Rozdział 42: Jeremy
Stałem u boku taty, gdy ten tłumaczył plan działania. Niestety, ktoś całkowicie odwracał moją uwagę. Uniosłem wzrok na Melissę. Siedziała na kanapie, pokazując reszcie zdjęcie, które udało jej się znaleźć w swoim wisiorku. Podejrzewałem, że coś mogło się w nim znajdować, jednak nie spodziewałem się, iż tym czymś będzie fotografia jej prawdziwej rodziny. Cieszyłem się, że w pewnym sensie podkusiłem ją, by spróbowała coś odkryć. Dzięki temu mogłem znowu patrzeć na jej uśmiech, ale dostrzegałem w nim minimalne zalążki smutku. Nigdy ich nie poznała i to zapewne to zaprzątało jej umysł.
Poczułem nagłą chęć, by do niej podejść i przytulić, ale nie mogłem. Nie teraz, gdy znajdowali się tu wszyscy, dlatego przestąpiłem z nogi na nogę. Przełknąłem ślinę, próbując skupić się na słowach taty. Mówił o Kościrogu i że poprosił inne zbiorowiska Cieni o pomoc.
Odwróciłem momentalnie wzrok, dzięki czemu zauważyłem, jak Melissa posłała mi ukradkiem uśmiech. Ponownie moja uwaga należała tylko do niej. Mało brakowało, żebym stracił kontrolę nad sobą i zrobił coś głupiego. Tym bardziej, gdy Mel uniosła dłoń i odsunęła włosy za ucho. Po całym ciele jakby przeszedł prąd, ale starałem się stać nijak niewzruszony.
— Co o tym myślisz, Jeremy? — spytał nagle tata.
— Tak, jasne. Dobry pomysł... — odpowiedziałem, kompletnie nie wiedząc, o czym mówił.
Zaczął opowiadać dalej, ale ja dalej przyglądałem się Mel. Śmiała się ze słów Duncana, który oddawał zdjęcie Maddy.
— Powiem tak, twój brat pewnie miałby niezłe powodzenie u kobiet — skomentowała jego wygląd Aria.
Mel się roześmiała.
— Może lepiej tak? Jeremy, wypowiedz się — odezwał się tata.
— Jasne, może być...
Usłyszałem, jak w ciągu kilku sekund tata westchnął.
— Pomyślałem, że najmłodsza grupa, która jeszcze nie umie się dobrze posługiwać swoimi mocami, potrzebuje mentora. Może się nimi zajmiesz w ciągu wakacji? Zrobimy z twojego pokoju salę lekcyjną i nie będziesz miał spokoju, żeby chociażby odetchnąć przez dwie minuty...
— Jasne, niech będzie...
Tata cicho warknął, pomachał mi ręką przed oczami. Zamrugałem szybko, po czym szybko się do niego zwróciłem. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że przegiąłem. Tata opowiadał o akcji, próbował jakoś to sensownie poukładać, a ja go całkowicie zlałem. Nie zdziwiłbym się, gdyby postanowił to jakoś głośno skomentować. Z tego też powodu na mojej twarzy wystąpił cień strachu, jednak, ku mojemu zaskoczeniu, mężczyzna cicho odetchnął.
Już w kolejnej sekundzie jego usta wykrzywiły się w serdecznym uśmiechu, co już całkowicie mnie zbiło z tropu. Przełknąłem ślinę, nie wiedząc, czego powinienem się spodziewać. Tata kiwnął palcem, żebym się zbliżył, co też uczyniłem. Od razu ściszył ton.
— Powinieneś jej powiedzieć — poradził, na co szerzej uchyliłem powieki. — I to najlepiej jeszcze przed akcją.
Skrzywiłem się, nie wiedząc, o co mu chodziło.
— Przed jaką akcją?
Tata westchnął ciężej, jednak już w kolejnej chwili się cicho zaśmiał.
— Mówiłem ci o niej od dziesięciu minut, ale zachwycałeś się czymś innym... — Skierował wzrok na Mel. — A może raczej kimś innym.
Pokręciłem głową zawstydzony. Własny ojciec mnie nakrył, że darzyłem uczuciem dziewczynę. No gorzej być nie mogło...
— Okej, okej... — Poczułem ciepło na twarzy. — Streść mi to na szybko...
Tata parsknął.
— Nie będę się powtarzał trzy razy. Dwa tobie, a potem trzeci raz reszcie. Skoro mnie nie słuchałeś, dowiesz się za moment, tak jak pozostali. Powiem ci tylko tyle: Melissa będzie musiała wziąć udział.
Nagły dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. To strach. Niemal od razu domyśliłem się, co tata miał na myśli. To dokładnie to samo, co Mel chciała zrobić, gdy zaproponowała wczoraj pomoc.
Przynęta...
Przełknąłem ślinę, gdy tata mnie minął, ruszając do reszty. Sam także przeszedłem do kanap. Zająłem wolne miejsce obok Mel. Zerknęła na mnie. Wyraźnie dało się dostrzec prośbę o pomoc, gdy dziewczyny zaczęły wymieniać cechy, jakie Mel odziedziczyła po biologicznych rodzicach.
— Włosy i urodę masz na pewno po matce, ale oczy po ojcu... — wymieniła Maddy.
— Ratuj... — wyszeptała do mnie dziewczyna.
Cicho parsknąłem. Już chciałem coś powiedzieć Maddy i Arii, jednak ubiegł mnie tata, chrząkając głośniej, by zwrócić uwagę reszty.
— Kościroga widziano na granicy Ohio z Pensylwanią. Cienie w tamtym rejonie o mało nie zostały wybite w pień. Widocznie szukał Bramy, jednak jej tam nie znalazł. Z informacji, jakie dostałem, wychodzi, że Kościróg kieruje się na północny zachód, co znaczy tyle, że idzie prosto na nas.
Usłyszałem, jak Mel przełknęła ślinę. Uśmiech z jej twarzy natychmiast zniknął. Kościróg szedł do nas, a Mel już zapewne myślała, że przyjdzie tu po nią, chcąc dokończyć rozrachunki z jej rodziną – poinformowała nas, co ich prawdopodobnie zabiło jeszcze przed pierwszą lekcją. Możliwe, że dużo się nie myliła, bo w końcu Kościróg szukał Bram, ale nie chciałem, żeby się bała.
Uniosłem dłoń, chcąc jej dodać otuchy. Zerknęła na mnie, a w jej oczach dostrzegłem czyste przerażenie. Sięgnęła do mojej ręki, zdjęła ją, po czym splotła z nią swoje palce. Zaskoczyła mnie tym, nie powiem, że nie, ale domyśliłem się, że potrzebowała po prostu kogoś przy sobie czuć. Wiedziała, że zawsze ją ochronię. W ciągu kilku sekund koło Mel usiadła Maddy. Przytuliła ją.
— Wszystko będzie okej, Mel — zapewniła. — Skopiemy tego demona tak, że wróci, skąd przylazł.
— Nie damy mu cię skrzywdzić, Mel — dodał Leo.
— Nie dostanie nawet okazji, by się do ciebie zbliżyć — rzucił tym razem Duncan, zakładając ręce na piersi.
Był widocznie pewien swoich słów.
— W przypadku tego ostatniego będziemy musieli akurat na to pozwolić — odezwał się nagle tata.
Spojrzeliśmy na niego. Ja się już domyśliłem, ale reszta dalej wydawała się, jakby nie rozumieli, o co mu chodziło.
— Kościróg lgnie do mocy Bram, dlatego przykro mi to mówić, ale jeśli chcemy się go pozbyć, Melissa musi wziąć udział w całej akcji i go do nas zwabić.
— Zwariował pan?! — zbulwersowała się Maddy.
Przy tym wstała z kanapy. Reszta postąpiła identycznie.
— Ten demona na nią poluje! Jeśli wystawimy mu ją, jak na tacy, to Mel może zginąć! — zauważył Can.
— Nie zgadzam się na ten plan! — rzuciła Aria.
— Mamy chronić Mel, a nie ją jeszcze bardziej narażać! — dodali jednocześnie bliźniacy.
Tata tylko uniósł ręce, by ich uspokoić. Z powrotem zajęli miejsca, ale bardziej niechętnie. Dalej chcieli się wykłócać. Tata zaczął tłumaczyć, że Mel miała go tylko przywabić jak najbliżej, żebyśmy mogli zadać mu jak największe obrażenia z bliskiej odległości. Sam nie do końca zgadzałem się z tym planem. Kościróg w ciągu tych kilku miesięcy zabił kilka Bram i zgromadził ich moc. Nie wiadomo, jak silny się przez to stał, co jedynie sprawiało, że strach rósł na sile. Nie chciałem, żeby się narażała...
Zauważyłem, jak tata się odwrócił w naszą stronę.
— To będzie niebezpieczne i to, ten strach, który czujesz, Melisso, jest jak najbardziej uzasadniony. — Tata wziął głębszy wdech. — Nie musisz się zgadzać, jeśli się boisz...
Mel podniosła na niego zaskoczony wzrok.
— Znajdziemy inny sposób, aby go zwabić...
Zauważyłem, jak dziewczyna obok przełknęła ślinę.
— Pomogę... — powiedziała słabo.
Doskonale dało się usłyszeć, jak drżał jej głos. Panika narastała, ale starała się ją trzymać na wodzy. Nie chciała robić sceny.
— Mel, jesteś pewna? — dopytał Felix.
— Jasne, że nie. — Zerknęła na niego. — Tylko że nie mam wyboru. Kościróg poluje na takie jak ja, więc raczej nie istnieje opcja, żebym mogła się skulić w jakimś kącie i przeczekać, aż odejdzie...
— Problem jest w tym, że on nie odejdzie.
Spojrzeliśmy na tatę, nie rozumiejąc, co miał na myśli.
— Nie odejdzie, dopóki nie wybije wszystkich aktywnych Bram, które czuje.
— Czyli... — Mel się zacięła.
— Jeśli chcemy się go stąd pozbyć, będziemy musieli go zabić raz na zawsze.
Mel ponownie przełknęła ślinę.
— Za ile on tu będzie? — spytała drżącym głosem.
Tata wziął głębszy wdech.
— Za trzy dni...
*************************************
No to się porobiło XD
Mel i reszta widocznie obawia się całego planu, a wy?
Jak myślicie, co się stanie?
Dajcie znać koniecznie!
Do następnego! (Będzie przyjemniejszy, niż ten, to już wam mogę zagwarantować i zapewne dużo osób się ucieszy, co się tam stanie)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro