Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12: Melissa

Zamrugałam, próbując przywołać się do porządku. Jeszcze raz musiałam przeanalizować, co dokładnie się wydarzyło. Powiedziałam, że nie mogłam spać i dlatego byłam zmęczona, a wtedy odezwał się Jeremy, pytając, od ilu dni to trwało. Do tego dodał, że po oczach wyczytał wyczerpanie. Jakim sposobem? Starałam się, by niczego nie zauważono, a jednak nic to nie dało. On to dostrzegł. Dodatkowo pierwszy raz się do mnie odezwał. W głowie nadal rozbrzmiewał wydźwięk jego głosu, odbijający się echem. Zachrypnięty, ale miły dla ucha.

Przełknęłam ślinę. Już miałam coś powiedzieć, ale wyprzedziła mnie Maddy.

— Jeremy, nie rób jej przesłuchania. — Sięgnęła do niego i potargała po grzywce.

Skrzywił się lekko, obniżając brwi. Zamrugałam, drugi raz widząc jakąś ekspresję na jego twarzy. Poprawił swoje włosy, ubijając przy tym Maddy wzrokiem. Chciała ponowić swój wcześniejszy czyn, jednak chłopak szybko odtrącił jej rękę. Ich zachowanie względem siebie mogłam porównać do droczącego się ze sobą rodzeństwa. Nazwiska mieli inne, nie byli do siebie bardzo podobni, więc wykluczałam tę opcję. Pozostawała jednak taka, że musieli się znać od małego. Przyjaciele od kołyski? A może ze sobą chodzą? Nie zauważyłam, żeby choćby trzymali się za ręce ani nic podobnego, ale, z drugiej strony, co ja wiedziałam o związkach?

— Po prostu zapytałem — zauważył Jeremy, ponownie odsuwając od siebie ręce Maddy. — Zabierzesz te łapy?

— No patrzcie państwo, w końcu się zaczął odzywać — zaśmiał się Leo, który dołączył do droczenia.

— Co mnie wami pokarało? — spytał ironicznie, zakładając ręce na piersi.

Parsknęłam pod nosem. Wszyscy na mnie spojrzeli, jednak w ciągu kilku sekund ja, Aria i Felix wybuchliśmy śmiechem. W przeciwieństwie do tej dwójki zostałam niemal zmuszona do uspokojenia. Zakręciło mi się nagle w głowie, czym zwróciłam uwagę pozostałej trójki.

— Mel, wszystko dobrze? — dopytała Maddy.

Pokazałam rękę i przytaknęłam, dając znak, że to nic takiego.

— Więc? — odezwał się ponownie Jeremy. — Ile nie spałaś?

Podniosłam na niego wzrok. Musiałam się w końcu przełamać, aby cokolwiek odpowiedzieć, choć jego wzrok czasami naprawdę odbierał odwagę. Czułam się przez to jak mała dziewczynka, która próbowała coś wyjaśnić dorosłemu.

— Jak Mel będzie chciała powiedzieć, to powie. — Maddy oparła się o stolik. — Nie wymuszaj na niej, że nagle o wszystkim nam...

— Nie spałam od pięciu dni — weszłam jej w zdanie.

Oczy wszystkich przy stole skierowały się w moim kierunku. Nawet Duncan, który siedział na krańcu blatu do tej pory odwrócony plecami, spojrzał przez ramię. Każdy z nich, poza Jeremim, uchylił szerzej powieki.

— Ale... — zaczęła niepewnie Aria. — Czemu?

Opuściłam wzrok.

— Wolę na razie nie mówić...

W ciągu kilku sekund zostałam objęta ramieniem przez Maddy.

— Prześpij się.

— Nie mogę.

— Możesz. Po prostu to zrób...

— Melissa ma rację, Maddy — wtrącił się Jeremy. — Gdyby teraz zasnęła, nie wiadomo, czy obudziłaby się w ciągu godziny. Lepiej, żeby odpoczęła po powrocie do domu. Do tego czasu musi wytrzymać.

— Ale...

— Maddy — odezwał się głosem niecierpiącym sprzeciwu.

Przełknęłam ślinę, nie wiedząc, jak zareagować. Chyba jednak nie byli parą. Przy stoliku zapanowała grobowa cisza, kiedy Maddy i Jeremy walczyli na spojrzenia. Nikt nie zamierzał im przerywać pojedynku, który ostatecznie wygrał chłopak. Maddy warknęła, siadając na ławce jak człowiek – wcześniej bardziej klęczała na jednym kolanie, podkładając stopę pod tyłek.

— A może by się tak zerwać z zajęć? — rzucił Felix.

Każdy na niego spojrzał, a kolejno na mnie, gdy westchnęłam.

— Ledwo mój drugi dzień, a już nieobecność?

Większość się zaśmiała, jednak po chwili Maddy mnie przyciągnęła, by bardziej potajemnie omówić plan działania pod kryptonimem „Pierwsze wagary Mel" – wymyślili ją bliźniaki – a ja nie miałam na to najmniejszego wpływu. Jedynie westchnęłam, gdy cała piątka, wykluczając chwilowo mnie i Duncana, stwierdziła, że wymkniemy się po dzwonku na długą przerwę.

Oczekując odpowiedniego momentu na wyjście z placówki, rozdzieliliśmy się na dwie grupki – dziewczyny i chłopacy. Nasza ukryła się w łazience niedaleko wyjścia od strony boiska. Jeremy, Duncan i bliźniacy mieli czekać przy korcie do baseballu. Dokładnie po dzwonku wymknęłyśmy się na korytarz, uważając przy tym, by nie natknąć się na żadnego nauczyciela. Wyszłyśmy na zewnątrz, śmiejąc się pod nosami. Nie wiedziałam nawet, z czego się chichrałyśmy, ale nie przeszkadzało mi to.

Ruszyłyśmy żwawym krokiem w stronę chłopaków, którzy stali niedaleko boiska. Na nim akurat grały jakieś dzieciaki. Z daleka zauważyłam, jak bliźniacy przepychali się z Jeremym, który wciągnął Duncana. Początkowo mu się to nie spodobało, ale w ciągu kilku minut dołączył się do zabawy. Usłyszałam z boku, jak Maddy westchnęła, przyglądając się czwórce.

— Duże dzieci — skomentowała, a Aria się roześmiała.

— Przynajmniej się nie nudzimy — stwierdziła.

Uśmiechnęłam się lekko. Będąc już niedaleko chłopaków, zauważyłam, jak Jeremy spojrzał w naszym kierunku. Chciał chyba coś powiedzieć, ale zostało mu to przerwane przez Duncana, który na niego wskoczył, przez co Jeremy o mało nie stracił równowagi. Zakryłam usta, żeby nie roześmiać się na całe gardło. Zrobiły to natomiast dziewczyny.

Już po chwili ruszyłyśmy pierwsze, wchodząc w gęstwinę drzew przy szkole. Jeremy i Felix, będąc gonionymi przez Duncana i Leo, prędko nas minęli. Ci drudzy po chwili także.

— Nie wierzę w nich czasami — zaśmiała się Maddy, zakładając na plecy bluzę.

— Ja już dawno w nich straciłam wiarę — rzuciła Aria, na co głośno parsknęłam.

Obie dziewczyny do mnie dołączyły, łapiąc przy tym pod ręce. Szłyśmy, głośno się śmiejąc z chłopaków, gdy ktoś powalił drugiego na ziemię. Maddy kilkakrotnie łapała się za głowę, co tylko potęgowało poziom głupawki. Wchodziliśmy coraz głębiej w gęstwinę drzew, podczas gdy chłopacy się nieco rozdzielili, żeby ponownie nie zwiedzać ściółki.

— Długo się wszyscy znacie? — dopytałam po chwili.

— Można powiedzieć, że razem się wychowaliśmy — zaczęła Aria. — Nasi rodzice się ze sobą przyjaźnili. Spędzaliśmy ze sobą praktycznie każdy dzień i tak zostało do teraz.

— Miło.

— Też masz jakichś przyjaciół z dzieciństwa? — dopytała Maddy.

Wzdrygnęłam się lekko.

— Niespecjalnie... — powiedziałam nieco bardziej przygaszona.

Nie uszło to uwadze dziewczyn. Spojrzały na siebie zaniepokojone.

— Co masz na myśli? — spytała Aria.

— W Kanadzie niespecjalnie miałam osoby, które mogłam nazwać przyjaciółmi. Raczej każdy mnie odsuwał na ubocze. Kiedyś miałam przyjaciół, ale sukcesywnie wykreślali mnie z listy znajomych. Wszystko przez to, co mi dolega...

— Przykro mi, Mel. — Objęła mnie ramieniem Maddy.

— Odsunęli się, bo każdy stwierdzał, że będąc ciągle zmęczoną, nie mam ochoty gdzieś wyjść. W końcu przestali w ogóle pisać, potem się odzywać w szkole. Idąc do szkoły średniej, nie miałam już żadnych znajomych, z którymi mogłabym się zgadać na przerwach. Zostałam sama.

Kątem oka zauważyłam, jak wracali chłopacy. Nadal się wzajemnie przepychali.

— Jakoś po dwóch miesiącach pierwszej klasy liceum zagadała do mnie jedna dziewczyna. Miała na imię Christina. Jak się później okazało, była oszustką. Nie chciała się zaprzyjaźnić, tylko znaleźć ofiarę do gnębienia.

— Czekaj — przerwała mi Maddy. — Chcesz powiedzieć, że w poprzedniej szkole ktoś cię prześladował?

Swoim pytaniem zwróciła uwagę nie tylko moją. Chłopacy, którzy szli w naszą stronę, aż przystanęli, kiedy usłyszeli o szykanowaniu.

— Tak — odpowiedziałam nieco ciszej. — Nie było za ciekawie. Od samego początku nazywała mnie „króliczkiem". Głównie przez moją bluzę. Gdyby tego było mało, często zwracała się do mnie określeniami, jakby przywoływała zwierzątko domowe.

— Co za pizda! — uniosła się lekko Aria.

— Aria, słownictwo — zwrócił jej uwagę Leo.

Akurat znalazłyśmy się obok chłopaków. Każdy z nich przysłuchiwał się zainteresowany moimi słowami. Nawet Duncan.

— Ups — wymsknęło jej się. — Będę musiała się wyspowiadać...

— Ale Aria ma rację — stwierdziła Maddy. — Pizda z tamtej dziewczyny. Kto w taki sposób traktuje drugiego człowieka?!

— Ona i jej grupka przyjaciółeczek — odpowiedziałam, a ona spojrzała na mnie zaskoczona, kiedy się dowiedziała, że takich osób jak Christina było więcej. — Wszystkie uwielbiały mi uprzykrzać życie. Nie zliczę, ile razy któraś mi podłożyła nogę na korytarzu albo na schodach.

— Na schodach?! — zbulwersowali się bliźniacy.

Przytaknęłam głową.

— Uwielbiali gnębić każdego, kto za bardzo wyróżniał się z tłumu. Zauważcie, że mnie raczej da się zauważyć z daleka, biorąc pod uwagę styl ubioru.

— Raczej ci nie było łatwo — zauważył Jeremy.

— Nie było — przyznałam. Ruszyliśmy całą grupą dalej. — Nie miałam się do kogo zwrócić o pomoc, bo Christina i jej grupka były uważane za wzorowe uczennice. Kto by te zarzuty wziął na poważnie?

— W takiej sytuacji raczej nikt — odezwał się nagle Duncan.

Od niego nie spodziewałam się odpowiedzi. Akurat wkładał papierosa między wargi. On jako jedyny nie zawracał sobie mną głowy, ale miałam wrażenie, jakby coś się zaczynało zmieniać. Powoli się przyzwyczajał czy może postanowił mnie po prostu zignorować?

— Okropne miałaś środowisko w poprzedniej szkole — stwierdził Leo.

— Nie musisz mi nawet mówić. — Weszłam na pień zawalonego drzewa, zostawiając dziewczyny nieco z tyłu. — Nawet sobie nie wyobrażacie, jaką ulgę poczułam, jak rodzice stwierdzili, że się... — zacięłam się, patrząc na pozostałych.

Każdy z nich skierował wzrok w swoje prawo, prosto w głąb lasu. Powędrowałam spojrzeniem za nimi, ale nie widziałam nic poza zielenią i ściółką. Zmarszczyłam lekko brwi, nie wiedząc, o co chodziło. Nagle się zatrzymali, kompletnie nic nie mówiąc. Zeszłam z bali, zbliżyłam się do nich, bo żadne z nich nie ruszyło się na choćby milimetr. Miałam nawet wrażenie, jakby zaprzestali oddychać.

— Wszystko dobrze? — Podniosłam rękę, by szturchnąć Maddy.

Odwróciła do mnie gwałtownie głowę, czym, nie powiem, mocno mnie przestraszyła. Zamrugała kilkakrotnie, łapiąc wdech. Oblizała wargi, by kolejno się uśmiechnąć.

— Wszystko okej.

Zmarszczyłam lekko brwi.

Coś mi się nie wydaje...


*****************************************

Jestem Polsatem, wiem...

Co powiecie o opowieści Mel? Za ciekawie nie miała. A reakcja reszty? 

Podobały się wagary naszej grupki? Kto by się z nimi przeszedł po lesie łapka w górę!

No, i oczywiście, co myślicie o zakończeniu tego rozdziału? Tajemniczy?

Dajcie znać koniecznie! Czekam z niecierpliwością na komentarze!

Do zobaczenia w następnym rozdziale!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro