmieje się dalej dziewczyna i upija łyk kawy, a on obraca się do niej z niepewnym uśmiechem. – To była świetnie wyreżyserowana sztuka, ale niestety Andrew Scott był znacznie lepszy w tej roli.

Stwierdza Oliwia, znów kładąc mu na kilka sekund dłoń na kolanie, spoglądają sobie prosto w oczy i przez te kilka sekund, oboje nie myślą o niczym innym. Dopiero melodia z La La Land wypełnia pomieszczenie, gdy jej telefon zaczyna dzwonić. Olie wzdycha na widok zdjęcia swojej przyjaciółki na wyświetlaczu i patrzy przepraszająco do Toma.

– Muszę iść – mówi brunetka. – Miło było Cię poznać.

– Jutro po południu mam tu jeszcze panel z pytaniami – informuje ją Tom, a ona uśmiecha się promiennie.

– Więc jest pewne prawdopodobieństwo, że się jeszcze spotkamy.

– A może pewność? – pyta, a Oliwia podnosi na niego spojrzenie swoich szarych oczu. – Kiedy wracasz do Polski?

– W poniedziałek – odpowiada niepewnym tonem.

– Pójdziemy jutro...

– Tak, byleby nie na kawę, będę jej miała dość na kilka lat – mówi Oliwia, nie pozwalając mu nawet dokończyć pytania. – Kończę koło dwudziestej.

Tom wybucha śmiechem, widząc jej mieszankę entuzjazmu z próbami zachowania chłodnej powagi. Olie wstaje z kanapy, zaczynając wrzucać rzeczy do torby w pośpiechu, a Tom staje w drzwiach, czekając na nią. Żegnają się krótkim, odrobinę niepewnym uściskiem, a dziewczyna rozpoczyna bieg w stronę sali, w której urzędowała Mel.

Blondynka od razu zauważa w spóźnieniu swojej przyjaciółki coś podejrzanego, ma wrażenie, jakby ktoś nagle rozpalił jej ciekawość i nie może się doczekać, jak wypyta ją o szczegóły przy kolacji.

Jak tylko wychodzą w nocy z targów i jadą do mieszkania Mel z zapasem żarcia z tajskie knajpy i po kilkudziesięciu minutach gdy siedzą w kuchni, Oliwia zaczyna opowiadać o dzisiejszym dniu.

– Idziesz na randkę z Hiddelsem? – pyta Melody, a jej niebieskie oczy robią się jeszcze większe.

– Nie wiem, gdzie idę. I nie wiem czy to randka, ja już tak dawno nie byłam na randce, że nie umiem odróżnić czy ktoś mnie na nią zaprasza czy po prostu jest miły.

– Zawsze trzeba wierzyć, że ta wersja, której chcesz, jest prawdziwa – obwieszcza Mel. – A Ty chcesz, żeby to była randka.

– Oczywiście, że chcę, żeby to była randka. Nie jestem kurwa głupia... tylko...

– Tylko co? – wzdycha blondynka.

– On wydaje mi się podobnie... pusty jak ja.

– A może jednak skupmy się na pozytywach, zabrałaś, chociaż jakąś sukienkę?

– Tak, ale nie będę miała czasu się przebrać po zakończeniu konwentu.

– Spokojnie, zaraz Ci tak ustawie grafik, że zdążysz nawet wrócić tu i wziąć prysznic – mówi Mel, sięgając po tablet i przedstawiając jakieś tabletki w exelu. – I nie miej takiej miny, wiem, że możesz nie wrócić na noc. A jeśli jakimś cudem to nie randka, to spędzisz przynajmniej wieczór w towarzystwie kogoś inteligentnego.

– W przeciwieństwie do dziś – sarka brunetka, a jej przyjaciółka rzuca w nią ścierką.

Większość niedzielnego poranka Oliwia ma problem, by się skupić na swoich zadaniach. Oczywiście w żadnym stopniu nie wynikało to z wiecznego niewyspania się, a z podekscytowania, jakie odczuwała na myśl o wieczorze. I chyba rzucało się to w oczy tez innym, bo ochroniarz, z którym spędziła cały wczorajszy dzień, stawia przed nią kubek z kawiarni w centrum.

– Jakim cudem ją tu przywiozłeś? – pyta Olie, a on tylko się uśmiecha i wskazuje jej kartkę wyłożoną za tekturową otoczkę kubka.

Dobra kawa. Żebyś miała mniej powodów do narzekania.

Spotkajmy się koło dwudziestej pierwszej w Golden Lion w Camden.

T.H.

Dziewczyna uśmiecha się jeszcze szerzej i sięga po telefon, by sprawdzić najszybszy dojazd z mieszkania Mel do wskazanego pubu. Kusi ją też niesamowicie sprawdzenie wszystkich artykułów na portalach plotkarskich, które wspominały ostatnio Thomasa. Nigdy nie była na bieżąco z doniesieniami o ślubach i rozstaniach, uważała zawsze, że ma dość własnych problemów, by żyć cudzymi.

Melody wypuszcza ją do domu dużo wcześniej, a Oliwia, stojąc pod prysznicem w mieszkaniu przyjaciółki, rozważa absolutnie każdy scenariusz tego wieczoru. W końcu była dorosła, wiedziała, że istnieje gdzieś tam cień nadziei, że nie wróci dziś sama. A z drugiej strony ganiła się za to, że jej umysł znów zapędza się za daleko, przecież to wyjście może okazać się kompletnym nieporozumieniem.

Jak i całe Twoje życie. Dodaje w myślach i zaczyna robić staranny makijaż.

Tom spogląda nerwowo na zegarek i wejście do lokalu, ma dziwne poczucie, że brunetka się nie pojawi i zdecydowanie jest zły na siebie, że nie poprosił ją, chociaż o wspomniany adres mailowy. W natłoku myśli, które na stałe zamieszkały w jego głowie i każdego dnia wpędzały go w nowe paranoje, pojawia się nowa, pojawia się ona. Przecież to nie może być przypadek, że ją kojarzył, że była na tym ostatnim spektaklu i też nienawidziła kiepskiej kawy. Choć jego terapeuta nie raz kazał mu brać na wstrzymanie i nie nakręcać się na rzeczy, które nie powinien, to od wczoraj miał wielką nadzieję, że uda mu się z nią jeszcze porozmawiać.

Kiedy w końcu brunetka przekracza próg pubu, rozpina guziki dwurzędowego płaszcza i zaczyna przecierać zaparowane okulary. Tom od razu wstaje od baru i za nim do niej podejdzie, kilka sekund napawa się widokiem kobiety, której już pewnie po dzisiejszym wieczorze więcej nie zobaczy i która włożyła dla niego kremową zwiewną sukienkę. Oliwia uśmiecha się do niego w sposób, który dodaje mu tylko kolejnych wątpliwości o to czy na pewno powinni się spotkać i czy wcale może nie lepiej by było, jakby go wczoraj nie przytuliła. A dziś robi to znów, a do niego dociera zapach jej włosów, który jest mieszanką kokosa i wanilii.

– Przepraszam za spóźnienie. Miałam całe miasto do przejechania, a nienawidzę tutejszego metra – mówi, kładąc dłoń na jego ramieniu, gdy idą w stronę stolika. – Mam zerową orientację w terenie.

– Wszystko to kwestia praktyki. Nie myślałaś, żeby się tu przeprowadzić? – pyta, odsuwając jej krzesło, a ona kręci głową.

– Nie. Do niedawna miałam trochę inne wyobrażenie o swojej przyszłości, poza tym tu mam tylko Mel, tam rodzinę i znajomych.

– Rozumiem. Zapytam Cię o to inne wyobrażenie przyszłości, jak zdecydujemy, co jemy i co pijemy.

Oliwia przytakuje mu z uśmiechem, przez dłuższą chwilę trwając w zawieszeniu na widok błękitu jego spojrzenia, zanim zacznie przeglądać kartę, niechętnie przeliczając w głowie kwoty na złotówki.

– Burgery wyglądają dobrze... – zaczyna, licząc na poradę ze strony mężczyzny, który na pewno nie był tu pierwszy raz.

– Steki są świetne.

– Nie wątpię, ale zarabiam jedną piątą tego, co tutaj więc...

– Ja zapłacę – wchodzi jej w słowo Tom, a ona kręci głową.

– Moja dusza wojującej feministki niestety nie może Ci na to pozwolić. To okropne utrwalanie schematów i sprowadzenie mężczyzny do roli portfela – oświadcza Oliwia z uśmiechem, widząc, że Tom chce zaprotestować. – Jednak poza byciem feministką jestem też biedna i głodna, więc zrobię dla Ciebie wyjątek.

Thomas wybucha śmiechem, przytakując jej, upewnia się jeszcze jaki smak cydru ma jej zamówić i idzie do baru. Oliwia odprowadza go spojrzeniem, nie mogąc oderwać wzroku od sposobu jego poruszania i jego uśmiechu, gdy wraca do niej po chwili.

– Więc powiesz mi, jaki miałaś plan na życie?

– Miałam wyjść za mąż i kupić mieszkanie – odpowiada brunetka, pociągając łyk alkoholu o smaku mango ze szklanki. – Jednak w porę się zorientowałam, że chcę czegoś innego.

– Rzucić wszystko i uciec do Japonii? – pyta Tom, obracając nerwowo szklankę z whisky.

– Nie. Zakochać się – mówi bez zastanowienia dokładnie to, co przedwczoraj Mel, a on spogląda na nią tak, jakby czuł dokładnie to samo. – Mój niedoszły mąż jest wspaniałym facetem, niemal nie ma wad, tylko był moim przyjacielem i długo wmawiałam sobie, że to dobrze, że to takie dojrzałe, że nie ma iskier, nie ma fajerwerków, że to będzie trwałe... a po trzech latach zrozumiałam, że nie będę umiała tak do końca życia.

– Nie wiem czy to rozumiem – mówi dość gorzkim tonem Tom. – Iskry i płomienie zawsze się wypalają i zostajesz z niczym. Nagle budzicie się koło siebie, dochodząc do wniosku, że nic was nie łączy, by być dalej razem.

– Wiem. Przerobiłam trochę też takich związków. Jednak nie potrafię wierzyć, że prawdziwa miłość nie jest tam gdzieś pośrodku między jednym, a drugim.

Prawdziwa miłość. Wierzysz w to?

– A Ty nie? – pyta, spoglądając mu prosto w oczy, a on ma wrażenie, że patrzy nimi wprost do jego duszy. Ostatnie kilka miesięcy zapadł się w tym poczuciu beznadziejności i nienawiści do całego świata i siebie, że próbował sobie wmówić, że stał się ślepy na te wszystkie fajerwerki. Jednak szare spojrzenie jej oczu, aż elektryzowało powietrze między nimi. – No właśnie, wierzysz. Tylko tak jak ja, wolisz żyć w pustce i na nią narzekać, zamiast podjąć kolejne próby jej zapełnienia.

– Nie wiedziałem, że idę dziś na psychoterapię, a nie na randkę – sarka Tom, wlewając w siebie zawartość szklanki.

– Psychoterapia ssie – mruczy pod nosem Oliwia, a Tom ledwo powstrzymuje parsknięcie śmiechem. – Przepraszam, zagalopowałam się

– Nie. Wcale nie, po prostu spotkanie kogoś, kto zachowuje się tak jak Ty, uświadamia Ci, jak wkurwiający potrafisz być.

– Wkurwiam Cię? – pyta kobieta z uśmiechem i poprawia okulary.

– Nie. Ja siebie samego wkurwiam.

– Witaj w klubie Tom – mówi brunetka z wredny uśmiechem. – Spokojnie, też się tylko wymądrzam, a wolę leżeć i narzekać, zamiast podjąć jakieś działania, bo za bardzo boję się porażki.

– Więc wygląda na to, że oboje utknęliśmy na mieliźnie – odpowiada Hiddleston i idzie do baru dopełnić swoją szklankę kolejną porcją whisky.

Na stole pojawia się jedzenie, które na dłuższy czas sprowadza ich rozmowę na dużo bardziej błahe tory. Od jego projektów filmowych, przez jej ukochane mieszkanie, aż po seriale, których znaczne ilości oboje pochłaniali w samotności swoich domów. Oliwia opróżnia kolejne butelki cydru, on kolejne szklanki whisky, a czas zdaje się płynąć dużo wolniej niż w zwykle wieczory. Jakby rzeczywistość dawała im dodatkowe możliwości.

– Nie boisz się, że jestem jakąś psychofanką, która opisze dzisiejszy wieczór na stronie typu Tom Hiddleston Our British Muffin? – pyta Oliwia, a on posyła jej mocno zażenowany uśmiech.

– Zawsze jak się z kimś spotykam, obawiam się tego. Jednak po Twoim wywodzie o potrzebie prawdziwej miłości, jakoś przestałem.

– Cieszę się, że moja bezpośredniość dała taki efekt – sarka brunetka. – Jak sobie z tym radzisz? Z tą sławą? Z fankami? Z paparazzi?

– Ostatnio? Ostatnio sobie nie radzę – odpowiada Tom całkowicie szczerze, nie miał zamiaru udawać przed nią, że jest lepszą wersją samego siebie, że umie udźwignąć swoją sławę i cały cyrk wokół siebie. Do tej pory zawsze tak robił, zawsze starał się być silny i uśmiechnięty, a gdy w końcu ta maska pękła, każda znajomość, z którą wiązał jakieś nadzieje, rozchodziła się w szwach. – To wszystko jest piękne, ale męczące Olie. Czasem też mam ochotę rzucić wszystko i uciec.

– Więc czemu tego nie zrobisz? Stać Cię, a patrząc na Ciebie, nie jesteś chyba zasypany rolami.

– Patrząc na mnie? – pyta z bezczelnym uśmiechem, drapiąc po rudawej brodzie i rozsiadając się wygodniej na krześle. – Nie wiem, o czym mówisz. Sugerujesz, że wyglądam gorzej?

– Nie. Wręcz przeciwnie. Jedyne co sugeruję to, że nie wyglądasz jak ktoś z plakatu Konga.

– Właśnie o to mi chodziło – odpowiada, stukając szklanką w jej butelkę.

– Liczyłeś, że broda depresji i potargane włosy odpędzą od Ciebie fanki? – pyta Oliwia, siląc się na całą moc sarkazmu w swoim głosie. – To naiwnie, one raczej teraz się o Ciebie martwią i chcą Cię pocieszać.

– Jesteś śliczną dziewczyną o wojujących poglądach, więc chyba wiesz jakie paskudne jest ocenianie po wyglądzie – mówi, uśmiechając się do niej.

– Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jakiś mężczyzna powiedział mi komplement.

– Naprawdę?

– Tak. Mój były miał gdzieś, to jak wyglądam, mówił mi, że dobrze wyglądam, tylko gdy go o to spytałam. W ogóle miał mnie gdzieś, dopóki byłam obok, robiłam kolacje i chodziłam z nim do znajomych – Oliwia śmieje się gorzko i obraca butelkę w dłoniach, czując coraz bardziej, jak alkohol krąży w jej żyłach. – My nawet praktycznie ze sobą nie sypialiśmy. I nie powinnam o nim i o tym tyle pieprzyć na mojej pierwszej randce od prawie czterech lat.

– Nie przeszkadza mi to, możesz, pieprzyć, o czym chcesz – odpowiada z uśmiechem i wstaje po raz kolejny do baru. – To samo?

– Chcesz mnie upić? – pyta brunetka, układając usta w lekko szalony uśmiech.

– A jak odpowiem, że tak?

– Odpowiem, że upicie się w Twoim towarzystwie będzie miłą odmianą od rzeczywistości. – Tom posyła jej rozbawione spojrzenie i podchodzi do starszego barmana.

Oliwia nie do końca wiedziała, co ma myśleć i co ma robić, nie miała pojęcia czy ma wysyłać jakieś sygnały, że jest nim zainteresowana na dłużej niż ten jeden wieczór, że ma jakieś durne przeczucie, że szukają tego samego i że mogą sobie wzajemnie pomoc. Jednak z drugiej strony zawsze uważała się za dość inteligentną i racjonalną, Thomas był światowej klasy aktorem z pierwszych stron gazet, a ona była nikim. Absolwentką szkoły średniej ze wsi na Mazurach, która nigdy nie obroniła magisterki i robiła w korpo za nie wiele więcej niż najniższa krajowa.

– Jesteś tu? – pyta Tom z uśmiechem, a ona od razu odpowiada mu tym samym.

– Myślałam o tym, że chyba całkiem Cię lubię – odpowiada, sięgając po swoją butelkę.

– Za co? – parska zaskoczony Tom, a jej szare oczy robią się większe, jakby się miała roześmiać.

– Chyba za to, że mimo iż jest między nami przepaść, oboje odczuwamy takie samo paskudne niezadowolenie z otaczającej nas rzeczywistości.

– Ty, chociaż masz prawo do tego, by narzekać. Ja pozornie mam wszystko i nie mam przyzwolenia na bycie nieszczęśliwym.

– Każdy, kto na Ciebie patrzy, widzi, że nie jesteś szczęśliwy.

– Czy Ty znów nawiązujesz do mojego wyglądu? – pyta, śmiejąc się cicho.

– Może po prostu mi się podobasz.

– Nie żartuj.

– Nie żartuję. Nie bądź taki próżny, myśląc, że chodzi tylko o Twoje idealne rysy twarzy.

– Ty włożyłaś najlepszą sukienkę z szafy swojej przyjaciółki i jesteś łasa komplementów – sarka Tom, a ona ma ochotę droczyć się z nim tak do rana.

– To moja sukienka, jestem szczuplejsza od Mel – odpowiada brunetka, nachylając się do niego. – Poza tym chciałbyś Panie Hiddelston, żebym na randkę z Tobą przyszła w jeansach?

– Cieszę się, że w ogóle przyszłaś.

– Byłam niezwykle ciekawa, jaki jesteś, kiedy nie grasz czarującego playboy'a.

– I?

– I podoba mi się, to co dostaję – odpowiada cicho Oliwia, kładąc ciepłą dłoń na jego przedramieniu, a on kwituje to uśmiechem i gdy dziewczyna chce zabrać rękę, spłata ich palce.

– O której masz jutro samolot? – pyta, a brunetka ma wrażenie, że jego głos zrobił się odrobinę głębszy.

– Osiemnasta z Luton.

– Dobrze, bałem się, że o ósmej rano i zaraz będziesz musiała uciekać.

– Za stara jestem na zabawę w Kopciuszka i uciekanie przed północą mój drogi – mówi, wodząc palcami po wnętrzu jego dłoni i nadgarstka, patrząc mu przy tym prosto w niebieskie oczy. – Mam całą noc.

Tom obserwuje, jak kobieta naprzeciwko niego przygryza lekko pociągnięte szminką usta i przez sekundę, ma ochotę złapać ją w ramiona, by sprawdzić jak smakują. Jednak wie doskonale, że nie byłoby to dobre dla żadnego z nich, oboje chcą przeciągać ten wieczór w nieskończoność, bojąc się, że nigdy się on nie powtórzy.

– Daleko stąd mieszkasz? – pyta Oliwia, dopiero gdy widzi jego kpiące uśmiech, uświadamia sobie, jak dwuznacznie zabrzmiała jej wypowiedź. – W sensie czy mieszkasz w tej części miasta?

– Mógłbym iść spacerem, ale dziś wezmę taksówkę, by upewnić się, że wrócisz bezpiecznie do domu.

– To miłe. Dziękuję – odpowiada brunetka, sunąc długim paznokciem w kolorze morskiej zieleni po jego nadgarstku.

Nie chciała wracać do domu, miała wrażenie, że aż emanuje tym uczuciem, że chciałaby zostać z nim w tym pubie jeszcze na bardzo długo. Nie chciała teraz myśleć, że nie ma do czego wracać, zdecydowanie wolała spojrzenie mężczyzny naprzeciwko niej, które czyniło ten wieczór wystarczającym, a wręcz wspaniałym.

W końcu oboje czują, że wypity alkohol zaczyna dawać o sobie znać i nieśmiało uznają, że czas się przewietrzyć. Camden Town w każdy wieczór tygodnia wypełnia się setkami dużo bardziej pijanych osób od nich, a w tym tłumie Tom czuje się dziwnie spokojny, bezpieczny, że nikt go nie rozpozna. Przez te lata doskonale wypracował sobie radar wyłapujący paparazzi i wiedział, że dziś im to nie grozi. Zdecydowanie nie chciał, by Oliwia trafiła pod taki ostrzał jego psychofanek, jak kiedyś spotkało to Tay. Wtedy to nawet nie była wina ani jego, ani jej, że wszystko trafił szlag, a właśnie presji mediów i fanów i nie chciał nigdy powtórki z tej wątpliwej rozrywki. Spogląda na brunetkę, owiniętą w szary płaszcz, a ona uśmiecha się do niego lekko, muskając dłonią jego rękę. Mężczyzna nie zastanawia się i obejmuje ją w talii, przyciągając mocno do siebie, gdy lawirują między grupkami ludzi stojących przed lokalami.

Oliwia ma wrażenie, że się rumieni. Jednak bynajmniej nie dlatego, że on ją obejmował, a dlatego jakie myśli krążyły po jej głowie, była na tyle pijana, by nie bać się zrobić jakiś kolejny krok. W sumie właśnie tego od dawna jej brakowało, pierwszych randek, przypadkowego dotyku, nieśmiałych uśmiechów, ukradzionych pocałunków, które robią się coraz śmielsze i...

On nie zna jej myśli, gdyby tak było, wiedziałby, w jak wielu miejscach są one podobne do jego. I gdy ona rozważała nad kruchymi fundamentami ich znajomości i ulotnością tej pijackiej potrzeby bliskości, on wie, że nie może posunąć się dalej niż muśnięcie ustami czubka jej głowy.

– Łapiemy taksówkę? – pyta Tom, gdy zatrzymują się na większym skrzyżowaniu.

Oliwia podnosi wzrok do góry i uśmiecha się lekko, po czym łapie jego dłoń, odciągając go odrobinę na bok i wspina się na palce, by go pocałować. Tom nie waha się ani chwilę, widząc, do czego zmierza kobieta w jego ramionach i odwzajemnia jej pocałunek, przytulając ją mocniej do siebie. Dziewczyna po chwili rozchyla lekko usta, pozwalając im brnąć w to dalej i dalej, zaciska dłonie na jego bokach, niemal prosząc go tym gestem, by nie przestawał.

– Łapiemy taksówkę – szepcze Olie, gdy tylko odsunie się delikatnie od niego.

Tom szuka w jej oczach potwierdzenia, na to, że oboje nie chcą dziś zostać sami i znajduje je po kilku sekundach, czując jej przyśpieszony oddech, gdy ponownie wspina się na place i muska ustami jego wargi.

Zatrzymują pierwszy samochód, on podaje swój adres, a brunetka od razu przytula się do niego na tylnym siedzeniu taksówki. Czuje zapach jej perfum, czuje dotyk jej dłoni na swoim kolanie, gdy dobiega ich muzyka z radia.

– Kocham ten utwór – mówi cicho Oliwia. – To z A Star is Born. Widziałeś już ten film?

– Nie – odpowiada Tom i nachyla się do jej szyi. – Przesuń lot i chodź ze mną do kina.

– Jak to zrobię, mogę pożegnać się z pracą i mieszkaniem, a przymieranie głodem nie zalicza się do moich pasji – sarka dziewczyna, obracając się w jego stronę. – Jednak nie są to rzeczy, o których chcę teraz myśleć.

Tom wpłata dłoń w jej włosy i całuje ją po raz kolejny, aż zatrzymują się pod jego domem. Szuka kluczy w płaszczu, a ona trzyma dłonie w jego tali, przywierając mu do pleców, gdy otwiera mieszkanie i znajdują się w środku. Jak tylko zamkną za sobą drzwi i stoją naprzeciw siebie w przedpokoju, powoli zaczynają ich dopadać wątpliwości. Oboje byli świetni w zamartwianiu się na zapas i obmyślaniu tysięcy najgorszych scenariuszy wydarzeń, które nie miały jeszcze miejsca. Ona robi pierwszy krok, zaczynając rozpinać guziki jego krótkiego czarnego płaszcza, starając się cały czas, by nie dostrzegł w jej oczach zawahania. Jego ręce zaczynają po chwili wtórować jej ruchom i pośpiesznie pozbawia ją okrycia, by znów stała przed nim tylko w zwiewnej sukience. Łapie ją zdecydowanym ruchem za pośladki i podnosi do góry, jej ręce oplatają jego szyję, gdy przypiera ją do ściany, całując po raz kolejny.

– Na pewno tego chcemy? – pyta, odsuwając się na chwilę od jej szyi.

– Nie Tom. Oboje chcemy wielkiej prawdziwej miłości, ale oboje w nią nie do końca wierzymy – odpowiada dziewczyna i przysuwa usta do jego ucha. – Więc, zamiast karmić się złudzeniami, spróbujmy, chociaż na chwilę zapomnieć o całym świecie.

Zanim zdąży musnąć językiem płatek jego ucha, czuje, jak zaciska dłonie na jej udach w cienkich pończochach i niesie ją na górę do sypialni. Oliwia wcale nie była pewna swoich słów, mimo wszystko wciąż jak głupia naiwnie wierzyła, że taka miłość jak ta jest możliwa, że możliwe jest spędzenie życia z kimś, na kogo codziennie będziesz patrzeć z zachwytem. Jednak nie była już młoda i nauczyła się, gdzie w życiu jest miejsce na bajki, a gdzie na realizm.

Niezależnie jak surrealistyczne były jego usta na jej szyi.

Tom stawia ją dopiero na miękkim dywanie w sypialni, brunetka wycofuje się powoli w stronę łóżka, zasłanego niedbale szarą pościelą i uśmiecha się do niego, widząc jak ściąga z siebie koszulę. Mężczyzna podchodzi do niej, łapie dół jej sukienki i zdejmuje ją z niej, jednym ruchem, a ona zaczyna obsypywać pocałunkami jego tors, zanim popchnie ją zdecydowanie na łóżko. Oliwia przyciąga go do siebie, opadając na stos poduszek i bez skrępowania sięga do paska w jego spodniach. Tom błądzi dłońmi po jej gorącym ciele, zanim wsunie dłoń pod koronkę jej majtek, a z ust brunetki zaczną wydobywać się ciche westchnienia.

Oboje są tak głodni swojego dotyku i swojego ciała, że niemal bezbłędnie od razu odnajdują swój rytm i odczytują swoje pragnienia, powoli posuwając się coraz dalej. W końcu każde z nich chciało wziąć z tej nocy jak najwięcej. I dać jak najwięcej, jakby oboje starali się wyjątkowo skrupulatnie przekonać tą drugą stronę, że wcale nie potrzebują więcej niż te westchnienia, gdy dochodzili w swoich ramionach.

Oliwia budzi się zaledwie dwie godziny po tym, jak zasnęła w jego objęciach, utulona do snu jego miarowym oddechem na swoim karku. Przeciąga się w delikatnej pościeli, a wszystkie mięśnie w jej ciele dają o sobie znać, gdy obiecuje sobie kolejny raz, że wróci na zajęcia z yogi. Sięga po jego koszule leżąca na podłodze i schodzi po schodach do jasnej kuchni, gdzie Thomas parzy kawę.

On też nie do końca planował, że ten wieczór przebiegnie tak, jak się to stało. Nie, zdecydowanie liczył, że weźmie jej numer telefonu i będzie mógł po raz kolejny nazwać się tchórzem, gdy nigdy go nie wykorzysta. Jednak stało się zupełnie inaczej i teraz gdy patrzył na to, jak potargana Oliwia zajmuje miejsce na jednym z krzeseł, nie żałował tego wszystkiego, co się stało. Jak mógłby?

– Zrobiłem Ci kawę – mówi, stawiając przed nią kubek, a ona uśmiecha się do niego kpiąco. – Nie zasługujesz na picie paskudnej kawy.

Całuje przelotne czubek jej głowy, a ona niemal musi zagryźć usta, czując zapach jego skóry. Wiedziała doskonale, że będzie się przeklinać za tą noc do końca życia, ale teraz nie była sobie w stanie wyobrazić niczego piękniejszego niż widok Toma zabierającego się za smażenie naleśników.

– Czy myślisz, że jak zostawię Ci mój adres mailowy, to kiedyś do mnie napiszesz? – pyta, upijając łyk kawy. – Wolę spytać, bo nie chciałabym, żywić się nadzieją, aż do kolejnego gorzkiego rozczarowania.

– Napiszę – odpowiada, zawieszając wzrok na podwórzu, za oknem. – Jednak, czy właśnie jak napiszę, nie będzie to dla nas karmieniem się nadzieją i tylko przedłużaniem drogi do niechybnej porażki?

– Tak. Jednak chyba byłabym gotowa podjąć takie ryzyko Tom. Nawet jak skończy się na kilkunastu obietnicach spotkania, które nigdy nie nadejdzie.

– Tak – mówi po chwili i obraca się w stronę kobiety, gotowy na stawienie czoła jej szarym oczom. – Tak, ja też jestem na to gotowy.

☽ ☾

Oliwia leżała w łóżku, gapiąc się tępo w sufit. Budzik wyłączyła już piętnaście minut temu i tkwiła w tym stanie, zastanawiając się czy powinna wstać do pracy czy może upozorować własną śmierć i zostać jednak cały dzień w łóżku oglądając przygody Defenders.

Od powrotu do Gdańska czuła się z każdym dniem coraz bardziej rozbita, coraz głębiej zapadała się w swojej nicości i nie sprawdzała już nawet obsesyjnie skrzynki mailowej. Rozum jasno dawał jej do zrozumienia, że po dwóch tygodniach powinna się przestać łudzić i iść dalej. O ile było jakiekolwiek dalej, gdy serce podpowiadało jej zakup biletu lotniczego i stanięcie w jego drzwiach z walizką w ręku.

W końcu jednak kończy te durne rozważania godne nastolatki i zaczyna się szykować do wyjścia, tak by wypić kawę z widokiem na powoli budzące się do życia Trójmiasto.

– Sprawdzisz czy dostałaś maila z moimi danymi do umowy? – pyta Mateusz, jej nowy współlokator, a ona przytakuje i sięga po telefon.

Zanim jednak kliknie wiadomość od niego, widzi zupełnie inna. Tą, na którą czekała, a która miała nigdy nie nadejść albo być obrzydliwym znakiem nadziei.

Wiadomość nie miała tematu i przyszła o czwartej nad ranem, ale to nie miało znaczenia, jedyne co miało znaczenie to zawarta w niej treść.

Tell me something girl...
Are you happy in this modern world?
Or do you need more?
Is there something else you're searching for?

Gratuluję wszystkim, którzy przebrnęli przez to studium depresji i dotarli do końca.
To mój pierwszy One-Shot, który powstał pod wpływem jesieni w Londynie, jednego dnia wolontariatu i kawałków z wspomnianego A Star is Born.

Kons. ☾

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro