Rozdział 39: Jeremy
Przetarłem twarz zmęczony, uchylając drzwi do sali. Na końcu dostrzegłem już siedzącą Melissę. Czytała książkę i wyraźnie działo się tam coś dużego, bo nawet nie podniosła na nas oczu. Przy tym dosłownie zakopywała się w grubym golfie. Uniosłem kąciki ust po przerwie, podczas której nie miałem okazji jej widzieć. Na zewnątrz panowała temperatura minusowa, niemal każdy chodził ubrany „na cebulkę", a kalendarz wskazywał ósmego stycznia, godzinę siódmą czterdzieści.
Od urodzin Melissy minęły nieco ponad dwa miesiące i przez cały ten czas, nie widzieliśmy Kościroga. Zniknął tamtego wieczora. Nie pokazał się nigdzie w pobliżu. Inne siedliska zostały poinformowane i poproszone o pomoc. Od razu się zaangażowały. Przez ostatnie tygodnie prowadzono polowania, jednak demon jakby się rozpłynął. Nigdzie go nie było. Nikt go nie widział.
— A ty umarłeś czy miłość twojego życia ci powiedziała, że cię kocha? — zażartował Duncan.
Odwróciłem na niego gwałtowniej wzrok. Widząc zmieszanie na mojej twarzy, chłopak od razu się zaśmiał. Can nieco się zmienił od tamtej nocy dwudziestego pierwszego października. Stał się bardziej wyluzowany, można powiedzieć, że włączył się do paczki w stu procentach i dogadał z Melissą. Czasami nawet dało się zauważyć, jak się z nią droczył.
Zostałem nieco pchnięty, żeby nie torować wejścia. Dziewczyny robiły sobie przejście. Przewróciłem oczami, by kolejno ruszyć na miejsce. Jakiś miesiąc temu ugadaliśmy się z innymi uczniami, żeby siedzieć wszyscy w jednym rzędzie. Dlatego teraz zajmowałem krzesło obok Melissy. Przed nami znalazły się dziewczyny, potem bliźniacy i ostatni Duncan, który nawet się ucieszył, że nie miał lokatora. Jak to ujął: „miał większe pole manewru", cokolwiek to miało znaczyć.
Mel podniosła wzrok z książki. Tym samym wyjęła nos z materiału ciemnofioletowego golfa z wyszytymi wokół dekoltu czaszkami. Kolejno wyjęła z uszu małe czarne słuchawki. Zaznaczyła stronę w książce i na nas spojrzała.
— Nie wyglądacie za dobrze — stwierdziła, widząc u każdego zmęczenie.
— Cóż, poszukiwania tamtej gnidy idą jak krew z nosa — skomentowała Maddy.
— Nie pokazał się ani razu — dodała Aria.
— Może... Mogłabym coś zrobić? Jakoś pomóc? — Odsunęła książkę do rogu ławki.
— Nie! — rzuciliśmy wszyscy.
— To zbyt niebezpieczne — powiedziały jednocześnie dziewczyny.
— Zwłaszcza że ta gnida poluje na takie, jak ty — dodał Leo.
— A nie pomyśleliście o tym, że skoro poluje na takie jak ja, to przynęta łatwiej by go zwabiła? — Założyła ręce na piersi.
— Uważaj, bo uwierzę, że ze swoją paranoją byś się wystawiła jako przynęta na demona — zakpił Duncan.
Mel opuściła brwi zła. Przy tym się naburmuszyła. Pod stołem poczułem, jak przypadkiem otarła się o moją nogę, zakładając jedną dolną kończynę na drugą. Samoistnie wzrokiem powędrowałem w tamtym kierunku. To dzięki temu zobaczyłem, że Mel miała na sobie długą spódnicę, na co ledwo widocznie uchyliłem szerzej powieki. Nie sądziłem, że kiedykolwiek przyjdzie mi ujrzeć ją w czymś innym, niż spodnie.
— A, wybacz, Jeremy... — powiedziała od razu.
— W porządku, nic się nie stało. — Uniosłem lekko kąciku ust. — Tak przy okazji...
Zerknęła na mnie. Wyglądała nieco inaczej niż zazwyczaj, co sprawiło, że serce od razu przyspieszyło. Niemal czułem ból żeber, gdy mięsień co rusz o nie uderzał. Jej twarz okalała grzywka, reszta zaś włosów była związana w kucyka z tyłu głowy. Kształt oka podkreślała cienka kreska przy mocniej zaznaczonych tuszem rzęsach. Malinowe usta nieco się szkliły od zapewne nawilżającej pomadki...
Ogarnij się, idioto! Nie teraz!
Przełknąłem ślinę. Kątem oka zauważyłam, jak reszta się podejrzanie uśmiechnęła, ale to zignorowałem. Nie powinienem zwracać na nich w takich momentach uwagi, jednak ich obecność stresowała mnie przy Mel jeszcze bardziej. Zwłaszcza że wszyscy wiedzieli, że darzyłem dziewczynę uczuciem.
— Gdzie masz naszyjnik, który od nas dostałaś przed świętami? — spytałem, siląc się na utrzymanie spokojnego tonu.
Denerwowałem się przy Mel. Było coraz gorzej, a ja nie miałem bladego pojęcia, co w ogóle z tym zrobić. Moje uczucia względem niej wzrastały każdego dnia, a jego korzenie nabierały siły, nie pozwalając mi czasem na spokojne rozwiązywanie, chociażby, zadań domowych. Wiedziałem, co i jak, a jednak moje skupienie odchodziło w siną dal, gdy tylko jakaś rzecz choćby kojarzyła mi się z Melissą.
Czy to przypadkiem nie jest już obsesja?
— Mam go, spokojnie. — Sięgnęła pod golf.
Już w kolejnej sekundzie wyjęła długi wisiorek z niebieskim kryształkiem w kształcie łezki na wierch. Od niego odchodziły dwa kółeczka. Kolejna zaczynała się zawieszka w postaci okręgu, mającego po jednej stronie fazę księżyca. Od tego szedł srebrny łańcuszek, w trzech miejscach przerywany kuleczkami.
— Nie rozstaję się z nim, tak jak kazaliście. W końcu: „To mój amulet i zawsze mnie ochroni przed mrokiem". — Zahaczyła go palcem wskazującym.
Zmarszczyłem nieco brwi.
— Stracił odrobinę na kolorze — zauważyłem. — Trzeba go wzmocnić.
Wyprostowałem się, mierząc kątem oka, czy nikt nie zamierzał w kolejnej sekundzie wejść do pomieszczenia. W ciągu niecałej minuty wypuściłem w stronę kryształu ognika, złożonego z czystej energii. Łezka od razu nabrała żywszego koloru błękitu, który rozlał się niczym kropla farby w tafli wody. Mel praktycznie się przysunęła, aby dokładnie zobaczyć, co się działo z medalikiem.
Uśmiechnąłem się, widząc jej wielkie zainteresowanie magią. Zauważyłem je już wcześniej, ale dziewczyna nigdy nie poprosiła o więcej informacji, choć możliwe, że myślała o tym jak o jakiejś wielkiej tajemnicy. W końcu w naszym zbiorowisku taki rodzaj mocy posiadałem tylko ja i tata, więc mogła z góry założyć, że miało to jakieś drugie dno. Cóż, poniekąd to prawda, ale nie uważałem tego za coś strasznego. Magia sama wybierała, a ten, kto ją posiadł, miał stać się przywódcą. U Bernonów działo się to z pokolenia na pokolenie, ponieważ żyliśmy na tych ziemiach od stuleci. Zapuściliśmy tu korzenie, a moce zrobiły to samo, wtapiając się w moją rodzinę.
Ot cała tajemnica...
Dostałem nagle po głowie zeszytem. Podniosłem zdenerwowany wzrok na Maddy, która już się szykowała do kolejnego uderzenia, podwijając przy tym zbyt długie rękawy luźnego swetra.
— Jeremy, mówi ci coś może zdanie twojego ojca: „Nie czaruj w miejscach publicznych"? — wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Skrzywiłem się, widząc jej udawany milutki uśmiech, po którym ponownie mnie zdzieliła. Przy kolejnym zabrałem jej zeszyt, ale złapała za piórnik. Dosłownie zacząłem się z nią rzucać. Oddawałem jej wszystkim, co akurat podeszło mi pod rękę. To przy okazji spowodowało, że reszta miała dosłownie kabaret z samego rana. Nasza dwójka podobnie do reszty nie potrafiła być poważna, przez co już w kolejnej chwili dołączyliśmy się do śmiechów.
Reszta dalej się chichrała, kiedy to momentalnie miałem wrażenie, jakby czas zwolnił. Melissa na mnie spojrzała i się uśmiechnęła.
Coraz bardziej miałem wrażenie, że zachowywałem się w stu procentach jak zakochany szczeniak. Wszystko w dziewczynie uważałem za idealne. Nie przeszkadzał mi jej styl ubioru. Podobałaby mi się nawet w jaskraworóżowych włosach. Nie obchodziło mnie, czy nosiła makijaż, czy nie. Nie wiedziałem, co musiałaby zrobić, żeby te uczucia opadły. Powoli nawet to uznawałem za niemożliwe. Czułem niemal to, o czym wspominał mi tata, gdy byłem mały.
„Pewnego dnia spotkasz osobę, która będzie tą jedyną i najważniejszą dla ciebie. Tak samo było ze mną i z twoją matką".
Nie chciałem rzucać tych słów na wiatr, bo los bywał przewrotny, jednak wiedziałem, czego chciało serce. Myśl o tym spędzała mi sen z powiek, jednak ja nic z tym nie robiłem. Nie miałam wystarczająco odwagi, by powiedzieć o własnych uczuciach Mel, ale teraz... Za pół roku kończymy szkołę. Możliwe, że każdy pójdzie w innym kierunku zawodowym i na jakiś czas się rozdzielimy. W czasie tego wiele rzeczy mogłoby się wydarzyć. W tym powstać jakiś związek... Samo wyobrażenie sobie Melissy z kimś innym sprawiało, że chciałem coś rozwalić.
Muszę jej powiedzieć...
I powiem. Za miesiąc są walentynki. Wtedy jej to wyznam. Do tego czasu muszę wymyślić, co i jak, a najlepszymi źródłami informacji będzie Maddy i Aria.
— Chryste — odezwał się nagle Duncan — śmiejesz się jak jakiś szaleniec.
Mel udała urażoną.
— Wal się, Duncan.
Wydął dolną wargę smutny, a przynajmniej na takiego wyglądał.
— Nie mam z kim.
Musiałem się siłą powstrzymać, aby nie parsknąć. Ten żart należał do naprawdę niżowych, ale gdy mówił to ten debil, po prostu nie potrafiłem zachować powagi. Zwłaszcza że od czterech lat podejrzewałem u niego inną orientację.
— To znajdź sobie dziewczynę. — Oparła się o łokieć i uśmiechnęła wrednie. — Albo chłopaka.
Zacisnąłem pięść, nie chcąc paść ze śmiechu. Reszta także zagryzła wargi, by pozostać cicho.
— Nie wiem, jakie masz preferencje. — Pokręciła głową.
Duncan uniósł brwi zdziwiony. Kolejno przesunął językiem po górnych zębach.
— Grabisz sobie, Regora. — Wskazał na nią palcem.
— Oho! Już się boję! Co mi niby zrobisz, Cooper? Będziesz znowu ignorował? — Założyła ręce na piersi.
Chłopak oparł się o łokieć.
— Nie, wymyślę jakieś oryginalne tortury.
— Hehehe, uważaj, bo jeszcze uznam, że to interesujące i poproszę o szczegóły.
— Uwaga, masochistka! — Wskazał na dziewczynę.
— Uwaga, sadysta myślący, że ma wysoki iloraz inteligencji! — odszczeknęła.
Duncan szerzej uchylił powieki.
— Osz ty wredna małpo!
Leo i Felix nie wytrzymali. Obaj jednocześnie wypuścili głośne parsknięcie. Dziewczyny zrobiły to zaraz po nich, a ostatni byłem ja. Dalsze przekomarzanie przerwał sygnał mojego telefonu. Każdy na mnie zerknął, gdy włączałem ekran, gdzie zauważyłem wiadomość od taty. Od razu ją wcisnąłem, dzięki czemu poznałem jej treść:
Tata 7:58
Zabierzcie Melissę po zajęciach
Muszę z wami wszystkimi porozmawiać
Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, o czym chciał mówić z nami i Mel.
— Tata każe nam zabrać Mel po lekcjach do nas — oznajmiłem.
Niemal każdy się skonsternował.
— A podał jakiś powód? — spytała Aria. — To nie tak, że cię tam nie chcemy, Mel, po prostu... To dosyć dziwne.
— Napisał tylko, że musi z nami porozmawiać, więc wszystkiego się dowiemy po piętnastej.
****************************************
Tak, cóż...
Rozpoczynamy trzecią księgę!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro